niedziela, 29 sierpnia 2021

 

ZUPA NIC, Polska 2021



Polska premiera: 27 sierpnia 2021

Do kin trafia właśnie osadzona w latach 80-tych komedia w reżyserii znanej z obrazów „Moje córki krowy”, czy „Zabawa zabawa” Kingi Dębskiej.

Film przedstawia perypetie trzypokoleniowej polskiej rodziny w siermiężnych latach PRL. Rodzice to Tadeusz (świetny jak zawsze Adam Woronowicz) – architekt, któremu nie udało się zbić fortuny oraz Elżbieta (cudna i cudowna Kinga Preiss) – pielęgniarka, działaczka i liderka właśnie utworzonego w szpitalu oddziału Solidarności. Dzieciaki to nastoletnia Marta (Barbara Papis), która właśnie przeżywa pierwszą młodzieńczą miłość i nieco młodsza Kasia (Alicja Warchocka) – role dziecięce są w „Zupie nic” równie udane jak role dorosłych, profesjonalnych aktorów. Jest wreszcie Babcia (Ewa Wiśniewska) – twarda, zdecydowana i nieustępliwa uczestniczka Powstania Warszawskiego. Nie można nie wspomnieć o bracie Elżbiety, Zenku (Rafał Rutkowski) i jego żonie Lucynie (Katarzyna Kwiatkowska), którym powodzi się znacznie lepiej dzięki prywatnej inicjatywie i przynależności do partii.

W filmie widzimy szereg chwilami zabawnych, chwilami nostalgicznych obrazków z peerelowskiej Polski. Jestem pod wrażeniem, jak bardzo twórcom filmu udało się odtworzyć atmosferę lat 80-tych, a pamiętam te lata bardzo dobrze, bo byłem wówczas w wieku Marty, bohaterki filmu. Ogromne wrażenie wywarły na mnie czarnobiałe fragmenty komedii, stylizowane na obrazy z epoki. Ciekawie jest przypomnieć sobie sceny z ówczesnych prywatek, rodzinnych spotkań, ze szkoły, ze sklepów (przezabawny zakup wypoczynku „Edyta”), radości z zakupu samochodu (nawet jeśli jest to maluszek, ale za to piękny), marzeń o wyjeździe zagranicznym (choćby nad węgierskie jezioro Balaton).

I wszystko byłoby świetne – ciekawe sceny, zabawa i wzruszenie, doborowe aktorstwo, wierność historyczna, ale filmowi czegoś brakuje. I jest to brak jasno zarysowanej fabuły. Film to zestaw nie do końca związanych ze sobą obrazków z peerelowskiej Polski. „Zupę nic” można porównać do nadal goszczącej na ekranach kin komedii „Czarna owca” – to także historia trzech pokoleń rodziny, ale – w przeciwieństwie do filmu Kingi Dębskiej – był to film niezwykle spójny, stanowiący pełną całość, poprowadzoną od początku do końca. W „Zupie nic” takiej fabularnej spójności nie udało mi się odnaleźć.

Mimo tych mankamentów „Zupę nic” można obejrzeć. Dla pokoleń 40+ będzie to sentymentalna podróż do przeszłości, dla młodszych widzów – spojrzenie na egzotyczną Polskę, którą zna się  jedynie z rodzinnych opowieści.

Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz