„DOM GUCCI”
(House of Gucci), USA 2021
Polska
premiera: 26 listopada 2021
“I don’t
consider myself a particularly ethical person, but I am fair”
To był najbardziej wyczekiwany przeze mnie film 2021 roku. Od
momentu, kiedy zobaczyłem pierwszy zwiastun, z hitem „Heart of Glass” Blondie w
tle, i drugi trailer – tym razem z „Sweet Dreams (Are Made of These)” duetu
Eurythmics. I już – mam projekcję za sobą. Czy film spełnił moje oczekiwania?
„Dom Gucci” to intrygująca historia rodzinna, pełna
przepychu i blichtru, intryg i zdrad, przestępstw i malwersacji, które prowadzą
do morderstwa i upadku wielkiego imperium. To niezwykle ciekawy obraz świata
mody i życia elit w latach 80-tych i 90-tych na tle międzynarodowych przebojów
tej ery i pięknych włoskich przebojów (z ostatnio odkrytym przeze mnie na nowo
przebojem Alice Visconti „Una Notte Speciale”).
Akcja filmu rozpoczyna się w Mediolanie w 1978 roku, kiedy
Patrizia Regianni (Lady Gaga), sekretarka i księgowa w firmie przewozowej
swojego ojca, na przyjęciu poznaje Maurizia Gucci (Adam Driver) – spadkobiercę
rodu wielkich włoskich projektantów. Czy to „colpo di fulmine” – miłość od
pierwszego wejrzenia, czy wrodzone wyrachowanie Patrizii i chęć poślubienia
jednego z najbogatszych Włochów? Choć dzieli ich wszystko, reprezentują dwa
różne światy, wbrew rodzinie Maurizia Patrizia i młody Gucci łączą się więzami
małżeństwa.
Poznajemy przedstawicieli słynnej rodziny – Rodolfo – ojca Maurizia
(dystyngowany i snobujący się na arystokratę Jeremy Irons), jego brata Aldo
(bardzo dobry jako biznesman-hedonista Al Pacino), syna Aldo, Paolo (Jared Leto
– i do tej roli mam pretensję: Leto to jeden z najwybitniejszych aktorów
swojego pokolenia, zawsze będę go cenił, choćby za „Requiem dla snu”, „Witaj w
klubie”, czy „Ostatnie takie lato”, ale jego rola w „Domu Gucci wydaje się
przerysowana, nieprawdziwa; trudno mi uwierzyć, że Paolo Gucci był aż takim
ekscentrykiem i dziwakiem). Bardzo dobrze wypadają Jack Huston jako Domenico De
Sole – prawnik rodziny oraz Salma Hayek jako wróżka Pina i „partner in crime”
Patrizii.
„House of Gucci” to aktorski popis Lady Gagi – to jej film,
jej klimat, jej opus magnum. Po „Narodzinach gwiazdy” wydawało mi się, że Gaga
nie jest już w stanie stworzyć wybitniejszej kreacji, a rola piosenkarki w tym
obrazie była dla niej po prostu stworzona. Okazuje się, że jako Patrizia Regianni jest jeszcze lepsza – pełna
emocji, kontrastów, walcząca o swoje prawo do wejścia do świata, do którego nie
należy i do którego nie pasuje. Potrafi łączyć bezwzględność, okrucieństwo i
wyrachowanie z niemocą i bólem odrzucenia i rozstania. Jest tak wiarygodna, że
trudno jest orzec, czy cierpi z powodu utraconej miłości, czy odcięcia od
majątku Guccich? A może z obu tych powodów? Adam Driver jest też bardzo dobry i
przekonujący, kiedy po okresie fascynacji i zauroczenia zaczyna dostrzegać
prawdziwą Patrizię.
Wiele kontrowersji jeszcze przed premierą wzbudził akcent
bohaterów – aktorzy mówią po angielsku z włoskim akcentem. Niektórzy
specjaliści uznali, że to całkowicie zbędny i nieudany zabieg, który nie
uwiarygodnia w żaden sposób historii słynnej rodziny projektantów. Trudno mi
się ustosunkować do tej kwestii – na pewno w wybranych scenach sposób ekspresji
aktorów jest nieco wyolbrzymiony, ale nie jest to dla mnie istotny zarzut.
Ridley Scott stworzył dobry, solidny film. Widać, że twórca
dobrze czuje się w konwencji kina ukazującego niedawne dekady. W najnowszej
produkcji czuć nieco atmosferę znaną z jego poprzedniego hitu „Wszystkie
pieniądze świata” .To dobry rok dla reżysera, bo z kin niedawno zniknęła jego
inna tegoroczna premiera – „Ostatni pojedynek”. W „Domu Gucci” udaje się mu
obudzić ducha lat 80-tych i 90-tych i wskrzesić jedno z najważniejszych
modowych imperiów, kiedy znajdowało się jeszcze w rodzinie założycieli i w
fazie rozkwitu. Przykra i symboliczna jest scena przejęcia firmy przez
arabskich inwestorów i młodego, jeszcze nikomu nieznanego wówczas
amerykańskiego projektanta, Toma Forda.
„Dom Gucci” nie będzie moim filmem roku. Może wiązałem z
produkcją zbyt wiele oczekiwań, może czegoś zabrakło. Film jest bardzo dobry, w
większości świetnie zagrany (Lady Gaga – I love you again) i mogę go wszystkim
zdecydowanie polecić, ale nie jest to kino wybitne i przełomowe, które stanowi
punkt zwrotny w historii kinematografii i pozostaje w nas na zawsze.
Moja ocena: 8/10