wtorek, 31 grudnia 2024

 

 

TOP 70 70s DISCO CLASSICS

Dziś, w sylwestrowy wieczór, udostępniam dość nieoczywiste zestawienie – TOP 70 70s DISCO CLASSICS. Nie pamiętam lat 70-tych (no może jakieś muzyczne przebłyski – ABBĘ, czy Blondie) i myślałem, że przygotuję listę hitów dyskotekowych z lat 80-tych, ale przecież lata 70-te to era disco, początki muzyki klubowej, muzycznych eksperymentów, muzycznych produkcji o niedoścignionym czasem dzisiaj poziomie. Królowie tej listy to bracia Bee Gees – muzyczni bohaterowie Gorączki sobotniej nocy, ale TOP 70 wygrywa ABBA – inaczej być nie mogło. Poniżej zamieszczam moje subiektywne zestawienie TOP 70 70s DISCO CLASSICS wraz z linkiem do playlisty na Spotify. Może będzie dla kogoś prawdziwą inspiracją na sylwestrowy wieczór. Enjoy!

https://open.spotify.com/playlist/5ueNctg5xzayM6Kn99zAkN?si=gqsIcgANQlin3E74jSsZqg

70. CERRONE Give me love
69. DONNA SUMMER Last dance
68. GONZALES Haven’t stopped dancing yet
67. REAL THING You to me are everything
66. THE HUES CORPORATION Rock the boat
65. VILLAGE PEOPLE YMCA
64. LABELLE Lady Marmalade
63. CARL DOUGLAS Kung Fu fighting
62. ROSE ROYCE Car wash
61. DON HARTMAN Relight my fire
60. RICHIE HAVENS Going back to my roots
59. TAVARES Heaven must be missing an angel
58. HOT CHOCOLATE So you win again
57. THE TRAMMPS Disco Inferno
56. SISTER SLEDGE We are family
55. SYLVESTER You make me feel (Mighty real)
54. VILLAGE PEOPLE Go West
53. HOT CHOCOLATE You sexy thing
52. FRANKIE VALLI & THE FOUR TOPS December 63 (Oh what a night)
51. DIANA ROSS Upside down
50. O’JAYS Love train
49. BEE GEES Night fever
48. BEE GEES You should be dancing
47. WILD CHERRY Play that funky music
46. PRINCE I wanna be your lover
45. JOHN TRAVOLTA & OLIVIA NEWTON JOHN You’re the one that I want
44. ANITA WARD Ring my bell
43. ROD STEWART Da ya think I’m sexy
42. CANDI STATON Young hearts run free
41. LEO SAYER Thunder in my heart
40. BONEY M. Ma Baker
39. BILLY OCEAN Love really hurts without you
38. KOOL & THE GANG Ladies night
37. PEACHES & HERB Shake your groove thing
36. BARRY WHITE You are the first, my last, my everything
35.  ABBA Voules Vous
34. M Pop Music
33. EARTH, WIND & FIRE Fantasy
32. ISAAC HAYES Theme from Shaft
31. GLORIA GAYNOR Never can say goodbye
30. DONNA SUMMER Hot stuff
29. ALICIA BRIDGES I love the nightlife
28. ANDREA TRUE CONNECTION More more more
27. ERUPTION One way ticket
26. BEE GEES Jive talkin’
25. PUSSYCAT Mississippi
24. GLORIA GAYNOR I will survive
23. THE JACKSONS Blame it on the boogie
22. TUBEWAY ARMY Are friends electric?
21. ELTON JOHN & KIKI DEE Don’t go breaking my heart
20. THELMA HOUSTON Don’t leave me this way
19. LIPPS INC Funky town
18. EARTH, WIND & FIRE Boogie wonderland
17. BONEY M. Rasputin
16. ABBA Gimme! Gimme! Gimme!
15. CHIC Le Freak
14. KC & THE SUNSHINE BAND Get down tonight
13. GARY NUMAN Cars
12. KC & THE SUNSHINE BAND That’s the way I like it
11. BEE GEES Tragedy
10. MICHAEL JACKSON Don’t stop ‘til you get enough
9. BELLE EPOQUE Black is black
8. EARTH, WIND & FIRE September
7. BACCARA Yes sir, I can boogie
6. DONNA SUMMER I feel love
5. AMII STEWART Knock on the wood
4. BEE GEES Stayin’ alive
3. VAN COY Do the Hustle
2. BLONDIE Heart of glass
1. ABBA Dancing Queen



poniedziałek, 30 grudnia 2024

 

„WRÓBEL”, Polska 2024

Premiera kinowa: 23 sierpnia 2024


W tym roku w kinach pojawiło się kilka ciekawych polskich pozycji. Jedną z nich niewątpliwie jest film ‘Wróbel” Tomasza Gąssowskiego – nieoczywisty, choć bardzo sympatyczny, prezentujący nieco senny obraz polskiej prowincji, z główna rolą świetnie obsadzonego Jacka Borusińskiego, który nieprzypadkowo otrzymał za tę kreację nagrodę za najlepszą rolę męską na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Główny bohater – Remigiusz Wróbel – to dobiegający czterdziestki samotny mężczyzn, który pracuje jako listonosz w swoim małym miasteczku. Interesuje się piłką nożną i gra nawet w lokalnym klubie, choć wszyscy wiedzą, że gracze z jego kategorii wiekowej są już od dawna na sportowej emeryturze. Każdy dzień Remka jest przewidywalny i związany z rutyną, aż do chwili, kiedy w jego życiu pojawia się … zapomniany Dziadek (Krzysztof Stroiński) – człowiek, który lata temu porzucił kontakty z rodziną, a teraz jako zniedołężniały starzec potrzebuje pomocy. Na dodatek do sąsiedniego domku wprowadza się atrakcyjna Marzena (Julia Chętnicka), która wyraźnie zagina parol na Remigiusza.

Jak mężczyzna poradzi sobie w nowym świecie, nowej rzeczywistości, w której obecność dwojga nowych osób – dziadka i Marzeny – całkowicie zaburza jego życiowy ład, nawyki i przyzwyczajenia?

„Wróbel” to film, jakich już teraz się właściwie nie kręci. To film o zwykłych ludziach, prostej codzienności, o życiu, które powoli przechodzi do przeszłości, o polskiej prowincji, w kształcie i formie, które też odchodzą do lamusa. I na tym chyba polega siła tego obrazu.

W filmie „Wróbel” Jacek Borusiński wreszcie dostał szansę na zagranie czegoś więcej niż epizodów w niemądrych polskich komediach, czy ról w reklamach (które notabene były zawsze popisem aktorskiej klasy). Film Gąssowskiego pozwolił aktorowi stworzyć ciekawą, na pozór prostą, a faktycznie wielowymiarową postać człowieka, który z dnia na dzień musi porzucić wieloletnie nawyki i zmienić swoje życie, podjąć istotne decyzje, które już na zawsze wyprowadzą go z tworzonej przez lata strefy komfortu.

„Wróbel” to niezłe polskie kino, leniwie toczący się obraz polskiej prowincji i ciekawa historia. Chyba warto zerknąć.

Moja ocena: 7/10

niedziela, 29 grudnia 2024

 

MAŁGORZATA OLIWIA SOBCZAK „Biel”, Wydawnictwo W.A.B. 2021


Po rewelacyjnej „Czerwieni” (filmowej adaptacji nie obejrzałem do tej pory) sięgnąłem po kolejną część sagi o kolorach zła autorstwa Małgorzaty Oliwii Sobczak. To wprawdzie tom trzeci (przez nieuwagę opuściłem tom drugi), ale nie wpłynęło to w żaden sposób na jakość lektury – w tekście pojawiały się nieliczne aluzje do zbrodni w Kartuzach, z którą zapoznam się w tomie drugim.

Najprzystojniejszy trójmiejski prokurator, Leopold Bilski, tym razem mierzy się z samobójstwem młodej i pięknej studentki prawa, Michaliny. Dziewczyna wyskoczyła z okna prosto na zasłaną bielą śniegu przestrzeń pod oknem. Biel – symbol czystości i niewinności – nieoczekiwanie staje się kolorem zła. Badanie post mortem wykazało, że przed zgonem dziewczyna była podduszana i krępowana. Działania prokuratora Bilskiego pozwalają mu na dotarcie do gangu odpowiedzialnego za prostytucję i krzywdzenie kobiet.

Tym, co czyni książkę szczególnie atrakcyjną, jest dwutorowość akcji .Sobczak przedstawia sprawę samobójczej śmierci studentki, ale w retrospekcjach wraca do moich ukochanych lat 80-tych i do tajemniczej, niewyjaśnionej śmierci Miłosza Bilskiego, milicjanta, ojca Leopolda, do którego syn jest łudząco podobny. Poznajemy trójmiejski świat mafii, sutenerstwa, prostytucji i zbrodni z czasów PRLu. Czy to możliwe, że Miłosz Bilski nie był postacią krystalicznie czystą, że zginął nie tylko dlatego, że wiedział i widział zbyt dużo, ale też potrafił czynić zło?

Książkę czyta się świetnie, jest napisana interesującym językiem, wciągająca, nieoczywista. Przedstawione historie są niebanalne, spójne i chce się poznać ich zakończenie. Pisarka skrzętnie wykorzystuje swoją wiedzę z zakresu kryminologii i psychologii.

Autorka imponuje mi dbałością o szczegół. W książce każdy detal ma swój sens, każda postać odgrywa jakaś rolę. Kiedy na dansingu z głośników wybrzmiewa muzyka, jest to przebój, który rzeczywiście mógł być wówczas puszczany w trójmiejskich dyskotekach. Bardzo prawdziwi są też bohaterowie – wprawdzie Bilski wykonuje pewne działania, za które w rzeczywistości odpowiedzialna jest policja, a nie prokuratura, ale czego się nie robi dla uatrakcyjnienia fabuły? Poza tym, pamiętajmy, Bilski to syn milicjanta. Ciekawe jest też życie miłosne Leopolda i jego słabość do pani asesor Anny Górskiej, której serce, niestety, skradł przystojny hokeista. Tylko czy na zawsze???

Jedynym, co przeraża mnie w Kolorach zła, to fakt, że Trójmiasto wydaje się być niezwykle niebezpieczną przestrzenią, pełną przemocy, nielegalnych praktyk, morderstw i innych przestępstw. Czy rzeczywistość przedstawiana w książkach Małgorzaty Oliwii Sobczak ma dużo wspólnego z prawdą?

Niebawem sięgnę po kolejną część sagi – mroczną „Czerń” – recenzja już w 2025 roku.

Moja ocena: 9/10

 

„ANORA” (Anora), USA 2024

Premiera kinowa: 22 listopada 2024

„Anora” Seana Bakera (twórcy świetnie przyjętych ‘The Florida Project”, „Red Rocket”, czy „Mandarynki”) to bez wątpienia jeden z głośniejszych tytułów końca tego roku i film, w którym wielu krytyków upatruje zdobywcy statuetki Oscara dla najlepszego filmu roku. Na czym polega siła obrazu „Anora”?

Anora (Mikey Madison), czy też – jak chce być nazywana – Ani, to młoda Amerykanka rosyjskiego pochodzenia (jej babcia jest Rosjanką), która pracuje jako tancerka erotyczna w klubie go-go. Jeśli trafi się chętny, hojny klient, Ani może mu zaoferować znacznie więcej niż taniec. Pewnego dnia w klubie pojawia się młody bogaty Rosjanin, Ivan (dobra rola Marka Eydelshteyna). Chłopak „kupuje” sobie Anorę na tydzień jako maskotkę do towarzystwa. Wydaje na nią mnóstwo pieniędzy, a podczas spontanicznej podróży do Las Vegas oświadcza się jej i poślubia dziewczynę.

Okazuje się, że Ivan jest synem rosyjskiego oligarchy. W domu „państwa młodych” pojawiają się tajemniczy Rosjanie, a wkrótce z Rosji przybywają rodzice Wani. Czar pryska, bajka się kończy. Czy Rosjanom uda się anulować ślub Ivana i Anory?

„Anora” to współczesna wersja Kopciuszka – tylko bez happy endu. Podczas seansu zastanawiamy się, jaką przyszłość ma związek tej dwójki, czy ma szanse powodzenia i czy Anora rzeczywiście wygrała los na loterii – los, który zmieni jej życie na zawsze. Zastrzeżenia budzi jednak od razu niedojrzałość Iwana oraz spontaniczność , czy wręcz lekkomyślność wszystkich podejmowanych decyzji. Przybycie rodziców rozwiewa wszelkie wątpliwości. Rosjanie traktują Anorę jak przedmiot, nie liczą się z jej uczuciami, emocjami, nie są zainteresowani rozwiązaniem problemu bez ignorowania godności Anory.

Gdzie należy doszukiwać się przyczyn upadku Anory? W filmie ani razu nie pojawia się wzmianka o jej rodzicach. Jest mowa o babci Rosjance, o siostrze, ale o rodzicach Ani nigdy nie wspomina. Dlaczego młoda, atrakcyjna dziewczyna stała się pracownicą seksualną? Czy zwabiła ja perspektywa szybkich, stosunkowo łatwych, dobrych pieniędzy, czy może zmusiła ją do tego sytuacja życiowa, brak wykształcenia, brak perspektyw. Anora zachłystuje się życiem u boku rosyjskiego milionera, wierzy, że odmieniła swój los, że uśmiechnęło się do niej szczęście, być może nawet zakochuje się w Rosjaninie, który poświęca jej wiele atencji i jest nią w dużym stopniu zafascynowany. Odrzucenie uświadamia jej, kim naprawdę jest i jak rzeczywiście wygląda jej życie. Nieoczekiwanie Anora znajduje zrozumienie u jednego ze swoich „oprawców”, Igora (Yura Borisow) – Rosjanina przysłanego przez ojca Ivana, Wprawdzie dziewczyna od początku go ignoruje, ale nie może pozostać wroga wobec jedynej osoby, która traktuje ją jak człowieka.

Ostatnia, otwarta scena filmu rozdziera serce, ale daje nadzieję – wiarę, że Anora odnajdzie lepsze życie i miłość.   

Film uczynił z Mikey Madison gwiazdę i jedną z najważniejszych kandydatek do Oscara dla najlepszej aktorki. Do tej pory Madison była znana głównie z epizodycznej roli u Tarantino w jego „Pewnego razu … w Hollywood” oraz z najnowszej wersji filmu „Krzyk”. Teraz, po roli w „Anorze”, mówi o niej cały filmowy świat. Aktorka była w filmie tak przekonująca, że myślałem, że Sean Baker zatrudnił w produkcji do roli Anory „naturszczyka”. Sceny w klubie, chwile konfrontacji Anory z rodzicami Iwana, czy kończąca film przejmująca scena w samochodzie Igora pokazują duży talent i klasę aktorki. Wydaje się niemal pewne, że Mikey Madison to gwiazda jutra.

Niektórzy zarzucają filmowi, że podświadomie promuje kulturę rosyjską w obliczu nieludzkiej agresji Rosji na Ukrainę. Wprawdzie wszyscy rosyjscy bohaterowie to źli ludzie, kanalie, potwory, ale faktem jest, że twórcy filmu stworzyli okazję wielu rosyjskim aktorom do zagrania w  ważnej, niezależnej i liczącej się amerykańskiej produkcji. Trudno się z tym nie zgodzić i to rzeczywiście kontrowersyjna, może nie do końca przemyślana sytuacja.

„Anora” nie jest filmem łatwym i przyjemnym. Główna bohaterka tak kreuje swoją postać, że od początku z nią sympatyzujemy i trzymamy kciuki za jej szczęście i sukces. Film wypala widza emocjonalnie, ale jest wart uwagi, choćby ze względu na to, jak inny jest od pozostałych produkcji, które przygotowały kina na koniec roku. Dlatego obejrzyjcie „Anorę” i zapamiętajcie grającą główną rolę aktorkę, Mikey Madison.

Moja ocena: 8/10

środa, 25 grudnia 2024

 TOP 60 ANNIE LENNOX

W związku z 70. urodzinami jedynej i wspaniałej Annie Lennox przypominam mój TOP 60 Jej piosenek, który zamieściłem na Facebooku 26 grudnia 2019 roku, kiedy Popkulturalny Maniak jeszcze nie istniał.

Dzisiejsze notowanie należy do wczorajszej jubilatki, wspaniałej brytyjskiej wokalistki, obdarzonej niesamowitym głosem i niezwykłą osobowością – Annie Lennox. Annie jest moją trzecia ulubioną wokalistką zagraniczna (po Madonnie i Whitney Houston). Pokochałem Ją jako połowę duetu Eurythmics i pozostałem Jej dozgonnie wierny, kiedy rozpoczęła karierę solową. Każda nowa płyta Annie Lennox jest dla mnie muzycznym objawieniem i słucham każdej z ogromną satysfakcją. Jednym z moich marzeń jest, by zobaczyć kameralny koncert Annie na żywo. Oto moje subiektywne zestawienie ulubionych nagrań Annie Lennox. Enjoy!  

 60. God rest ye merry Gentlemen
59. Erased
58. Downtown lights
57. I cover the waterfront
56. Strange fruit
55. The nearness of you
54. Coloured bedspread
53. Keep young and beautiful
52. Big sky
51. Dream Angus
50. Step by step
49. Hush hush hush (& HERBIE HANCOCK))
48. Wonderful
47. Full steam (& DAVID GRAY)
46. Twisted
45. Honestly
44. Hurting time
43. God bless the child
42. Love is blind
41. Smithereens
40. Ghost in my machine
39. The holy and the ivy
38. Loneliness
37. Take to the river
36. Many rivers to cross
35. Georgia on my mind
34. Summertime
33. Something so right (& PAUL SIMON)
32. Sing
31. A thousand beautiful things
30. The saddest song I’ve got
29. Mood indigo
28. Ladies of the canyon
27. September in the rain
26. The gift
25. Heaven
24. Ev’ry time we say goodbye
23. Waiting in vain
22. Legend in my living room
21. Pavement cracks
20. Money can’t buy it
19. Universal child
18. Into the West
17. Precious
16. Requiem for a private war
15. I put a spell on you
14. A whiter shade of pale
13. Patterns in my life
12. Dark road
11. Primitive
10. Don’t let it bring you down
9. Walking on broken glass
8. Shining light
7. Stan by me
6. Cold
5. No more “I love you’s”
4. Love song for a vampire
3. Little bird
2. Put a little love in your heart (& AL GREEN)
1. Why



poniedziałek, 23 grudnia 2024

 

JACEK OSTROWSKI „Krwawy Mikołaj”, Skarpa Warszawska 2024


Jeśli potrzebujesz gwiazdkowego prezentu last minute, nie znajdziesz nic lepszego niż dwunasty tom przygód dziarskiej i odważnej płockiej adwokatki, Zuzy Lewandowskiej, która w oparach absurdu PRL-u rozwiązuje kryminalne zagadki.

Zuza powoli otrząsa nie po płomiennym romansie z samym Fidelem Castro i po utracie dziecka. Nieoczekiwanie odbiera telefon od warszawskiego mecenasa Gronkiewicza, który informuje Zuzę, że weszła w posiadanie pokaźnego spadku w postaci dwóch willi w Warszawie oraz znacznej sumy pieniędzy. Jest jednak warunek: Zuza musi dożyć do końca roku. Problem w tym, że na jej drodze staje Krwawy Mikołaj, który zaczyna straszyć ją śmiercią – ta ma nastąpić w okolicy Bożego Narodzenia. Kim jest tajemniczy dobroczyńca, pan Kiełpiński, który przeznaczył Zuzie aż tak duży spadek? A kim niebezpieczny seryjny morderca, którego ofiarą ma stać się nasza ulubiona bohaterka?

Przed Zuzą staje jeszcze kolejne zadanie – musi odnaleźć dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej, które rosyjski żołnierz ukrył w nodze jednego z czterech stołów. Problem w tym, że stoły te znajdują się w czterech nieoczekiwanych miejscach: Urzędzie Miasta, Komitecie Wojewódzkim PZPR, Pałacu Biskupim i Domu Pomocy Społecznej w Murzynowie. Próba odnalezienia mebli prowadzi do wielu nieoczekiwanych zwrotów akcji i przezabawnych perypetii. I wreszcie nakładem wydawnictwa Kacze Pióro ukazuje się długo wyczekiwana biografia Zuzy o chwytliwym tytule „Ja, twarda babka”.

Czy Zuza wejdzie w posiadanie nieoczekiwanego spadku? Czy dotrze do materiałów potwierdzających mord na polskich oficerach w Katyniu?  Kim jest tajemniczy Rosjanin, Andriej Dudas (ha ha ha!), którego tablicę Zuza i sierżant Nowak odnaleźli w kaplicy prawosławnej?

„Krwawy Mikołaj” to bardzo udana część cyklu, rzeczowa i zabawna. Pan Jacek Ostrowski nie puszcza tu bezwolnie wodzy fantazji (tak jak w przypadku przygód Zuzy na Kubie), ale opisuje sytuacje możliwe i wiarygodne. Obok znanych postaci, takich jak Nowak, Proboszcz, Kowalski, Teresa, debilny kapitan Mariański, czy Piosik, coraz ważniejsze miejsce w cyklu zajmują dwie młode dziewczyny, wspierające Zuzę w jej przedsięwzięciach: jej aplikantka Jolka oraz mieszkająca z mecenas Lewandowską Irena, którą Zuza poznała na Kubie. Książka jest zabawna i przesycona peerelowskimi nonsensami, ale sama Zuza jest jakby nieco bardziej poważna i chwilami refleksyjna.

Jak zwykle, ważną rolę pełni lokalny koloryt – szczególnie istotny dla nas, płockich czytelników. Bez wątpienia rzec można, że Pan Jacek Ostrowski jest obecnie najważniejszym ambasadorem i propagatorem Płocka w naszym kraju, bo wielbicieli Serii z Papugą przybywa wraz z każdym tomem.  

Czy seria książek o mecenas Lewandowskiej powoli mi się nudzi? Absolutnie nie! Bywały już cykle, które porzucałem po kilku tomach, by nigdy do nich nie wrócić, ale Zuzie jestem wierny jak ona sama butelce stocka, ksiądz proboszcz – pokerowi, a „zimny chirurg” Ludwicki jedzeniu kanapek podczas sekcji zwłok.

I to naprawdę idealny prezent pod choinkę.

Moja ocena: 10/10

niedziela, 22 grudnia 2024

 

„HRABIA MONTE CHRISTO” (Le Comte de Monte-Cristo), Francja / Belgia 2024

Premiera kinowa: 9 sierpnia 2024


Po ceremonii otwarcia tegorocznych Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, wielu ekspertów ogłosiło, żekultura francuska się skończyła. Najnowsza francuska adaptacja głośnej powieści Aleksandra Dumasa „Hrabia Monte Christo” całkowicie przeczy tej tezie.

Jest rok 1815. Młody, zdolny marynarz, Edmund Dantes (znakomity Pierre Niney), dowiaduje się, że otrzymał nominację na kapitana dużego statku handlowego Faraon. Przed wypłynięciem w pierwszy kapitański rejs chłopak postanawia poślubić wybrankę swego serca, piękną Mercedes (Anais Demoustier). Niestety, wieloletni przyjaciel Edmunda, Fernand de Morcef (Bastien Bouillon), nie potrafi zaakceptować awansu kolegi. W dodatku jest zakochany w narzeczonej Edmunda. Dlatego knuje spisek, oskarża niewinnego Edmunda o zdradę stanu, dzięki czemu chłopak zostaje dożywotnio zamknięty w twierdzy d’If.

Edmund spędza w więzieniu długie 14 lat. Poznaje tam włoskiego księdza Farię (Pietrafrancesco Favino), który nie tylko zmienia go w wyedukowanego i elokwentnego mężczyznę, ale zdradza mu tajemnicę skarbu ukrytego na wyspie Monte Christo. Edmund podstępem ucieka z twierdzy i odnajduje skarb. Po kilku latach powraca w rodzinne strony i jako hrabia Monte Christo rozpoczyna realizację planu zemsty…

Nie bez powodu tegoroczna adaptacja klasycznej powieści Dumasa jest uważana za jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą, w historii. Niney, jeden z najbardziej rozpoznawalnych młodych aktorów francuskich, jest wymarzonym Dantesem / hrabią Monte Christo. Przekonuje, budzi sympatię, dobrze ukazuje moralne cierpienie, kiedy wbrew sobie mści się na swoich wrogach za lata stracone w więzieniu. Film jest wierną adaptacją, a w trzech godzinach nie było łatwo zawrzeć wszystkich najważniejszych wątków powieści.

Obraz doskonale ukazuje realia XIX wieku, ale czyni to nieprzesadnie i nienachalnie, dzięki czemu film ogląda się bardzo dobrze, bo jest klasyczny, lecz przy tym nowoczesny i zajmujący. Francuzi są stworzeni do kręcenia takich spektakularnych historycznych adaptacji. Mimo że film jest naprawdę długi, a historia hrabiego Monte Christo ogólnie znana, podczas seansu widz ani przez chwilę się nie nudzi. Jest niezwykle interesująco, a forma ani przez chwilę nie zaczyna dominować nad treścią.  

Gdyby nie wybitny ponoć musical „Emilia Perez” (jeszcze nie oglądałem, wkrótce na ekranach naszych kin), „Hrabia Monte Christo” byłby z pewnością francuskim kandydatem do Oscara dla filmu międzynarodowego. Bardzo gorąco tę adaptację polecam – to ciekawe, historyczne widowisko z intrygującą fabuła i bardzo dobrymi rolami.

Moja ocena: 8/10

sobota, 21 grudnia 2024

 

TOP 60 LISTA PRZEBOJÓW TRÓJKI – ROK 1994 – MOJE PODSUMOWANIE

Dziś kolejna odsłona mojego cyklu. Systematycznie  prezentuję podsumowania roczne Listy Trójki (TOP 60) widziane moimi oczami – moja wizja kolejności tych sześćdziesięciu najważniejszych nagrań roku. Dziś rok 1994.

To był dla mnie specyficzny rok, rok wielu zmian. Podjąłem pierwsza pracę – studenci anglistyki otrzymywali wtedy wiele ofert prowadzenia zajęć, bo wszędzie brakowało nauczycieli języka angielskiego i tak oto zacząłem prowadzić kursy dla maluchów w szkole podstawowej. W tym samym roku podpisałem jednak prawdziwy profesjonalny kontrakt z amerykańskim Korpusem Pokoju jako instruktor językowy dla przebywających w Polsce ochotników. To była przygoda życia – poznanie zasad pracy dla amerykańskiej, a w zasadzie międzynarodowej organizacji, spotkanie z wieloma ciekawymi ludźmi i świetna szkoła metodyki.

Highlightem roku był jednak dla mnie mój pierwszy pobyt w Wielkiej Brytanii, wizyta w Londynie i Brighton i nauka w Chichester College. Pokochałem Zjednoczone Królestwo i mimo upływu 30 lat ta miłość w ogóle nie wygasła i staram się być w Anglii choć raz w roku. Wielkim przeżyciem była dla mnie eksploracja angielskich sklepów muzycznych. To właśnie podczas pobytu w Anglii po raz pierwszy usłyszałem nagranie Oasis i byłem świadkiem nocnej zmiany wystawy w Tower Records – płytą tygodnia miał być  trzeci album mojej ukochanej grupy Blur „Parklife” – tak zobaczyłem okładkę albumu, który następnego dnia oczywiście nabyłem (podobnie jak dwa poprzednie – „Leisure” i „Modern Life is Rubbish”).

Muzycznie był to rok ciekawy, choć tragiczny. W kwietniu samobójstwo popełnił Kurt Cobein. Ja całkowicie oddałem się brytyjskiej scenie muzycznej. Co tydzień z wypiekami na twarzy oglądałem w MTV UK TOP 40, poza Oasis i Blur słuchałem obsesyjnie Suede, Manic Street Preachers, fantastycznego Portishead. Ze sceny amerykańskiej moim numerem 1 było R.E.M. Byłem zachwycony sytuacją na polskim rynku muzyczny, który stawał się normalny i światowy. W 1994 Polska po raz pierwszy wysłała swojego reprezentanta na festiwal Eurowizji. Cudowna Edyta Górniak pięknie wyśpiewała nam drugie, najwyższe w historii miejsce pięknym wykonaniem „To nie ja”. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że za 30 lat Edyta zamieni się w kosmitkę i odklejkę, przestrzegającą przed piekielnym Halloween (Halloween rzekomo równa się Hell wins – ciekawa interpretacja etymologiczna). Ważnym polskim zespołem stał się Varius Manx – Robert Manx miał wielki talent do komponowania pięknych piosenek, a młodziutka Anita Lipnicka cudownie je interpretowała. Przepiękna płytę „Sen” wydała Edyta Bartosiewicz i coraz lepiej poczynała sobie Kaśka Nosowska ze swoja formacją Hey.

Madonna wydała swój kolejny album „Bedtime Stories”, ale to nie ona zwycięża w 1994 roku. Wygrany jest nieoczekiwany – to wspaniała i niepokojąca ballada „Your Ghost” w wykonaniu Kristin Hersh z grupy Throwing Muses z towarzyszeniem Michaela Stipe’a z R.E.M. Coś pięknego.

Oto mój subiektywny obraz podsumowania Listy Przebojów Trójki w roku 1994. W nawiasie zamieszczam pozycję z oficjalnego podsumowania LP3. Enjoy! 

60. IRA Deszcz (60)
59. WILKI Moja Baby (53)
58. ROXETTE Crush! Boom! Bang! (25)
57. BON JOVI Dry country (51)
56. WILKI Ballada Emanuel (53)
55. CHER & BEAVIS & BUTT-HEAD I got you, baby (46)
54. DE MONO Kamień I aksamit (50)
53. AEROSMITH Crazy (16)
52. AEROSMITH Amazing (4)
51. PEARL JAM Daughter (35)
50. HUMAN Polski (29)
49. BRYAN ADAMS Please forgive me (40)
48. BIG MOUNTAIN Baby I love your way (58)
47. BRYAN ADAMS / STING / ROD STEWART All for one (13)
46. RICHARD MARX Now and forever (54)
45. T. LOVE I love you (34)
44. HEY Ho (33)
43. CRASH TEST DUMMIES Mmm Mmm Mmm Mmm (14)
42. KULT Lewe lewe loff (56)
41. MARIAH CAREY Without you (1)
40. HUMAN Słońce moje (19)
39. VARIUS MANX Tokio (52)
38. CELINE DION The power of love (20)
37. PERFECT Całkiem inny kraj (47)
36. BON JOVI Always (48)
35. HEY Eksperyment (44)
34.
R.E.M. Find the river (42)
33. LADY PANK Na co komu dziś (11)
32. EDYTA GÓRNIAK Jestem kobietą (30)
31. YOUSSOU N’DOUR & NENEH CHERRY Seven seconds (23)
30. NIRVANA All apologies (23)
29. HEY Ja sowa (7)
28. WET WET WET Love is all around (15)
27. BASIA Third time lucky (26)
26. PEARL JAM Crazy Mary (2)
25. MAANAM Zapatrzenie (9)
24. HEY is it strange (10)
23. BEVERLEY CRAVEN Lost without you (31)
22. BEVERLEY CRAVEN The winner takes it all (57)
21. BIG DAY W świetle i we mgle (43)
20. R.E.M. What’s the frequency, Kenneth (39)
19. HEY Misie (12)
18. MADONNA I’ll remember (59)
17. ZIYO Magiczne słowa (55)
16.
PRETENDERS I’ll stand by you (21)
15. MAANAM Róża (Zdrada I wniebowstąpienie) (22)
14. EDYTA BARTOSIEWICZ Sen (5)
13. SOUNDGARDEN Black hole sun (36)
12. EDYTA GÓRNIAK To nie ja (6)
11. SINEAD O’CONNOR You made me the thief of your heart (27)
10. SINEAD O’CONNOR Fire on Babylon (41)
9. R.E.M. Everybody hurts (24)
8. CRANBERRIES Zombie (45)
7. RADIOHEAD Creep (49)
6.
MADONNA Secret (32)
5. EDYTA BARTOSIEWICZ Koziorożec (17)
4. VARIUS MANX Zanim zrozumiesz (3)
3. VARIUS MANX Piosenka księżycowa (28)
2. BRUCE SPRINGSTEEN Streets of Philadelphia (8)
1. KRISTIN HERSH & MICHAEL STIPE Your ghost (37)









 

 

 

„SEZONY”, Polska 2024

Premiera kinowa: 18 października 2024


Czy łatwo jest się rozstać parze aktorów pracujących w tym samym teatrze, dwójce ludzi, którzy każdego wieczora spotykają się na scenie, często grając kochanków i przyjaciół?

Taką niecodzienną sytuację przedstawia najnowszy film Michała Grzybowskiego. On – Marcin (Łukasz Simlat) to skupiony na sobie egocentryk, pochodzący z aktorskiej rodziny (jego ojciec Tadeusz (przezabawny, a chwilami refleksyjny Andrzej Grabowski) też pracuje w tym samym teatrze). Jest przekonany o swoim scenicznym geniuszu – podczas jednej z kłótni twierdzi „Bo ja na scenie daję z siebie wszystko”). Kiedy wpada w furię, stanowi „zagrożenie dla spektaklu”, używając słów inspicjenta. Nic dziwnego, że Ona – Ola (Agnieszka Dulęba-Kasza), ma go po prostu dość, chce odejść i rozpocząć nowy rozdział swojego życia bez ekscentrycznego i egotycznego męża u boku. Jest bardzo atrakcyjna i może się podobać, o czym świadczy krótki romans z teatralnym kolegą, Ziemowitem (Dobromir Zimecki). Ma świadomość, że w jej związku coś nie wyszło, coś się nie udało…

Na tle trzech sezonów teatralnych wyznaczanych przez kolejne premiery: „Piotrusia Pana” Barrie’ego, „Domu lalki”  Ibsena i „Snu nocy letniej” Shakespeare’a obserwujemy postępujący upadek udanego niegdyś związku. A wszystko to odbywa się w niesamowitej i pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji atmosferze absurdu, przypominającej nieco sytuacje, które znamy z „Czarnego potoku” Michała Grzybowskiego, „Ataku paniki” Pawła Maślony, czy argentyńskich „Dzikich historii”. Film  co chwila zaskakuje, momentami rozbawia do rozpuku, momentami wzrusza (tak jak w scenie między Oberonem a Tytanią podczas premiery „Snu nocy letniej”.

Aktorstwo w filmie jest niesamowite. Simlat jest świetnym scenicznym cholerykiem, który nie potrafi zaakceptować zaistniałej sytuacji, bo w głębi serca nadal bardzo kocha Olę. Filmowym odkryciem jest dla mnie Agnieszka Dulęba-Kasza – chwilami krucha i bezbronna, ale świadoma, że potrzebuje zmiany i zdecydowanie do tej zmiany dążąca. Nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia jako Kasia w „Czarnym potoku”, bo tam film „skradła” jej Julia Wyszyńska. W „Sezonach” dzielnie partneruje Simlatowi i błyszczy w każdej scenie, zarówno podczas spektakli, jak w życiu prywatnym. Świetny jest Grabowski, ale również Andrzej Seweryn jako dyrektor teatru – safanduła.

Film mówi wiele prawd o życiu, o budowaniu relacji, o konieczności poskromienia własnego ego dla dobra związku, o obowiązku dbania o bliskich i umiejętności znajdowania priorytetów w życiu. „Sezony” ogląda się bardzo dobrze i to prawdziwa szkoda, że film przeszedł niezauważalnie przez ekrany kin, bo to jedna z ciekawszych i lepszych polskich produkcji tego roku, dlatego ją bardzo polecam.

Moja ocena: 8/10

 

„WYBRANIEC” (The Apprentice), USA 2024

Premiera kinowa: 18 października 2024


Amerykanie wybrali w tym roku nowego – starego prezydenta, a wybory zbiegły się z premierą kontrowersyjnej, ale doskonałej filmowej biografii Donalda Trumpa – „Wybraniec” w reżyserii irańsko-duńskiego reżysera Ali’ego Abassi’ego (jego poprzedni film „Holy Spider” był na 4. miejscu mojej listy najlepszych filmów 2023 roku). Do obejrzenia filmu bardzo zachęcała strona Sezon nagród filmowych na Facebooku (gorąco polecam za profesjonalizm). Skorzystałem z tej rekomendacji. I było warto.

Głównego bohatera (Sebastian Stan) poznajemy jako młodego, dość prostolinijnego, lecz ambitnego chłopaka, syna biznesmena i finansisty. Jego marzeniem jest przebudowa hotelu Commodore w centrum Nowego Jorku, tuż przy słynnej stacji Grand Central. Są lata 70-te, Ameryka znajduje się w głębokim kryzysie gospodarczym, zgoda na budowę wydaje się niemożliwa do uzyskania, a zwolnienie budowy z podatku to już wręcz mrzonka.

W ekskluzywnej, otwartej jedynie dla członków elitarnego klubu restauracji młody Trump poznaje bezwzględnego i wyrachowanego prawnika, Roya Cohna (wybitna kreacja Jeremy’ego Stronga), znanego z szantaży, przekrętów, nielegalnych zagrywek, ale też niezwykłej skuteczności. Cohn zdobywa dla Trumpa wszystkie pozwolenia i staje się jego doradcą i mentorem. Młody biznesmen powoli przeistacza się w kanalię i podłą kreaturę, nie liczącą się z rodziną, najbliższymi, żadnym człowiekiem, samym Cohnem, który dzięki układom, znajomościom i zastraszeniom pozwolił mu zdobyć ogromną fortunę.

Trump spotyka uroczą czeską modelkę, Ivanę (Maria Bakalova), młodzi pobierają się, ale Trump szybko nudzi się zarówno żoną – atrakcyjną zabawką, jak i dziećmi. Nie może poradzić sobie z upływem czasu, poddaje się zabiegom chirurgii estetycznej, sięga po nielegalne „suplementy diety”. Staje się okrutną, nieludzką, bezlitosną bestią. W tle mijają lata 70-te, 80-te, 90-te, na obrazie telewizora zmieniają się amerykańscy prezydenci, a w jednym z wywiadów pytanie o ewentualne kandydowanie skierowane jest do samego Trumpa…

Film jest poruszającym obrazem lat 70-tych i 80-tych, nakręconym w estetyce i technologii tamtych lat. Widzimy Nowy Jork sprzed czterech – pięciu dekad, wszelkie przemiany społeczne, epidemię AIDS w Ameryce, ale też zwykłych ludzi, którzy dla Trumpa są niczym. Dla niego ważne są jedynie pieniądze, elity i jego społeczna pozycja. Wykorzystuje ludzi jak marionetki.

Sebastian Stan, amerykański aktor rumuńskiego pochodzenia, tworzy niesamowitą rolę. Wizerunkowo przypomina Trumpa, a dzięki charakteryzacji świetnie pokazuje fizyczne zmiany przyszłego prezydenta na przestrzeni dwóch dekad. Idealnie ukazuje przemianę bohatera w cynicznego i wyrachowanego bezwzględnego gracza. Staje się odrażający i odpychający. Najwybitniejszą kreację w filmie tworzy jednak znany z „Sukcesji” Jeremy Strong, skrywający swój homoseksualizm, pozbawiony zasad i skrupułów prawnik, stawiający się ponad prawem. Zarówno Stan, jak Strong, otrzymali nominacje do Złotego Globu, a czy doczekają się też w pełni zasłużonej oscarowej nominacji? Obawiam się, że nieco konserwatywna i zachowawcza Amerykańska Akademia Filmowa będzie się obawiała wyróżnić aktorów za role w tak kontrowersyjnym i ukazującym wiele niepopularnych prawd filmie.

Niezwykła atmosfera, detalicznie odtworzone symbole minionych lat, aktorstwo najwyższej klasy i intrygująca fabuła to najważniejsze wyróżniki filmu „Wybraniec”. Bardzo ten film polecam wszystkim – zarówno wielbicielom i fanatykom Trumpa (a takich w naszym kraju nie brakuje), jak i jego zagorzałym przeciwnikom. To zdecydowanie czołówka filmów, które obejrzałem w 2024 roku.

Moja ocena: 9,5/10

sobota, 14 grudnia 2024

 TOP 60 ANNA MARIA JOPEK

Dziś urodziny obchodzi piosenkarka wybitna, niezwykle klimatyczna i wrażliwa, interpretująca swoje nagrania bardzo emocjonalnie, wyjątkowa postać na polskiej scenie – Anna Maria Jopek. Artystka eklektycznie łączy różne style, w jej nagraniach słychać rozmaite wpływy, współpracowała z najlepszymi – z naszego kraju i ze świata, że wspomnę Pata Metheny i Brandona Marsalisa. Przedstawiam mój subiektywny TOP 60 Anny Marii Jopek. Enjoy!

60. Kiedy mnie już nie będzie
59. Wiem i chcę
58. Spróbuj mówić kocham
57. Mania mienia (& PAT METTHENY & FRIENDS)
56. Możliwe
55. Tylko tak mogło być (& TITO PARIS)
54. Dzieje grzechu (& MUNIEK)
53. Zrób co możesz
52. Skłamałabym
51. Lizbona, Rio i Hawana
50. Cisza na skronie, na powieki słońce
49. Nie wierzę Ci (& GONZALO RUBALCABA)
48. Barka
47. Cichy wielbiciel
46. Jeszcze poczekajmy
45. Manny gram
44. Jeżeli chcesz
43. Cud niepamięci
42. Ktoś zbudził mie (& JERZY WASOWSKI)
41. Czarne słowa
40. Kogo nasza miłość obchodzi (& GONZALO RUBALCABA)
39. Don’t speak
38. Czas rozpalić piec
37. Księżyc jest niemym posłańcem
36. W tej piosence jest stale zima
35. Besame Mucho (& GONZALO RUBALCABA) 
34. Jeżeli kochasz, to nie pamiętaj mnie
33. O co tyle milczenia
32. Moja broń (&VOO VOO)
31. Smutny Bóg
30. Zanim zasnę
29. A gdybyśmy nigdy się nie spotkali
28. Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz (& SWEET NOISE)
27. I pozostanie tajemnicą
26. Dłoń zanurzasz we śnie
25. Nim słońce wstanie
24. Musisz mi pomóc (& MICHAŁ ŻEBROWSKI)
23. Białe żagle, czarne żagle   
22. Pożegnanie z Marią (& BRANDON MARSALIS)
21. Twe usta kłamią (& GONZALO RUBALCABA)
20. Niepojęte i ulotne (& BRANDON MARSALIS)
19. W polu lipeńka (& BRANDON MARSALIS)
18. Nie budźcie mnie
17. Noce nad rzeką (& CAMANE)
16. Tam, gdzie rosną dzikie róże (& MACIEJ MALEŃCZUK)
15. Joszko Broda
14. Nie przychodzisz mi do głowy
13. Gdy mówią mi
12. Patrz i słuchaj (& BRANDON MARSALIS)
11. Na dłoni
10. Niewdzięczny (& MICHAŁ ŻEBROWSKI)
9. Na całej połaci śnieg (& JEREMI PRZYBORA)
8. Ja wysiadam
7. Tu i teraz
6. Czekanie (& BRANDON MARSALIS)
5. Wspomnienie (& MICHAŁ ŻEBROWSKI)
4. Upojenie (& MICHAŁ ŻEBROWSKI)
3. Ale jestem
2. Tam, gdzie nie sięga wzrok (& PAT METTHENY & FRIENDS)
1. Szepty i łzy (& WOJCIECH KILAR) 



 

„WICKED” (Wicked), USA 2024


Premiera filmowa: 6 grudnia 2024

Jednym z pierwszych spektakli teatralnych, które zobaczyłem jako dziecko, był „Czarnoksiężnik z Krasiny Oz” na podstawie powieści L. Franka Bauma. Przedstawienie zafascynowało mnie swoim rozmachem, niesamowitą historią i zapadającymi w pamięć postaciami. Dorotka ze swoimi psem Toto, Blaszany Drwal, Tchórzliwy Lew i Strach na Wróble zostali ze mną na długo.

W 1995 roku amerykański pisarz Gregory McGuire stworzył powieść „Wicked: Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu” – sequel historii o Czarnoksiężniku z Oz. Na podstawie książki powstał jeden z najbardziej znanych i odnoszących światowe sukcesy musicali, a w 2024 roku doczekaliśmy się filmowej adaptacji „Wicked”. To obecnie najpopularniejszy film na świecie, wyróżniony czterema nominacjami do Złotych Globów i jeden z najpoważniejszych pretendentów do oscarowych nominacji. Hype, który wytworzył się wokół filmu, przekracza wszelkie oczekiwania, głównie w USA. Na czym polega fenomen „Wicked”?

Musical Jona M. Chu rozpoczyna się od wiadomości o śmierci Złej Czarownicy z Zachodu. Informacja, że Zła Wiedźma nie żyje rozradowuje lokalną społeczność, zmęczoną i upokorzoną jej tyranią. Widaomość tę potwierdza piękna i dobra czarodziejka Glinda (Ariana Grande). Śmierć Złej Czarownicy jest okazją do cofnięcia się w czasie i wspomnień z młodości Glindy i Elphaby (Cynthia Erivo) – późniejszej Złej Czarownicy.

Dwie młode kobiety poznają się na Uniwersytecie Czarów i Magii Shiz, gdzie nieoczekiwanie otrzymują ten sam pokój. Glinda to rozpuszczona i nieprzyzwoicie bogata paniusia, uwodzicielska i czarująca, ale przesadnie skupiona na sobie, niedostrzegająca innych i przekonana o swojej wyjątkowości. W przeciwieństwie do swojej nowej współlokatorki Elphaba to skromna, choć obdarzona nadnaturalnymi mocami, zamknięta w sobie dziewczyna, od urodzenia żyjąca z piętnem swojej zielonej skóry. Nie ma towarzyskiego obycia i pozostaje obiektem niekończących się drwin, choć potrafi być stanowcza i upomnieć się o to, co jej się należy.

Musical jest historią niezwykłej przyjaźni Elphaby i Glindy, dzięki której Elphaba otwiera się na świat, a Glinda z rozkapryszonej bogaczki przeistacza się w wierną i oddaną przyjaciółkę. W filmie poznajemy także Madame Morrible (Michelle Yeoh) – najwybitniejszą nauczycielkę magii i czarów, która szybko dostrzega nieprzeciętny talent Elphaby oraz samego Czarnoksiężnika z Krainy Oz (Jeff Goldblum). Ważną postacią jest także przystojny student Uniwersytetu Shiz, książę Fijero (Jonathan Bailey), który mocno zawróci w głowie obu bohaterkom.

W nagrodę za swoje umiejętności i szybkie postępy Elphaba zostaje zaproszona do Oz przez samego Czarnoksiężnika. Co wydarzy się w pałacu w Krainie Oz? Dlaczego obdarzona dobrym sercem Elphaba stanie się znienawidzoną Złą Czarownicą?

Film nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania i nie rozwiązuje wszelkich zagadek, gdyż jest jedynie pierwszą częścią tego spektakularnego widowiska – drugą poznamy za rok.

„Wicked” to prawdziwe fantastyczne widowisko, w którym widać dbałość o każdy ruch, każdy gest, każdy najdrobniejszy element scenograficzny i choreograficzny. Piękna jest ścieżka dźwiękowa musicalu, a popisy wokalne Ariany Grande i Cynthii Erivo robią piorunujące wrażenie. Nieprzypadkowo wymieniłem Grande jako pierwszą, choć gra rolę drugoplanową. Można uznać, że piosenkarka urodziła się, żeby wcielić się w rolę Galindy / Glindy – jest znakomita nie tylko wokalnie, ale też choreograficznie i … aktorsko. Wielu ekspertów przewiduje, że to do jej rąk powędruje Oscar za najlepszą rolę drugoplanową tego sezonu. Erivo, która posiada już jedną nominację za film „Harriet”, w tym roku powinna spodziewać się kolejnej. Obrazy skrzą się prawdziwą feerią barw, od pierwszej po ostatnią chwilę jest po prostu widowiskowo.

I choć film ma nieco dziecinną fabułę, to naprawdę piękna baśń o przyjaźni. A jeśli dodamy do tego dobrą muzykę („Popular” i „Defying Gravity” okupują już szczyty list przebojów) i niezwykłą estetykę filmu, otrzymujemy w sumie ciekawy amerykański produkt. No właśnie, nadal tylko produkt. Mimo to, doceniam film, bo lubię musicale i polecam grudniową wizytę w kinie na „Wicked”, który to film wprawi Cię w świąteczny nastrój.

Moja ocena: 8/10

niedziela, 8 grudnia 2024

 

TOP 60 DAWID PODSIADŁO

W tym tygodniu obejrzałem film „Dawid Podsiadło – dokumentalny”, podsumowujący letnią stadionową trasę artysty i dziesięciolecie jego kariery. Lubię tego chłopaka. Ma prawdziwy talent do pisania dobrych tekstów i chwytliwych melodii. Ma też wobec siebie ogromny dystans. Trudno było mu odpiąć od siebie łatkę zwycięzcy telewizyjnego talent show, ale teraz chyba już nikt o tym nie pamięta, a kariera Dawida Podsiadły to prawdziwy fenomen na naszym krajowym rynku. Właśnie wypuścił do sieci swoje nagranie i ma mnóstwo muzycznych projektów w głowie – przynajmniej tak wynikało z dokumentu. Zwycięzcą dla mnie może być tylko ten utwór – „W dobrą stronę” to nagranie, którym Dawid Podsiadło mnie do siebie przekonał i bardzo je cenię. Przedstawiam mój subiektywny zestaw TOP 60 Dawida Podsiadły! Enjoy!

60. Tu i teraz (& TATIANA OKUPNIK)
59. Byrd
58. !Happy!
57. Blant
56. Millenium
55. Nie kłami
54. Dżins
53. Forest
52. 4:30
51. Powiedz mi, że nie chcesz
50. Nie lubię Cię
49. Bridge
48. I’m searching
47. Za krótki sen (& DARIA ZAWIAŁOW)
46. T.E.A.
45. Cashew / 161644
44. And I
43. Block
42. Tapety
41. Halo
40. Vitane
39. Wirus
38. Najnowszy klip
37.
Son of Analog
36. No
35. Goodnight
34. Całe lata (& TACO HEMINGWAY)
33. Pięknie płyniesz
32. Tazosy
31. Focus
30. Four sticks
29. Wataha (MĘSKIE GRANIE ORKIESTRA 2016)
28. Elephant
27. Bóg
26. Jump
25. Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości (MĘSKIE GRANIE ORKIESTRA 2021)
24. Eight
23. Where did your love go
22. Trofea
21.
Szarość i róże
20. Awejniak (& NOSOWSKA)
19. Pastempomat
18. Diable
17. Matylda
16. LIS
15. Bela
14. Trójkąty i kwadraty
13. To co masz Ty
12. Nie ma fal
11. Tamagotchi (Remix) (& TACONAFIDE)
10. Długość dźwięku samotności
9. Post
8. Niedopowieści (& PATRICK THE PAN)
7. Początek (MĘSKIE GRANIE ORKIESTRA 2018)
6. Nic nie może wiecznie trwać
5. Nieznajomy
4. Małomiasteczkowy
3. Mori
2. I Ciebie też, bardzo (MĘSKIE GRANIE ORKIESTRA 2021)
1. W dobrą stronę



 

„DAWID PODSIADŁO – DOKUMENTALNY”, Polska 2024

Premiera kinowa: 3 grudnia 2024


Dawid Podsiadło ma 31 lat i jest chłopakiem ze Śląska. Nie ma aparycji gwiazdy hollywoodzkiej w stylu Brada Pitta, albo George’a Clooney’a, nie ma też warunków głosowych George’a Michaela lub Freddie’go Mercury’ego. 10 lat temu niewiele osób go kojarzyło, a obecnie jest bodaj najpopularniejszym polskim wokalistą, zaś w ubiegłym sezonie jako pierwszy polski artysta sprzedał siedmiodniową trasę stadionową. Kupno biletu na to wydarzenie graniczyło z cudem.

Właśnie o tym fenomenie – fenomenie artysty i fenomenie takiej trasy koncertowej - opowiada film Tomasza Knittela „Dawid Podsiadło – dokumentalny”. Tournée objęło siedem koncertów w czterech miastach: Gdańsk, Wrocław, Poznań i Chorzów, a razem wydarzenie obejrzało ponad 500,000 widzów. Film „Dawid Podsiadło – dokumentalny” to zapis tej trasy – od 1 czerwca i występu w Gdańsku, aż po 22 i 23 czerwca, kiedy Dawid wrócił „do domu” i zaśpiewał nieopodal swojej rodzinnej Dąbrowy Górniczej – w Chorzowie.

Poznanie zaplecza organizacji takiej trasy, w którą zaangażowane są setki pracowników różnych profesji i różnych szczebli, wydaje się najciekawszą częścią filmu. Problemy techniczne, niedyspozycja ważnego członka zespołu (Patrick the Pan), nieoczekiwane zmiany pogody to tylko niektóre spośród trudności, które mnożą się podczas organizacji. Ale potem Dawid wychodzi na scenę i problemy się kończą. Dokument to także fragmenty naprawdę fantastycznie wyglądających i brzmiących koncertów, spotkania z fanami, rozmowy z nimi, krótkie przedstawienie gwiazd, które gościnnie towarzyszyły Podsiadle na scenie (Edyta Bartosiewicz, Artur Rojek, Daria Zawiałow, Vito Bambino, Kortez, Ralph Kamiński, Sanah, Kortez) i ukazanie niezwykle pozytywnej energii, która łączy artystów z Dawidem. Formuła koncertów, ich lokalizacja, organizacja to coś niesamowitego w naszej polskiej skali.

Dokument to także rozmowy z Dawidem – przygotowującym się do koncertów, ukazującym swoje przemyślenia na temat swojej pozycji na polskim rynku muzycznym i jego na nim przyszłości, podziękowanie osobom, dzięki którym dotarł tak daleko, podpatrywanie jego przedkoncertowej rzeczywistości. Podsiadło jawi się tu jako niezwykle skromny, życzliwy człowiek, mający wiele szacunku dla innych muzyków i dla swoich fanów. To, co mówi, jest proste, ale głębokie w swojej treści. Tylko czy film rzeczywiście pozwala nam dowiedzieć się czegoś nowego o Dawidzie Podsiadle – człowieku, muzyku, synu, przyjacielu? Czy intencją twórców filmu było ukazanie kulisów koncertów (to się udało znakomicie), czy przybliżenie sylwetki artysty, który dość umiejętnie chroni swoją prywatność (na tym polu film zawodzi).

Film to także możliwość ekskluzywnego zdobycia informacji o nowym nagraniu Dawida, które w nocy po premierze filmu trafiło do sieci („Pięknie płyniesz”), o planowanych kinowych pokazach zapisu koncertu w Chorzowie oraz o festiwalu muzycznym, który przygotowuje piosenkarz. Stąd kolejne pytanie: czy taki film był potrzebny młodemu artyście? Wprawdzie tego typu produkcje pojawiają się na świecie coraz częściej, pamiętam, jak z wypiekami na twarzy pobiegłem w 1991 roku do kina na film „In Bed with Madonna”, dokumentujący trasę Blonde Ambition, ale Madonna była wtedy jedną z największych gwiazd na świecie. No tak, a Podsiadło jest jedną z najważniejszych polskich gwiazd, więc może na taką produkcję już zasłużył. Ta wyprzedana trasa to naprawdę sukces spektakularny i bezprecedensowy. A ile jest w filmie komercji, a ile autentyczności?

Bardzo cenię Dawida Podsiadłę, lubię słuchać  jego muzyki, przed laty widziałem go raz na żywo i nie ukrywam, że bardzo chciałbym trafić na taki stadionowy koncert. A film? To ciekawy obraz trasy, który jednak nie wnosi nic nowego do wiedzy fana na temat samego artysty. Ponoć już za chwilę na Netflixie.

Moja ocena: 6/10

sobota, 7 grudnia 2024

 

„GLADIATOR II” (Gladiator II), USA / Wielka Brytania 2024


Premiera kinowa: 15 listopada 2024

Jednym z najczęściej zadawanych mi ostatnio pytań dotyczących kultury było pytanie: kiedy wreszcie recenzja „Gladiatora”? Czasu brakuje, los ostatnio nie obchodzi się ze mną łagodnie i nie ukrywam, że „Gladiator II” nie był moim priorytetem. Oczywiście, obejrzałem część pierwszą w roku 2000, Doceniłem scenariusz, świetną grę aktorów, głównie nagrodzoną Oscarem kreację Russella Crowe’a, niezwykle wysoko oceniam ścieżkę dźwiękową autorstwa Hansa Zimmera i rewelacyjnej Lisy Gerrard z Dead Can Dance, ale … to nie jest moje kino. Nie jestem fanem historycznych epickich opowieści z czasów starożytnych, takich jak „Ben Hur”, czy „Kleopatra”.

Wreszcie jednak się zmobilizowałem i zobaczyłem spektakularne widowisko Ridleya Scotta: „Gladiator II”.

Podczas ataku wojska rzymskiego pod dowództwem generała Acaciusa (Pedro Pascal) na tereny Numidii, Hanno (naprawdę rewelacyjny Paul Mescal) traci żonę i dostaje się do niewoli. Dzięki swoim wręcz nadprzyrodzonym umiejętnościom walki, zostaje kupiony przez zarządcę gladiatorów, Makrynusa (świetna rola Denzela Washingtona) i trafia do Rzymu, rządzonego przez psychopatyczne bliźnięta: cesarza Getę (Joseph Quinn) i cesarza Karakallę (Fred Hechinger). Dzięki mocy, inteligencji i wrodzonym umiejętnościom taktycznym Hanno udaje się wygrywać kolejne walki podczas igrzysk. Lucilla (piękna Connie Nielsen) – żona generała Acaciusa i córka Marka Aureliusza – rozpoznaje w nim swojego syna, którego przed laty została zmuszona porzucić po śmierci jego ojca, Maximusa (Crowe). Tymczasem w Rzymie wybucha powstanie…

Film jest bardzo sprawnie zrealizowany, dobry scenariuszowo, pełen spektakularnych scen zbiorowych i batalistycznych (choć chwilami efekty komputerowe nieco przeszkadzają, jak choćby podczas walki gladiatorów z krwiożerczymi małpami). „Gladiator II” zaskakująco epatuje przemocą i okrucieństwem, nie spodziewałem się, że w obrazie pojawi się aż tak wiele momentów pełnych zabijania, tortur i krwi.

Aktorstwo jest doborowe. Moją szczególną uwagę zwrócili Quinn i Hechinger jako młodzi obłąkani imperatorzy. Bardzo dobra jest Connie Nielsen jako Lucilla, matka, która po latach rozłąki odnajduje ukochanego syna. Naturalnie nie zawodzi Denzel Washington – szykuje się chyba kolejna nominacja do Oscara, ale niekwestionowaną gwiazdą filmu jest 28-letni Irlandczyk, Paul Mescal. Aktor dość mocno zaistniał już w kinie w produkcjach „Aftersun” (nominacja do Oscara) i ‘Dobrzy nieznajomi” (obie pozycje zrecenzowane na Popkulturalnym Maniaku), ale w ‘Gladiatorze” tworzy najbardziej jak dotąd nieoczekiwaną rolę. Hanno – Lucius to wrażliwiec jakiego znamy z poprzednich ról, który na arenie wciela się w niczym nieposkromionego gladiatora, gotowego zabić bez skrupułów, by tylko przetrwać. Należy też docenić, jak wielkiej metamorfozy własnego ciała dokonał aktor, by wypaść na ekranie wiarygodnie. Jeśli ktoś z obsady ‘Gladiatora II” zasłużył na oscarową nominację, z pewnością jest to Paul Mescal, który umiejętnościami i talentem dorównuje swojemu filmowemu ojcu (Russell Crowe). Miło było także zobaczyć ponownie wielkiego brytyjskiego aktora, Dereka Jacobi.

Akcja płynie bardzo wartko, blisko 150 minut mija niepostrzeżenie, w sequelu znajdziemy wiele nienachalnych nawiązań i aluzji do części pierwszej, co może pomóc nowym widzom zrozumieć zawiłości fabuły. Dobra jest muzyka Harry’ego Gregsona-Williamsa, choć nie ma siły soundtracku Hanza Zimmera.

Podsumowując, film mnie pozytywnie zaskoczył – swoim rozmachem, rozwiązaniami, znakomitą grą aktorską, choć … to nadal nie do końca moje kino, a moim ulubionym filmem Ridleya Scotta pozostaje „Thelma i Louise”.

Moja ocena: 8/10

piątek, 6 grudnia 2024

 

WIT SZOSTAK „Rumowiska”, Wydawnictwo Powergraph 2023


Moim tegorocznym odkryciem literackim jest Wit Szostak. Tak, wiem, to pisarz ze znacznym już dorobkiem, nominacjami do Nike i ustaloną wysoką pozycją w świecie książki, ale dopiero w tym roku sięgnąłem po jego pozycję – niezwykłą powieść „Rumowiska”. A stało się tak za sprawą bloga Zdaniem Szota (autorstwa Wojciecha Szota z Gazety.pl), który wybrał „Rumowiska” książką roku 2023. Dla mnie to polska powieść A.D. 2024.

„Rumowiska” to ciągnąca się na przestrzeni wielu lat historia rodziny Chodnikiewiczów. Właśnie umiera senior i centralna postać rodziny – dziadek Tomasz – wybitny umysł, intelektualista, działacz antykomunistycznej opozycji i poseł na Sejm.

„Wymazywanie dziadka Tomasza z mieszkania na Sarego mogło wyglądać brutalnie, ale było częściowe. W domu zostawała przecież babka, a z nią wspólne rzeczy, meble. Trzeba było opróżnić niektóre szuflady, i półki szaf, by życie mogło toczyć się dalej, jakby rzeczy pozostawione przez zmarłego wkręcały się w szprychy i zębatki działającego jeszcze mechanizmu, zacinając się i spowalniając…”

Głównym bohaterem książki jest jego wnuk – Tomasz junior – i to z jego perspektywy poznajemy losy rodu. Chodnikowiczowie, mieszkający w Krakowie, a potem w podkrakowskich Świniowicach, to ród mocno naznaczony wojną. Przez długie lata dziadek Tomasz i babka Helena dzielili mieszkanie z człowiekiem, o  którym nie wolno było rozmawiać, który przemykał jedynie korytarzem mieszkania w kamienicy, z którym nie było kontaktu. Ten układ był wynikiem powojennych dokwaterowań, ale dorosłemu Tomaszowi juniorowi udało się ustalić, kim naprawdę był tajemniczy lokator i że niewiele w etosie dziadka było prawdą.

„Rumowiska” to także opowieść o rodzicach Tomasza – ojcu - opozycyjnym dziennikarzu, który traci pracę, wyjeżdża do Niemiec, by harować na budowie, a po powrocie podejmuje trud budowy domu, który ostatecznie staje się przyczynkiem rozpadu rodziny oraz matce – wiecznie zabieganej i nieobecnej lekarce, robiącej karierę naukową.  Po obserwacji siermiężnych lat 80-tych otrzymujemy ciekawy obraz transformacji lat 90-tych – wściekłej, niekontrolowanej, silnie wpływającej na bohaterów. To jednak historia dalsza – czasy wojny i powojnia – odciskają największe piętro na mieszczańskiej (co często podkreślają bohaterowie, zwłaszcza dziadek Tomasz) rodzinie.

Cała powieść poprzetykana jest esejem o wodzie, ciekach, rzekach, strumieniach i potokach, które, walcząc z przeciwnościami natury, docierają wreszcie do swojego ujścia. To swoista metafora meandrów ludzkiego losu. Do terminologii wodnej odnosi się tytuł powieści – rumowiska to gruz, kamienie i inny materiał przyniesiony i zgromadzony gdzieś przez rzekę wraz z jej prądem. Powieściowe rumowiska to wszystkie rodzinne sekrety, które Tomasz powoli odkrywa, szukając swojej prawdziwej historii i tożsamości.

Ważnym aspektem literatury jest dla mnie zawsze język i tutaj Wit Szostak staje w pełni na wysokości zadania – powieść jest napisana pięknym, erudycyjnym literackim językiem, pełnym niezwykłych zabiegów stylistycznych, aluzji i nawiązań. Nie jest to bardzo łatwa lektura, ale daje wiele przyjemności i poczucia obcowania z pięknem mowy polskiej.

„Rumowiska” to książka wybitna, zajmująca, interesująco i nowatorsko skonstruowana i napisana pięknym językiem. Czego innego można oczekiwać od literatury? Powieść będzie doskonałym prezentem świątecznym dla bliskich i dla siebie.

Myślę, że niebawem na Popkulturalnym Maniaku znajdziecie recenzję wcześniejszej powieści Szostaka „Szczelinami”.

Moja ocena: 10/10

środa, 4 grudnia 2024

 
„HERETIC” (Heretic), USA / Kanada 2024


Premiera kinowa: 22 listopada 2024

Czy wam, tak jak mnie, Hugh Grant kojarzy się jedynie z rolami sympatycznych, nieco zagubionych  kolesi w romantycznych komediach? To przecież Edward z „Rozważnej i romantycznej”, uroczy Charles z filmu „Cztery wesela i pogrzeb”, partnerujący Julii Roberts William z „Notting Hill, czy wreszcie Daniel Cleaver z serii produkcji o Bridget Jones. Jak zatem Grant mógł zagrać psychopatycznego i owładniętego religią mordercę kobiet? Otóż, mógł i nawet mu się to udało.

Grant jako pan Reed w swoim najnowszym filmie „Heretic” też jest sympatyczny, ale tylko przez kilka pierwszych chwil.

Pewnego deszczowego dnia do drzwi pięknej, lecz nieco osobliwej posiadłości na wzgórzu próbują się dostać dwie młode dziewczyny – siostra Barnes (Sophie Thatcher) i siostra Paxton (Chloe East). Te młode Amerykanki to misjonarki, które z Księgą Mormona pod pachą wędrują od domu do domu, nawracając innowierców. Drzwi w willi na wzgórzu otwiera im sympatyczny pan Reed (Grant), który oferuje im placek jagodowy, rzekomo upieczony przez swoją żonę, i angażuje dziewczyny do udziału w skomplikowanej intelektualnej grze - dyspucie religijne. Deszcz przechodzi w gwałtowną burzę, ale misjonarki mino to postanawiają jak najszybciej opuścić posiadłość. Wtedy okazuje się, że wszystkie wyjścia są zablokowane, a dziewczyny trafiają do piwnicy domostwa. Wtedy sprawy wymykają się spod kontroli. Czy młodym mormonkom uda się ujść z życiem z siedziby paranoicznego porywacza kobiet?

Film jest skrzyżowaniem horroru i thrillera. Pomysł jest niezły, Grant i młode aktorki naprawdę dobrzy, ale produkt finalny potwornie rozczarowuje – chaosem, odrealnionymi pomysłami, nieoczekiwanymi rezurekcjami i ogólnym scenariuszowym bałaganem. Początek filmu jest naprawdę obiecujący, twórcy tworzą absorbujący klimat i widz może mieć nadzieję na dobre, mroczne kino z zagadką, a otrzymujemy rozczarowujące dziełko z próbą wprowadzenia nadnaturalnych elementów. Myślę, że właśnie te próby zastraszenia widzów wizją koszmarnej mistyczki i niezrozumiałymi do końca wydarzeniami, które mają miejsce w podziemiach domu Reeda są najsłabszym elementem filmu. Prostsza historia o dziewczynach uwięzionych przez religijnego psychopatę i desperacko walczących o przetrwanie byłaby z pewnością filmem ciekawszym i atrakcyjniejszym.

Czy polecam film „Heretic”? Zdecydowanie – nie. Być może wielbiciel horrorów odnajdzie w obrazie coś dla siebie, ale ogólnie – mimo mojej dużej sympatii do Hugh Granta i pełnej akceptacji ról żeńskich – film odstrasza, zatem: zostańcie w domu.

Moja ocena: 4/10

wtorek, 3 grudnia 2024

 

„MINGHUN”, Polska 2024

Premiera kinowa: 29 listopada 2024


Minghun to wzruszająca azjatycka ceremonia zaślubin dwojga zmarłych niedawno młodych ludzi. Ludzi, którzy przed śmiercią nawet się nie znali, nie zdążyli stworzyć jeszcze stałego związku, ale rodzina chce, by w zaświatach nie musieli odczuwać samotności, by mogli kogoś pokochać, być z kimś szczęśliwi.

Rytuał ten stał się kanwą najnowszego filmu Jana P. Matuszyńskiego, twórcy głośnej „Ostatniej rodziny” oraz „Żeby nie było śladów”. Akcja filmu rozpoczyna się podczas święta chińskiego Nowego Roku. Jerzy (wybitna rola Marcina Dorocińskiego) spotyka tu swoją córkę, Masię (Natalia Bui). To owoc jego związku z chińską muzyczką Lan (Fenfen Huang), która przed 15 laty zmarła na chorobę nowotworową. Masia jest piękną 21-letnią kobietą, tak jak matka jest muzykiem. Niestety, podczas powrotu z chińskiego przyjęcia noworocznego dziewczyna ginie w tragicznym wypadku samochodowym.

Jerzy zostaje sam. Rozpoczyna się okres żałoby i przygotowań do pogrzebu. Do Polski przyjeżdża także dziadek Masi, Benny (Daxing Zhang), który twierdzi, że przyśniła mu się zmarła córka i zażyczyła sobie ceremonii Minghun dla Masi.

Dwaj zdesperowani mężczyźni zaczynają poszukiwać właściwego kandydata wśród właśnie zmarłych młodych mężczyzn. Prowadzi to do nieoczekiwanych odkryć dotyczących Masi i jej życia. Czy w Polsce uda się doprowadzić do tak obcej kulturowo ceremonii?

Film jest przesycony smutkiem. Dorociński niezwykle udanie tworzy postać mężczyzny, który traci najbliższą osobę i zatraca się w bólu, jednocześnie podejmując wszelkie starania, by zapewnić ukochanej córce godny pochówek. Bardzo dobry jest też Zhang jako nieco irytujący dziadek Benny, którego nie łączą z zięciem najlepsze relacje, a z którym musi przejść przez okres żalu, rozstania i żałoby.

Film mówi dużo o śmierci i życiu po życiu. Interesujące jest ukazanie procesu żałoby w zderzeniu dwóch tak obcych sobie kultur. Jerzy i Benny muszą znaleźć jakieś wspólne elementy kulturowe, by sprostać ceremonialnym oczekiwaniom wobec śmierci Masi.

Odkryciem produkcji jest dla mnie Ewelina Starejki, która wciela się w rolę matki Borysa, przyjaciela Masi. Gra świetnie zagubioną, prostą kobietę, która właśnie straciła dziecko i musi stawić czoła chińskiemu rytuałowi Minghun.

Film ogląda się ciekawie, twórcom nie udało się jednak porwać mnie emocjonalnie. „Minghun” przywodzi wspomnienie innej doskonałej produkcji o azjatyckich rytuałach pogrzebu – japońskiego obrazu „Pożegnania” – zdobywcę Oscara dla filmu nieanglojęzycznego z 2009 roku. Tamten film wycisnął ze mnie całą moc wrażeń, jeszcze długo po seansie nie mogłem o nim przestać myśleć, do dziś uważam go za jeden z ważniejszych obrazów, jakie widziałem. „Minghun” wywołał we mnie zaledwie letnie emocje, choć muszę przyznać, że Dorociński był doskonały.

Film jest smutny, ale mimo wszystko warto go zobaczyć.

Moja ocena: 7/10