ZUPA NIC, Polska 2021
Polska premiera: 27 sierpnia 2021
Do kin trafia właśnie osadzona w latach 80-tych komedia w
reżyserii znanej z obrazów „Moje córki krowy”, czy „Zabawa zabawa” Kingi
Dębskiej.
Film przedstawia perypetie trzypokoleniowej polskiej rodziny
w siermiężnych latach PRL. Rodzice to Tadeusz (świetny jak zawsze Adam
Woronowicz) – architekt, któremu nie udało się zbić fortuny oraz Elżbieta
(cudna i cudowna Kinga Preiss) – pielęgniarka, działaczka i liderka właśnie
utworzonego w szpitalu oddziału Solidarności. Dzieciaki to nastoletnia Marta
(Barbara Papis), która właśnie przeżywa pierwszą młodzieńczą miłość i nieco
młodsza Kasia (Alicja Warchocka) – role dziecięce są w „Zupie nic” równie udane
jak role dorosłych, profesjonalnych aktorów. Jest wreszcie Babcia (Ewa
Wiśniewska) – twarda, zdecydowana i nieustępliwa uczestniczka Powstania
Warszawskiego. Nie można nie wspomnieć o bracie Elżbiety, Zenku (Rafał
Rutkowski) i jego żonie Lucynie (Katarzyna Kwiatkowska), którym powodzi się
znacznie lepiej dzięki prywatnej inicjatywie i przynależności do partii.
W filmie widzimy szereg chwilami zabawnych, chwilami
nostalgicznych obrazków z peerelowskiej Polski. Jestem pod wrażeniem, jak
bardzo twórcom filmu udało się odtworzyć atmosferę lat 80-tych, a pamiętam te
lata bardzo dobrze, bo byłem wówczas w wieku Marty, bohaterki filmu. Ogromne
wrażenie wywarły na mnie czarnobiałe fragmenty komedii, stylizowane na obrazy z
epoki. Ciekawie jest przypomnieć sobie sceny z ówczesnych prywatek, rodzinnych
spotkań, ze szkoły, ze sklepów (przezabawny zakup wypoczynku „Edyta”), radości
z zakupu samochodu (nawet jeśli jest to maluszek, ale za to piękny), marzeń o
wyjeździe zagranicznym (choćby nad węgierskie jezioro Balaton).
I wszystko byłoby świetne – ciekawe sceny, zabawa i
wzruszenie, doborowe aktorstwo, wierność historyczna, ale filmowi czegoś
brakuje. I jest to brak jasno zarysowanej fabuły. Film to zestaw nie do końca związanych
ze sobą obrazków z peerelowskiej Polski. „Zupę nic” można porównać do nadal
goszczącej na ekranach kin komedii „Czarna owca” – to także historia trzech
pokoleń rodziny, ale – w przeciwieństwie do filmu Kingi Dębskiej – był to film
niezwykle spójny, stanowiący pełną całość, poprowadzoną od początku do końca. W
„Zupie nic” takiej fabularnej spójności nie udało mi się odnaleźć.
Mimo tych mankamentów „Zupę nic” można obejrzeć. Dla pokoleń
40+ będzie to sentymentalna podróż do przeszłości, dla młodszych widzów –
spojrzenie na egzotyczną Polskę, którą zna się
jedynie z rodzinnych opowieści.
Moja ocena: 7/10