niedziela, 31 grudnia 2023

 

TOP 100 DANCE SONGS    

Dziś – ostatniego dnia roku – chciałbym podzielić się moim zestawieniem piosenek ze słowem „taniec” w tytule, co nie zawsze oznacza, że są to nagrania taneczne. Wymóg był jeden – słowo DANCE lub jego słowotwórcze pochodne w tytule. Okazuje się, że mnóstwo artystów lubi przygotowywać nagrania do tańca i/lub o tańcu – powstał z tego całkiem sympatyczny zestaw, w którym każdy powinien odnaleźć dla siebie coś miłego na dzisiejszy wieczór – od alternatywy po lekki taneczny pop. Niech te 100 piosenek wprowadzi wszystkich w fantastyczny sylwestrowy nastrój. Oto mój subiektywny TOP 100 DANCE SONGS. Enjoy! I wszystkiego dobrego na 2024 rok. Niech będzie świetny muzycznie!

100. ROXY MUSIC Dance away
99. DRAKE & WIZKID & KYLA One dance
98. DUFFY Too hurt to dance
97. BEACH BOYS Dance dance dance
96. OLLY MURS Dance with me tonight
95. GALAXY & PHIL FEARON Dancing tight
94. FRANK SINATRA It only happens when I dance with you
93. 2 UNLIMITED Tribal dance
92. POINTER SISTERS Neutron dance
91. M.O. Dance on my own
90. JETHRO TULL Said she was a dancer
89. RONAN KEATING I hope you dance
88. WALK THE MOON Shut up and dance
87. TIESTO & MABEL God is a dancer
86. FALL OUT BOYS Dance dance
85. RED HOT CHILI PEPPERS The adventure of Rain Dance Maggie
84. DRIFTERS Save the last dance for me
83. KINKS Come dancing
82. MUMFORD & SONS Dust bowl dance
81. RE-FLEX The politics of dancing
80. CLARE MAGUIRE The last dance
79. LADY GAGA Dance in the dark
78. MICHAEL BUBLE Save the last dance
77. DONNA SUMMER Last dance
76. SISTER SLEDGE He’s the greatest dancer
75. STING Stolen car (Take me dancing)
74. PINK Never gonna not dance again
73. CARO EMERALD Just one dance
72. BILLY IDOL Dancing with myself
71. BEYONCE Dance for you
70. SHALAMAR Dancing in the sheets
69. GENESIS I can’t dance
68. ULTRAVOX We came to dance
67. CHEMICAL BROTHERS The salmon dance
66. PRODIGY Warrior’s dance
65. DIZZEE RASCAL Dance wiv me
64. ALPHAVILLE Dance with me
63. MARTIN JENSEN Solo dance
62. JACK SAVORETTI Dancing through the rain
61. SNAP! Rhythm is a dancer
60. NICK CAVE Cosmic dancer
59. KYLIE MINOGUE Dancing
58. MILKY CHANCE Stolen dance
57. KOOL AND THE GANG Let’s go dancing (Ooh la la)
56. ARCTIC MONKEYS I bet you look good on the dancefloor
55. MICHAEL JACKSON Blood on the dancefloor
54. NOEL GALLAGHER’S HIGH FLYING BIRDS Black star dancing
53. WANG CHUNG Dance hall days
52. SAM SMITH & NORMANI Dancing with a stranger
51. LUTHER VANDROSS Dance with my father
50. KINGS OF CONVENIENCE I’d rather dance with you
49. BRUCE SPRINGSTEEN Dancing in the dark
48. PRODIGY No good (Start the dance)
47. STING They dance alone
46. TROYE SIVAN & ARIANA GRANDE Dance to this
45. RICK ASTLEY She wants to dance with me
44. NIK KERSHAW Dancing girls
43. TOPLOADER Dancing in the moonlight
42. KIM WILDE Dancing in the dark
41. CHRIS REA Let’s dance
40. TOM PETTY & THE HEARTBREAKERS Mary Jane’s last dance
39. GEORGIA About work the dancefloor
38. IRENE CARA Flashdance… What a feeling
37. DAFT PUNK & PHARRELL WILLIAMS Lose yourself to dance
36. MARTHA & THE VANDELLAS Dancing in the street
35. EDDY GRANT I don’t wanna dance
34. PEARL JAM Dance of the clairvoyant
33. TERENCE TRENT D’ARBY Dance little sister
32. MEN WITHOUT HATS The safety dance
31. LEONARD COHEN Dance me to the end of love
30. LE YOUTH & DOMINIQUE YOUNG UNIQUE Dance with me
29. BEE GEES You should be dancing
28. FREEMASON & SOPHIE ELLIS-BEXTOR Heartbreak (Make me a dancer)
27. GEORGE EZRA Dance all over me
26. PHIL COLLINS Dance into the light
25. ELTON JOHN Tiny dancer
24. JANELLE MONAE Dance Apocalyptic
23. PET SHOP BOYS Domino dancing
22. ECHO & THE BUNNYMEN Bring on the dancing horses
21. MATT BIANCO Dancing in the street
20. LIONEL RICHIE Dancing on the ceiling
19. SCISSOR SISTERS I don’t feel like dancing
18. ULTRAVOX Dancing with tears in my eyes
17. FRED AGAIN & BLESSED MADONNA Marea (We’ve lost you dancing)
16. DAVID BOVIE & MICK JAGGER Dancing in the street
15. BREAK MACHINE Street dance
14. STING When we dance
13. DUA LIPA Dance the night
12. PRINCE Batdance
11. ROBYN Dancing on my own
10. NOLANS I’m in the mood for dancing
9. C&C MUSIC FACTORY Gonna make you sweat (Everybody dance now)
8. BRYAN FERRY Don’t stop the dance
7. DAVID BOWIE Let’s dance
6. LADY GAGA & COLBY O’DONIS Just dance
5. CALUM SCOTT Dancing on my own
4. SOPHIE ELLIS-BEXTOR Murder on the dancefloor
3. TINA TURNER Private dancer
2. WHITNEY HOUSTON I wanna dance with somebody (who loves you)
1. ABBA Dancing Queen



sobota, 30 grudnia 2023

 

„FERRARI” (Ferrari), USA / Wielka Brytania / Włochy / Chiny

Premiera kinowa: 29 grudnia 2023


Bardzo lubię biografie, nie mogłem zatem nie obejrzeć debiutującego właśnie na ekranach kin filmu „Ferrari” w reżyserii Michaela Manna.

Młody włoski przedsiębiorca z Modeny, Enzo Ferrari (Adam Driver), po wojnie zakłada przedsiębiorstwo samochodowe, szybko staje się potentatem w branży, a jego obsesją stają się wyścigi samochodowe. Twórcy filmu przenoszą nas następnie do roku 1957. Ferrari wiedzie ciekawe życie u boku żony Laury (Penelope Cruz) i kochanki Liny (Shailene Woodley), z którą ma syna. Sytuacja firmy nie jest jednak najlepsza, Ferrari jest zmuszony zacząć poszukiwać wspólników. Jego relacje z żoną, zwłaszcza w obliczu śmierci syna, są także bardzo napięte. Dlatego Enzo poświęca się bez reszty kwestii wyścigów – od swoich kierowców żąda bezwzględnego posłuszeństwa i uważa, że zwycięstwo jest cenniejsze niż życie. Jego pracownicy zwracają się do niego „Dowódco!”, wprowadza w firmie prawdziwie autorytarne rządy.

Film jest dobry, grają w nim świetni aktorzy, sceny wyścigów zapierają dech w piersiach, a moment wstrząsającego wypadku podczas wyścigu Mille Miglia w pobliżu miasteczka Guidizzolo jest spektakularny. Film nie jest jednak porywający, ani w warstwie życia osobistego Enzo, ani jego kariery zawodowej. Adam Driver (już samo nazwisko predysponuje go do zagrania głównej roli) tworzy ciekawą kreację i jest na pewno mocnym punktem filmu. Nie ustępuje mu Penelope Cruz jako zdradzana, zmęczona życiem kobieta, która nie może pogodzić się ze śmiercią dziecka. Nie do końca zgadzam się natomiast z obsadzeniem Shailene Woodley w roli kochanki Enzo. To wprawdzie bardzo uzdolniona świetna młoda aktorka, ale na ekranie między nią a Driverem nie widać żadnej chemii i poruszających emocji. Trudno uwierzyć, że włoski potentat stracił dla niej głowę i postawił na szali całe swoje życie.

Film jest z pewnością świetny technicznie, zdjęcia, głównie z wyścigów, robią niesamowite wrażenie. Michael Mann jest przecież gwarantem kina na najwyższym poziomie, ale ‘Ferrari” nie wpisze się chyba na listę jego największych artystycznych osiągnięć, czego dowodem może być całkowite pominięcie filmu podczas nominacji do Złotych Globów, choć wcześniej mówiło się o obrazie jako poważnym pretendencie do nominacji.

Bardzo lubię biografie, ale niekoniecznie kierowców rajdowych i samochodowych potentatów. Film z pewnością spodoba się wielbicielom wyścigów samochodowych. Doceniam grę aktorów i sprawność filmu, ale historia w pełni do mnie nie przemówiła.

Moja ocena: 7/10

piątek, 29 grudnia 2023

 

„KLUB CUDOWNYCH KOBIET” (The Miracle Club), Wielka Brytania / Irlandia 2023

Premiera: 20 października 2023


Nie ukrywam, że przed obejrzeniem filmu „Klub cudownych kobiet” miałem duże oczekiwania – uwielbiam kino angielskie i irlandzkie, obyczajowe, lekko zanurzone w problemach ludzi pracy, zwykłych ludzi. Gwarancją sukcesu filmu miała być także niesamowita obsada – w trzech głównych rolach obsadzono wielkie gwiazdy – Maggie Smith, Kathy Bates i Laurę Linney – razem aktorki zdobyły 13! nominacji do Oscara. Za „Klub cudownych kobiet” raczej żadna z nich o nominacji nie powinna myśleć.

Scenariusz filmu oparty jest na motywach opowiadania irlandzkiego pisarza Jimmy’ego Smallhorne’a. Cofamy się w czasie do lat 60-tych, akcja rozgrywa się w okolicach Dublina. Do miasta po 40 latach nieobecności powraca Chrissie (Linney). Powodem nagłego przyjazdu jest pogrzeb jej matki, na który nie zdąża. W mieście nie czeka jej miłe przyjęcie – spotyka koleżankę matki, Lily (Smith) oraz swoją przyjaciółkę sprzed lat – Eileen (Bates). Obie mają jej za złe czterdziestoletnią rozłąkę.

Przyjazd Chrissie łączy się z wycieczką grupy mieszkańców do Lourdes – znanego z cudów sanktuarium we Francji. Lily decyduje się pojechać do cudownego miejsca ze względu na problemy z poruszaniem się, Eileen ma guzek na piersi i także liczy na cud. Do kobiet dołącza także młoda dziewczyna Dolly (Agnes O’Casey), której sześcioletni synek nie mówi – Dolly ma nadzieję, że cud w Lourdes sprawi, że dziecko rozwinie mowę. Nieoczekiwanie na pielgrzymkę jedzie także Chrissie…

Podróż autokarem i czas spędzony wspólnie w świętym miejscu będą okazją do wyjaśnienia tajemnic sprzed lat i ponownego nawiązania utraconych relacji.

I wszystko byłoby dobrze, ale film jest po prostu … drętwy. Dziwi zatrudnienie do filmu dwóch amerykańskich gwiazd – o ile w przypadku Laury Linney i jej Chrisssie ma to jakiekolwiek uzasadnienie, bo bohaterka spędziła ostatnie 40 lat w Bostonie, to Kathy Bates jako Eileen mówiąca z nienaturalnym irlandzkim akcentem wypada po prostu niewiarygodnie. W dodatku w rzeczywistości Linney i Bates dzieli 15 lat różnicy wieku, podczas gdy w filmie grają równolatki. Przez dłuższy czas myślałem, że Eileen przyjaźniła się raczej z matką Chrissie.

Kobiety z pewnością nie są cudowne – grają raczej niesympatyczne, nieprzekonujące role i trudno je polubić. Cała historia i pomysł na scenariusz dawały szansę na uroczy, ciepły film o kobiecej przyjaźni, ale – niestety – takiego obrazu nie otrzymujemy. Najlepiej wypada Agnes O’Casey jako młoda mama z głęboką nadzieją w przemianę swojego dziecka – jest w tym doborowym towarzystwie najbardziej prawdziwa i naturalna. Dobrze wypada także Stephen Rea jako mąż Eileen.

Film zaprzepaścił wiele szans, mógł być bardzo dobry, a razi przeciętnością i sztampowością. Brakuje mu ciepła jakie znamy z angielskich , czy amerykańskich produkcji o kobietach, takich jak „Smażone zielone pomidory”, „Dziewczyny z kalendarza”, czy „Czułe słówka”. Zatem z rekomendacją zdecydowanie się wstrzymuję.

Moja ocena: 4/10

 

TOP 60 LISTA PRZEBOJÓW TRÓJKI – ROK 1992 – MOJE PODSUMOWANIE

Dziś kolejna odsłona mojego cyklu. Systematycznie  prezentuję podsumowania roczne Listy Trójki (TOP 60) widziane moimi oczami – moja wizja kolejności tych sześćdziesięciu najważniejszych nagrań roku. Dziś rok 1992.

To był dla mnie szczególny rok, rok mojej matury. Bardzo egzaminy przeżywałem, zupełnie niepotrzebnie. Dużo większym wyzwaniem okazał się wybór studiów – a zatem właściwie całej drogi życiowej. Myślałem o prawie, ekonomii, polonistyce, a ostatecznie wygrała … filologia angielska i już tak z tym angielskim na co dzień żyję ponad 30 lat. W przeddzień matury oglądałem w telewizji koncert Freddie Mercury Tribute – to było przeżycie! Muzycznie – kolejny bardzo dobry rok. Moją muzyczną scieżką dźwiękową przy przygotowaniach do egzaminów była znakomita płyta nowego zespołu Siobhan Fahey z Bananaramy – Shakespear’s Sister (pisownia bez „e” na końcu nazwiska pisarza jest zamierzona przez duet). „Stay” z niesamowitym teledyskiem i fajnym wokalem został moim singlem roku. Kochałem też solową ( i soulową) odsłonę Annie Lennox i jej pierwszy album po odejściu od mojego ulubionego Eurythmicsu. Na polskiej scenie fascynowała mnie najbardziej Edyta Bartosiewicz. Jej duet „Jedwab” z Rożami Europy był niesamowity i do dziś pozostaje jednym z moich polskich nagrań wszech czasów. Z polskiej sceny zafascynował mnie zespół Wilki – „Eroll” to było coś niezwykłego, potem z płyty na płytę było już tylko gorzej. Na filologii miałem przyjemność pracować z grupą wykładowców z Wielkiej Brytanii i moja fascynacja tym krajem jeszcze bardziej się rozwinęła, a UK TOP 40 zacząłem uznawać za Biblię, choć Lista Pana Marka zawsze była najważniejsza…

Oto mój subiektywny obraz podsumowania Listy Przebojów Trójki w roku 1992. W nawiasie zamieszczam pozycję z oficjalnego podsumowania LP3. Enjoy! 

60. IRA Bierz mnie (16)
59. EUROPE Prisoners in paradise (50)
58. MR BIG Too be with you (18)
57. ROXETTE How do you do (47)
56. DIRE STRAITS Ticket to heaven (40)
55. IRA Nie zatrzymam się (12)
54. KITARO & JON ANDERSON Agreement (52)
53. KULT Marność (37)
52. DEF LEPPARD Let’s get rocked (30)
51. DEPECHE MODE Death’s door (55)
50. NEW KIDS ON THE BLOCK If you go away (6)
49. BRIAN MAY Driven by you (11)
48. ELTON JOHN The one (27)
47.
KAZIK Bagdad (51)
46. IRA Nadzieja (28)
45. DŻEM List do M. (41)
44. ROXETTE Spending my time (38)
43. KULT Czarne słońca (21)
42. QUEEN Ride the wild wind (10)
41. BRIAN MAY Too much love will kill you (14)
40. WILKI Aborygen (42)
39. MICHAEL JACKSON Who is it? (39)
38. UGLY KID JOE Everything about you (29)
37. METALLICA The Unforgiven (7)
36. JON SECADA Just another day (24)
35. ENYA Book of days (56)
34. GENESIS No son of mine (44)
33. GENESIS I can’t dance (34)
32. MICHAEL JACKSON Remember the time (31)
31. GUNS’N’ROSES Don’t cry (3)
30. GUNS’N’ROSES Live and let die (33)
29.
MAANAM W ciszy nawet kamień rośnie (57)
28. INXS Baby don’t cry (59)
27. ERIC CLAPTON Layla (Acoustic) (45)
26. PERFECT Nie płacz Ewka (36)
25. NIRVANA Come as you are (53)
24. TEN SHARP You (48)
23. RICHARD MARX Hazard (46)
22. METALLICA Nothing else matters (5)
21. ENYA Caribbean blue (60)
20. NIRVANA Smells like teen spirit (13)
19. WILKI Son of the blue sky (8)
18. BRYAN ADAMS (Everything I do) I do it for you (23)
17. ANNIE LENNOX walking on broken glass (54)
16. MICHAEL JACKSON Black or white (26)
15. MARIAH CAREY I’ll be there (25)
14. GEORGE MICHAEL Too funky (17)
13. FREDDIE MERCURY & MONTSERRAT CABALLE Barcelona (15)
12. WILKI Eroll (19)
11. R.E.M. Drive (43)
10. U2 One (4)
9. ERIC CLAPTON Tears in heaven (22)
8. QUEEN These are the days of our lives (1)
7. GUNS’N’ROSES November rain (2)
6. BEVERLEY CRAVEN Promise me (49)
5. THE CURE Friday I’m in love (20)
4. MADONNA This used to be my playground (35)
3. RÓŻE EUROPY & EDYTA BARTOSIEWICZ Jedwab (9)
2. ANNIE LENNOX Why (32)
1. SHAKESPEAR’S SISTER Stay (58)



czwartek, 28 grudnia 2023

 

„CICHA DZIEWCZYNA” (An Cailin Ciuin), Irlandia 2022


Premiera kinowa: 1 września 2023

Zaczynam już małe przymiarki do popkulturalnego podsumowania roku i okazuje się, że przeoczyłem recenzje kilku naprawdę ważnych i dobrych filmów, pora zatem na nadrobienie zaległości.

„Cicha dziewczyna” to kameralna irlandzka produkcja, która w bieżącym roku otrzymała oscarową nominację w kategorii Najlepszy Film Międzynarodowy, gdzie konkurowała m.in. z naszym polskim „IO”.

Jesteśmy w irlandzkiej wiosce na początku lat 80-tych. Główną bohaterką jest dziewięcioletnia Cait (Catherine Clinch), pochodząca z wielodzietnej, dysfunkcyjnej rodziny, gdzie ojciec zdecydowanie nadużywa alkoholu, a matka z trudem ogarnia codzienność. Dziewczynka jest bardzo zamknięta w sobie, niezwykle cicha, ma trudności z nawiązaniem relacji z rówieśnikami w szkole, gdzie bywa nawet prześladowana, i z rodzeństwem w domu. Najchętniej spędza czas poza domem, biegając po polach i lasach.

Pewnego dnia rodzice wysyłają Cait na wakacje do domu kuzynów. W ten sposób zamożniejsza rodzina stara się odciążyć z trudem wiążących koniec z końcem rodziców Cait. W domu ciotki Eibhlin (Carrie Crowley) i wuja Seana (Andrew Bennett) dziewczynka odkrywa, czym jest normalne życie – dbałość o porządek, wspólne jedzenie posiłków, rozmowa bliskich, a przede wszystkim ciepło rodzinne – uczucie, którego dziecko nigdy nie doświadczyło we własnym domu. Dziewczynka zaczyna się otwierać, szybko się uczy, nawiązuje bardzo dobry kontakt z wujem i ciotką. Wakacje jednak szybko się kończą…

Intrygująca jest ostatnia otwarta scena filmu, kiedy po Cait przyjeżdża ojciec. Kogo dziewczynka nazywa w tej scenie „tatą”? Czy dziecko wróci do rodzinnego domu? Jaką tajemnicę skrywa dom kuzynostwa?

„Cicha dziewczyna” to spokojny, wolno rozwijający się, ale piękny film. Niesamowicie jest obserwować przemianę w dziecku, któremu wreszcie ktoś pokazał, czym jest wspólne życie, czym jest rodzina, czym jest miłość. Catherine Clinch – mała gwiazda filmu – wspaniale oddaje wszelkie emocje, które towarzyszą jej od przybycia do domu ciotki i wuja. Dziewczynka wzrusza swoją postawą, porzucaniem własnej bezradności, nowym otwarciem się na świat.

Uwielbiam takie proste, dobrze zagrane kino obyczajowe, w które nie zainwestowano potężnego budżetu, w którym nie ma fajerwerków i nowatorskich efektów specjalnych, a mimo to z kina wychodzi się odmienionym i trudno jest o przedstawionej historii zapomnieć. Dlatego bardzo polecam „Cichą dziewczynę”.

Moja ocena: 9/10

środa, 27 grudnia 2023

 

„IGRZYSKA ŚMIERCI: BALLADA PTAKÓW I WĘŻY” (The Hunger Games: The Ballad of Songbirds and Snakes), USA 2023


Premiera kinowa: 17 listopada 2023

Kiedy pod koniec pierwszej dekady XXI wieku Suzanne Collins wydała trzy tomy sagi „Igrzyska Śmierci”, przebojem wdarła się na szczyty list literackich bestsellerów i zachwyciła czytelników na całym świecie, w tym, nie ukrywam, również mnie. Ogromnym przebojem stała się również filmowa ekranizacja cyklu powieści z Jennifer Lawrence jako Katniss i Joshem Hutchersonem jako Peetą. Rok 2020 przyniósł kolejną powieść w cyklu, tym razem prequel - „Ballada ptaków i węży”, zaś w 2023 roku doczekaliśmy się filmowej adaptacji tej powieści.

W ksiażce i w filmie cofamy się do czasów młodości Coriolanusa Snowa (dobra rola brytyjskiego aktora Toma Blytha). Coriolanus mieszka w Capitolu z babcią – Panibabką (Fionnula Flanagan) oraz kuzynką Tigris (Hunter Schafer). Po upadku powstania rodzina z trudem wiąże koniec z końcem, a dodatkowo Coriolanus jako wybitny student Akademii Capitolu musi wziąć udział w jubileuszowych, X Igrzyskach Śmierci jako mentor jednego z trybutów. Pojawienie się wśród uczestników młodych, zdolnych i atrakcyjnych studentów ma zwiększyć oglądalność wydarzenia w telewizji.

Podopieczną Coriolanusa zostaje piękna trybutka z najbiedniejszego w Panem Dystryktu 12. Jest nią Lucy Gray Bird (znana z najnowszej wersji „West Side Story” Rachel Zegler) – obdarzona niezwykłym głosem i umiejąca rozmawiać z ptakami i wężami dziewczyna. Między Coriolanusem a Lucy szybko nawiązuje się nić porozumienia, która szybko przeradza się w silniejsze uczucie. X Igrzyska są wyjątkowo podstępne i okrutne. Czy urocza, lecz nieco zagubiona podopieczna Coriolanusa ma szansę na przetrwanie  przy jego pomocy?

„Ballada ptaków i węży” to przede wszystkim ciekawy portret głównego bohatera – obraz jego wewnętrznej przemiany w obliczu niebezpieczeństwa i zdobycia choć niewielkiej władzy. To swoiste wytłumaczenie postawy i okrucieństwa Snowa, które znamy z kart powieści i jej adaptacji. Film to ponad 150 minut emocji i efektów specjalnych na najwyższym poziomie, choć trzeba przyznać, że niektóre akcje przedstawione podczas Igrzysk Śmierci są niezwykle brutalne i drastyczne. Film mógłby również być nieco bardziej skondensowany, jest odrobinę zbyt długi. W rolach drugoplanowych, szybko zapadających w pamięć, przewijają się znani aktorzy, jak choćby Viola Davies jako Doktor Volumnia Gaul, świetny Peter Dinklage jako dziekan Akademii, czy dawno niewidziany Jason Schwartzman jako Lucretius „Lucky” Flickerman – telewizyjny gospodarz Igrzysk.

Film ogląda się dobrze i warto się na niego wybrać do kina, choć nie da się ukryć, że poprzednie części, głównie pierwsza, były bardziej zajmujące i emocjonujące, mimo że ich strona wizualna była może nieco uboższa. Czy to pożegnanie z sagą „The Hunger Games”?  Czas pokaże…

Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 25 grudnia 2023

SOPHIE KINSELLA „Christmas Shopaholic”, Bantam Press 2019


Czy znacie pojęcie chic lit? To niezwykle popularny  gatunek literacki – przeznaczona głównie dla kobiet lekka i sympatyczna literatura obyczajowa. Główną bohaterką jest zwykle młoda kobieta, przeżywająca rozterki i uniesienia miłosne. Zdradzę Wam sekret, że chic lit to jedna z moich guilty pleasures – lubię czytać książki z tego gatunku, bo są przyjemne, pochłania się je bardzo szybko, a przede wszystkim są kopalnią fantastycznego współczesnego angielskiego słownictwa, zwłaszcza potocznego, i wiedzy o życiu krajów anglojęzycznych, zwłaszcza Wielkiej Brytanii. Najciekawszymi reprezentantkami chic lit są Helen Fielding (autorka sagi o Bridget Jones), Lisa Jewell, Cecelia Ahern, Lauren Weisberger, Candace Bushnell, Marian Keynes, Liane Moriarty, Jennifer Weiner, Carole Matthews, Sheila O’Flannagan i oczywiście niesamowita Sophie Kinsela, znana z cyklu książek o Becky Brandon (nee Bloomwood) – zakupoholiczce.

Ostatni, pochodzący z 2019 roku tom cyklu o tej sympatycznej, uzależnionej od zakupów bohaterce, nie ukazał się dotychczas na polskim rynku wydawniczym i tym lepiej, bo może to być dodatkową motywacją do przeczytania książki w oryginale. Tom nadaje się świetnie na trwający okres świąteczny, bo powieść nosi tytuł „Christmas Shopaholic”.

Głowna bohaterka – Becky – mieszka wraz z mężem Lukiem i córeczką Minnie w wiejskim domku. Pracuje w lokalnym sklepiku z pamiątkami, którego właścicielką jest jej przyjaciółka Suze. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, kiedy na Becky spada nieoczekiwana wiadomość – jej rodzice wyprowadzają się tymczasowo do ekskluzywnej dzielnicy Shoreditch w zachodnim Londynie, z Chile wraca jej siostra Jess i to na barkach Becky spocznie w tym roku przygotowanie przyjęcia bożonarodzeniowego dla rodziny i przyjaciół. Czy może być coś przyjemniejszego dla zakupoholiczki w dobie zakupów przez Internet, niesamowitych kiermaszów świątecznych w Londynie i braku ograniczeń finansowych z powodu prosperity w firmie Luke’a? Becky nabywa piękny świąteczny notatnik, gdzie zaczyna planować zakupy i okołoświąteczne aktywności, zakłada grupę na WhatsAppie, gdzie każdy może składać propozycje kulinarne i rozrywkowe. I kiedy wydawałoby się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, zaczynają piętrzyć się problemy…

Perypetie przedstawione w książce są przezabawne, listy do menedżerów sklepów, w których Becky wykłóca się o informacje o przecenach cechuje komizm, niesamowite jest także przybycie do wioski, w której mieszka obecnie Rebecca, Craiga, jej dawnego chłopaka, obecnie gwiazdy rocka. Można się zaśmiewać do rozpuku z przemiany, której doświadczają rodzice Becky po zamieszkaniu w Londynie. Jednym słowem: dużo rozrywki, zabawy, a wszystko to w przyjemnej świątecznej atmosferze.

Jeśli w literaturze poszukujesz pomysłów na zmianę filozofii życia lub chcesz zgłębić ból egzystencjalny głównych bohaterów, porzuć myśl o czytaniu chic lit i powieści Sophie Kinselli. Jeśli natomiast chcesz się rozerwać i spędzić miło czas w szczególnej atmosferze Bożego Narodzenia, sięgnij po „Christmas Shopaholic”. To gwarancja dobrej zabawy i uśmiechu.

Moja ocena: 7/10   


sobota, 23 grudnia 2023

 

„WONKA” (Wonka), USA / Kanada / Wielka Brytania 2023

Premiera kinowa; 14 grudnia 2023


W tym roku minęło 18 lat od premiery poprzedniego hitu o Willy’m Wonce – „Charlie i fabryka czekolady” z Johnny’m Deppem. Angielski reżyser Paul King, twórca sympatycznych filmów o Misiu Paddingtonie, zdecydował się przywrócić do ekranowego życia tego kultowego bohatera z książeczki Roana Dahla, jednego z najważniejszych brytyjskich autorów literatury dziecięcej. Dzięki temu otrzymaliśmy udany i bajecznie korowy musical „Wonka”.

Tym razem główny bohater nie jest jeszcze zasobnym właścicielem fabryki czekolady, ale młodym chłopcem (Timothee Chalamet), który przybywa do Londynu, bo chce sprzedawać swój patent na najlepsze czekoladki na świecie. Nie podoba się to bardzo trójce londyńskiego kartelu czekoladowego: Szlagwartowi (Paterson Joseph), Wściubnosowi (znany z „Little Britain” Matt Lucas) i Figielcukrowi (Mathew Bayton), którzy zaczynają prześladować Willy’ego, próbując uniknąć konkurencji. W dodatku ubogi Wonka pada ofiarą nieuczciwych właścicieli pensjonatu, w którym się na chwilę zatrzymuje – Pani Skrobicz (cudowna Olivia Coleman) i Pana Bielarza (Tom Davies), którzy skazują go na dziesięć lat robót w pralni. Willy poznaje tam paczkę bardzo sympatycznych sprzymierzeńców, którym przewodzi miła sympatyczna dziewczynka, Nitka (niezwykle udany debiut Calah Lane). Czy ofiarom właścicieli potwornego pensjonatu uda się odzyskać wolność? Czy spełni się marzenie Willy’ego Wonki o najpiękniejszym sklepie z czekoladą w Londynie?

Duży wpływ na Willy'ego ma też nieoczekiwane spotkanie z niziołkiem Umpa Lumpa (w tej roli pokazujący ogromny potencjał komiczny Hugh Grant), który najpierw bardzo uprzykrza los Wonki, by na koniec wyratować go z dużych tarapatów. 

W filmie jest dużo uroku – fabuła jest zajmująca, postaci ciekawe, pomysły, jak chociażby pozyskiwanie mleka od żyrafy – intrygujące i zaskakujące. Muszę przyznać, że Timothee Chalamet jako Wonka przypadł mi do gustu bardziej niż sam Johnny Depp w 2005 roku. Dobrze śpiewał i był wiarygodny jako niepoprawny marzyciel. Odkryciem filmu jest też z pewnością Calah Lane w roli Nitki – subtelna, ujmująca, prawdziwa. Nie widziałem wersji z dubbingiem, ale chyba warto jest wybrać tę z napisami, bo musicale wypadają jednak lepiej w wersji oryginalnej. I wszystko byłoby doskonałe, ale mam pewien zarzut: mimo że muzyka w filmie jest miła dla ucha, brakowało tam przeboju, piosenki natychmiast wpadającej w ucho, której chciałoby się słuchać po obejrzeniu filmu. Tego mi w filmie zdecydowanie zabrakło.

„Wonka” to sympatyczne kino familijne, w dobrym guście, bajecznie kolorowe i olśniewające, ale nie wybitne. Na pewno wprowadzi Cię w świat świątecznej magii.

Moja ocena: 7,5/10

piątek, 22 grudnia 2023

 

„MAESTRO” (Maestro), USA 2023

Premiera kinowa: 8 grudnia 2023


Lubię czytać biografie, uwielbiam filmy biograficzne, nic zatem dziwnego, że z emocjami i wysokimi oczekiwaniami pobiegłem do kina na film „Maestro” – biografię Leonarda Bernsteina, wybitnego dyrygenta i jednego z największych muzyków amerykańskich XX wieku. Dodatkowym atutem był fakt, że reżyserem filmu i odtwórcą głównej roli jest Bradley Cooper, którego poprzedni film o tematyce muzycznej – jego reżyserska wersja „Narodzin gwiazdy” z Lady Gagą - okazał się strzałem w dziesiątkę i jednym z moich ulubionych filmów 2018 roku.

„Maestro” nie jest jednak filmem przede wszystkim o muzyce i muzyku. Powiedziałbym, że to raczej film o człowieku i miłości. Oczywiście muzyka Bernsteina pobrzmiewa w obrazie od pierwszych chwil, kiedy to młody jeszcze dyrygent i kompozytor dostaje ogromną szansę poprowadzenia prestiżowej orkiestry. Od tego momentu kariera Bersteina prężnie się rozwija, a niezwykle płodny i kreatywny artysta sięga po coraz to nowsze formy muzycznego wyrazu, tworząc muzykę do filmów, operę, musical i wreszcie monumentalną mszę.

Film pokazuje Bersteina jako wielkiego artystę, który nie do końca radzi sobie z codziennym ludzkim życiem. Niezwykle ważnym momentem jest dla muzyka poznanie amerykańskiej aktorki, Felicii Montealegre (wielka rola Carey Mulligan), w której się zakochuje i którą poślubia. Felicia w dużej mierze poświęca swoją karierę w imię rozwoju artystycznego męża, ale mimo ogromu wzajemnej miłości i narodzin trójki dzieci, małżeństwo nie jest w pełni szczęśliwe i spełnione, głównie ze względu na liczne romanse Leonarda, zarówno z kobietami, jak i mężczyznami.

„Maestro” przywodzi na pamięć wielkie, realizowane z rozmachem kino hollywoodzkie lat 50-tych i 60-tych. W pierwszej – czarnobiałej części filmu nawet gra aktorów wydaje się niewspółczesna, nieco anachroniczna; dopiero w drugiej – kolorowej części - pojawiają się sceny bardziej charakterystyczne dla nowoczesnego kina, a Cooper i Mulligan stają się bardziej współcześni. Cooper jest świetny, sceny, w których dyryguje, pokazują wielki kunszt tego aktora. Mulligan także tworzy jedną z ważniejszych i ciekawszych kreacji w swojej karierze, znakomicie ukazuje przejście od roli kobiety bezgranicznie zakochanej i zauroczonej mężem – wielkim artystą po moment znużenia stagnacją życia i bezsilności wobec kolejnych miłosnych eksperymentów Leonarda.

Muzykę się w filmie głównie słyszy, a zaskakująco mało się o niej rozmawia. Pojawiają się krótkie wzmianki o „West Side Story”, jedną z ważniejszych scen jest wykonanie mszy Bernsteina, ale nie ma informacji choćby o nominacji do Oscara za najlepszą muzykę do filmu „Na nabrzeżach” z Marlonem Brando. Cooper stawia na odbiór muzyki, a rezygnuje z faktografii życia kompozytora. W filmie piękne są także zdjęcia.

Nie wiem, czy „Maestro” jest filmem, którym zachwyci się każdy. Dla mnie poznawanie kolei życia Bensteina było z całą pewnością fascynujące. Myślę, że to naprawdę dobre, klasyczne kino, nietypowa, lecz poruszająca biografia, więc może warto poświęcić jej dwie godziny. Film jest nadal dostępny w kinach, a także na platformie Netflix.

Moja ocena: 9/10

niedziela, 17 grudnia 2023

 

„SOUND OF FREEDOM. DŹWIĘK WOLNOŚCI” (Sound of Freedom), USA / Meksyk / Kolumbia 2023


Premiera kinowa: 15 września 2023

Dziś o jednym z najgłośniejszych filmów tego sezonu, amerykańskiej produkcji „Sound of Freedom. Dźwięk wolności” w reżyserii Alejandro Monteverde. Film zdobył ogromną popularność, choć ze względu na poruszaną problematykę miał duże trudności ze znalezieniem dystrybutora. „Sound of Freedom” to obraz walki z pedofilią w Stanach Zjednoczonych i w krajach Ameryki Południowej.

Film rozpoczyna porażająca scena, rozgrywająca się w Hondurasie, podczas której rzekoma modelka namawia ojca dwójki atrakcyjnych dzieci na zgodę w sesji fotograficznej, mogącej być prognostykiem udanej kariery. Kiedy jednak ojciec wraca po dzieci do wyznaczonej sali, znajduje jedynie opustoszały pokój hotelowy. Rocia (Cristal Aparicio) i jej młodszy braciszek Miguel (Lucas Avila) dostają się w ręce handlarzy dziećmi, współpracujących z siatką pedofili.

Na ślad zaginionego chłopca trafia Tim Ballard, amerykański agent federalny, specjalizujący się w poszukiwaniu ofiar pedofilii. Dzięki zeznaniom chłopca i jednego z porywaczy udaje się ustalić, że jego siostra została przewieziona do Kolumbii. Ballard porzuca pracę na rzecz rządu amerykańskiego, zostawia swoją rodzinę i wyjeżdża do Ameryki Południowej, by w porozumieniu z tamtejszą policją walczyć z plagą pedofilii i handlu dziećmi. Nieoczekiwanie znajduje sprzymierzeńca w osobie Vampiro, lokalnego mafioza (Billy Camp). Jak potoczą się losy Tima i poszukiwanych dzieci?

Film ma formę sprawnie zrealizowanego thrillera i to bardzo istotne, że powstał i ostatecznie trafił do widzów, bo porusza problem, ogromu którego nie jesteśmy absolutnie świadomi. Film pokazuje wiele faktów i statystyk dotyczących procederu uprowadzania i sprzedawania dzieci na całym świecie, a liczby i metody sprawców porażają. Jedyne, co może przeszkadzać w filmie, to nieco nachalna symbolika oraz uduchowienie głównego bohatera.

Grający główną rolę twardego agenta Jim Caviezel wypada na ekranie przekonująco, choć nie jest łatwo zrozumieć i utożsamić się z jego spontaniczną decyzją o porzuceniu pracy, rodziny i wyjeździe do „jądra ciemności” Ameryki Południowej. To dobry i ambitny aktor, którego karierę przerwała główna rola w „Pasji” Mela Gibsona, w której wcielił się w rolę Jezusa. Rolą tą przeszedł do historii kina, ale stała się ona dla niego piętnem, które przeszkodziło mu na wiele lata w karierze. „Sound of Freedom” jest pierwszym filmem aktora od czasów „Pasji”, który okazał się komercyjnym przebojem.

„Sound of Freedom. Dźwięk wolności” poraża, przeraża, jest to jednak film, który powinno się zobaczyć, by zrozumieć rozmiar problemu pedofilii i handlu małymi dziećmi, który dotyczy przecież także naszego kraju, i zacząć temu problemowi masowo przeciwdziałać.

Moja ocena: 7,5/10

piątek, 15 grudnia 2023

 

JACEK OSTROWSKI „Kuba”, Skarpa Warszawska 2023


Wielbiciele Zuzanny Lewandowskiej – rezolutnej płockiej prawniczki – mogą mieć powody do zadowolenia: Zuza powróciła – w jubileuszowej, już dziesiątej części Serii z Papugą. A powróciła w wielkim, latynoskim stylu.

Trwają ponure lata 80-te, Polską rządzą komuniści. Naszą bohaterkę spotyka jednak ogromna niespodzianka: po wielu próbach uzyskania paszportu (co – dla niewtajemniczonych – w dobie komunizmu graniczyło z cudem) Zuzanna odbiera z biura paszportowego upragnioną książeczkę, uprawniającą do podróży za granicę. Jej pierwszą destynacją, wbrew oczekiwaniom, nie okazuje się wymarzona Ameryka, ale „wyspa jak wulkan gorąca” – Kuba. Zuza pragnie doświadczyć nieco egzotyki, ale przede wszystkim chce uświetnić swoją obecnością ceremonię ślubu swojego przybranego brata z Kuby – temperamentnego Eduardo.

Socjalistyczne władze nie mogą wypuścić rzekomo wywrotowej Zuzy z kraju bez żadnej kontroli, dlatego w ślad za nią podążają od lat prześladujący panią adwokat funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej – kapral Opara i idiotyczny kapitan Mariański. Zuza zabiera ze sobą ukochaną, choć niezwykle gadatliwą i złośliwą papugę, Zgagę.

A na Kubie… Pan Jacek Ostrowski bezkarnie puszcza wodze fantazji i Zuzie zaczynają się przydarzać coraz bardziej niezwykłe historie. Zuza dołącza do polskiej wycieczki objazdowej, dzięki której ma zwiedzić intrygujące zakątki Kuby, Hawanę, farmę krokodyli. Zamiast cieszyć się urokami wspaniałej wyspy, Zuza musi jednak rzucić się w wir pracy – na wycieczce dochodzi do serii brutalnych morderstw, wśród podejrzanych są krokodyle, rekiny oraz niejaka (nijaka???) Pawłowicz, która w niezwykłych okolicznościach pojawia się wśród polskich turystów wraz z tajemniczym Niemcem.

Na szczęście pobyt na Kubie to nie jedynie rozwiązywanie afer szpiegowskich, zagadkowych zaginięć i potwornych morderstw, to przede wszystkim szansa na … płomienny romans ze znanym Kubańczykiem, który rozkochuje w sobie Zuzę i zapewnia jej na wyspie rozmaite atrakcje, łącznie z romantycznymi oświadczynami. Jak skończy się pobyt Zuzanny w tym niezwykłym, pięknym miejscu? Czy Zuza wróci do Płocka, do swoich przyjaciół i kancelarii na Tumskiej?

„Kuba” to bardzo udana, przezabawna i bardzo zaskakująca część sagi o Zuzie. Przede wszystkim akcja niemal całej książki rozgrywa się poza Płockiem, poza Polską, w nieoczekiwanym, egzotycznym miejscu. Zuzanna jest zmuszona podejmować próby rozwikłania tajemniczych zagadek na nowym, nieznanym, często wrogim gruncie. Poznajemy także nową stronę zwykle twardej i nieprzejednanej bohaterki – okazuje się, że Zuza może stracić zdrowy rozsądek i bez reszty oddać się uczuciu równie gorącemu jak cała wyspa. Bardzo mi ta nowa odsłona przygód i nowa twarz Zuzy przypadły do gustu.

Przygody Zuzy ani trochę nie zaczynają mi się nudzić i bardzo serdecznie je wszystkim polecam. Jubileuszowe gratulacje dla Pana Jacka – dziesiąty tom i niesłabnąca popularność serii to prawdziwy sukces. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Moja ocena: 10/10 (bo moja miłość do Zuzy nie słabnie)

niedziela, 10 grudnia 2023

 TOP 60 MARYLA RODOWICZ

Jubilatką tego tygodnia jest jedna z najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych polskich wokalistek, Maryla Rodowicz, która 8 grudnia obchodziła urodziny.. Najwyższy zatem czas na TOP 60 Maryli. Z Artystką chcieli współpracować i tworzyli dla Niej najlepsi, a tandem, który tworzyła z Agnieszką Osiecką na zawsze przeszedł do historii. Piosenkarka stworzyła całe dziesiątki przebojów, które do dziś zna i śpiewa cala Polska. Maryla Rodowicz obdarzona jest niezwykłym głosem, a przy tym niesamowitą osobowością i ogromną charyzmą. Stworzyła swój niepowtarzalny styl i jest naszym dobrem narodowym. Zapraszam na mój subiektywny TOP 60 Maryli Rodowicz. Enjoy!

60. Wio koniku
59. Kiedy się dziwić przestanę
58. Jak Cię miły zatrzymać
57. Wielki trójżaglowiec
56. Nie wiem, czy wytrzymasz ze mną, mały
55. Ludzie, kocham Was
54. Mówiły mu
53. Zostały mi
52. Dworzec
51. Z tobą w górach
50. Urodzajny rok
49. Nie ma jak pompa
48. Kasa sex
47. Bar przed zakrętem
46. Marusia
45. Dentysta sadysta (& RÓŻOWE CZUBY)
44. Żyj mój świecie
43. A gdzie to siódme morze
42. Powołanie
41. Tango na głos, orkiestrę i jeszcze jeden głos
40. Jest cudnie
39. Za górami
38. Nietakt
37. Gejsza nocy
36. Łza na rzęsie (mi się trzęsie)
35. Człowiek, człowiek
34. Dzięcioł i dziewczyna
33. Chcę mieć syna
32. Trzy, może nawet cztery dni
31. Jadą wozy kolorowe
30. Polska Madonna
29. Gołębi song
28. Krąży, krąży złoty pieniądz
27. Diabeł i raj
26. Ludzkie gadanie (& SEWERYN KRAJEWSKI)
25. Cyrk nocą
24. Damą być
23. Do łezki łezka
22. Ballada wagonowa
21. Wielka woda
20. Pejzaż horyzontalny
19. Gimnastyka
18. Kolorowe jarmarki
17. Bossanova do poduszki
16. Sing sing
15. Małgośka
14. Dobranoc, panowie
13. To już było
12. Święty spokój
11. Jej, żeglujże żeglarzu
10. Wariatka tańczy
9. Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma (& STAN BORYS)
8. Przytul mnie (& GRZEGORZ SKAWIŃSKI)
7. Remedium
6. Rozmowa przez ocean
5. Futbol
4. Szparka sekretarka
3. Gaj (& MAREK GRECHUTA)
2. Łatwopalni
1. Niech żyje bal 



sobota, 9 grudnia 2023

 

„UWIERZ W MIKOŁAJA”, Polska 2023

Premiera kinowa: 10 listopada 2023


W roku nieobecności kolejnej części „Listów do M.” do kin trafia „Uwierz w Mikołaja” – polska świąteczna produkcja na motywach powieści Magdaleny Witkiewicz. To najnowszy produkt tandemu Łepkowska/Lampke, a reżyserii podjęła się Anna Wieczur.

Agnieszka (Aleksandra Grabowska), na wieść o wypadku babci Helenki (Teresa Lipowska), udaje się w samotną podróż do rodzinnego domku w górach. Podróż utrudnia śnieżyca i Agnieszka po drodze napotyka porzucony przez kierowcę samochód.

Tymczasem Helena trafia do domu opieki o wdzięcznej nazwie „Happy End” – dość ekskluzywnej placówki prowadzonej przez sympatyczną Krystynę (Dorota Kolak), gdzie przebywa już duża grupa pensjonariuszy, a tworzy ją elita polskiej sceny aktorskiej po 70-ce, a często po 80-tce: zgorzkniała Sabina (Marta Lipińska), egzaltowana Eleonora (dawno nie  widziana, a trzymająca fantastyczną formę Elżbieta Starostecka), wesoła Irena (Izabela Olejnik), katoliczka Teresa (świetna Krystyna Tkacz), która dzieli pokój z buddystką Malwiną (Ewa Szykulska), i wreszcie szalona Jagoda (Dorota Stalińska). Są też panowie: erotoman Zenon (Bohdan Łazuka) i uroczy Janek (Maciej Damięcki w swojej ostatniej roli).

Kierowcą samochodu, na który po drodze natknęła się Agnieszka, okazuje się przystojny Mikołaj (Grzegorz Daukszewicz). Śnieżyca i brak prądu zamykają Agnieszkę i Mikołaja w górskiej chacie na kilka dni, a co może z tego wyniknąć, łatwo się domyślić…

W tle jest jeszcze wątek Anny (Agnieszka Więdłocha) i jej rezolutnej córeczki Zosi (Wiktoria Nowak), prześladowanych przez Artura (Antoni Pawlicki), którym próbuje pomóc Robert – nowy dzielnicowy (Mateusz Janicki).

Oczywiście, wszystko się dobrze kończy, wielu bohaterów okazuje się ze sobą skoligaconych, Święta ich łączą, wzajemnie sobie pomagają i – jak wskazuje nazwa domu opieki z filmu – mamy happy end.

Film na pewno wprowadza nas w świąteczny nastrój, ale twórcy nie ustrzegli się momentów co najmniej niezręcznych, banalnych, czy infantylnych, ale może tak już w tym gatunku być musi. Film jest słabszy niż pierwsze części „Listów do M.”, ale z pewnością lepszy od ostatnich odsłon cyklu. Atrakcją „Uwierz w Mikołaja” jest możliwość ponownego spotkania na dużym ekranie z czołówką polskich aktorów lat 70-tych i 80-tych – to dobrze, że kino ponownie się o nich upomniało.

Film można obejrzeć, ale chyba trudno o potrzebę kolejnego kontaktu z bohaterami „Uwierz w Mikołaja”. Na próżno będziecie się doszukiwać w polskiej produkcji uroku innych świątecznych obrazów, choćby „To właśnie miłość”, które właśnie wraca na ekrany.

Moja ocena: 5,5/10

środa, 6 grudnia 2023

 

TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ” (Love Actually), Wielka Brytania / USA / Francja

Premiera kinowa: 21 listopada 2003 oraz 8 grudnia 2023



Dziś Mikołajki i z tej okazji przypominam swój ulubiony film świąteczny. Filmy o tematyce Bożego Narodzenia trafiają do kin i do telewizji właściwie co roku – w grudniu tuż przed Świętami. Wiele z nich to klasyki, bez których nie wyobrażamy sobie Świąt. Część z nich to filmy przeznaczone typowo dla widza dziecięcego, inne – to filmy dla odbiorcy dorosłego.

Moim ulubionym filmem o tematyce świątecznej jest cudowny i uroczy obraz Richarda Curtisa „To właśnie miłość”, który w najbliższy piątek powraca do kin z okazji 20-tej rocznicy premiery. Ten Christmasowy przebój to urokliwa mozaikowa historia, z plejadą brytyjskich gwiazd, fantastyczną ścieżką dźwiękową i wieloma chwilami wzruszeń i zabawy.

„To właśnie miłość” to zestaw kilku pozornie niezwiązanych ze sobą opowieści, które ostatecznie w zaskakujący sposób się ze sobą łączą – a łączy je magia Świąt. Pierwszą historię tworzy Daniel (Liam Neeson), który po śmierci żony samotnie wychowuje syna Sama (Thomas Brodie-Sangster). Poznajemy także sympatyczną Karen (Emma Thompson), która przeżywa poważny kryzys małżeński, gdyż jej mąż Harry (nieodżałowany Alan Rickman) ma romans z młodszą koleżanką z pracy, Mią (Heike Makatsch). Jest też sam Premier Wielkiej Brytanii (przezabawny Hugh Grant), w którym bez pamięci zakochana jest jego asystentka (urocza Martine McCutcheon) oraz samotny gwiazdor rocka Billy Mack (znakomity Billy Nighy), który kręci właśnie teledysk do świątecznego hitu „Christmas is All Around”. Kolejną historię tworzą nowożeńcy Juliet (Keira Knnightley) i Peter (Chiwetel Ejiofor) z kochającym Juliet do szaleństwa Markiem (Andrew Lincoln) w tle. Jest też urocza para: Judy (Joanna Page) i John (Martin Freeman), zabawny Chris (Colin Frissell), który jedzie do USA w poszukiwaniu dziewczyny i Jamie (Colin Firth), który przypadkowo poznaje miłość życia -  Aurelię (Lucia Moniz). Ostatnią historię tworzą Sarah (Laura Linney), która żywi niespełnione uczucie wobec przystojnego Karla (Rodrigo Santoro).

Jest cukierkowo, ale nie mdławo. Jest nieco stereotypowo, ale nadal uroczo. Niektóre sceny, jak choćby taniec Premiera przy dźwiękach przeboju „Jump” Pointer Sisters / Girls Aloud, przeszły już do historii kina. W filmie jest znakomite aktorstwo, wyróżnię tu wspaniałą Emmę Thompson, która w niezwykły sposób pokazuje rozdarcie po odkryciu zdrady męża, oraz naprawdę śmiesznego w roli szefa brytyjskiego rządu Hugh Granta.

20 lat temu zobaczyłem film w kinie dwukrotnie – tak bardzo mi się spodobał. Potem jeszcze wiele razy oglądałem go w telewizji i na DVD, także z moimi uczniami. Aż trudno uwierzyć, że od premiery mija już tyle lat. „To właśnie miłość” to moja „guilty pleasure” i jak znam siebie, w tym roku ponownie pobiegnę do kina zobaczyć tę cudną brytyjską komedię romantyczną ze świątecznymi akcentami.

niedziela, 3 grudnia 2023

 

„ZABÓJCA”  (The Killer), USA 2023

Premiera kinowa: 27 października 2023

O tym, że David Fincher jest wyśmienitym reżyserem, nie muszę nikogo przekonywać. Kilka jego filmów: „Siedem”, „Podziemny krąg”, „Zodiak”, „Czy ciekawy przypadek Benjamina Buttona” to dla mnie (a myślę, że nie tylko dla mnie) klasyki i hollywoodzka elita. Czy najnowszy film Finchera „Zabójca” też trafi do tego wyjątkowego zestawu?

„Zabójca” to typowe kino gatunkowe. Głównym bohaterem jest elitarny płatny zabójca (Michael Fassbender). Prawie nic o nim nie wiemy, nie znamy nawet jego imienia, ale w pierwszej części filmu otrzymujemy szczegółowy opis jego pracy – od momentu otrzymania zlecenia, po jego wykonanie. Widzimy, jak przygotowuje się do przeprowadzenia egzekucji, jak kontroluje emocje i własne ciało, choćby przyspieszony puls, jak przygotowuje broń i jaka ścieżka dźwiękowa (niezapomniane hity Morrisseya i jego grupy The Smiths) towarzyszy jego działaniom.

Widzimy wreszcie moment strzału – zaskakująco – dla samego bohatera – chybionego. Zabójca przez przypadek zabija kobietę znajdującą się w pokoju potencjalnej ofiary. I to jest moment końca kariery zabójcy – prawdziwy assassin nie popełnia błędów. Pomyłka staje się tożsama z wydaniem na siebie wyroku. Rozpoczyna się ostra, bezlitosna i bezkompromisowa walka o przetrwanie, tym bardziej bezwzględna, że stawką jest też ukochana zabójcy – piękna dziewczyna z Dominikany, z którą mieszka w ukrytym miejscu, a do której docierają już ci, którzy otrzymali zlecenie na zabójcę. Jak skończy się ta nierówna gra?

Film jest dobry, ale bardzo specyficzny. Fincher buduje tu napięcie w zupełnie inny sposób niż w „Podziemnym kręgu, czy „Siedem”. Tamte filmy oglądało się z zapartym tchem na brzegu kinowego fotela – w „Zabójcy” takich emocji brakuje – czeka się po prostu na rozwiązanie akcji i na moment, który wyłoni zwycięzcę; zabójcę lub jego przeciwników. Michael Fassbender buduje ciekawą postać, z którą trudno jednak sympatyzować i której trudno sekundować. To przecież pozbawiony skrupułów płatny morderca, który gotowy jest na wszystko i nie ma żadnych zahamowań.

Ciekawe w filmie są brutalne sceny walki. W ciekawych epizodach pojawiają się Charles Parnell jako Hodges – właściciel biura, które zajmuje się pośredniczeniem w płatnych zabójstwach oraz jak zwykle niezawodna Tilda Swinton jako ekspertka, która ma wykonać wyrok na zabójcy za niedotrzymanie warunków umowy.

„Zabójca” to wnikliwe studium jednostki – człowieka całkowicie pozbawionego emocji, który – by całkowicie panować nad sobą – w nieskończoność jak mantrę powtarza sobie w głowie zasady, którym musi być wierny, by wykonać swoją pracę. Być może ten stan emocjonalny bohatera powoduje, że trudno jest wywołać w sobie jakiekolwiek emocje podczas projekcji filmu. Dlatego jestem najnowszą produkcją Finchera nieco rozczarowany, co nie oznacza, że takie kino nie spodoba się innym widzom. Film można zobaczyć w wybranych kinach i jest już dostępny na Netflixie.

Moja ocena: 6/10

piątek, 1 grudnia 2023

 

MADONNA – CELEBRATION TOUR – BERLIN
– 29 LISTOPADA 2023



Wczoraj historia zatoczyła swoiste koło – w 2008 roku zobaczyłem koncert Madonny po raz pierwszy w Berlinie, a wczoraj udało mi się zobaczyć ją po raz kolejny – już czwarty – także w Berlinie. I powiem krótko: koncert był fenomenalny.

W 1990 roku też o mały włos nie zobaczyłem Madonny na żywo – właśnie w Niemczech. Uczestniczyłem wówczas w wymianie młodzieży z naszego liceum ze szkołą w Darmstadt i rodzina, u której mieszkałem, chciała mi zrobić urodzinową niespodziankę – wyjazd do Monachium na koncert ulubionej Gwiazdy chłopca z postkomunistycznej Polski, ale na Blond Ambition  Tour … nie było już biletów.

Jeśli ktoś mocno wierzy, marzenia się spełniają – i wreszcie moją boginię zobaczyłem na Stadionie Olimpijskim w Berlinie podczas fantastycznej trasy Sticky and Sweet Tour i ponownie w 2009 w Warszawie na lotnisku Bemowo podczas tej samej trasy. W 2013 roku kolejny raz uczestniczyłem w koncercie – na Stadionie Narodowym w Warszawie podczas nieco słabszej trasy MDNA Tour i wreszcie wczoraj – w berlińskiej Mercedes-Benz Arena – zobaczyłem kolejną odsłonę trasy „Celebration Tour”, podsumowującej 40-letnią spektakularną karierę Artystki, która sprzedała najwięcej płyt na świecie.

Z powodu poważnych problemów zdrowotnych Gwiazdy trasa była poważnie zagrożona – rozpoczęła się z trzymiesięcznym poślizgiem, ale koncert berliński odbył się zgodnie z planem!

Były to ponad dwie godziny niezwykłych układów choreograficznych, doskonałych efektów wizualnych i – przede wszystkim – przebojów Artystki totalnej (choć półtoragodzinne opóźnienie uważam za zgoła niepoważne).

Na początku publiczność rozgrzał Bob the Drag Queen – amerykański entertainer, wykorzystując wielkie przeboje, choćby „Material Girl” i „Bitch I’m Madonna”.

Aż wreszcie na scenie pojawiła się Onna … Madonna!!! Koncert rozpoczął się od pięknego wykonania „Nothing Really Matters” – Madonna zaśpiewała utwór w szacie z aureolą. To nie jest moje ulubione nagranie Piosenkarki, ale na koncercie wypadło rewelacyjnie. Następnie Artystka przywitała się z rozentuzjazmowaną widownią i zaprosiła wszystkich na opowieść o swojej 40-letniej historii. W tle często pojawiały się zdjęcia Gwiazdy pochodzące z różnych etapów Jej kariery. Pierwszą część zdominowały hity z moich ulubionych lat 80-tych. Zabrzmiały „Everybody” – pierwszy singiel Madonny, świetne gitarowe, ostro wykonane „Burning up”, „Into the Groove” i „Open Your Heart” – dwa bardzo jasne fragmenty koncertu i radosne, kolorowe „Holiday”. Następnie pojawiły się dwa poważniejsze, refleksyjne momenty koncertu. Wprowadziła je sekwencja nagrania „In this life” z płyty „Erotica”, w którym Madonna żegna się ze swoimi przyjaciółmi zmarłymi na AIDS, a następnie w niezwykle wzruszający i emocjonalny sposób wykonała „Live to Tell”, a na ruchomych telebimach pojawiły się zdjęcia ofiar epidemii, w tym Freddie’go Mercury’ego.

W ciekawej oprawie scenicznej Madonna wykonała także mój przebój wszech czasów „Like a prayer” w medley’u z kontrowersyjnym „Act of Contrition” z albumu „Like a Prayer” i „Unholy” z repertuaru Sama Smitha i Kim Petras. . Bardzo innowacyjnym rozwiązaniem okazało się wykonanie części piosenek w specjalnej konstrukcji – sześcianie, w którym Madonna podróżowała nad widzami.

W drugiej części koncertu, poświęconej latom 90-tym, zrobiło się dużo bardziej sensualnie i seksualnie, a Madonna zaśpiewała „Erotica” z owacyjnie przyjętym przez widzów fragmentem „Papa Don’t Preach”, „Justify My Love”, zmysłowe „Fever’, doskonałą interpretację „Bad Girl” – kolejny z wyjątkowych momentów koncertu, podczas którego Madonnie na scenie towarzyszyła córka Mercy, akompaniując Artystce na fortepianie. Następnie pojawił się przebojowo-popisowe nagranie „Vogue” z ciekawą choreografią, żywiołowe „Hung up” i „Crazy for You” – cieszę się, że ta ballada pojawiła się na set liście koncertu.

Potem w programie koncertu znalazło się świetnie wykonane „Die Another Day”, bardzo dobrze przyjęte westernowe „Don’t Tell Me” – mój  trzeci ulubiony moment wieczoru, dedykowane przedwcześnie zmarłej matce Artystki „Mother and Father” oraz „I Will Survive”  z repertuaru Glorii Gaynor z mocnym przesłaniem w wiarę w życie i człowieka. Podczas koncertu pojawiało się wiele haseł i przekazów wiary w siebie, odrzucenia strachu, tolerancji, bycia sobą i słów wsparcia dla społeczności LGBTQ+. Były to mocne i ważne chwile podczas przebojowego show. Artystka oddala też hołd zmarłej w tym roku Sinead O’Connor – w pewnej chwili w tle pojawił się wizerunek irlandzkiej artystki.

Publiczność oszalała, kiedy z głośników popłynęły dźwięki nagrania „La Isla Bonita” – jest coś w tej piosence, co daje widowni mnóstwo pozytywnej energii i Madonna chętnie wykonuje ją podczas koncertów (to także najczęściej odtwarzane nagranie Gwiazdy w serwisie youtube). Latynoskie klimaty utrzymało „Don’t Cry for Me, Argentina”, a następnie Madonna poeksperymentowała z nagraniami „Bedtime Story”, perfekcyjnym, energetyzującym wykonaniem „Ray of Light” oraz piękną interpretację jednej z moich ulubionych ballad „Rain”.

Na koniec na scenie Madonna wystąpiła z … Michaelem Jackson. Na tle historycznych już zdjęć Króla i Królowej Popu w teatrze cieni przedstawiony został fantastyczny medley utworów „Like a Virgin”, „Billie Jean” i „The Way You Make Me Feel” – poczułem się, jakbym znów był nastolatkiem, „touched for the first time”, oglądającym występy Madonny i Jacksona w MTV. Było … znakomicie.

Na koniec scenę ogarnęło szaleństwo „Bitch I’m Madonna” i „Celeration”, po czym światła na scenie zgasły, a zapaliły się na widowni. Ładne wnętrza Mercedes-Benz Areny zaczęły pustoszeć.

Wiem, że nie jestem do końca wiarygodnym recenzentem koncertów Madonny, bo jestem ogromnie oddanym fanem i wczorajsze widowisko było dla mnie wspaniałe pod każdym względem – przemyślane, błyskotliwe, profesjonalne, nostalgiczne, zabawne, zaskakujące, dające wiarę w człowieka. Mam świadomość, że Madonna nie jest już nastolatką, że nie ma walorów wokalnych Barbry Streisand, Mariah Carey, czy Whitney Houston, ale koncert był znakomity – cieszę się, że Madonna się nie poddaje, że potrafi tak kreatywnie wykorzystać katalog swoich przebojów i że jest … WIELKA! Obcowanie z taką Gwiazdą w tej samej sali koncertowej było dla mnie niesamowitym przeżyciem i wyróżnieniem. Dobrze się czułem wśród Madonnowej publiczności, bo – w przeciwieństwie do Openera, czy choćby koncertu Harry’ego Stylesa – nie byłem na widowni najstarszy – udało mi się wyłowić wśród publiczności wiele podrygujących w rytm wielkich przebojów Gwiazdy głów w mocno już gołębich barwach. Ogromnie cieszy jednak obecna na widowni ogromna rzesza (nomen omen w Berlinie) nastolatków i ludzi po 20-tce, szalejących przy piosenkach, które doskonale znali, pamiętając każde słowo ich tekstów. To było niesamowite!

Miło też było spotkać Michała – największego fana Madonny, jakiego znam. Dla niego to też był czwarty koncert, ale czwarty – podczas obecnej Celebration Tour, a wcześniejszych były z pewnością całe dziesiątki.

Bardzo doceniam to, że obok tych wszystkich ogromnych hitów pojawiły się też nagrania nieco bardziej nieoczywiste, nieoczekiwane, jak choćby „Mother and Father”. A czy czegoś zabrakło? Chętnie usłyszałbym „Frozen” i „Take a Bow”, bo to dla mnie kultowe kawałki, może „Power of Goodbye”, ale najbardziej oczekiwałem na wskrzeszenie piosenki „Gambler” – doskonałego, ale zapomnianego przeboju z roku 1985. Natomiast, jeśli w artystycznym dorobku ma się ponad 200 utworów, z których blisko setka to globalne hity, nie można wprowadzić do repertuaru koncertowego ich wszystkich.

Madonna wyglądała świetnie. Jest ładna, zgrabna i atrakcyjna, nie wiem, dlaczego w sieci pojawia się tak wiele jej szpetnych i mocno wyretuszowanych zdjęć. Trzykrotnie zmieniała peruki i pojawiała się w różnych kostiumach, najczęściej w zmysłowym gorsecie à la Jean Paul Gaultier. Jej kreacje i sceniczne wcielenia nawiązywały do Jej wieloletniej kariery jako królowej reinwencji.

Podsumowując – cudowne widowisko z nowoczesnymi technologiami, produkt dopracowany do perfekcji, z dbałością o szczegóły, ciekawy polski akcent z obrazami Tamary Łempickiej w tle, ogromne przeboje, intrygujące układy choreograficzne i ponad dwie godziny rozrywki na najwyższym poziomie! Brawa i wielki szacunek, Madonna!

Bardzo dziękuję Jusi za pomoc w organizacji tego nieco skomplikowanego logistycznie wyjazdu, ale przede wszystkim dziękuję Szanownym Darczyńcom, którzy podarowali mi ten koncert jako prezent – niezwykłą niespodziankę. 29 listopada już zawsze będzie mi się kojarzył z Wami i z Madonną w Berlinie. Wielkie gorące podziękowania!

Czy to był mój ostatni koncert Madonny? Cóż, cztery to zacna liczba, ale czy pięć nie brzmi dumnie? Czas pokaże…

Moja ocena: 10/10!!!!!