poniedziałek, 29 sierpnia 2022

 

Piotr Stelmach „Lżejszy od fotografii - o Grzegorzu Ciechowskim”, Wydawnictwo Literackie 2018


„To nie ja napisałem tę książkę. Napisały ją emocje i pamięć moich Rozmówców” Piotr Stelmach

Grzegorz Ciechowski – muzyk, poeta, twórca, lider, kompozytor, wokalista, Artysta, producent nagrań, ale także ojciec, syn, brat, przyjaciel – o tych wszystkich rolach Grzegorza Ciechowskiego opowiada niezwykła biografia niezwykłej postaci – „Lżejszy od fotografii” autorstwa Piotra Stelmacha.

To nie jest nowa pozycja na rynku wydawniczym, a udało mi się przeczytać tę biografię dopiero teraz, wcześniej zaczynałem i nie mogłem kontynuować. Książka jest ułożona w wyjątkowy sposób – odwrotnie do chronologicznego – i rozpoczyna się od tej feralnej przedświątecznej soboty 22 grudnia 2001 roku i nieoczekiwanego odejścia Grzegorza i bezradności najbliższych wobec choroby. I chyba te bolesne reminiscencje, połączone z moimi osobistymi wspomnieniami związanymi ze śmiercią mojej Siostry, nie pozwalały mi przebrnąć przez pierwsze karty tej potężnej pozycji książkowej. W tym roku  się zawziąłem, zmobilizowałem i doczytałem tekst do końca – aż do dnia narodzin Grzegorza.

„Lżejszy od fotografii” to pozycja wyjątkowa, wynik setek wywiadów, godzin rozmów, docierania do bliższych i dalszych osób związanych z Grzegorzem Ciechowskim i zespołem Republika. Każdy rozdział jest także wyposażony w komentarz autora, wzruszające, bardzo osobiste wspomnienia fana, który dorastał wraz z rozwojem kariery Ciechowskiego i rozwijała się jego fascynacja, a dzięki pracy dziennikarskiej mógł bezpośrednio dotrzeć do swojego idola.

Stelmachowi udało się pozyskać wypowiedzi najbliższych Artysty – jego mamy, sióstr, córki, wieloletniej partnerki, Małgorzaty Potockiej, wszystkich członków zespołu Republika – Pawła Kuczyńskiego, Zbigniewa Krzywańskiego, Sławomira Ciesielskiego i Leszka Biolika, wybitnych menedżerów Ciechowskiego – Andrzeja Ludewa i Jerzego Tolaka, różnych muzyków, artystów, dziennikarzy, bliższych i dalszych współpracowników twórcy „Białej flagi”.

Z wypowiedzi rozmówców wyłania się obraz człowieka wyjątkowego, wybitnego, bardzo wrażliwego, niezwykle inteligentnego i wywierającego niesamowite wrażenie swoją błyskotliwością, erudycją, innością, znajomością literatury, muzyki, sztuki. Osoby wspominające Grzegorza Ciechowskiego nie wystawiają mu jednak „pomnika trwalszego niż ze spiżu”, mówią o jego wadach – o tym, że nie znosił sprzeciwu, był cholerykiem, miał zdecydowane tendencje przywódcze, co często przeszkadzało wielu współpracownikom, bywał niedostępny, zbyt introwertyczny, często tworzył dystans z rozmówcą. Potrafił być trudny, ale ludzie go uwielbiali, doceniali, podziwiali, nie mogli się pogodzić z jego przedwczesnym odejściem.

Chociaż wydawało mi się, że dużo wiem o liderze Republiki, książka Stelmacha i wszystkie wspomnienia osób zaangażowanych w przygotowanie biografii znacznie przybliżyły mi sylwetkę Artysty. Moja przygoda z uwielbieniem dla Grzegorza Ciechowskiego rozpoczęła się pod koniec 1983 roku wraz z nagraniem „Nieustanne tango”. W czerwcu 1984 roku jako dziesięciolatek zacząłem układać notowania mojej prywatnej listy przebojów (co czynię systematycznie do dziś) i w pierwszym notowaniu na szczycie pojawił się „Obcy astronom” Republiki, z czego jestem teraz niezwykle dumny. Śledziłem losy Republiki, bardzo przeżywałem rozpad zespołu, wielbiłem Obywatela G.C., urzekło mnie kolejne wcielenie Ciechowskiego jako Grzegorza z Ciechowa, dużo radości dał mi powrót Republiki i producencka kariera Grzegorza (dwie pierwsze płyty Justyny Steczkowskiej uważam za majstersztyki pracy producenckiej). Przypomnienie sobie życia i twórczości Grzegorza Ciechowskiego w biografii „Lżejszy od fotografii” bardzo wiele dla mnie znaczyło. To dzieło bardzo wiarygodne ze względu na różnorodność rozmówców, bardzo poruszające i osobiste wspomnienia, ukazujące Artystę nietuzinkowego i niepowtarzalnego.

Nie trzeba kochać Grzegorza Ciechowskiego, żeby odnaleźć się w książce Piotra Stelmacha. To pozycja dla wszystkich, którzy kochają polską muzykę, polski rock i śledzili rozwój polskiej sceny muzycznej od lat 70-tych. To wiele wspomnień związanych z naszą historią i naszą kulturą. Wielkie brawa i szacunek dla Piotra Stelmacha dla stworzenie tej biografii Grzegorza Ciechowskiego - Artysty "Lżejszego od fotografii". 

Moja ocena: 10/10

wtorek, 23 sierpnia 2022

 

„GDZIE ŚPIEWAJĄ RAKI” (Where the crawdads sing), USA 2022


Premiera kinowa: 19 sierpnia 2022

Trzy lata temu listami przebojów najpopularniejszych książek na całym świecie wstrząsnęła powieść „Gdzie śpiewają raki” autorstwa Delii Owens. Książka wydawała się doskonałym materiałem na scenariusz filmowy i oto trzy lata później otrzymujemy kinową adaptację powieści.

Kya (znana z serialowej adaptacji powieści „Normalni ludzie” Daisy Edgar-Jones) ma kochającą mamę i rodzeństwo, wraz z ojcem mieszkają w skromnym, lecz uroczym domku na mokradłach Karoliny Północnej. Szczęście rodziny niszczy alkoholizm ojca. Wszyscy opuszczają dom na bagnach: najpierw maltretowana matka, potem starsze siostry i wreszcie ukochany brat, Jodie. Z czasem rodzinny dom opuszcza także ojciec i kilkuletnia Kya zostaje na mokradłach sama. Dziecko radzi sobie dzięki ciężkiej pracy (zbieranie małży) i pomocy zaprzyjaźnionej ciemnoskórej rodziny Skoczka i jego żony. Pozostała część lokalnej społeczności nie akceptuje dziewczynki, nazywając ją Dziewczyną z Bagien.

Ogromnym wsparciem dla dziecka okazuje się jej przyjaciel, Tate (Taylor John Smih). Chłopiec, podobnie jak Kya, kocha naturę, wody Północnej Karoliny, jej bogatą faunę i florę. Dzieci dorastają wspólnie i jako nastolatkowie zakochują się w sobie. Niestety, Tate dostaje się na uniwersytet i musi opuścić ukochaną. Sytuację wykorzystuje miejscowy bogaty chłopak, Chase (Harris Dickinson), który rozkochuje w sobie samotną Kyę i porzuca ją dla bogatej dziewczyny z miasta. Wkrótce chłopak zostaje znaleziony martwy na bagnach, a podejrzenie pada natychmiast na Kyę. Rozpoczyna się długi i trudny proces sądowy, Kya otrzymuje nieoczekiwaną pomoc od miejscowego adwokata, pana Miltona (bardzo dobry David Strathairn). Czy Kya mogła zabić byłego kochanka z zimną krwią? Przecież była wtedy w innym mieście na sympozjum naukowym – jej wiedza o świecie roślin i zwierząt na bagnach zyskuje sławę i uznanie. Jak zatem zginął Chase?

Dzięki naprawdę znakomitej książce, film zyskuje sprawny scenariusz, łączący w sobie elementy thrillera sądowego, romantycznej przygody i dokumentu przyrodniczego. Zdjęcia oceanu i okolicznej przyrody wywierają wielkie wrażenie. Przekonująca jest także obsada filmu – Edgar-Jones sprawdza się jako Dzikuska z Bagien, zafascynowana światem natury. Ujmujący jest Strathairn jako prawnik ratujący dziewczynę przed karą dożywocia.

Największą siłą filmu jest jednak poruszająca historia – losy porzuconej dziewczynki, która wbrew wszelkim przeciwnościom losu i ostracyzmowi społeczności, wyrasta na mądrą, samodzielną kobietę, której wiedza zachwyca wydawców książek popularnonaukowych i uniwersyteckich specjalistów. W filmie widoczna jest ręka kobiet: to kobieta – Delia Owens – jest autorką książki, na podstawie której nakręcono adaptację, to kobieta – Lucy Alibar – jest autorką scenariusza i to kobieta – Olivia Newman - stanęła za kamerą, by wyreżyserować to przepiękne, wzruszające i spektakularne widowisko, Jest to także film o kobiecie – silnej, odważnej, gotowej na wszystko, potrafiącej przetrwać w nieludzkich wręcz warunkach i przede wszystkim mądrzejszej od mężczyzn.   

Kiedy recenzowałem powieść Delii Owens przed dwoma laty, obdarowałem książkę aż 10 punktami. Przy kinowej adaptacji nie będę aż tak hojny – film, niewątpliwie dobry i absorbujący, traci nieco z magii i atmosfery literackiego pierwowzoru. Do obejrzenia „Gdzie śpiewają raki” wszystkich jednak gorąco zachęcam.

Moja ocena: 8/10

niedziela, 21 sierpnia 2022

 

TOP 60 ROBERT PLANT

Wczorajszym jubilatem był Robert Plant, jeden z najważniejszych brytyjskich wokalistów wszech czasów, posiadacz jedynego w swoim rodzaju, wyjątkowego głosu, głosu Led Zeppelin. W swoim zestawieniu nie dotykam jednak kariery Roberta Plant z Zeppelinami, ograniczam się do kariery solowej i licznych duetów artysty, choćby doskonałych nagrań z dwóch płyt nagranych wspólnie z amerykańską piosenkarką Alison Krauss. Robert Plant to wybitna, charyzmatyczna postać ze światowego rocka. Oto moje subiektywne zestawienie TOP 60 najlepszych nagrań Roberta Planta. Miejsce 1 i 2 do końca mentalnie we mnie walczyły, ale jednak „Big Log” okazało się silniejsze. Enjoy.

60. Mystery title
59. Colours of a shade
58. Memory song (hello hello)
57. You can’t buy my love
56. Shine it all around
55. The enchanter
54. Your Ma said you cried in your sleep last night
53. Little by little
52. Come into my life
51. Network news
50. Carry fire
49. Walking towards paradise
48. The dye on the highway
47. Bones of saints
46. Too loud
45. Nothing takes the place of you
44. Another tribe
43. Promised land
42. Calling to you
41. Rainbow
40. Like I’ve never been gone
39. The only sound that matters
38. Worse than Detroit
37. Last night I saw her
36. Silver rider
35. Angel dance
34. Pledge pin
33. Dance on my own
32. Burning down one side
31. Thru’ with the two steps
30. The way I feel
29. Monkey
28. Embrace another fall
27. Slow dancer
26. House of cards
25. Shining in the light (& JIMMY PAGE)
24. Bluebirds over the mountain (& CHRISSIE HYNDE)
23. Anniversary
22. In the mood
21. Most high (& JIMMY PAGE)
20. If I were a carpenter
19. Big love
18. Can’t let go (& ALISON KRAUSS)
17. All the king’s horses
16. The May queen
15. New world
14. Please read the letter (& ALISON KRAUSS)
13. Darkness, darkness
12. Sixes and sevens
11. Morning dew
10. 29 palms
9. Searching for my souls (& ALISON KRAUSS)
8. Ship of fools
7. Heaven knows
6. The greatest gift
5. Gone gone gone (Done moved on)
4. Sea of love (& HONEY DRIPPERS)
3. I believe
2. Moonlight in Samosa
1. Big log



 

„BULLET TRAIN” (Bullet Train), USA 2022

Premiera kinowa: 5 sierpnia 2022


Na film „Bullet Train” wybrałem się bez specjalnych oczekiwań. Miałem nadzieję, że nie będzie źle, bo Brad Pitt zawsze (może prawie zawsze) gwarantuje dobry poziom produkcji. Świetnie nie było, ale było szybko, komiksowo, sprawnie i zabawnie – akcja toczyła się rzeczywiście równie szybko, jak Bullet Train toczył się przez japońskie miasta – od Tokio do Kioto.

Film Davida Leitcha rozpoczyna się sceną z tokijskiego szpitala – ktoś spowodował wypadek wnuczka Starszego (Hiroyuki Sanada), ważnego bossa japońskiej mafii. Ten incydent musi zostać pomszczony, a zemsta ma nastąpić w pędzącym pociągu, gdzie spotyka się szóstka płatnych zabójców: Biedronka (Brad Pitt), przezabawna para przestępców – Mandarynka (Aaron Taylor-Johnson) i Cytryna (Brian Tyree Henry), córka rosyjskiego mafiozy Książę (słodka Joey King), okrutna Szerszeń (Zazie Beetz) oraz Wilk (Bad Bunny – obecnie jeden z najpopularniejszych raperów na świecie, gwiazda portorykańskiego trapu i reggaetonu)

Sceny walki, popisy kaskaderskie, efekty specjalne i twisty scenariusza naprawdę robią wrażenie. Bardzo dobrze wypada cała plejada hollywoodzkich gwiazd. Brad Pitt jest jak zwykle poprawny i znakomicie wykonuje wszystkie waleczne akrobacje, ale wydaje mi się, że film skrada komiczna para złoczyńców – Cytryna i Mandarynka, a zwłaszcza świetny Aaron Taylor-Johnson, którego od dawna uwielbiam za rolę Johna Lennona w filmie „Chłopak znikąd” i drugoplanową rolę w filmie „Zwierzęta nocy”. Z czasem wszyscy mordercy przekonują się, że ich zlecenia są wzajemnie powiązane, a do akcji wkracza rosyjski gangster Biała Smierć (świetny Michael Shannon). Komu uda się wysiąść żywym z pociągu? Kto ostatecznie zrealizuje zlecenie? I czy pociąg zdoła dotrzeć do planowanej destynacji?

„Bullet Train” to bardzo fajna rozrywka, akcja jest niezmiernie szybka, w filmie jest wiele humoru, naprawdę nie można się nudzić. Obraz jest bardzo kolorowy, widać dbałość scenografów i kostiumologów o wszelkie szczegóły. Zabawne są cameo appearances Sandry Bullock i Ryana Reynoldsa. Nie jest to typowe kino akcji, to nowoczesne powiązanie komiksu z kinem aktorskim, z lekkim przymrużeniem oka i pewnie to czyni ten zwariowany, zakręcony film udanym, choć to nie do końca moja bajka.

Moja ocena: 6/10

piątek, 19 sierpnia 2022

 

„FILM BALKONOWY”, Polska 2021


Premiera kinowa: 8 kwietnia 2022

Paweł Łoziński, twórca „Filmu balkonowego”, jest jednym z najwybitniejszych polskich dokumentalistów. Jego filmy, takie jak „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham”, czy „Miejsce urodzenia”, cechuje prostota formy oraz podkreślenie istoty słowa. Taki właśnie jest „Film balkonowy” – szczery, prawdziwy, przejmujący, refleksyjny. Reżyser spędził ponad dwa lata na balkonie swojego mieszkania na warszawskiej Saskiej Kępie, rejestrując przechodniów, skłaniając ich do rozmowy, wyznań, refleksji i trzeba geniuszu Pawła Łozińskiego, żeby z takich rozmów, na pozór prostych i przypadkowych, stworzyć prawdziwą humanistyczną odę do życia i dokument, który przez 100 minut ogląda się z zapartym tchem.

Zmieniają się dni tygodnia, pory roku, stany pogody, a reżyser cierpliwie namawia przechodniów do poświęcenia mu kilku chwil. Rozmawia z dziećmi, ludźmi młodymi, przedstawicielami wieku średniego i osobami starszymi. Jego rozmówcami są osoby szczęśliwe i tryskające energią, ale też osoby skrajnie depresyjne, doświadczające wielu niepowodzeń. Tematem rozmów jest życie i jego sens i różne aspekty – Łoziński taktownie i umiejętnie zadaje pytania, by podtrzymywać konwersację, stara się nie naciskać i nie przyśpieszać. Rozmowy dotyczą spraw bieżących, szczęścia, rodziny, śmierci, religii, światopoglądu, ojczyzny, relacji międzyludzkich, pracy.

„Aktorzy” Łozińskiego to często jego sąsiedzi, osoby przewijające się przez film częściej, jak choćby charyzmatyczna sąsiadka, pani Jadwiga, czy dozorczyni, wychodzący z domu członkowie rodziny reżysera, ale często to przypadkowi przechodnie. Bardzo różni się nastawienie rozmówców do projektu: niektórzy nie chcą się wypowiadać, u niektórych widać walkę, którą toczą ze sobą,  by wyrzucić z siebie nurtujące ich problemy, są też rozmówcy, którzy bardzo otwarcie mówią o niezwykle intymnych i osobistych stronach swojego życia. Poznajemy wiele bardzo różnych historii, opinii, ludzkich dramatów i sukcesów.

„Film balkonowy” to kino bardzo osobliwe, kameralne, mogłoby się wydawać, że takie zarejestrowane incydentalne rozmowy do niczego nie prowadzą i muszą być nużące. Poprzez zapisane wypowiedzi i portrety ludzi Łoziński tworzy obraz współczesnej Polski – Polski bardzo zróżnicowanej, ciekawej, z ludźmi twardo stąpającymi po ziemi, ale też z zagubionymi wrażliwcami i neurotykami, ludźmi, którzy cierpią w samotności i wewnętrznym zamknięciu, ale też z ludźmi, szczęśliwymi, którzy odnaleźli sens swojej egzystencji, często po latach błądzenia. Na pytanie reżysera „Jaki jest sens życia?”, jedna z rozmówczyń – starsza pani na wózku – mówi: „Zycie to sens”. I to wydaje się być najlepsze podsumowanie „Filmu balkonowego”.

Film Pawła Łozińskiego znalazł się właśnie w siódemce obrazów rozważanych jako polski kandydat do Oscara w kategorii filmu międzynarodowego. Nie widziałem jeszcze wszystkich filmów i mam świadomość, że prawdopodobnie reprezentować nas będzie najnowsza produkcja Jerzego Skolimowskiego, ale nie miałbym nic przeciwko wytypowaniu „Filmu balkonowego”, bo to film niezwykle oryginalny i uniwersalny.

Moja ocena: 8/10

środa, 17 sierpnia 2022

 

ELIF SHAFAK „10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie”, Wydawnictwo Poznańskie 2020


Prozę Elif Shafak, królowej współczesnej powieści tureckiej, polecało mi wielu znajomych, rekomendacje znajdowałem także na licznych forach i na blogach, a zachwyty nad powieścią „10 minut i 38 sekund” wprost się nie kończyły. I bardzo słusznie.

Książka zaczyna się dość nietypowo – od śmierci głównej bohaterki, Tequili Leili, stambulskiej prostytutki, która zostaje brutalnie zamordowana przez jednego z klientów. Autorka wykorzystuje jedną z naukowych teorii dotyczących odejścia człowieka, która głosi, że po śmieci mózg ludzki jest jeszcze aktywny przez przeciętnie 10 minut i 38 sekund. To czas dany Leili, by przypomniała sobie swoje życie – jego najbardziej dramatyczne momenty – wykorzystanie seksualne w dzieciństwie, poruszającą ucieczkę z rodzinnego miasteczka do Stambułu, bycie zmuszoną do podjęcia pracy w seks biznesie, ale też te udane, ciepłe – związane z wczesnym dzieciństwem, miłością i przede wszystkim przyjaźnią.

W ciągu pierwszych chwil po śmierci Leila wspomina swoje życie dzięki różnym zmysłom i skojarzeniom – dzięki smakom, zapachom, dźwiękom, obrazom. Niezwykle istotną rolę we wspomnieniach odgrywa piątka jej wyjątkowych przyjaciół: transseksualna Nolan, którą Leila poznaje, kiedy jest jeszcze mężczyzną – robotnikiem w fabryce mebli, oddany przyjaciel z dzieciństwa Sabotaż Sinan, głęboko religijna karlica z Libanu – Zaynab122, Hollywood Humeyra – piosenkarka i aktorka oraz somalijska imigrantka, pracownica seksualna Jameelah. Wszystkie te postaci są dla Leili bardzo istotne – pomagają jej przetrwać chwile, które wydają się beznadziejne.

To właśnie przyjaciele Leili nie dopuszczają do tego, żeby jej ciało spoczęło na Cmentarzu Samotnych – miejscu pochówku wyrzutków, narkomanów, przestępców. Są gotowi na wszystko, nawet na złamanie prawa, by zapewnić swojej przedwcześnie zmarłej przyjaciółce miejsce godnego wiecznego odpoczywania.

Powieść Shafak to książka wyjątkowa, niezwykle poruszająca i wzruszająca, ukazująca siłę kobiety. Poprzez kreację bohaterek i bohaterów Shafak pokazuje, jak trudne jest życie kobiety w kraju muzułmańskim, jak przedmiotowo jest traktowana, jak nie otrzymuje pomocy, a jedynie potępienie, kiedy zbłądzi. Autorka podkreśla, że kobiety stanowią ogromną społeczną i emocjonalną siłę i muszą walczyć o swoje prawa i godność, a nie są w tym osamotnione, o czym świadczą pozytywni bohaterowie męscy – D/Ali i Sabotaż Sinan.

„10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie” to także wyjątkowy hołd dla Stambułu – miasta wielu kultur, języków i narodowości, miasta, w którym nowoczesna teraźniejszość miesza się z zabytkową przeszłością, dobro współistnieje ze złem, a piękno z brzydotą, metropolii, w której Bosfor otwiera wrota między Europą i Azją.

Powieść Elif Shafak, przez wielu uważana za najwybitniejszą w jej literackim dorobku, to książka niezwykła, napisana przepięknym językiem (chwała dla tłumaczki Natalii Wiśniewskiej), książka, która pokazuje, jak skomplikowane mogą być ludzkie losy i jak pozornie błahe wydarzenia rzucają cień na całe ludzkie życie. Galeria stworzonych przez pisarkę postaci jest niezwykle osobliwa i nieprzeciętna. Bohaterowie Shafak to odmieńcy, kolorowe ptaki, na pierwszy rzut oka – społeczne wyrzutki, których jednak kocha się od pierwszych stron lektury za ich wewnętrzne piękno, dobro, tolerancję i zrozumienie, że to, co jest inne, może być pozytywne. To prawdziwi, lojalni, wierni przyjaciele.

Otoczony literaturą anglosaską i przyzwyczajony do jej czytania, nieco obawiałem się książki Elif Shafak, a to piękna i nietuzinkowa powieść, którą wszystkim bezwarunkowo polecam. Cieszę się, że na półce czekają już „Pchli pałac” i „Czarne mleko”, a we wrześniu ukaże się przekład najnowszej powieści autorki – „Wyspa zaginionych drzew”.

Moja ocena: 9/10

wtorek, 16 sierpnia 2022

 

MADONNA „La Isla Bonita”


Rok 2022 jest bardzo ważnym rokiem w karierze Madonny – jednej z najważniejszych artystek wszech czasów i absolutnej bohaterce mojego świata popkultury od 1985 roku. W październiku minie 40 lat, odkąd Artystka wydała swój pierwszy singiel. W comiesięcznym cyklu od lutego do października będę prezentował najważniejsze, moim zdaniem, piosenki Madonny – moje złote TOP 10 Gwiazdy. Październik się zbliża, pora na kolejną lokatę.

Dziś miejsce 5. – „La Isla Bonita” – piąty singiel z rewelacyjnego albumu „True Blue”, wydany 25 lutego 1987 roku. W Polsce niekwestionowany hit lata i, moim zdaniem, piosenka, która pozwoliła Madonnie dotrzeć w naszym kraju „pod strzechy” – to był ogromny przebój – numer 1 w Trójce, hit Lata z Radiem – tak Artystka w Polsce trafiła do mainstreamu.

„La Isla Bonita” to ballada w latynoskim stylu z łatwo wpadającą w ucho melodią i fragmentami tekstu po hiszpańsku. Intrygujący jest teledysk do nagrania: Madonna wciela się w dwie role: żarliwej katoliczki modlącej się w swoim pokoju (stąd w teledysku chrześcijańskie symbole, choćby różaniec) oraz ognistej tancerki flamenco w czerwonej andaluzyjskiej sukni z falbanami. Wszystko to robi ogromne wrażenie, choć mam wrażenie, że zarówno nagranie, jak i promujący je teledysk zostały nieco nadgryzione przez ząb czasu i nie brzmią już tak świeżo. Swego rodzaju latynoską kontynuacją „La Isla Bonita” na płycie „Like a Prayer” było nagranie „(Pray for) Spanish Eyes”, które, niestety, nie doczekało się wydania na singlu.

Piosenka była ogromnym przebojem. W Wielkiej Brytanii dotarła na szczyt UK TOP 40, choć był to już piąty singiel z bestsellerowej płyty wydanej nieomal rok wcześniej. W Stanach Zjednoczonych na liście Billboardu Madonna dotarła do 4. pozycji. Na Listę Przebojów Programu Trzeciego nagranie trafiło w maju, dotarło do 1. miejsca, gdzie spędziło 5!!! tygodni i było na liście w sumie przez 27 tygodni. Jako zagorzały wielbiciel Pana Marka Niedźwieckiego i jego Listy, a przede wszystkim coraz większy fan Madonny cieszyłem się niezmiernie tą polską popularnością nagrania. To był też, naturalnie, numer 1 na moje prywatnej liście przebojów (którą niezmiennie prowadzę od 1984 roku).

Nagranie pozostaje najchętniej oglądanym video clipem Madonny w serwisie youtube z ponad 615 milionami odtworzeni (drugie w kolejce „Hung up” ma „zaledwie” 384 miliony odsłon). Madonna zna siłę tego nagrania i jest świadoma, że ma miliony fanów, dlatego piosenka znalazła się w programie aż siedmiu tournée – Who’s That Girl, The Girlie Show, Drowned World, Confessions, Sticky & Sweet, Rebel Heart i ostatnio Madame X. Jednym z najbardziej brawurowych wykonań „La Isla Bonita” jest duet Madonny z grupą Gogol Bordello z londyńskiego Koncertu dla Ziemi z lipca 2007 roku – warto zobaczyć ten fragment koncertu dla tego właśnie wykonania.

Jeszcze w tym miesiącu kolejna odsłona mojego cyklu o Madonnie i miejsce 4. Zapraszam serdecznie!

 

TOP 60 ARETHA FRANKLIN

Dziś mijają 4 lata, odkąd odeszła kobieta wybitna, Królowa Soulu, posiadaczka niesamowitego głosu, prawdziwa osobowość – Aretha Franklin. Życie Arethy nie było usłane różami i musiała ciężko walczyć o swoją pozycję i zdobyła ją. Aretha Franklin była muzyką – słychać to w każdej nucie, którą śpiewała, widać w każdym ruchu, który wykonywała na scenie. To legenda – z 73 przebojami na amerykańskiej liście Billboardu. Zaryzykuję stwierdzenie, że bez Arethy nie byłoby wielu karier czarnoskórych wokalistek, choćby Whitney Houston. Na szczycie piosenka, którą pokochałem od momentu, kiedy usłyszałem ją wczesną wiosną 1987 roku – „I knew you were waiting (for me)” – genialny duet z George’m Michaelem. Aretha pracowała z najlepszymi i śpiewała dla najważniejszych. To zestawienie to mój hołd dla Piosenkarki. Przedstawiam moje subiektywne zestawienie 60 ulubionych przebojów Arethy Franklin. Enjoy.

60. This is for real
59. Call me
58. My song
57. Another night
56. Chain of fools
55. Soulville
54. Jumpin’ Jack flesh
53. Share your love with me
52. The only thing missin’ (is you)
51. Freeway of love
50. Master of eyes (The deepness of your eyes)
49. Mr DJ (5 for the DJ)
48. Don’t cry baby
47. Tracks of my tears
46. Without love
45. Spanish Harlem
44. You send me
43. Rock-a-bye your baby with a Dixie melody
42. Something he can feel
41. Jimmy Lee
40. Day dreaming
39. I never loved a man (The way I love you)
38. Don’t play that song (you lied)
37. If ever a love there was (& LEVI STUBBS & THE FOUR TOPS)
36. Take a look
35. You’re all I need to get by
34. What a fool believes
33. It isn’t, it wasn’t, it ain’t never gonna be (& WHITNEY HOUSTON)
32. A deeper love
31. I surrender, dear
30. Baby I love you
29. If you need my love tonight (& LARRY GRAHAM)
28. I’m in love
27. All the king’s horses
26. Runnin’ out of fools
25. Break it to me gently
24. With everything I feel inside
23. Who’s zoomin’ who
22. I can’t see myself leaving you
21. Border song (Holy Moses)
20. (Sweet sweet baby) Since you’ve been gone
19. A rose is still a rose
18. Ever changing times (& MICHAEL McDONALD)
17. Oh me oh my (I’m a fool for you, baby)
16. Angel
15. Ain’t nothing like the real thing
14. Try a little tenderness
13. Through the storm (& ELTON JOHN)
12. Ain’t no way
11. Love all the hurt away (& GEORGE BENSON)
10. Think
9. Son of a preacher man
8. Ain’t no mountain high enough
7. Willing to forgive
6. Sisters are doin’ it for themselves (& EURYTHMICS)
5. Until you come back to me (That’s what I’m gonna do)
4. Respect
3. (You make me feel like) A natural woman
2. I say a little prayer
1. I knew you were waiting (for me) (& GEORGE MICHAEL)



czwartek, 11 sierpnia 2022

 TOP 60 OLIVIA NEWTON-JOHN

Ten tydzień przyniósł przykrą wiadomość o śmierci znanej australijskiej piosenkarki i aktorki, Olivii Newton-John, niezapomnianej Sandy z musicalu Grease. Nie jestem żadnym znawcą twórczości Olivii Newton-John, ale postanowiłem przygotować to zestawienie jako mój hołd dla Artystki, ale także żeby pokazać, że twórczość Oliwii Newton-John to nie tylko dwie piosenki z Grease i jeszcze jakieś dwie ballady, ale długa kariera – od debiutu na przełomie lat 60-tych i 70-tych, ciągnąca się aż po lata 20-te XXI wieku. To dziesiątki albumów i singli, to różne style muzyczne – od country poprzez piosenkę musicalową i pop, to piękne ballady, śpiewane ładnym, czystym głosem. We wspomnieniach innych artystów Olivia Newton-John jawi się jako niezwykle ciepła i serdeczna osoba. I taką ją zapamiętamy. Oto mój subiektywny TOP 60 najlepszych nagrań Olivii Newton-John. Enjoy!

60. Angel in the wings (& JANN ARDEN)
59. Can’t we talk it over in bed
58. Livin’ in desperate times
57. Heart attack
56. Let me be there
55. Till you say you’ll be mine
54. Let it shine
53. Toughen up
52. Instrument of peace
51. Twist of fate
50. Help me to heal
49. The window in the wall (& CHLOE LATTANZI)
48. Had to be (& CLIFF RICHARD)
47. No matter what you do
46. Tied up
45. Just a little too much
44. I need love
43. Precious love
42. A little more love
41. Take a chance (& JOHN TRAVOLTA)
40. Hope is always here (& DAVID FOSTER)
39. Making a good thing better
38. What is life
37. Soul kiss
36. Valentine (& JIM BRICKMAN)
35. Deeper than the night
34. Take me home, country roads
33. Every face tells a story
32. Don’t cut me down
31. Follow me
30. Don’t stop believin’
29. Suddenly (& CLIFF RICHARD)
28. Jolene
27. If you love me (let me know)
26. If not for you
25. A little more love
24. Bank of the Ohio
23. Reach out for me
22. Make a move on me
21. When you wish upon a star
20. Long live love
19. Come on over
18. Don’t cry for me Argentina
17. Landslide
16. I can’t help it (& ANDY GIBB)
15. I honestly love you
14. Have you never been mellow?
13. Something better to do
12. Please Mr. Please
11. Hopelessly devoted to you
10. Physical
9. Summer nights (& JOHN TRAVOLTA)
8. Magic
7. The best of me (& DAVID FOSTER)
6. Dare to dream (& JOHN FARNHAM)
5. Change of heart (& JIM BRICKMAN)
4. Sam
3. The rumour
2. Xanadu (& ELECRIC LIGHT ORCHESTRA)
1. You’re the one that I want (& JOHN TRAVOLTA) 



wtorek, 9 sierpnia 2022

 

KILEY REID „Ten dziwny wiek”, Wydawnictwo Poznańskie 2022


Choć jestem wielkim wielbicielem prozy brytyjskiej, przez ostatnie dwa lata moimi ulubionymi książkami roku stawały się pozycje amerykańskie: w 2020 roku była to powieść „Gdzie śpiewają raki: Delii Owens (już 19 sierpnia w polskich kinach filmowa adaptacja tej książki), zaś w 2021 roku najwyżej oceniłem rewelacyjną „Moją znikającą połowę” Brit Bennett. Ważną pretendentką do tytułu najlepszej książki 2022 roku stała się właśnie debiutancka powieść Kiley Reid „Ten dziwny wiek”.

Emira jest młodą Afroamerykanką. Mieszka w Filadelfii, właśnie skończyła studia licencjackie i nie ma do końca pomysłu na siebie. Dlatego tymczasowo pracuje u państwa Chamberlainów jako opiekunka ich dwójki dzieci – Briar i Catherine. Dorabia także jako stenotypistka w sztabie Partii Zielonych. Pewnego późnego wieczora podczas przyjęcia urodzinowego przyjaciółki odbiera telefon od Alix Chamberlain, swojej pracodawczyni, która prosi ją o zabranie trzyletniej Briar z domu i zaopiekowaniu się nią przez godzinę. 

Emira dociera do domu Chamberlainów przed północą i postanawia zabrać swoją podopieczną do lokalnego supermarketu Market Depot, gdzie dziewczynka uwielbia oglądać orzechy. W sklepie dochodzi do przykrego incydentu: Emira zostaje oskarżona przez klientów i ochronę o uprowadzenie białego dziecka. Wywiązuje się nieprzyjemna sytuacja, którą w dodatku filmuje jeden z białych klientów marketu. Pan Chamberlain musi przybyć do sklepu, żeby odebrać dziecko, a kilka dni później Emira spotyka w metrze chłopaka, Kelleya Copelanda, który sfilmował „rasistowski atak” na nią. Emira i Kelley zostają parą.

Dziewczyna kontynuuje swoją pracę u Chamberlainów. Nie jest w pełni świadoma, w jak znacznym stopniu fascynuje się nią jej chlebodawczyni – Alix Chamberlain. Fascynacja ta nie ma podłoża seksualnego. To fiksacja na puncie młodej pięknej dziewczyny – Alix pragnie wiedzieć o niej wszystko i mieć wpływ na całe jej życie. Do intrygującej konfrontacji dochodzi podczas obiadu z okazji Święta Dziękczynienia. Od tego momentu życie bohaterów nie będzie już takie samo…

„Ten dziwny wiek” to genialny debiut. Każde słowo w tekście jest istotne i każde, choćby drobne z pozoru, wydarzenie okazuje się być istotne i mieć wpływ na dalszy rozwój akcji. Od książki trudno się oderwać, jak od najlepszego dreszczowca. Kiley Reid porusza problem klasowości amerykańskiego społeczeństwa i wszechobecnego rasizmu, ale robi to w sposób niesłychanie subtelny i nienachalny, skłaniając czytelnika do głębszej refleksji. 

Kluczową i najbardziej fascynującą postacią w powieści wydaje się być Alix Chamberlain – z jednej strony kobieta sukcesu, influencerka, społeczna aktywistka, z drugiej zaś strony – osoba kompletnie zagubiona, desperacko szukająca społecznego awansu i akceptacji, wielbiąca pozory i sztuczny poklask. Jej obsesja na punkcie Emiry jest niepokojąca – Alix wydaje się być gotowa na wszystko.

„Ten dziwny wiek” Kiley Reid to książka bardzo współczesna, nowoczesna i prawdziwa.  Czyta się ją znakomicie, duża w tym zasługa doskonałego przekładu Pauliny Surniak, autorki bloga „ Miasto Książek”. Zafascynowałem się powieścią Kiley Reid równie mocno jak Alix zafascynowała się Emirą. Książka była nominowana do mojej ulubionej literackiej Nagrody Bookera. Anna Ciarkowska napisała o książce: „To historia o nas – mieszkańcach współczesnego świata. Przy lekturze ciągle zadawałam sobie pytanie: Czy naprawdę jesteśmy wolni? Czy umiemy decydować o sobie? Czy potrafimy wyzwolić się ze schematów, odciąć się od oczekiwań i protekcjonalizmu? Czy mamy odwagę żyć własnym życiem? „Ten dziwny wiek” to opowieść o dojrzewaniu do wolności”. W pełni zgadzam się z tą opinią i serdecznie wszystkim tę książkę polecam.

Moja ocena: 9/10 


niedziela, 7 sierpnia 2022

 

”KAŻDY WIE LEPIEJ”, Polska 2022


Premiera kinowa: 5 sierpnia 2022

Niedawno piałem, że idąc na inną polską premierę letniego sezonu – „Na chwilę, na zawsze” byłem pełen obaw, a film okazał się więcej niż znośny. Tym razem – kiedy wybierałem się na „Każdy wie lepiej”, tych obaw nie było – ciekawy temat, zabawny zwiastun, a przede wszystkim plejada polskich gwiazd od Joanny Kulig po Andrzeja Seweryna. Autor scenariusza, Krzysztof Rak, poprzednio stworzył takie filmowe perełki jak „Bogowie” i „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”. A tym razem obawy powinny były istnieć. I to poważne…

Ania – pani psycholog (Joanna Kulig) i Grzesiek - informatyk (Michał Czarnecki) są świeżo po rozwodach z powodu romansu ich byłych małżonków (Julia Wyszyńska i Krzysztof Zarzecki). Zbliżają się do siebie i postanawiają stworzyć nową rodzinę – rodzinę patchworkową. Ze świeżo zaręczoną parą zamieszkują ich dzieci – córka Ani oraz dwójka potomstwa Grzegorza. Dzieciaki nie są zachwycone nowym związkiem, ale największymi przeciwnikami okazują się nieoczekiwanie rodzice Grześka (Grażyna Szapołowska i Andrzej Seweryn – bogaci i nowocześni państwo z wyższych sfer) oraz mama Ani (Ewa Wencel) i jej teściowie (Maria Maj i Jerzy Janeczek – pamiętny Witia Pawlak z „Samych swoich” w swojej ostatniej roli życia) – broniący polskiej rodziny katolicy i wyznawcy tradycyjnych wartości.

Rodzice, teściowie i byli partnerzy Ani i Grzegorza budują sieć intryg, aby nie dopuścić do ślubu i przywrócić stan z przeszłości – doprowadzić do powrotu Grześka do żony i Ani do męża. Lucjan – były mąż Ani i Sylwia – była żona Grzegorza już dawno zakończyli swój krótkotrwały romans i też pragną powrotu do związków z przeszłości. Intrygi nie są jednak ani spójne, ani zabawne, niektóre gagi wywołują wręcz zakłopotanie na twarzach widzów, dialogi są drewniane i kwadratowe, a widownia reaguje śmiechem może dwukrotnie podczas całej projekcji.

Obawiam się, że potencjał tego filmu – chwytliwy i aktualny temat, możliwość ukazania kontrastów w polskim społeczeństwie, a przede wszystkim obsada marzeń – został zaprzepaszczony. Chyba zawinił scenariusz – niespójny, przewidywalny, oparty na znanych schematach, nieśmieszny. Naprawdę szkoda, bo film zapowiadał się na ciekawą, oryginalną i przede wszystkim zabawną produkcję, a otrzymaliśmy film w stylu „Kogel mogel 3 i 4”, którego nie jest w stanie uratować nawet aktorska elita.

To chyba najbardziej surowa ocena w historii Popkulturalnego Maniaka.

Moja ocena: 3/10

piątek, 5 sierpnia 2022

 

„NA CHWILĘ, NA ZAWSZE”, Polska 2022


Premiera kinowa: 15 lipca 2022

Na polski dramat „Na chwilę na zawsze” szedłem z pewnymi obawami – jedną z głównych ról gra w filmie Paweł Domagała, a nie przepadam za nim ani jako wokalistą, ani jako aktorem (może z wyjątkiem serialu „Żmijowisko”). Moje obawy okazały się przedwczesne – film nie jest wprawdzie arcydziełem, ale nie jest to złe kino.

Pola (niezła Martyna Byczkowska) to młoda gwiazdeczka muzyki pop – typowy produkt marketingowy firmy fonograficznej i swojego ojca (Ireneusz Czop). Dziewczyna ma tysiące fanów, którzy masowo pojawiają się na jej koncertach, nagrywa przeboje, ale ma też poważny problem. Problem alkoholowy. Po jednym z koncertów i po klubowej libacji powoduje poważny wypadek samochodowy. Dzięki operatywności ojca i … pieniądzom, zamiast do więzienia trafia do ośrodka resocjalizacyjnego, gdzie ma współprowadzić zajęcia z muzykoterapii i wyjść z nałogu.

W ośrodku nie jest jej łatwo – uzależnione dzieciaki znają karierę Poli, ale wiedzą też o wstydliwym incydencie – dramatycznej kolizji. Pomocną dłoń w kierunku dziewczyny wyciąga Borys (Paweł Domagała) – były muzyk, obecnie pracownik ośrodka, w którym prowadzi zespół muzyczny. Powoli i z oporami muzycy zbliżają się do siebie, pojawia się też intensywna chemia. Życie Borysa zdominowane jest jednak przez demony z przeszłości, pojawiają się coraz większe dramaty. Czy istnieje szansa na happy end?

Film jest sprawnie zrealizowany. Spora w tym zasługa dobrego reżysera – Piotra Trzaskowskiego, którego pamiętamy z filmów „Edi”, „Mistrz”, czy „Mój rower”. „Na chwilę, na zawsze” bez zbędnych sentymentów i melancholii pokazuje, jak dramatyczne może być życie człowieka i jak szybko przez jeden błąd można wszystko utracić, bo nic nie jest nam dane na zawsze. Bardzo dobrze wypadają młodzi aktorzy – pokłóceni z losem pacjenci ośrodka rehabilitacyjnego. Domagała nie jest tym razem irytujący i przewidywalnie zabawny. Dobry jest też Olaf Lubaszenko w epizodzie kierownika ośrodka.

Film jest ciekawie i nowocześnie sfotografowany. Uwagę zwracają videoclipowe sceny koncertowe i klubowe. Kamera w interesujący sposób ukazuje naturę oraz wnętrza starego ośrodka. Zdjęcia Witolda Płóciennika to duży plus dla filmu.

Najciekawszym aspektem „Na chwilę, na zawsze” jest chyba jednak negatywne, lecz z pewnością w dużej mierze prawdziwe, ukazanie kulisów przemysłu muzycznego, w którym liczy się tylko pieniądz, nominacje do nagród, ciągłe bycie na szczycie, świata, w którym popularnym ludziom niezwykle łatwo się zagubić.

„Na chwile, na zawsze” to przyzwoite polskie kino, film, który można obejrzeć, który jednak nie trafi na wysoką lokatę w moim podsumowaniu AD 2022.

Moja ocena: 6/10

czwartek, 4 sierpnia 2022

 

O LITERATURZE NIE DLA IDIOTÓW – MOJE ROZWAŻANIA O SŁOWACH OLGI TOKARCZUK

Fot. ANDRZEJ BANAS/ Polska Press/ East News

Olga Tokarczuk jest twórczynią i organizatorką Festiwalu Góry Literatury. Festiwal powstał w 2015 roku, a podczas tegorocznej edycji nasza noblistka wypowiedziała się w następujący sposób: „Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. Te książki, które piszemy, są gdzieś zawieszone, zawsze się z czymś wiążą.”

Wypowiedź, muszę przyznać, nieco kontrowersyjna i niefortunna, wzbudziła wiele emocji i dziś chciałbym podzielić się moimi refleksjami na ten temat.

Po pierwsze, tego typu wypowiedź nie powinna pojawić się podczas festiwalu promującego literaturę i czytelnictwo, w kraju, w którym statystyczny mieszkaniec nie sięga nawet po jedną pozycję książkową w ciągu roku. Świadomie, czy nie, nasza noblistka zniechęca potencjalnych czytelników do lektury książek, oczekując od nich kompetentnego przygotowania i wysokiego poziomu wrażliwości. Po drugie, nie wierzę, że twórca otwarcie neguje własną potrzebę, by odbiorcy docierali do jego twórczości, bez względu na to, czy mówimy o literaturze, muzyce, filmie, czy innych dziedzinach sztuki. Dla kogo zatem tworzy? Dla siebie? Dla wybranych elit?

Jak to jest z tymi czytelniczymi kompetencjami i literackim wyczuciem i wrażliwością? Wiedza, wykształcenie, umiejętność logicznego i krytycznego myślenia, znajomość procesów historycznoliterackich oraz zdolność myślenia przyczynowo-skutkowego, erudycja i oczytanie z pewnością ułatwiają recepcję tekstu literackiego. Oczywiście, inaczej przyjmie i zinterpretuje daną powieść 14-letni Janek, który właśnie zdał do ósmej klas i uznany profesor literaturoznawstwa na wydziale filologicznym uniwersytetu. Ale czy zawsze przy lekturze tekstu ma chodzić o dostrzeganie wszelkich figur stylistycznych, różnych synekdoch, metonimii i peryfraz, czy zjawiska intertekstualności? Czy lektura nie powinna przede wszystkim dawać nam zadowolenia i uczyć nas czegoś nowego o życiu bez względu na to, jak skomplikowana jest jej treść i forma?

Spójrzmy na najnowszą powieść Tokarczuk, którą niedawno recenzowałem na łamach mojego bloga. Z pewnością moja percepcja dzieła byłaby lepsza, gdybym znał niemiecki oraz szczegóły rozbiorowej historii Polski. Tekst czytałoby mi się lepiej, gdybym z doświadczenia znał geografię i topografię Dolnego Śląska oraz posiadał większą wiedzę na temat kultury tego rejonu na początku XX wieku. Pewnie moje zrozumienie tekstu okazałoby się lepsze, gdybym wiedział więcej o stanie medycyny w okresie akcji powieści, głównie w kwestii leczenia gruźlicy, oraz gdybym czytał wcześniej więcej o malarstwie pejzażowym. Przede wszystkim przyznaję się ze skruchą , że bez noty informacyjnej od autorki, ulokowanej na końcu książki, nie wiedziałbym skąd pochodzą mizoginiczne cytaty, zapożyczenia i poglądy, które autorka przedstawia jako słowa bohaterów swojej powieści. I niech rzuci kamieniem ten, który od razu wiedział, że to zdanie to Owidiusz, to – z kolei Darwin, zaś tamten pogląd – to Jonathan Swift. Tylko czy bez tej wiedzy i natychmiastowych skojarzeń straciłem dużo na lekturze?

Mam wrażenie, że przy interpretacji literatury, omawianiu książek, głównie lektur szkolnych, staramy się przyjmować tylko te interpretacje, które zostały narzucone przez historyków i badaczy literatury, pozostawiając samym sobie niewielkie ograniczone pole interpretacyjne. A literaturą, naszymi książkowymi wyborami, powinniśmy się bawić, cieszyć przy ich lekturze, czytanie powinno być przede wszystkim przyjemnością, która dodatkowo jakoś nas wzbogaca – może leksykalnie, może etycznie, może estetycznie, a może wyposaża nas w fachową wiedzę. Często „na siłę’ staramy się dostrzec w ekstach literackich o, czego am po prostu nie ma.

Ostatnio w biografii Grzegorza Ciechowskiego „Lżejszy od fotografii” przeczytałem następującą zabawną informację: otóż Grzegorz Brzozowicz, znany krytyk muzyczny, przez wiele lat uważał, że tekst piosenki „Śmierć w bikini” jest zawoalowanym podtekstem – nawiązaniem do amerykańskich prób nuklearnych na atolu Bikini. Przecież Grzegorz Ciechowski, uznany i uwielbiany poeta rocka, nie mógł stworzyć tekstu piosenki o kościotrupie w kostiumie kąpielowym! Rozbawienie Grzegorza Ciechowskiego było duże, kiedy się o tym dowiedział. Inspiracją do stworzenia tekstu przeboju było po prostu przypadkowe spotkanie ze szkieletem ubranym w bikini.

Staram się czytać dużo. Wybierając dwa kierunki filologiczne do studiowania miałem świadomość, że czytania nie uniknę i przedkładałem przedmioty historycznoliterackie nad językoznawcze. Pokochałem powieść angielską i z pełną premedytacją wybrałem na studiach seminarium z prozy brytyjskiej XIX i XX wieku.

Nigdy nie oceniam nikogo po doborze lektur, które czyta i ja nie chciałbym być za moje wybory oceniany. Jedni wolą Mroza (sam czytałem przynajmniej pięć tomów o Chyłce i Zordonie, zanim nie znudziłem się powtarzalnością kolejnych książek), inni wolą Tokarczuk. Jedni wybierają Cobena, inni Steinbecka. I tak powinno być – przy wyborze literatury, filmu, muzyki. Dzięki temu świat jest ciekawszy i bardziej różnorodny.

Kiedy tworzę moje zestawienia list przebojów, bardzo lubię kontrowersyjne komentarze w stylu; „Jak to? Moja ulubiona piosenka / mój ulubiony film dopiero na 27? No, litości, to powinien być numer 1, no, przynajmniej TOP3?”. Albo „Ten film nie zasługuje na 7 punktów, to jest co najwyżej 5. Mocno przesadzasz z tymi ocenami”. Takie opinie świadczą o tym, że nasze podejście do książek, filmów i płyt jest zróżnicowane i to czyni świat ciekawym. To wcale nie jest fajne, kiedy wszyscy uważamy, że Iksiński wielkim poetą był, a Pink Straits czy Dire Floyds to najlepsze zespoły na świecie i nikt nie ma prawa źle się o nich wypowiadać.

Podsumowując, nie czuję się absolutnie urażony słowami Olgi Tokarczuk, ale nie mogę się z nimi zgodzić. Powinniśmy czytać jak najwięcej i jak najczęściej korzystać z dóbr kultury. Literatura, kultura i sztuka czynią nas lepszymi, pomagają w trudnych chwilach, tworzą naszą tożsamość, dlatego – co często czynię – zachęcam do sięgania po dobre książki, oglądania zajmujących filmów i słuchania wyjątkowej dla nas muzyki.

Źródło zdjęcia: https://natemat.pl/429484,fundacja-olgi-tokarczuk-skomentowala-kontrowersyjne-slowa-noblistki


poniedziałek, 1 sierpnia 2022

 

DAMON GALGUT „Obietnica”, Wydawnictwo Czarne 2022


W tym tygodniu – 26 lipca - ogłoszona została „trzynastka” książek nominowanych w tym roku do Nagrody Bookera, a ja dziś powrócę do ubiegłorocznej edycji nagrody – i przedstawię powieść, która zwyciężyła w 2021 roku – dzieło południowoafrykańskiego pisarza, Damona Galguta, „Obietnica”. To była trzecia nominacja dla pisarza i jego pierwsze zwycięstwo.

„Obietnica” to rozgrywająca się przez cztery dekady historia rodziny farmera Swarta, głównie jego trójki dzieci – Astrid, Amor i Antona. Książka jest podzielona na cztery części, każda z nich odzwierciedla istotne wydarzenie z każdej z dekad i zawsze jest to śmierć ważnego bohatera. Książka rozpoczyna się śmiercią żony farmera, która wymusza na swym mężu, by Salome, ich czarnoskóra służąca, otrzymała prawo własności do zamieszkiwanego przez nią domku na rodzinnej posesji. Miał to być dowód wdzięczności za opiekę nad nią podczas choroby. Mijają lata, dzieci Swartów rozpoczynają dorosłe życie, dzieją się dobre i złe rzeczy, a dom nadal nie należy do Salome…

Książka Galguta jest bardzo zajmująca, ale niezwykle smutna. Przykre są wydarzenia w życiu rodzeństwa Swartów – to trójka ludzi nie do końca spełnionych, nie będących w stanie znaleźć porozumienia, ludzi wrażliwych i samotnych, rzuconych przez życie w wir społecznych i politycznych zmian w ich kraju. Astrid, Amor i Anton kochają się i szanują, ale nie potrafią ze sobą rozmawiać. Tragedie zbliżają ich do siebie, ale bardzo płytko i tylko na chwilę.

Niezwykle rzadko sięgam po literaturę z Republiki Południowej Afryki, książki z tego kraju niezbyt często pojawiają się na naszym rynku wydawniczym, zatem bardzo doceniam spotkanie z książką Galguta. Pisarz pozwala nam poznać odrębność kulturową RPA i pokazuje jak duży wpływ na życie bohaterów ma dorastanie w kraju, w którym biali i czarni mieszkańcy nie mają tych samych praw i nie potrafią się porozumieć. To, jak dobrze książkę się czyta, jest też dużą zasługą świetnego tłumacza, Dariusza Żukowskiego.

„Obietnica” Damona Galguta to dobra i ważna powieść, książka, po przeczytaniu której ma się wiele refleksji – o śmierci, o religii, o istocie rodziny, o zagubieniu człowieka. Warto ją przeczytać.

Moja ocena: 8/10


„Sonata”, Polska 2021


Premiera kinowa: 4 marca 2022

Choć film „Sonata” trafił na ekrany kin już kilka miesięcy temu, udało mi się go zobaczyć dopiero niedawno, a jest na tyle dobry i poruszający, że zdecydowałem się zachęcić wszystkich do jego obejrzenia. To oparta na prawdziwej historii opowieść o Grzegorzu Płonce, młodym chłopaku, nazywanym Beethovenem z Murzasichla, który mimo przeciwności losu, błędów lekarskich i poważnej choroby, a dzięki determinacji własnej i swoich rodziców do perfekcji opanował grę na fortepianie.

Grzegorz (w tę rolę wciela się świetny Michał Sikorski) mieszka z rodzicami (Małgorzata Foremniak i Łukasz Simlat) oraz bratem w górach. W dzieciństwie ma zdiagnozowany autyzm, nie rozwija się prawidłowo, nie posługuje się językiem, a kontakt z nim jest bardzo ograniczony. Dopiero kiedy chłopiec ma 14 lat, dzięki pomocy nauczyciela wspomagającego udaje się ustalić, że problemem nie jest autyzm, ale niedosłuch. Młody człowiek zaczyna komunikować się z rodziną i najbliższymi, stara się nadrobić deficyty rozwojowe, ale jest to bardzo trudne. Znajduje natomiast pasję – muzykę i zaczyna grać na fortepianie.

Mimo piętrzących się problemów, niechęci nauczycieli, wolnych postępów, Grzegorz cały czas doskonali grę, by wystąpić na festiwalu muzycznym dla artystów niesłyszących.

Film jest pełen dramatyzmu, bohaterowie – w swojej bezradności – budzą sympatię i współczucie, ale przekaz obrazu jest bardzo pozytywny. Bartoszowi Blaschke – reżyserowi i scenarzyście filmu - udało się pokazać, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych i bardzo wiele można zdziałać własnym uporem i determinacją.

Młody aktor Michał Sikorski jako Grzegorz tworzy tak wyrazistą i zapadającą w pamięć rolę, że ma się wrażenie, że w filmie gra prawdziwy autystyczny chłopiec (pamiętam, że podobne doświadczenia towarzyszyło mi podczas oglądania filmu „Co gryzie Gilberta Grape’a?” z Johnny’m Deppem, kiedy myślałem, że rolę jego młodszego braciszka gra niepełnosprawne dziecko, a był to genialny Leonardo DiCaprio, który potem otrzymał za tę kreację nominację do Oscara). Myślę, że to jego rola życia. Świetny – jak zwykle – jest Łukasz Simlat jako ojciec Grzegorza, ale znakomicie – nie ukrywam, że nieco ku mojemu zaskoczeniu – wypada także Małgorzata Foremniak, która gra tu – całkowicie wbrew swoim warunkom – zagubioną, choć stanowczą kobietę, której twarz ledwo widać zza grubych szkieł okularów. Świetnie pokazuje emocje postaci – bezradność i zdruzgotanie przechodzące w powracającą wolę walki o przybranego syna. Miło było także zobaczyć Jerzego Stuhra w roli profesora Skarżyńskiego – lekarza Grzegorza. Ciekawie wypada także Irena melcer jako przyjaciółka Grzesia.

„Sonata” to nietypowy polski film, bardzo zajmująca i poruszająca, dobrze zagrana historii, dlatego warto jest spędzić dwie godziny z tym przejmującym obrazem.

Moja ocena: 7,5/10