wtorek, 30 listopada 2021

 TOP 60 GUNS’N’ROSES

Dziś ostatni dzień listopada. Bardzo zależało mi, żeby zdążyć z dzisiejszym zestawieniem w tym miesiącu ze względu na zwycięską piosenkę, która listopad ma w tytule. GUNS’N’ROSES. To nie jest moja ulubiona grupa i nie słucham ich muzyki na co dzień, ale doceniam ich wkład w rozwój muzyki rockowej. Mnóstwo nagrań Axla i jego trupy to modern classics, a niektóre teledyski to dzieła sztuki. Pamiętam moment pojawienia się nagrania „Sweet child o’mine” i albumu „Appetite for Destruction” i chociaż byłem wtedy zagorzałym słuchaczem muzyki pop, potrafiłem cieszyć się też muzyką Gunsesów. Przedstawiam mój subiektywny zestaw sześćdziesięciu ulubionych nagrań Guns’n’Roses. Enjoy!

60. Absurd
59.
Perfect crime
58. Hard skool
57. Attitude
56. My world
55. Right next door to hell
54. Out ta get me
53. Reckless life
52. New roses
51. Chinese democracy
50. Sorry
49. Breakdown
48. You’re crazy
47. Black leather
46. There was a time
45. Oh my God
44. It’s so easy
43. Bad obsession
42. Anything goes
41. Raw power
40. You can’t put your arms around a memory
39. Scraped
38. Madagascar
37. This I love
36. Ain’t it fun
35. Double talkin’ jive
34. Think about you
33. Get in the ring
32. Bad apples
31. Shadow of your love
30. Rocket queen
29. Mr Brownstone
28. Nightrain
27. Catcher in the rye
26. Better
25. 14 years
24. Civil war
23. Move to the city
22. If the world
21. Dust n’bones
20. Dead horse
19. Sympathy for a devil
18. My Michelle
17. Used to love her
16. You ain’t the first
15. Since I don’t have you
14. Street of dreams
13. The garden
12. So fine
11. You could be mine
10. Welcome to the jungle
9. Live and let die
8. Estranged
7. Don’t cry
6. Yesterdays
5. Paradise city
4. Patience
3. Sweet child o’mine
2. Knockin’ on heaven’s door
1. November rain 



sobota, 27 listopada 2021

 

„DOM GUCCI” (House of Gucci), USA 2021


Polska premiera: 26 listopada 2021

“I don’t consider myself a particularly ethical person, but I am fair”

To był najbardziej wyczekiwany przeze mnie film 2021 roku. Od momentu, kiedy zobaczyłem pierwszy zwiastun, z hitem „Heart of Glass” Blondie w tle, i drugi trailer – tym razem z „Sweet Dreams (Are Made of These)” duetu Eurythmics. I już – mam projekcję za sobą. Czy film spełnił moje oczekiwania?

„Dom Gucci” to intrygująca historia rodzinna, pełna przepychu i blichtru, intryg i zdrad, przestępstw i malwersacji, które prowadzą do morderstwa i upadku wielkiego imperium. To niezwykle ciekawy obraz świata mody i życia elit w latach 80-tych i 90-tych na tle międzynarodowych przebojów tej ery i pięknych włoskich przebojów (z ostatnio odkrytym przeze mnie na nowo przebojem Alice Visconti „Una Notte Speciale”).

Akcja filmu rozpoczyna się w Mediolanie w 1978 roku, kiedy Patrizia Regianni (Lady Gaga), sekretarka i księgowa w firmie przewozowej swojego ojca, na przyjęciu poznaje Maurizia Gucci (Adam Driver) – spadkobiercę rodu wielkich włoskich projektantów. Czy to „colpo di fulmine” – miłość od pierwszego wejrzenia, czy wrodzone wyrachowanie Patrizii i chęć poślubienia jednego z najbogatszych Włochów? Choć dzieli ich wszystko, reprezentują dwa różne światy, wbrew rodzinie Maurizia Patrizia i młody Gucci łączą się więzami małżeństwa.

Poznajemy przedstawicieli słynnej rodziny – Rodolfo – ojca Maurizia (dystyngowany i snobujący się na arystokratę Jeremy Irons), jego brata Aldo (bardzo dobry jako biznesman-hedonista Al Pacino), syna Aldo, Paolo (Jared Leto – i do tej roli mam pretensję: Leto to jeden z najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia, zawsze będę go cenił, choćby za „Requiem dla snu”, „Witaj w klubie”, czy „Ostatnie takie lato”, ale jego rola w „Domu Gucci wydaje się przerysowana, nieprawdziwa; trudno mi uwierzyć, że Paolo Gucci był aż takim ekscentrykiem i dziwakiem). Bardzo dobrze wypadają Jack Huston jako Domenico De Sole – prawnik rodziny oraz Salma Hayek jako wróżka Pina i „partner in crime” Patrizii.

„House of Gucci” to aktorski popis Lady Gagi – to jej film, jej klimat, jej opus magnum. Po „Narodzinach gwiazdy” wydawało mi się, że Gaga nie jest już w stanie stworzyć wybitniejszej kreacji, a rola piosenkarki w tym obrazie była dla niej po prostu stworzona. Okazuje się, że jako  Patrizia Regianni jest jeszcze lepsza – pełna emocji, kontrastów, walcząca o swoje prawo do wejścia do świata, do którego nie należy i do którego nie pasuje. Potrafi łączyć bezwzględność, okrucieństwo i wyrachowanie z niemocą i bólem odrzucenia i rozstania. Jest tak wiarygodna, że trudno jest orzec, czy cierpi z powodu utraconej miłości, czy odcięcia od majątku Guccich? A może z obu tych powodów? Adam Driver jest też bardzo dobry i przekonujący, kiedy po okresie fascynacji i zauroczenia zaczyna dostrzegać prawdziwą Patrizię.

Wiele kontrowersji jeszcze przed premierą wzbudził akcent bohaterów – aktorzy mówią po angielsku z włoskim akcentem. Niektórzy specjaliści uznali, że to całkowicie zbędny i nieudany zabieg, który nie uwiarygodnia w żaden sposób historii słynnej rodziny projektantów. Trudno mi się ustosunkować do tej kwestii – na pewno w wybranych scenach sposób ekspresji aktorów jest nieco wyolbrzymiony, ale nie jest to dla mnie istotny zarzut.

Ridley Scott stworzył dobry, solidny film. Widać, że twórca dobrze czuje się w konwencji kina ukazującego niedawne dekady. W najnowszej produkcji czuć nieco atmosferę znaną z jego poprzedniego hitu „Wszystkie pieniądze świata” .To dobry rok dla reżysera, bo z kin niedawno zniknęła jego inna tegoroczna premiera – „Ostatni pojedynek”. W „Domu Gucci” udaje się mu obudzić ducha lat 80-tych i 90-tych i wskrzesić jedno z najważniejszych modowych imperiów, kiedy znajdowało się jeszcze w rodzinie założycieli i w fazie rozkwitu. Przykra i symboliczna jest scena przejęcia firmy przez arabskich inwestorów i młodego, jeszcze nikomu nieznanego wówczas amerykańskiego projektanta, Toma Forda.

„Dom Gucci” nie będzie moim filmem roku. Może wiązałem z produkcją zbyt wiele oczekiwań, może czegoś zabrakło. Film jest bardzo dobry, w większości świetnie zagrany (Lady Gaga – I love you again) i mogę go wszystkim zdecydowanie polecić, ale nie jest to kino wybitne i przełomowe, które stanowi punkt zwrotny w historii kinematografii i pozostaje w nas na zawsze.

Moja ocena: 8/10

czwartek, 25 listopada 2021


„DIUNA” (Dune), Kanada / USA / Węgry / Wielka Brytania 2021


Polska premiera: 22 października 2021

Wreszcie udało mi się obejrzeć „Diunę” Denisa Villeneuve – nieomal w miesiąc po premierze. Chciałem przygotować się do seansu i najpierw zaznajomić się z kultową powieścią Franka Herberta z 1965 roku, ale nie zdołałem ukończyć lektury i nadszedł czas na zapoznanie się z tym niezwykłym widowiskiem.

Muszę wyznać, że uniwersum „Diuny” było mi zupełnie obce, choć teraz doceniam fakt, że Herbert stworzył cykl książek wybitnych w swoim gatunku, wyjątkowych i niepowtarzalnych. Można nawet stwierdzić, że stworzył coś na kształt systemu religijnego z wojną światów i zapowiedzią nadejścia Mesjasza. Nie zaskakuje mnie zatem, że od lat ma swoich wyznawców i zagorzałych wielbicieli, którzy czekali na pojawienie się nowej ekranizacji w kinach. A czekać było warto.

Mnie fascynacja cyklem Herberta ominęła. Nigdy wcześniej nie czytałem powieści – a lektura, mimo zawiłości treści, wielu bohaterów i miejsc akcji, okazała się dużą przyjemnością. Nie widziałem też głośnej, choć uważanej za niezbyt udaną, adaptacji Davida Lyncha, choć to jeden z moich ulubionych reżyserów. Pamiętam, że w 1984 roku dużo się o tym filmie mówiło, dla mnie ciekawostkę stanowił fakt, że zagrał tam Sting, ale film przeszedł obok, bez mojego udziału. Nie w pełni utożsamiam się także z gatunkiem – nie należę do wielbicieli literatury i kina science fiction. Cieszę się, że po latach nadrobiłem braki i obejrzałem film, a do lektury z pewnością wkrótce wrócę.

Od początku filmu ma się wrażenie i przekonanie, że obcuje się ze zjawiskiem wyjątkowym. Film zaskakuje rozmachem formy, mimo że uniwersum Diuny wydaje się nieco ascetyczne – z ogromnymi przestrzeniami pustynnymi i potężnymi, lecz surowymi bryłami budynków. Nastrój buduje fantastyczna, niepokojąca muzyka Hansa Zimmera. Wrażenie robią monumentalne sceny i piękne zdjęcia.

Streszczenie akcji filmu jest nie lada wyzwaniem. „Diuna” to obraz przejęcia kontroli nad tytułową planetą przez ród szlachetnych Atrydów od Harkonennów na mocy traktatu wydanego przez Imperatora. Planeta jest miejscem strategicznym ze względu na występującą tam drogocenną przyprawę, zwaną melanżem. Książę Leto Atryda (Oscar Isaac) pojawia się na Diunie wraz ze swoją obdarzoną magicznymi mocami kobietą, Jessicą (Rebecca Ferguson), oraz synem Paulem (uwielbiany przez widzów Timothee Chalamet).

Na wypalonej słońcem Diunie żyją  jeszcze jej rdzenni mieszkańcy – Fremeni, mądry i pokojowy naród, który nauczył się żyć na pustyni i unikać ogromnego niebezpieczeństwa – ataków czerwu pustynnego. Po przybyciu na planetę przedstawicieli Atrydów dochodzi do zdrady, książę Leto zostaje zamordowany, a Paul wraz z matką ratują się ucieczką. Co wydarzyło się dalej, okaże się w drugiej części filmowej adaptacji powieści.

„Diuna” to pełen mistyki i tajemniczości obraz zantagonizowanego świata przyszłości. Obok zdjęć, wielką zaletą filmu jest obsada. Poza wspomnianymi rolami na uwagę zasługuje także Stellan Starsgard jako Baron Vladimir Harkonnen. Film jest długi, ale nie nuży, gdyż intryguje przebiegiem akcji, scenografią, pomysłowością. Denis Villeneuve po raz kolejny udowadnia, że jest utalentowanym reżyserem-wizjonerem i to dobrze, że po stworzeniu obrazu „Blade Runner 2049” to właśnie jemu przypadła w udziale realizacja nowej adaptacji prozy Herberta. Muszę tu przypomnieć jeden z pierwszych przebojów kinowych tego kanadyjskiego reżysera, film „Pogorzelisko”, który do dziś pozostaje dla mnie jednym z najlepszych filmów obejrzanych w życiu.

Pozostaje mi jeszcze reakcja na zarzuty widzów, że bez znajomości książki pełne zrozumienie fabuły :Diuny” jest w zasadzie niemożliwe. Przyznaję, że jest to film fabularnie skomplikowany i lektura części powieści pomogła mi w zrozumieniu i interpretacji obrazu filmowego, ale jeśli ktoś lubi wysokobudżetowe, zrealizowane z rozmachem kino science fiction, na dodatek z bardzo dobrymi rolami, zapraszam do zanurzenia się w uniwersum Diuny. Nikt nie powinien żałować decyzji o obejrzeniu filmu, a ja czekam już na drugą część.

Moja ocena: 8/10

niedziela, 21 listopada 2021

 

BO WE MNIE JEST SEKS, Polska 2021



Premiera kinowa: 19 listopada 2021

W kinach trwa przegląd rewelacyjnych polskich filmów. Prawie co tydzień otrzymujemy interesującą filmową propozycję, reprezentującą rodzimą kinematografię. W tym tygodniu jest to obraz „Bo we mnie jest seks” w reżyserii Katarzyny Klimkiewicz.

Kaliny Jędrusik nie trzeba chyba nikomu przedstawiać – to wybitna aktorka filmowa i teatralna,  piosenkarka (1930 – 1991), nazywana często polską Marilyn Monroe, symbol seksu, gwiazda Kabaretu Starszych Panów. „Bo we mnie jest seks” to biografia aktorki, ale nie typowy obraz biograficzny, ukazujący jej życie od urodzenia do śmierci, lecz wycinek z jej życia: rok 62, kilka miesięcy, przedstawiających karierę Kaliny od kontrowersyjnego występu na Święcie Górnika (kiedy artystka pokazała krzyżyk na tle niezwykle głębokiego dekoltu) poprzez utratę pracy w Telewizji Polskiej po przejęciu artystycznego kierownictwa przez nieprzychylnego Jędrusik dyrektora Ryszarda Molskiego, aż do triumfalnego powrotu na wizję po zwycięstwie w plebiscycie Ekspresu Ilustrowanego na najpopularniejszą aktorkę. Film wpisuje się w obowiązujący na świecie i bardzo popularny trend odchodzenia od biografii całościowych na rzecz bardziej wnikliwej analizy postaci w ukazanym fragmencie życia. Tak przedstawiona została choćby księżna Diana w goszczących w kinach filmie „Spencer”.

„Bo we mnie jest seks” to przede wszystkim grająca główną rolę Maria Dębska. Kiedy ogłoszone zostało, że ta młoda zdolna aktorka (mająca już za sobą istotne występy w tak ważnych produkcjach, jak „Zabawa zabawa”, „Moje córki krowy”, „Czarny mercedes”, czy „Cicha noc”), od razu pojawiły się głosy malkontentów, że Marysia Dębska roli Kaliny nie udźwignie – że jest za młoda, za mało utalentowana, nie przypomina Jędrusik, nie ma jej charyzmy, seks appealu, brak jej doświadczenia. Jakże mylili się ci krytycy i fataliści! Marysia jest w filmie czarująca – naturalna, piękna, zmysłowa, ponętna, prawdziwa, urzekająco i uwodzicielsko podobna do Kaliny – po prostu na te 100 minut staje się Kaliną. Aktorka otrzymała za tę rolę Złote Lwy na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W pełni zasłużoną, a miała ogromną konkurencję, choćby w postaci roli Agaty Buzek w filmie „Moje wspaniałe życie”. Wygląda hollywoodzko, gra wybornie, śpiewa cudownie, w niezwykle udany sposób naśladując omdlewający, zmysłowy głos Kaliny Jędrusik, przeklina uroczo.

Bardzo przekonująco i profesjonalnie w roli męża Kaliny, Stanisława Dygata, wypada Leszek Lichota. Zachwyt w jego oczach podczas telewizyjnych występów pięknej żony jest niezwykle autentyczny i hipnotyzujący. Ciekawym punktem w obsadzie filmu jest także Krzysztof Zalewski w roli piosenkarza Lucka, kochanka Kaliny (bohater ten został oparty na postaci piosenkarza Wojciecha Gąssowskiego). . Bardzo dobra jest też promująca film piosenka Krzysztofa i Marii Dębskiej „Romansu nie będzie” – nagranie w stylu retro.

Cały film jest właśnie w stylu retro – rozpoczynając na napisach, konwencji filmu, kostiumach i kończąc na znakomitej scenografii. Scenarzystom i kostiumologom należą się ogromne brawa i wyrazy szacunku za odtworzenie świata lat 60-tych, świata, który już nigdy nie powróci. Ciekawe jest też zamieszczenie w filmie fragmentów musicalowych, z których najbardziej intrygujący wydaje się szalony taniec w legendarnym klubie Spatif. Dbałość o drobiazgi, piękna oprawa muzyczna, niepowtarzalny klimat i przede wszystkim Maria Dębska jako Kalina czynią film wyjątkowym i niepowtarzalnym.

Film po prostu bardzo mi się podobał i myślę, że mogę go polecić wszystkim – młodszym i starszym, paniom i panom, wielbicielom Kaliny Jędrusik i jej adwersarzom.  „Bo we mnie jest seks” to gwarancja poprawienia nastroju.

Moja ocena: 8,5/10

https://www.youtube.com/watch?v=prT1wdF8en8

niedziela, 14 listopada 2021

 

TOP 81 – PL21 RADIO 357

Radio 357 zorganizowało dla słuchaczy fantastyczny dzień z polską muzyką 11 listopada – czwórka redaktorów: Ola Budka, Darek Król, Mateusz Fusiarz i Marcin Cichoński zaprezentowała swój TOP 21 polskich utworów z XXI wieku w roku 2021 – to „21” było zatem niezwykle symboliczne. Te dzień był fantastyczną sentymentalną podróżą przez lata obecnego stulecia – od samego początku aż po najświeższe nagranie w zestawieniu – rewelacyjne „OK Boomer!” Fisz Emade Tworzywo. Pojawili się starszacy, choćby grupa Perfect, obok dzieciaków-świeżaków, choćby Kwiatu Jabłoni. W sumie w zestawieniach redaktorów pojawiło się 81 nagrań, gdyż 3 piosenki się powtórzyły (Pidżama Porno „Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości” – u Marcina Cichońskiego i Oli Budki, „Wojenka” Lao Che – u Marcina Cichońskiego i Darka Króla oraz „Nie mam dla ciebie miłości” Skubasa – u Oli Budki i Darka Króla). W zestawieniach pojawiły się wielkie hity bardzo znanych wykonawców obok niszowych nagrań artystów, którzy nigdy nie przebili się do mainstreamu. Niektórym udało się wejść do zestawień tylko z jednym utworem, ale byli też wykonawcy reprezentowani przez kilka nagrań.

To czwartkowe spotkanie przy radioodbiorniku uświadomiło mi, że czas jest nieubłagany i że ten XXI wiek, który niedawno witaliśmy, jest już bardzo zaawansowany. Prezentacja nagrań pozwalała także uświadomić sobie jaki ogrom fantastycznej polskiej muzyki powstał przez ostatnie 21 lat – utworów niebanalnych z niesamowitym nastrojem i ważnym przesłaniem. Były zaskoczenia, były chwile wzruszeń. Notowania poszczególnych dziennikarzy ubarwiały spotkania z ciekawymi ludźmi, artystami, muzykami, inspirujące wypowiedzi oraz występy w legendarnym już Garażu 357. To niezwykłe, że ta młoda radiostacja w niespełna rok wypracowała już takie programy, sposoby kontaktu ze słuchaczem, znakomite pozycje i propozycje. Czy kogoś mi zabrakło? Myślę, że Brodki – to ważna dla nas artystka w tym okresie.

Najbliższy wydał mi się TOP Oli Budki, a tuż za nim ustawiłbym zestawienie Marcina Cichońskiego. Trzy utwory z zestawienia Oli – Republika Śmierć na pięć”, L. Stadt „Oczy kamienic” i Artur Rojek „Beksa” – to, moim zdaniem, elita tego notowania. Dziękuję Oli za przypomnienie grupy Muzyka Końca Lata, której w pełni nie doceniłem w ich najlepszym i najaktywniejszym momencie i z ogromną przyjemnością teraz wróciłem do twórczości zespołu.

Dla mnie – jako ogromnego fana wszelkiego typu list przebojów, zestawień, muzycznych statystyk i notowań – 11 listopada był wielkim świętem muzyki. Postanowiłem też ułożyć zestawienie redaktorów 357, ale widziane przez mój pryzmat, moją listę utworów zaproponowanych przez Radio 357. I tak powstał ten TOP 81 (nie 84, bo – jak wspomniałem wyżej – trzy utwory się powtórzyły). Nie jest to tak naprawdę mój TOP ulubionych polskich nagrań 21 wieku. Brak czasu nie pozwolił mi na potężny research, dlatego wykorzystałem propozycje dziennikarzy 357, a swój TOP spróbuję przedstawić za rok.

Dziękując serdecznie Radiu 357 za ten wspaniały pomysł, przedstawiam mój TOP Radia widziany moimi oczami. Po długich analizach i przemyśleniach na zwycięzcę wybrałem Krzyśka Zalewskiego – nagranie „Polsko” z rewelacyjnym teledyskiem z udziałem Daniela Olbrychskiego i fantastycznym tekstem wydaje się być kwintesencją polskiej muzyki dwóch ostatnich dekad oraz znakomicie ukazanym obrazem naszego kraju. Zapraszam do prześledzenia mojego zestawienia. Enjoy.

81. VAVAMUFIN Jah jest prezydentem (OB. – 21)
80. GRUBSON Na szczycie (OB. – 14)
79. MARCIN PRZYBYŁOWICZ Wilcza zamieć (MF -9)
78. TEN TYP MES & JUSTYNA ŚWIĘS Odporność (MC – 16)
77. JELONEK ViolMachine (MF – 21)
76. CZESŁAW ŚPIEWA W sam raz (OB. - 11)
75. O.N.A. Niekochana (MF – 10)
74. LIPALI Ludzie 1.2 (MF – 18)
73. WILKI Słońce pokonał cień (DK – 21)
72. AKURAT Lubię mówić z Tobą (MF -8)
71. SWIERNALIS & PIOTR ROGUCKI Ogrodnik (OB. – 13)
70. JAN RAPOWANIE Pilot (MF – 16)
69. CURLY HEADS M.A.B. (MF – 17)
68. LAO CHE Urodziła mnie ciotka (MF – 7)
67. CURLY HEADS Synthlove (MC – 4)
66.
CLOCK MACHINE Morphine (MF – 15)
65. PERFECT Wszystko ma swój czas (DK – 5)
64. KRZYSZTOF ZALEWSKI Jaśniej ((MF – 6)
63. JAMAL Peron (OB. – 12)
62. ROBERT GAWLIŃSKI Nie pokonam miłości (OB. – 2)
61. KASIA LINS Wiersz ostatni (MF – 12)
60. CHEMIA Send me the ravens (MF – 20)
59. MIKROMUSIC Takiego chłopaka (OB – 16)
58.
MIUOSH / NOSPR / SMOLIK / PIOTR ROGUCKI Wizje (MC – 10)
57. BASS ASTRAL & IGO Juno (MF – 14)
56. SWEET NOISE & ANNA MARIA JOPEK Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz (DK – 4)
55. COMA Cisza i ogień (MF – 1)
54. NATALIA PRZYBYSZ Dzieci malarzy (MF – 2)
53. DAWID PODSIADŁO 04:30 (DK – 6)
52. LIPALI Wschód (DK – 10)
51. NATALIA PRZYBYSZ Ogień (DK – 8)
50. RAZ DWA TRZY Już (OB. – 19)
49. RAZ DWA TRZY Trudno nie wierzyć w nic (MF – 4)
48. MUCHY Szaroróżowe (MC – 12)
47. RALPH KAMIŃSKI Kosmiczne energie (OB. – 20)
46. LENNY VALENTINO Chłopiec z plasteliny (MC -20)
45. BRUNO SCHULTZ Taniec bałwochwalny (OB. – 7)
44. KWIAT JABŁONI Dziś późno pójdę spać (MF – 13)
43. TACONAFIDE Tamagotchi (MC – 14)
42. HAPPYSAD Nadzy na mróz (MC – 15)
41. RALPH KAMIŃSKI Kosmiczne energia (OB. – 20)
40. RASMENTALIZM Krajobrazy (MC – 18)
39. RIVERSIDE The depth of self-delusion (MF – 3)
38.
PROBL3M W domach z betonu (MC – 8)
37. VOO VOO & ANNA MARIA JOPEK Moja broń (DK – 18)
36. LAO CHE Wojenka (DK – 12, MC – 6)
35. PIDŻAMA PORNO Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości (OB. – 3, MC – 17)
34. DŻEM Do kołyski (MF – 19)
33. LACHOWICZ Nie ma mnie (OB. – 9)
32. KRÓL Głos wewnętrzny (MC – 1)
31. PIOTR ROGUCKI Piosenka pisana nocą (DK – 13)
30. MELA KOTELUK & KWADROFONIK Astronomia (DK – 16)
29. LECH JANERKA wieje (DK – 1)
28. SKUBAS Linoskoczek (MF – 5)
27. RIVERSIDE River down below (MC – 9)
26. PABLOPAVO & LUDZIKI Ostatni dzień sierpnia (MC – 2)
25. PABLOPAVO & LUDZIKI Do stu (OB. – 5)
24. MUZYKA KOŃCA LATA Ekstramocne (OB. – 4)
23. MYSLOVITZ Chciałbym umrzeć z miłości (MC -3)
22. KORTEZ Wyjdź ze mną na deszcz (MC – 13)
21. KORTEZ Z imbirem (OB. – 6)
20. JULIA MARCELL Tarantino (OB. – 17)
19. COMA Leszek Żurkowski (DK – 7)
18. BOGUSŁAW LINDA & ŚWIETLIKI Filandia (MC – 11)
17. KAZIK NA ŻYWO Plamy na słońcu (MC – 21)
16. AGRESSIVA 69 & EDYTA BARTOSIEWICZ Egoiści (DK – 2)
15. RALPH KAMIŃSKI Tata (MC – 19)
14. MELA KOTELUK Melodia ulotna (MF – 11)
13. EDYTA BARTOSIEWICZ Love song (DK – 11)
12. SKUBAS Nie ma dla Ciebie miłości (OB. – 15, DK – 3)
11. FISZ EMADE TWORZYWO OK Boomer! (MC – 5)
10. KRZYSZTOF ZALEWSKI Miłość miłość (MC – 5)
9. KORTEZ Zostań (DK – 14)
8. FISZ EMADE TWORZYWO Dwa ognie (DK – 15)
7. SMOLIK & ARTUR ROJEK 50 tysięcy 881 (DK – 20)
6. REPUBLIKA ŚMIERĆ na pięć (OB. – 1)
5. HEY [sic!} (DK – 19)
4. ORGANEK Czarna Madonna (DK -9)
3. ARTUR ROJEK Beksa (OB. – 18)
2. L. STADT Oczy kamieni (OB. – 8)
1. KRZYSZTOF ZALEWSKI Polsko (DK – 17)



środa, 10 listopada 2021

 

„Moje wspaniałe życie”, Polska 2021


Polska premiera: 29 października 2021

Czy kojarzycie piosenkę Ralpha Kamińskiego „Pięć minut łez”? Ten fantastyczny cover nagrania Haliny Żytkowiak pochodzi z filmu „Moje wspaniałe życie” z Agatą Buzek w roli głównej. Obraz wyreżyserował Łukasz Grzegorzek, twórca znakomitego „Kampera” i bardzo dobrej „Córki trenera”. Najnowsza produkcja to zdecydowanie najlepszy obraz w twórczości reżysera, film bezbłędny, niepokojący, niezwykle prawdziwy.

Joanna „Jo” (rewelacyjna Buzek) mieszka w domku w Nysie wraz z mężem (Jacek Braciak), chorą matką (bardzo dobra Małgorzata Zajączkowska), synem – licealistą (Paweł Kruszelnicki – odkrycie tego filmu) i nieco starszym synem (Jakub Zając) oraz jego partnerką (Wiktoria Wolańska) i  ich małym dzieckiem. Jest nauczycielką angielskiego w szkole, którą kieruje jej mąż, nauczycielką nie do końca stereotypową. Ma bardzo dobry kontakt z uczniami i widać, że spełnia się w pracy, choć widoczne są też symptomy syndromu wypalenia. Joanna chętnie ucieka do pustego domu matki, nieco pod pretekstem prywatnych lekcji, które tam prowadzi, ale przede wszystkim, by odpocząć, rozładować napięcie marihuaną i spotkać się z Maćkiem (Adam Woronowicz) – kolegą z pracy, z którym ma romans. Ten azyl na kilka godzin daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa i ucieczki przed światem.  Jo rozpaczliwie broni się przed rutyną. „Mam matkę z Alzheimerem, syna-maturzystę, syna, który nie daje sobie rady z ojcostwem i męża, który jest całkowicie rozwalony” – mówi Joanna, jeśli dobrze zapamiętałem cytat z filmu.

Ktoś rozpoczyna emocjonalnie szantażować Jo – kobieta otrzymuje wiadomości tekstowe i głosowe, w których autor straszy ją ujawnieniem jej nawyków i zdrady. To do końca rujnuje i tak niską samoocenę bohaterki. Zmęczenie, rutyna, ciągłe napięcie emocjonalne muszą znaleźć swoje ujście. Jak poradzi sobie z tym Jo? Co musi zrobić bohaterka, żeby jej rodzina przeżyła katharsis?

Mimo wielu scen komicznych, film jest gorzką refleksją na temat życia i tego, co uznajemy za szczęście, a co do końca szczęściem nie jest. No bo dlaczego Joanna nie jest szczęśliwa u boku kochającego męża-dyrektora, pośród swoich uczniów, którzy wprawdzie woleliby jarać zioło i dobrze się bawić, ale jednak przychodzą na lekcje swojej anglistki i wykonują żmudne ćwiczenia gramatyczne? Czy szczęścia nie daje jej syn-maturzysta, który ma do życia i do niej samej co najmniej dwuznaczny stosunek? A może drugi syn, którego małe dziecko co noc nie pozwala spać całej rodzinie, a którego młoda przemęczona matka wyładowuje swoje rozczarowanie życiem na wszystkich, nie oszczędzając Joanny? Czy mamy prawo oczekiwać od życia czegoś więcej?

Film odebrałem niezwykle osobiście, dostrzegłem pewne rysy bohaterki u siebie, może z racji wykonywanego zawodu, może z powodu sytuacji życiowej, w której się znalazłem, ale film wydał mi się niezwykle bliski i przekazujący wiele prawd o życiu. Po reakcjach widzów dostrzegłem, że zdecydowanie nie byłem jedynym, który ten film bardzo przeżył, którym obraz wstrząsnął.  

„Moje wspaniałe życie” to kino, jakiego potrzebujemy, to prawdziwy obraz nas, Polaków, miotanych frustracjami, stale w biegu w poszukiwaniu szczęścia i czegoś dla siebie, czegoś, czym nie będziemy musieli się dzielić. Takiego kina potrzebujemy. Nie neguję decyzji o wybraniu „Żeby nie było śladów” jako polskiego kandydata do Oscara w kategorii Najlepszy film międzynarodowy, ale myślę, że film Grzegorzka sprawdziłby się w tej kategorii dużo lepiej jako obraz uniwersalny, bardzo współczesny, bardzo życiowy. A o reżyserze z całą pewnością jeszcze wielokrotnie usłyszymy. 

Istotnym punktem filmu jest także intrygująca muzyka autorstwa Piotra Emade Waglewskiego.

"Moje wspaniałe życie" to film życia Agaty Buzek. Rolą Joanny z pewnością przyćmiła uznawaną za jej dotychczasowe największe artystyczne osiągnięcie rolę Sabiny w "Rewersie". Pod względem aktorskim film jest nienaganny i pokazuje nieograniczone wprost możliwości polskiego kina. To z pewnością jeden z moich faworytów 2021 roku.

Moja ocena: 9,5/10

wtorek, 9 listopada 2021

 

MADONNA „The Immaculate Collection”, Sire, Warner Bros 1990


Dokładnie 9 listopada 1990 w sklepach muzycznych całego świata pojawiła się jedna z najważniejszych I najlepiej sprzedających się składanek największych przebojów danego artysty – album “The Immaculate Collection” królowej popu – Madonny. Artystka miała już za sobą ogromny artystyczny i komercyjny sukces  czterech płyt, w tym najnowszej  „Like a Prayer”, właśnie skończyła promocję albumu „I’m Breathless”, inspirowanego filmem „Dick Tracy” i zdecydowała się na publikację swojego pierwszego krążka Greatest Hits.

W erze bez Internetu i epoce dzikiego rynku muzycznego w Polsce dowiedziałem się o istnieniu płyty już po jej wydaniu i natychmiast nabyłem ją jako kasetę – wtedy to był dla mnie podstawowy nośnik muzyki. Byłem tym wydawnictwem zauroczony. Na jednej płycie znalazły się (prawie) wszystkie singlowe przeboje Artystki mojego życia. To była moja ścieżka dźwiękowa Gwiazdki ’90 i całego kolejnego roku licealnej egzystencji.

Madonna zdecydowała się na układ chronologiczny utworów na płycie, ale nie zamieściła pierwszych singli „Everybody”, czy „Burning up”, a otworzyła album swoim pierwszym ogromnym przebojem „Holiday”. Debiutancki album reprezentowały tu jeszcze :Lucky Star” i „Borderline”. Bestsellerowy i zmieniający Madonnę w ogromną gwiazdę album „Like a Virgin” promują tu jedynie nagranie tytułowe i „Material Girl”. Następnie Madonna sięga po dwa hity filmowe: piękną balladę „Crazy for You” z filmu „Vision Quest” i fantastyczny singiel „Into the Groove” z obrazu „Desperately Seeking Susan” (do dziś najlepiej sprzedawany singiel Madonny w Wielkiej Brytanii). Na składance są aż cztery nagrania z płyty „True Blue” – „Live to Tell”, „Papa Don’t Preach”, „Open Your Heart” i „La Isla Bonita” oraz trzy single z „Like a Prayer” – poza tytułowym także „Express Yourself” i „Cherish”. Erę „I’m Breathless” reprezentuje fantastyczny „Vogue”, a płytę kończą dwa nagrania premierowe.

Pierwszy z nowych utworów to kompozycja Madonny i Lenny’ego Kravitza – hipnotyzujące i zapowiadające zmianę stylistyki artystki nagranie „Justify My Love” z tyleż zmysłowym, co nieco perwersyjnym video clipem. To z pewnością bardzo jasny punkt wydawnictwa, gratka dla fanów i bardzo dobry ruch komercyjny, promujący płytę. Dużym błędem Madonny był brak nowych nagrań na jej kolejnych kompilacjach (z wyjątkiem płyty „Something to Remember”). Drugie nowe nagranie „Rescue Me” nie było już aż tak udane jak „Justify My Love”, choć było kolejnym ukłonem w stronę fanów, czekających na nowe produkcje Madonny.

Madonna zaskoczyła rezygnacją z wersji singlowych większości nagrań i zamieszczeniem utworów w nieco innych aranżacjach i remixach. Niektórym utworom wyszło to na dobre (bardzo podoba mi się wersja „Vogue” z „The Immaculate Collection”), w niektórych przypadkach nowym wersjom towarzyszyło jednak lekkie rozczarowanie (długo przekonywałem się do wydłużonej wersji „Like a Prayer”). Całość płyty robiła jednak ogromne wrażenie i niewielu artystów może pochwalić się taką przebojową składanką ze stosunkowo krótkiego (niespełna 10 lat) okresu twórczości. Pikanterii nadawał albumowi jego tytuł – The Immaculate Collection” – Niepokalana/Nieskazitelna Kolekcja, wyraźnie nawiązujący do biblijnego Niepokalanego Poczęcia (Immaculate Conception).

Przy wyborze utworów firma płytowa i Artystka z pewnością kierowali się popularnością utworów na listach przebojów, głównie na rynku brytyjskim i amerykańskim. A czy były spektakularne braki? Z całą pewnością. Chyba najbardziej zabrakło transatlantyckiego Numeru 1 „Who’s That Girl” – żadne nagranie z filmu nie znalazło się na płycie. Wielu fanów dostrzegło także nieobecność piosenki „True Blue”. Mnie zabrakło singla „Gambler”, który nie pojawił się na żadnym oficjalnym krążku Madonny, a składanka była świetną okazją, by przypomnieć i ponownie wylansować ten przebój.

Utyskiwania fanów były na tyle intensywne, że Madonna zdecydowała się na wydanie EP-ki z czterema brakującymi hitami, tzw. „The Holiday Collection EP”, na której obok tytułowego przeboju „Holiday” znalazły się jeszcze „True Blue”, „Who’s That Girl” i „Causing a Commotion”.

Madonna wydała jeszcze trzy albumy składankowe: bardzo intrygujący zestaw najpiękniejszych ballad „Something to Remember” (1995), „GHV2” (2001) oraz świetne, podsumowujące całą karierę artystki „Celebration” (2009). Nowego wydawnictwa kompilacyjnego nie mamy od 12 lat. W przyszłym roku przypada 40-lecie kariery Artystki, trwają prace nad przygotowaniem filmowej biografii piosenkarki. Czy może w przyszłym roku Madonna uraczy nas jakimś nowym wydawnictwem okolicznościowym?

Żadnej składance Madonny nie udało się już powtórzyć sukcesu „The Immaculate Collection” – to do dziś jedna z najlepszych płyt typu Greatest Hits w historii przemysłu muzycznego. To album petarda, którego chce się słuchać bez przerwy i ciągle do niego wracać, to zestaw pełen młodzieńczej, kobiecej siły i werwy, pełen niewiarygodnie dobrych muzycznych pomysłów, to składanka marzeń, której wydanie powinno być aspiracją każdego rozpoczynającego karierę artysty.

Moja ocena: 10/10!!!

niedziela, 7 listopada 2021

 

„SPENCER” (Spencer), Niemcy / Wielka Brytania / Chile 2021

Polska premiera: 5 listopada 2021



Wyznam, że księżna Diana zawsze była moją ulubienicą, a moja sympatia do Niej rosła wraz z zainteresowaniem językiem angielskim i kulturą brytyjską. Stała się dla mnie symbolem odejścia od angielskiego konserwatyzmu i skostniałych zasad rodziny królewskiej, a jej działalność na rzecz potrzebujących zawsze zasługiwała na podziw i szacunek. Pamiętam moment, kiedy włączyłem radio rankiem 31 sierpnia 1997 roku i usłyszałem wiadomość o Jej śmierci. Byłem wstrząśnięty.

Od lat śledzę doniesienia medialne o Dianie, zbieram literaturę dotyczącą Jej życia i – naturalnie – oglądam dokumenty i produkcje filmowe dotyczące tej barwnej i intrygującej postaci. Najnowszy film o księżnej Walii, „Spencer”, który właśnie pojawił się na ekranach polskich kin, był dla mnie – obok „Domu Gucci” – najważniejszą premierą filmową bieżącego sezonu i od debiutu filmu na festiwalu w Wenecji bardzo na możliwość obejrzenia tej produkcji czekałem. Czy było warto?

Chyba tak, choć oczekiwałem nieco innego obrazu. „Spencer” nie jest typową biografią, to raczej wycinek z życia Diany w święta Bożego Narodzenia 1991 roku, które księżna spędziła z rodziną w królewskiej posiadłości Sandringham House nieopodal jej domu rodzinnego. Te trzy dni stanowią moment przełomu – Diana podejmuje wewnętrzną decyzję o rozwodzie i opuszczeniu rodziny królewskiej, czego symbolicznym staje się wyjazd z rezydencji 26 grudnia.

„Spencer” przedstawia nam obraz Diany jako kobiety z krwi i kości, miotanej emocjami, zdradzanej, nieakceptowanej i będącej na skraju mentalnego załamania. Diana doświadcza ostracyzmu ze strony rodziny królewskiej, ma lepsze relacje z przedstawicielami służby, zwłaszcza garderobianą Maggie (Sally Hawkins), niż ze swoim mężem, czy teściową. Jest potwornie zmęczona wieloletnim tkwieniem w konserwatywnych konwenansach, jest śledzona przez wszechobecnych fotoreporterów, jest bezwolna, nie może nawet wybrać własnej garderoby na rodzinne święta. Dodatkowo zmaga się z zaburzeniami odżywiania i samookaleczeniami.

Diana jest u kresu emocjonalnej wytrzymałości, nie otrzymuje od nikogo żadnego wsparcia i pomocy. Jedyną nadzieją pozostają dla niej dzieci – książęta William i Harry. Królowa wydaje się być serdeczniejsza dla swoich psów niż dla wnucząt i synowej. Dodatkowo Diana musi poradzić sobie ze wspomnieniami z dzieciństwa i śmiercią ojca.

Reżyser filmu, Pablo Larrai, znany choćby z niesamowitej i przejmującej ekranizacji biografii Jackie Kennedy w obliczu zabójstwa prezydenta, nazwał swoją najnowszą produkcję „baśnią, która wydarzyła się naprawdę”. Twórca filmu wprowadza do obrazu baśniowe elementy, sceny oniryczne przeplatają się tu z rzeczywistymi, a księżną Dianę nawiedza duch Anny Boleyn, zabitej żony Henryka VIII. Ciekawym symbolem reżyser czyni naszyjnik z pereł Diany – to nie tylko atrybut zdrady, ale symboliczne rozerwanie naszyjnika oznacza także ostateczny rozrachunek z przeszłością, również dzieciństwem. Diana opuszcza Sandringham House jako inna kobieta – kobieta wolna, bardziej świadoma siebie, dawna Diana. Stąd w fast-foodzie podaje swoje panieńskie nazwisko.

Niewątpliwie najważniejszym elementem filmu staje się aktorka grająca główną rolę – Kristen Stewart. To z pewnością jedna z najważniejszych życiowych ról aktorki, która przeszła ogromny artystyczny rozwój od roli Belli, narzeczonej wampira, w ekranizacji „Zmierzchu”, by zacząć grać coraz częściej w niezależnych produkcjach i wreszcie otrzymać tę przełomową rolę w dramacie „Spencer”. Stewart na te 111 minut filmu staje się Dianą, tak samo, mówi, chodzi, gestykuluje. Fantastycznie przedstawia rozterki bohaterki, nieco irytować może jedynie nadmierna emfaza, z jaką mówi filmowa Diana. Opinie krytyków i bukmacherów są jednoznaczne – Kristen Stewart powalczy w tym roku o Oscara, a nominację dla najlepszej aktorki ma praktycznie zapewnioną.

Film jest o niebo lepszy od zapowiadanego jako wielki przebój dramatu „Diana” z 2013 roku z Naomi Watts w tytułowej roli. Pablo Larrain stworzył film koncepcyjnie pełny, ciekawy i niezwykle prawdziwy. Dzięki niemu możemy zbliżyć się do prawdy o Dianie – ofierze brytyjskiego konserwatyzmu i wieloletniej rojalistycznej tradycji.

Moja ocena: 8/10