sobota, 27 listopada 2021

 

„DOM GUCCI” (House of Gucci), USA 2021


Polska premiera: 26 listopada 2021

“I don’t consider myself a particularly ethical person, but I am fair”

To był najbardziej wyczekiwany przeze mnie film 2021 roku. Od momentu, kiedy zobaczyłem pierwszy zwiastun, z hitem „Heart of Glass” Blondie w tle, i drugi trailer – tym razem z „Sweet Dreams (Are Made of These)” duetu Eurythmics. I już – mam projekcję za sobą. Czy film spełnił moje oczekiwania?

„Dom Gucci” to intrygująca historia rodzinna, pełna przepychu i blichtru, intryg i zdrad, przestępstw i malwersacji, które prowadzą do morderstwa i upadku wielkiego imperium. To niezwykle ciekawy obraz świata mody i życia elit w latach 80-tych i 90-tych na tle międzynarodowych przebojów tej ery i pięknych włoskich przebojów (z ostatnio odkrytym przeze mnie na nowo przebojem Alice Visconti „Una Notte Speciale”).

Akcja filmu rozpoczyna się w Mediolanie w 1978 roku, kiedy Patrizia Regianni (Lady Gaga), sekretarka i księgowa w firmie przewozowej swojego ojca, na przyjęciu poznaje Maurizia Gucci (Adam Driver) – spadkobiercę rodu wielkich włoskich projektantów. Czy to „colpo di fulmine” – miłość od pierwszego wejrzenia, czy wrodzone wyrachowanie Patrizii i chęć poślubienia jednego z najbogatszych Włochów? Choć dzieli ich wszystko, reprezentują dwa różne światy, wbrew rodzinie Maurizia Patrizia i młody Gucci łączą się więzami małżeństwa.

Poznajemy przedstawicieli słynnej rodziny – Rodolfo – ojca Maurizia (dystyngowany i snobujący się na arystokratę Jeremy Irons), jego brata Aldo (bardzo dobry jako biznesman-hedonista Al Pacino), syna Aldo, Paolo (Jared Leto – i do tej roli mam pretensję: Leto to jeden z najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia, zawsze będę go cenił, choćby za „Requiem dla snu”, „Witaj w klubie”, czy „Ostatnie takie lato”, ale jego rola w „Domu Gucci wydaje się przerysowana, nieprawdziwa; trudno mi uwierzyć, że Paolo Gucci był aż takim ekscentrykiem i dziwakiem). Bardzo dobrze wypadają Jack Huston jako Domenico De Sole – prawnik rodziny oraz Salma Hayek jako wróżka Pina i „partner in crime” Patrizii.

„House of Gucci” to aktorski popis Lady Gagi – to jej film, jej klimat, jej opus magnum. Po „Narodzinach gwiazdy” wydawało mi się, że Gaga nie jest już w stanie stworzyć wybitniejszej kreacji, a rola piosenkarki w tym obrazie była dla niej po prostu stworzona. Okazuje się, że jako  Patrizia Regianni jest jeszcze lepsza – pełna emocji, kontrastów, walcząca o swoje prawo do wejścia do świata, do którego nie należy i do którego nie pasuje. Potrafi łączyć bezwzględność, okrucieństwo i wyrachowanie z niemocą i bólem odrzucenia i rozstania. Jest tak wiarygodna, że trudno jest orzec, czy cierpi z powodu utraconej miłości, czy odcięcia od majątku Guccich? A może z obu tych powodów? Adam Driver jest też bardzo dobry i przekonujący, kiedy po okresie fascynacji i zauroczenia zaczyna dostrzegać prawdziwą Patrizię.

Wiele kontrowersji jeszcze przed premierą wzbudził akcent bohaterów – aktorzy mówią po angielsku z włoskim akcentem. Niektórzy specjaliści uznali, że to całkowicie zbędny i nieudany zabieg, który nie uwiarygodnia w żaden sposób historii słynnej rodziny projektantów. Trudno mi się ustosunkować do tej kwestii – na pewno w wybranych scenach sposób ekspresji aktorów jest nieco wyolbrzymiony, ale nie jest to dla mnie istotny zarzut.

Ridley Scott stworzył dobry, solidny film. Widać, że twórca dobrze czuje się w konwencji kina ukazującego niedawne dekady. W najnowszej produkcji czuć nieco atmosferę znaną z jego poprzedniego hitu „Wszystkie pieniądze świata” .To dobry rok dla reżysera, bo z kin niedawno zniknęła jego inna tegoroczna premiera – „Ostatni pojedynek”. W „Domu Gucci” udaje się mu obudzić ducha lat 80-tych i 90-tych i wskrzesić jedno z najważniejszych modowych imperiów, kiedy znajdowało się jeszcze w rodzinie założycieli i w fazie rozkwitu. Przykra i symboliczna jest scena przejęcia firmy przez arabskich inwestorów i młodego, jeszcze nikomu nieznanego wówczas amerykańskiego projektanta, Toma Forda.

„Dom Gucci” nie będzie moim filmem roku. Może wiązałem z produkcją zbyt wiele oczekiwań, może czegoś zabrakło. Film jest bardzo dobry, w większości świetnie zagrany (Lady Gaga – I love you again) i mogę go wszystkim zdecydowanie polecić, ale nie jest to kino wybitne i przełomowe, które stanowi punkt zwrotny w historii kinematografii i pozostaje w nas na zawsze.

Moja ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Jak zawsze świetna recenzja. Piszesz w taki sposób, że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać pójścia do kina na ten film. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń