czwartek, 30 listopada 2023

 

Nathan Hill „Niksy”, Wydawnictwo Znak 2017


Do lektury „Niksów” Nathana Hilla zabierałem się dość długo, bo trochę obawiam się takich potężnych 800-stronicowców, ale naprawdę było warto sięgnąć po tę książkę, bo to zajmująca, wielopłaszczyznowa powieść, przywołująca najlepsze amerykańskie tradycje literackie. Obawiałem się także, że książka jest zdominowana przez uzależnienie od gier komputerowych, ale te okazały się jedynie tłem wydarzeń i motywem ukazania jednej z postaci drugoplanowych.

Głównym bohaterem „Niksów” jest Samuel Andresen-Anderson – dobrze zapowiadający się pisarz, który cierpi z powodu twórczej blokady, uzależniony od gier komputerowych wykładowca literatury angielskiej na podrzędnym stanowym uniwersytecie. Poznajemy Samuela w dość trudnym momencie jego życia – jedna ze studentek oskarżyła go o mobbing po tym, jak udowodnił jej złożenie splagiatowanej pracy, wydawca naciska na przedłożenie do druku drugiej książki, której nawet nie zaczął pisać, a jego matka niespodziewanie staje się bohaterką mediów po ataku na gubernatora Chicago, który prowadzi kampanię prezydencką i grozi jej więzienie. Kolejny problem Samuela jest związany z faktem, że wspomniana właśnie matka opuściła go, kiedy był jeszcze małym chłopcem i nie widzieli się od tego czasu. Czy w obliczu zagrożenia po ataku na polityka Samuel powinien pomóc Faye, swojej dawno niewidzianej matce?

Losy młodego pisarza przeplatają się w książce z retrospekcjami związanymi z historią Faye –  matki bohatera, córki Amerykanki i Norwega, uczestniczki zamieszek studenckich w Chicago w roku 1968, kobiety, którą życie zmusiło do wielu trudnych decyzji – porzucenia studiów, własnego dziecka, a ostatecznie własnego kraju. Zarówno Faye, jak i Samuel, są w książce równoprawnymi bohaterami pierwszoplanowymi i trudno jest orzec, która z przedstawionych historii – syna czy matki – jest bardziej poruszająca i intrygująca. Hill znakomicie buduje narrację w swoim debiucie powieściowym i tworzy całą gamę ciekawych postaci z panem Perwinkle – wydawcą Samuela oraz Pwnage – przyjacielem Samuela z wirtualnego świata gier komputerowych – na czele.

Książkę czyta się wybornie, zatapiając się bez reszty w niesamowitych historiach Samuela i Faye. Nathan Hill potrafi zaskoczyć całkowicie niespodziewanym zakończeniem i wie, jak budować fabułę, by stworzyć pasjonującą opowieść o ludziach, których los niejednokrotnie zaskoczył, ale także zranił.

Książka przypomina mi nieco jedną z moich ulubionych współczesnych powieści amerykańskich – „Świat według Garpa” Johna Irvinga, może przez ukazanie relacji matki i syna, może przez swoistą ekscentryczność głównych bohaterów, a może przez swoją epickość. Boje się tylko, że Nathan Hill, który pracował nad powieścią blisko dziesięć lat, ale od wydania debiutu nie napisał już nic nowego, tak jak Samuel – główny bohater „Niksów” – oraz podobnie jak Kathryn Stockett, autorka „Służących”, Margaret Mitchell, autorka „Przeminęło z wiatrem”, czy Mary Shelley znana jedynie z „Frankensteina” pozostanie literackim one-hit wonder, gwiazdą jedynego książkowego przeboju.

Bardzo gorąco polecam „Niksy”, bo to po prostu bardzo dobra, wciągająca lektura, która nie pozostawia czytelnika obojętnym. Zatem, jeśli chcesz się dowiedzieć, czym są tytułowe „Niksy”, zaopatrz się w tę porywającą książkę.

Moja ocena: 9/10

niedziela, 26 listopada 2023

 

„NAPOLEON” (Napoleon), Wielka Brytania / USA, 2023

Premiera kinowa: 24 listopada 2023



Francja… Armia… Józefina…

Wielki Ridley Scott (twórca tak ważnych filmów jak „Thelma i Louise”, „Gladiator”, „Łowca androidów”, czy „Dom Gucci”) powraca. I to w wielkim stylu. W kinach można już oglądać jego najnowsze dzieło – monumentalną, epicką i robiącą na widzu ogromne wrażenie biografię Napoleona Bonapartego.

Głównego bohatera poznajemy jako zwykłego żołnierza, który dzięki swojej odwadze i strategicznemu zmysłowi szybko awansuje i pnie się po kolejnych szczeblach polityczno-militarnej kariery. Wygrywa kolejne bitwy, a jego nieograniczona ambicja każe mu dokonać zamachu stanu, by ostatecznie zyskać tytuł cesarza i sięgnąć po władzę absolutną. Napoleon staje się największym przywódcą na ziemi, a w budowaniu potęgi dzielnie towarzyszy mu ukochana Józefina. Dokąd doprowadzi Bonapartego niczym nieposkromiona wola bycia największym i najważniejszym?

W rolę genialnego stratega wciela się Joaquin Phoenix, który jest aktorem wybitnym (co udowodnił chociażby w „Jokerze”, „Mistrzu”, czy „Nigdy cię tu nie było”), ale w „Napoleonie” nie tworzy aż tak wybitnej kreacji. Owszem, jest bardzo dobry, w wielu scenach doskonale ukazuje emocje, ale brakuje mu napoleońskiej charyzmy i magii największego człowieka swoich czasów. Fantastyczna jest natomiast Vanessa Kirby jako niewierna Józefina, intrygująca intrygantka, miłość życia Napoleona. Jest coś hipnotyzującego w tej aktorce, że potrafi skraść całą scenę i trudno jest oderwać od niej wzrok, kiedy pojawia się na ekranie. Chyba szykuje się kolejna oscarowa nominacja dla zdolnej Brytyjki – tym razem za rolę drugoplanową. Spośród aktorów chciałbym jeszcze wyróżnić dwie role: generała Wellingtona w interpretacji Ruperta Everetta oraz Tahara Rahima jako Paula Barrasa – kochanka Józefiny.

Zaskakująco, to nie aktorstwo jest w filmie najważniejsze, ale sceny wojny. „Napoleon” już przeszedł do historii kinematografii dzięki spektakularnym, fenomenalnym scenom batalistycznym. Obrazy znanych z historii bitew zapadają w pamięć dzięki swemu realizmowi i naturalizmowi, są wyjątkowe. Największe bodaj wrażenie wywołuje tocząca się zimą na jeziorze scena bitwy pod Austerlitz. Sceny walk czynią „Napoleona” filmem niezwykle widowiskowym, ogólnie, sceny zbiorowe są w obrazie na najwyższym poziomie. Do tego dochodzi charakterystyczna dla reżysera dbałość o detale.

Nie jestem historykiem, więc nie wiem jak wiernym odbiciem prawdziwego życia genialnego przywódcy jest najnowszy film Ridleya Scotta, ale ukazany w filmie obraz Francji z przełomu XVIII i XIX wieku wydaje się być bardzo autentyczny i z pewnością cieszy oko widza.

Czy zachęcę czytelników Popkulturalnego Maniaka do pójścia na seans „Napoleona”? Zdecydowanie tak. To wspaniałe i porywające widowisko ze scenami oszałamiającymi rozmachem, wizualnością i wiarygodnością. Film jest długi – 158 minut, ale dla wielbicieli historycznego kina na najwyższym poziomie ze spektakularnymi obrazami bitew, „Napoleon” będzie prawdziwą filmową ucztą.   

 
„NIEWIERNI W PARYŻU” (Coup de Chance), USA / Francja 2023


Premiera kinowa: 17 listopada 2023

Woody Allen należy do grupy moich ulubionych reżyserów i choć Hollywood słusznie odwróciło się od niego w obliczu jego niedopuszczalnych rodzinnych ekscesów, muszę przyznać, że jego pięćdziesiąty film (to prawdziwie niesamowite i niewiarygodne osiągnięcie) „Niewierni w Paryżu” obejrzałem z przyjemnością.

Fanny (urocza Lou de Laage) i Jean (Melvil Poupaud) stanowią niezwykle udane, zamożne małżeństwo mieszkające w ekskluzywnej dzielnicy Paryża. On jest nieprzyzwoicie bogatym biznesmenem (choć tak naprawdę nikt, nawet sama Fanny, nie wie, na czym dokładnie polegają lukratywne interesy Jeana), ona zaś pracuje od czasu do czasu w agencji artystycznej. Wiodą udane, beztroskie życie, aż do pewnego dnia… Dnia, kiedy Fanny przypadkowo spotyka na ulicy Alaina (Niels Schneider) – sympatycznego i przystojnego kolegę, z którym uczęszczała do nowojorskiego liceum. Alain to wrażliwiec, pisarz, całkowite przeciwieństwo Jeana, nic zatem dziwnego, że Fanny ulega urokowi przyjaciela sprzed lat.

Sytuacja ta zdecydowanie nie przypada do gustu zazdrosnemu mężowi i Alain pewnego dnia po prostu … znika, pozostawiając rękopis swojej powieści. W podobnie osobliwy sposób swego czasu zniknął także zawodowy partner Jeana, dzięki czemu ten z dnia na dzień zyskał fortunę. I to jest moment, kiedy do akcji wkracza … teściowa (Valerie Lemercier).  Czy Camille zdoła rozwikłać zagadkę tajemniczych zaginięć?

„Niewierni w Paryżu” to pełna uroku komedia kryminalna z udanym scenariuszem i dobrym aktorstwem. Nie znajdziemy w filmie tak charakterystycznego dla produkcji Allena alter ego samego reżysera – gadatliwego, skupionego na sobie neurotyka, choć pewne jego cechy przejął Alain – początkujący literat, zakochany bezgranicznie w Fanny (być może zbieżność Allen – Alain nie jest przypadkowa?). Ciekawym zabiegiem jest przeniesienie akcji do Paryża i zatrudnienie wyłącznie francuskich aktorów,

Nie da się jednak ukryć, że filmowi daleko do największych osiągnięć artystycznych Allena z lat 70-tych i 80-tych, a nawet z kolejnej dekady. To po prostu kolejny w miarę udany produkt w dorobku twórczym reżysera. Mogę jednak ten film polecić – to miła rozrywka na półtorej godziny (aż nie do wiary – tylko półtorej godziny, co przy obecnych metrażach filmów staje się ewenementem).

Moja ocena: 6,5/10

niedziela, 19 listopada 2023

 

„LĘK”, Polska / Niemcy / Szwajcaria 2023

Premiera kinowa: 3 listopada 2023


W kinach można obecnie obejrzeć poruszający i wzruszający dramat pod tytułem „Lęk” w reżyserii Sławomira Fabickiego według scenariusza Moniki Sobień-Górskiej z dwiema brawurowymi rolami żeńskimi – Magdaleny Cieleckiej i Marty Nieradkiewicz. Fabicki, twórca między innymi, “Z odzysku”, “Miłości” I “Męskiej sprawy”, kręci filmy rzadko, ale każda jego produkcja jest ważna i nie pozostaje bez echa.

„Lęk” to swoiste kino drogi. Dwie siostry – Małgorzata (Cielecka) i Łucja (Nieradkiewicz) jadą wspólnie przez Polskę i część Europy, a celem ich podróży jest ekskluzywna klinika w Szwajcarii. Siostry dzieli właściwie wszystko. Małgorzata jest pedantycznie, wręcz chorobliwie uporządkowaną prawniczką, właścicielką lukratywnej kancelarii. Ma wszystko w szczegółach zaplanowane, ale jej skrupulatność I drobiazgowość nie pomogły jej w ułożeniu sobie życia, jest po rozwodzie, nie ma dzieci. Jest też dość chłodna, surowa I powściągliwa, nie pozwala sobie na okazywanie zbyt wielu emocji. I cierpi na nieuleczalną chorobę onkologiczną…

Młodsza siostra jest znacznie bardziej spontaniczna, to artystyczna dusza. Z powodu sukcesów Małgorzaty wydaje się pozostawać w cieniu starszej siostry. Ma dwie córeczki i udane życie małżeńskie, choć symboliczna scena ze schowaniem obrączki dowodzi, że Małgorzata ma na ten temat odmienne zdanie. Stara się być twarda I nieprzejednana, ale jest osobą zagubioną i niezwykle wrażliwą.

Siostry wyruszają w długą podróż, która może okazać się finałem ich wspólnie spędzonego życia…

Film Fabiańskiego porusza niezwykle ważny, choć bardzo delikatny temat decydowania o sobie w sytuacjach ekstremalnych. I choć nie do końca zgadzam się z odważnymi tezami filmu, wspieram dyskusję, w którą się wpisuje i zgadzam się, że to film ważny i w pewnym sensie przełomowy w polskim kinie.

Film jest artystycznym pojedynkiem dwóch wielkich polskich aktorek. Cielecka rewelacyjnie przygotowała się do roli – zarówno fizycznie, jak mentalnie, świetnie gra rolę godzącej się z nieuniknionym losem kobiety, ale zwyciężczynią w tym aktorskim pojedynku wydaje się być Marta Nieradkiewicz – pod pozorami nieugiętej, chwilami wprost bezczelnej dziewczyny pokazuje, jak mocno nie radzi sobie z chorobą siostry i jak bardzo boi się zostać sama. Paleta emocji, którymi posługuje się w filmie, jest nieograniczona.

 „Lęk” to film dobry, lecz potwornie wyczerpujący emocjonalnie. Nie jest to z całą pewnością pozycja dla widza, który stracił kogoś bliskiego z powodu choroby onkologicznej. I choć ja, tak jak filmowa Łucja, mam to niełatwe doświadczenie choroby Siostry w bagażu życiowych doświadczeń, a od Jej śmierci minęło już ponad 10 lat, okazało się, że nie byłem na tę projekcję gotowy. Dlatego, choć – jeszcze raz to podkreślę: film jest dobry, choć chwilami nieco zbyt naturalistyczny – dziś wstrzymam się z entuzjastyczną rekomendacją.

Moja ocena: 7/10

 TOP 60 PAPA DANCE

Dzisiejszym jubilatem jest Paweł Stasiak, wieloletni wokalista zespołu Papa Dance. Grupa była swego rodzaju fenomenem na polskim rynku, syntpopowym boysbandem, wzorowanym na zachodnie produkty tego typu, takim nieco polskim Duran Duran z PRL-u. Udało im się wylansować sporo przebojów w latach 80-tych, które dziś wywołują nostalgię, ale także odrobinę cringe’u. Zespół rozpadał się i reaktywował, dzielił i jednoczył, stąd w dzisiejszym zestawieniu zarówno piosenki Papa Dance, jak i Papa D, Papa Dock, Mr Dance i Ex-Dance. Zapraszam na subiektywny TOP 60 zespołu Papa Dance. Enjoy!

60. Rudi colour
59. Narodziny szejka
58. Frankie, czy ci nie żal
57. I love you baby
56. Czas szaleńs
twa
55. Lot na wyspę
54. Gdzie one są
53. Wiecznie młodzi
52. Skajlajt
51. Tatuowana róża
50. Bez braw na finał
49. Come back (to me)
48. Bujamy w obłokach
47. Wit boy
46. Oszalałem
45. Oprócz miłości nie ma nic
44. Zły omen
43. Kryształek nocnej opowieści
42. Hallo
41. Ogień jest w tobie
40. Droga do Chin
39. The end
38. Everything is alright
37. Wszystko się zdarzy na plaży
36. Bez sensacji
35. Galaktyczny zwiad
34. Czarny smog
33. In flagranti
32. Ale afera!
31. Teraz
30. Bez doping
29. Czy ty lubisz to co ja
28. Bez braw
27. Kanał XO2
26. Tramwaj
25. Szkolna miłość
24. Powrót Donalda
23. Zwykła historia
22. Historyjka z talii kart
21. Twój ziemski Eden
20. Temat na clip
19. Miłość z walkmana
18. Czarny śnieg
17. Ona była inna
16. Ciało i talent
15. Panorama Tatr
14. Do the right thing
13. Kamikadze wróć
12. Między nami tania gra
11. Nietykalni
10. O-la-la
9. Te głupie strachy
8. Nasz Disneyland
7. It’s a simple song
6. W 40 dni dookoła świata
5. Pocztówka z wakacji
4. Ordynarny faul
3. Maxi singiel
2. Ocean wspomnień
1. Naj story 





sobota, 4 listopada 2023

 

„PIĘĆ KOSZMARNYCH NOCY” (Five Nights At Freddy’s), USA 2023

Premiera kinowa: 27 października 2023

Już dawno tak wiele osób nie pytało mnie, czy już widziałem dany film i kiedy na blogu pojawi się recenzja. A filmem tym jest „Pięć koszmarnych nocy”. No dobrze, ale co to jest w ogóle za film? Otóż jest to bijąca wszelkie rekordy popularności adaptacja niegdyś kultowych gier video, w które grali chyba wszyscy (poza mną).

Na film miałem wybrać się w halloweenowy wieczór, ale cała sala w lokalnym kinie była wyprzedana, ale wreszcie się udało. Na seans wędrowałem z pewną dozą wątpliwości – czy w ogóle zrozumiem film, jeśli nie posiadam żadnego zaplecza w postaci znajomości gry? Czy to nie jest jednak film dla młodych widzów i nie będę na widowni najstarszy? Co ja robię, jeśli nie przepadam za horrorami, a tak film „Pięć koszmarnych nocy” został zaklasyfikowany? A kiedy znajoma pani (dawna uczennica ze szkoły) sprawdzająca bilety powiedziała mi: „Ale „Chłopi” już się pół godziny temu zaczęli”, a po spojrzeniu na bilet dodała z tajemniczym uśmiechem: „O! No tego się nie spodziewałam”, wpadłem już w lekką panikę. Zupełnie niepotrzebnie!

„Pięć koszmarnych nocy” to całkiem przyzwoite kino. Głównym bohaterem jest tu Mike (Josh Hutcherson – niezapomniany Peeta z „Igrzysk śmierci”) – młody chłopak, który po śmierci rodziców samotnie wychowuje kilkuletnią, zamkniętą w sobie siostrę, Abby (Piper Rubio). Na chłopaku ciąży dodatkowo rodzinna tragedia sprzed lat – kiedy Mike miał 12 lat, jego młodszy braciszek został porwany i nigdy go nie odnaleziono. Mike interesuje się teorią snów, gdyż wierzy, że przenosząc się we śnie do miejsca zaginięcia brata, uda mu się go po latach odnaleźć.

Mike ma problemy z kontrolą własnych emocji i znalezieniem pracy, więc kiedy otrzymuje ofertę od pizzerii Freddy’s – niegdyś popularnego, głównie wśród dzieci, lokalu, gdzie ma być nocnym stróżem, mimo oporów i obaw przyjmuje propozycję. Już pierwszej nocy w lokalu zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a kiedy ożywają Lis, Niedźwiedź, Kurczak i Królik – maskotki z włoskiej restauracji, zaczyna się robić upiornie. Czy to możliwe, że zabawki od Freddy’go mają związek z zaginionymi przed laty dziećmi i wyposażone są w mordercze zapędy?

Brzmi złowieszczo? A może banalnie? „Pięć koszmarnych nocy” nie jest z pewnością złym filmem. Ciekawym rozwiązaniem są zmieniające się sny Mike’a. W produkcji pojawia się także kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji. Nie trzeba znać gier, żeby podążać za akcją filmu, który oferuje dobrą rozrywkę – chwile zabawy i chwile grozy.

Dobrze wypadają aktorzy – Hutcherson i Rubio – jako kochające rodzeństwo. Ciekawą rolę ma też piękna Elizabeth Lail jako policjantka Vanessa, wspierająca Mike’a, oraz dawno nie widziana Mary Stuart Masterson jako podła ciotka Jane, walcząca z Mike’iem o prawa do opieki nad Abby.

Wszelkie obawy okazały się przedwczesne i zbędne – film „Pięć koszmarnych nocy” okazał się ciekawą i trzymającą w napięciu produkcją. Naprawdę warto było poznać film, który na świecie okazał się prawdziwym frekwencyjnym fenomenem i niezwykle szybko zdobył status filmu kultowego. Przy okazji pozdrawiam serdecznie wszystkich uczniów, którzy namówili mnie na seans.

Moja ocena: 7/10

 

„MIAŁO CIĘ NIE BYĆ”, Polska 2023


Premiera kinowa:  27 października 2023

Borys Szyc po raz pierwszy spotyka się na planie filmowym ze swoją córką, Sonią, a efektem tej współpracy jest nowa polska produkcja „Miało cię nie być” w reżyserii Jakuba Michalczuka.

Marianna, zwana też Ryfką,  to nieco zbuntowana i niezależna nastolatka, która mieszka tylko z matką. Ojca od dawna nie widziała, gdyż rodzice zdecydowali się rozstać. Kiedy zachodzi w ciążę, nie mówi o tym ani matce, ani swojemu chłopakowi Marcelowi, ale zaczyna samodzielnie zbierać pieniądze na zabieg aborcji w Pradze. Ostatecznie trafia do ojca, to jemu zwierza się z problemu, w którym się znalazła. Te kilka dni, które Marianna spędza z ojcem, chyba na zawsze zmienia relacje między nimi, pozwala tej dwójce samotnych ludzi zbliżyć się do siebie i jest przyśpieszoną szkołą dojrzewania dla obydwojga.

„Miało cię nie być” to film z tezą – ale do końca niejasną, nie wiadomo jaką, bo nie dowiadujemy się ostatecznie, czy twórcy filmu prezentują postawę pro- czy antyaborcyjną. Kiedy Marianna zbliża się do ojca, ten pragnie pokazać jej różne aspekty nieplanowanej nastoletniej ciąży. Stąd między innymi wizyta w klubie z tańcem erotycznym, w którym Marianna może porozmawiać z Anną (Izabela Kuna), która wiele o życiu wie. Przeszkadzają tu natomiast sceny ukazujące jedną z młodziutkich tancerek, karmiącą dziecko piersią na obleśnym zapleczu. Ojciec z córką odwiedzają lekarkę i aktywistkę Joannę (Magdalena Cielecka) i lekarza, który zgadza się przeprowadzić nielegalny zabieg (Jan Peszek). Ale czy ktoś z nich jest rzeczywiście w stanie pomóc zdesperowanej i zagubionej młodej dziewczynie?

Dobrą stroną filmu jest gra Borysa Szyca, który wreszcie porzuca rolę komediowego idioty na rzecz poważniejszej, by nie rzec dramatycznej roli młodego ojca, który wkrótce może zostać dziadkiem, choć sam do końca nie radzi sobie z własnym życiem. Dobrze wypada także debiutująca na dużym ekranie Sonia Szyc.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że „Miało cię nie być” to film niepotrzebny, nic nie wnoszący ani do historii polskiego kina, ani do dyskusji o prawie aborcyjnym. To taki trochę film-wydmuszka, okazja by pokazać razem rodzinę Szyców – znanego ojca i stawiającą nieśmiałe pierwsze filmowe kroki córkę. Niby jest pomysł, niby są dobrzy i znani aktorzy, ale scenariuszowo i całościowo film wydaje się kiepski i rozczarowujący. To kolejna polska produkcja z ambicjami i potencjałem, która ponosi klęskę.

Niestety, nie mogę polecić filmu Jakuba Michalczuka – ani nastolatkom, których przedstawione w obrazie problemy mogą w jakiś sposób dotykać, ani dorosłym widzom, którzy chcą zobaczyć w kinie coś dobrego. Nie tym razem…

Moja ocena: 4/10