sobota, 29 kwietnia 2023

 

Antoni Libera „MADAME”, Wydawnictwo Znak 2006


„Wskazanie jest proste: uczyć się języków obcych, w ogóle – sztuki słowa! Jeśli będziecie mówić – płynnie, inteligentnie – wasz szary, ubogi świat stanie się barwny… barwniejszy. Bo wszystko pochodzi z języka. Bo wszystko od niego zależy. Bo, jak powiada Pismo, na początku jest słowo.”

Wybitna powieść Antoniego Libery ukazała się już wiele lat temu, w 1998 roku. Choć było o niej wówczas bardzo głośno i zakupiłem egzemplarz, po powieść sięgnąłem dopiero w tym roku i jestem tym tekstem zachwycony.

Akcja „Madame” rozgrywa się w komunistycznej Polsce, na przełomie lat 50-ych i 60-ych. Głównym bohaterem jest uczeń jednego z warszawskich liceów, chłopak nietuzinkowy, błyskotliwy, uzdolniony w wielu dziedzinach, niestereotypowo myślący. Życie chłopca zmienia się całkowicie, kiedy w szkole pojawia się nowa nauczycielka języka francuskiego, która dodatkowo zostaje dyrektorem, by przekształcić placówkę w eksperymentalne liceum z wykładowym językiem francuskim.

Atrakcyjna, inteligentna i naznaczona przez wpływy kultury Zachodu kobieta staje się obiektem westchnień i niespełnionych miłości wielu licealistów, a ofiarą jej charyzmy i osobowości staje się także nasz główny bohater. Nastolatek ma w ręku istotny atut: od wczesnego dzieciństwa był posyłany przez rodziców na korepetycje z francuskiego, dzięki czemu posługuje się językiem najlepiej w szkole i jako jedyny jest w pełni w stanie sprostać wysokim wymaganiom nowoczesnej Madame.

Między zakochanym uczniem i nauczycielką rozpoczyna się swoista i wyrafinowana gra pozorów, gestów, półsłówek. Chłopak bezgranicznie oddaje się językowi francuskiemu, by zwrócić na siebie uwagę pięknej Wiktorii – Madame: pisze i czyta literaturę w tym języku, uczestniczy w projektach, zamkniętych pokazach kina francuskiego (ogląda choćby przedpremierową projekcję filmu „Kobieta i mężczyzna” Leloucha)  i gościnnie występującego w Warszawie Comedie Francaise z inscenizacją „Fedry” Racine’a . Prowadzi też szeroko zakrojone śledztwo, by zdobyć jak najwięcej informacji o fascynującej go nauczycielce: dociera do jej znajomych, podstępem uzyskuje cenne dane na Wydziale Romanistyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz w Instytucie Francuskim. Fascynacja z wolna przeradza się w obsesję…

„Madame” to erudycyjna, pełna literackich i kulturowych nawiązań, kontekstów i aluzji powieść, której czytania nie chce się ani na chwilę porzucić. Książka urzeka pięknym, estetycznym językiem, jakiego na próżno szukać w wielu współczesnych polskich tekstach literackich. Libera potrafi łączyć powagę sytuacji  z humorem, głowni bohaterowie – uczeń i nauczycielka – to postaci niezwykłe, świeże w naszej literaturze, nieprzewidywalne i budzące wielką ciekawość.

Dla mnie jako nauczyciela języka obcego ogromną wartością powieści Libery jest ukazanie siły języka nie tylko przez estetykę języka literackiego i obecną w książce mnogość słownych zabiegów literackich i gier słownych. ”Madame” w piękny i wyjątkowy sposób pokazuje uwielbienie dla języka obcego i kultury, pokazuje, jaki wpływ na tożsamość młodego bohatera ma bezgraniczne oddanie się językowi i romańskiej kulturze. To nie tylko miłość do tajemniczej Madame zmienia nastolatka, wywołana zauroczeniem atrakcyjną nauczycielką fascynacja francuskim i Francją kształtuje młodego człowieka, wpływa na jego zainteresowania i wybory, zmienia go nieodwracalnie.

Pozostaje mi jedynie zachęcić wszystkich, którzy jeszcze nie czytali powieści, do lektury książki Libery, zaś tych, którzy znają już tekst, nakłonić do ponownego sięgnięcia po tę wyjątkową pozycję. Mogę jeszcze tylko wyrazić swoje ubolewanie, że postanowiłem przeczytać tę ważną powieść tak późno, dopiero teraz.

Moja ocena: 10/10

 

„SKOŁOWANI”, Polska 2023


Premiera kinowa: 10 kwietnia 2023

Nie jestem wielkim fanem komedii romantycznych. Dobre filmy z tego gatunku zdarzają się niezmiernie rzadko. Niestety, „Skołowani” – najnowszy polski produkt – także nie należy do najlepszych. To remake francuskiej komedii „Kręcisz mnie” z 2018 roku, ale pierwowzoru nie widziałem.

44-letni Max Wandor (Michał Czernecki) to biznesman, właściciel dobrze prosperującej firmy produkującej obuwie sportowe. To także niepoprawny flirciarz, kobieciarz, a do tego kłamca. Kiedy po śmierci matki trafia do jej mieszkania, przez przypadek poznaje sąsiadkę, uroczą Anię (Marianna Zydek). Poznając ją, dziwnym zbiegiem okoliczności siedzi na wózku inwalidzkim, co powoduje, że zostaje uznany za osobę niepełnosprawną. Max uważa, że może mu to pomóc uwieść piękną kobietę i wchodzi w rolę człowieka na wózku.

Podczas spotkania rodzinnego poznaje siostrę Ani, Julię (Agnieszka Grochowska). Jakież jest jego zdziwienie, kiedy okazuje się że olśniewająca urodą i intelektem Julia, utalentowana skrzypaczka i osoba niezwykle aktywna, jest osobą niepełnosprawną. Max z miejsca zakochuje się w Julii i musi dalej grać swoją rolę. Do czego zdolny będzie zakochany mężczyzna, żeby utrzymać przy sobie piękną kobietę? A jak wybranka jego serca zareaguje na brutalną prawdę?

Sam koncept filmu jest dobry i ciekawy, dużo gorzej z pełną realizacją. Ważny temat obecności osób niepełnosprawnych wśród nas zostaje spłaszczony, przy niektórych scenach i dialogach można poczuć dość głębokie zażenowanie, są chwile dowcipne i udane, ale to tylko momenty w filmie.

A pozytywy? Chyba największym jest przywrócenie światu przepięknej ballady „Sen na pogodne dni” Beaty Bartelik z 1987 roku. To wielki, ale zapomniany przebój lat 80-tych, jeden z przewodnich motywów muzycznych „Skołowanych”. I choć w restauracyjnej scenie w filmie zamiast Beaty Bartelik piosenkę wykonuje Anna Karwan, to świetnie, że twórcy filmu sięgnęli po to nostalgiczne nagranie.

Na uwagę zasługują także dwie role żeńskie. Pierwsza z nich to rola główna Agnieszki Grochowskiej. Można się jedynie domyślać, że rola zagrana w całości na wózku inwalidzkim musiała być dla aktorki sporym wyzwaniem, głównie fizycznym. Grochowska jest w filmie oszałamiająco piękna, kobieca i naturalna, nawet kiedy wypowiada „cringowe” kwestie. Druga zasługująca na wyróżnienie kreacja to rola drugoplanowa – w rolę zabawnej, choć lekko irytującej asystentki Maxa błyskotliwie wciela się jak zwykle niezawodna Gabriela Muskała.

Podsumowując, był materiał na przyzwoity film, a wyszło jak zwykle – przeciętnie. Jestem bardzo ciekaw francuskiego oryginału, ale śmiem podejrzewać, że był lepszy od naszej produkcji. A czy film warto obejrzeć? Chyba tak, zwłaszcza gdy nie ma się nic ważnego do zrobienia w długi majowy weekend. Pozdrawiam i życzę udanej Majówki.

Moja ocena: 6/10

sobota, 22 kwietnia 2023

 

OBYWATELE REPUBLIKI – RECENZJA KONCERTU


W ubiegłą niedzielę miałem okazję uczestniczyć w wyjątkowym muzycznym wydarzeniu – koncercie piosenek Republiki i Grzegorza Ciechowskiego. Obywatele Republiki to projekt byłych muzyków zespołu, przede wszystkim Leszka Biolika i Zbigniewa Krzywańskiego, którzy zaprosili na scenę wielu świetnych wokalistów: Renatę Przemyk, Julię Pietruchę, Piotra Roguckiego, Kubę Badacha, Michała Wiraszkę z zespołu Muchy, Jacka Bończyka i Sławka Uniatowskiego.

Piosenki legendarnej Republiki znakomicie zabrzmiały w nieco zmienionych aranżacjach i z nowym wokalem. Program koncertu był utworzony w taki sposób, że artyści wymieniali się na scenie, śpiewając za każdym razem jedną piosenkę. Wyjątek stanowiło pojawienie się Jacka Bończyka ze Zbigniewem Krzywańskim i Jakubem Nowakiem, którzy wykonali wspólnie trzy utwory – był to jeden z najbardziej wzruszających fragmentów całego koncertu.

Artyści wykonywali wielkie przeboje, takie jak „Tak… tak…”, „Ciało”, czy „Obcy astonom”, ale pojawiły się także nagrania mniej znane,  nie promowane jako single. Nie brakowało utworów energetycznych, w mocnych gitarowych aranżacjach, obok których znalazły się pozycje balladowe, bardziej kameralne, bo takie były właśnie piosenki (i teksty) Ciechowskiego – obok prawdziwych wulkanów mocy, można było usłyszeć utwory subtelne, delikatne, spokojne.

Bardzo trudno byłoby wyłonić wśród artystów tych, którym interpretacja nagrań udała się najlepiej. Powiedziałbym raczej, że każdy z wokalistów miał swój popisowy numer i żaden nie zawiódł. Na początku miałem wrażenie, że w repertuarze Republiki nie najlepiej czuje się Julia Pietrucha, ale jej elektryzująca i zmysłowa wersja „Telefonów” okazała się jednym z jaśniejszych punktów koncertu.  Można było także podejrzewać, że nie jest to muzyka Kuby Badacha, ale jedynie do momentu, kiedy brawurowo i fenomenalnie wykonał „Nieustanne tango”. Fantastycznie wypadła Renata Przemyk, a kiedy podczas „Nie pytaj o Polskę” zaprosiła na scenę wszystkich artystów, zrobiło się bardzo podniośle i jeszcze bardziej wyjątkowo.

Muzycznie koncert był naprawdę znakomity, artyści grali i wykonywali nagrania doskonale, a na szczególne wyróżnienie zasługuje bardzo oryginalny chórek z Leną Romul na czele.

Republika była dla mnie zawsze bardzo ważnym zespołem i kiedy jako dziesięciolatek po raz pierwszy ułożyłem notowanie mojej listy przebojów (a było to 20 czerwca 1984 roku), na szczycie pojawiła się właśnie Republika z „Obcym astronomem”. Nic dziwnego, że koncert był dla mnie bardzo emocjonalnym przeżyciem, nostalgiczną podróżą do przeszłości z piosenkami, które bardzo wiele dla mnie muzycznie i tekstowo znaczyły i nadal znaczą. Nigdy nie było mi dane zobaczyć Republiki na żywo, a dzięki projektowi otrzymałem namiastkę takiego koncertu wraz z całą dozą wzruszeń i emocji.

To prawda, że bez obecności Grzegorza Ciechowskiego to nie było to samo, ale to wspaniałe i niesamowite, że ponad 40 lat po powstaniu Republiki i ponad 20 lat po śmierci Grzegorza te utwory grane na żywo mogą nadal cieszyć starszych słuchaczy, a tym młodszym przypominać o unikalnym muzycznym fenomenie, jakim z całą pewnością był zespół Republika.

Trasa trwa, Obywatele Republiki grają dalej. Szkoda tylko, że w tle toczy się medialna walka o prawa do wykonywania nagrań Grzegorza Ciechowskiego…

 

„IMPERIUM ŚWIATŁA” (Empire of Light), Wielka Brytania / USA 2022

Premiera kinowa: 3 marca 2023


Moje ukochane lata 80-te, moja ukochana Anglia i magia kina w kinie – już te trzy elementy czynią „Imperium światła” filmem szczególnym. Jeśli do tego dołożymy wyjątkową obsadę, piękne zdjęcia, fantastyczną muzykę i niepowtarzalny klimat, otrzymujemy kino doskonałe.

Większość akcji filmu rozgrywa się w kinie, które dla jego pracowników jest nie tylko miejscem zatrudnienia, pięknie usytuowanym nad morzem,  ale świątynią kultury, Poznajemy pracowników kina: nieco zagubioną i wycofaną Hilary (kolejna wybitna rola Olivii Colman), kierownika kina – Pana Ellisa (Colin Firth, który nie jest tu do końca kryształową postacią), operatora Normana (przesympatyczny Toby Jones), zabawną parę bileterów – Janine (Hannah Onslow) oraz Neila (Tom Brooke). Ludzie ci są dla siebie jak rodzina, a dodatkowo traktują kino jako miejsce szczególnej rangi i kultury wysokiej.

Dużo zamieszania w kinie „Empire” wprowadza pojawienie się nowego pracownika – przystojnego, ciemnoskórego Stephena (znakomita rola drugoplanowa Michaela Warda). Mimo różnicy wieku, rasy i życiowego doświadczenia, między Hilary i Stephenem, dwójką samotnych outsiderów, rodzi się gorąca namiętność. Czy to uczucie ma szansę przetrwać w nękanej atakami rasistowskimi Wielkiej Brytanii?

Kameralne, prowincjonalne kino otrzymuje od losu ogromną szansę. To tu ma się odbyć premiera uznawanego za arcydzieło filmu „Rydwany ognia” Hugh Hudsona. Wydarzenie to ma przyciągnąć do kina całą londyńską śmietankę towarzyską, ludzi ze świata kultury i polityki, wyższe sfery. Czy małe nadmorskie kino zdoła podołać temu wyzwaniu?

Film urzekł mnie niezwykłymi emocjami, niesamowitymi kreacjami aktorskimi, pięknymi zdjęciami i nietuzinkowym obrazem miłości – nietypowej, wbrew konwenansom i znakom czasu, miłości subtelnej, nienachalnej, pięknej, choć zdecydowanej i prawdziwej. Wspaniały jest także motyw kina w kinie, który znamy z wielu filmowym obrazów, z „Cinema Paradiso” na czele. Film, który mógłby być jedynie ckliwym melodramatem, dzięki reżyserowi i aktorom oraz świetnemu scenariuszowi staje się małym, wysmakowanym, artystycznym arcydziełem.

„Imperium światła” to obok „1917” najlepszy film Sama Mendesa od czasu wyśmienitego „American Beauty”. Zaskakuje mnie stosunkowo niewielka popularność filmu na świecie oraz że film przepadł w sezonie filmowych nagród, mimo kilku nominacji do prestiżowych nagród. Zarówno Colman, jak i Ward, zasłużyli na oscarowe nominacje aktorskie, Mendes powinien był otrzymać nominację za reżyserię, i to ogromna szkoda, że film nie znalazł się w dziesiątce nominowanych najlepszych filmów ubiegłego roku.

Bardzo gorąco polecam ten film prawdziwym wielbicielom kina, którzy będą się nim delektować, odkrywać aluzje i zapożyczenia z innych obrazów filmowych, doceniać niezwykłą grę aktorską, przeżywać emocje i  cieszyć się tym filmem. Dawno nie widziałem czegoś równie magnetyzującego.

Moja ocena: 10/10

wtorek, 11 kwietnia 2023

 

TOP 60 LISA STANSFIELD

Dzisiejszą jubilatką jest piękna brytyjska wokalistka – Lisa Stanfield. Chwilami ekscentryczna, zawsze zmysłowa i niezawodna. Równie dobra w pięknych balladach, jak kawałkach tanecznych, swingowych, czy soulowych. Pięknie śpiewa i ma niesamowite poczucie rytmu. Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem teledysk „All around the world”. Na początku byłem nieco sceptycznie nastawiony, ale potem pokochałem to nagranie i Lisę Stansfield. Dlatego pozwalam sobie przedstawić mój subiektywny TOP 60 ulubionych piosenek artystki i zachęcić do posłuchania piosenek Lisy. Enjoy!

60. The longer we make love (& BARRY WHITE)
59. Marvellous and mine
58. Treat me like a woman
57. Can’t dance
56. Be mine
55. Soul deep
54. Too much love makin’
53. Never end
52. So be it
51. Sincerity
50. When are you coming back
49. You know how to love me
48. Everything will get better
47. Dream away (& BABYFACE)
46. Too hot (& KOOL AND THE GANG)
45. I’m leavin’
44. Don’t cry for me
43. The line
42. There goes my heart
41. You can’t deny it
40. There goes my heart
39. A little love
38. Let’s just call it love
37. Tenderly
36. It’s good to be real
35. He touches me
34. Goodbye
33. Baby I need your lovin’
32. My telephone (& COLDCUT)
31. 8-3-1
30. Poison
29. Real love
28. Affection
27. Never set me free
26. I will be waiting
25. Never gonna fall
24. If I hadn’t got you
23. Set your loving free
22. Make it right
21. I give you everything
20. The love in me
19. A little bit of heaven
18. Mighty love
17. Carry on
16. Easier
15. Billionaire
14. What did I do to you
13. Someday (I’m coming back)
11. People hold on (& COLDCUT)
10. The real thing
9. Never never gonna give you up
8. Time to make you mine
7. This is the right time
6. All woman
5. So natural
4. Change
3. These are the days of our lives (& QUEEN & GEORGE MICHAEL)
2. In all the right places
1. All around the world



poniedziałek, 10 kwietnia 2023

 

„HOLY SPIDER” (Holy Spider), Dania, Niemcy, Szwecja, Francja, Jordania, Włochy 2022


Premiera kinowa: 3 marca 2023

W ubiegłym tygodniu udało mi się zobaczyć dwie wybitne premiery kinowe. Jedną z nich jest irański thriller „Holy Spider” w reżyserii Aliego Abbasiego – oparta na faktach opowieść o seryjnym mordercy prostytutek w świętym mieście Meszhed. Poprzez ujęcie tematu, atmosferę, budowanie napięcia, muzykę film czerpie z najlepszych amerykańskich klasyków gatunku. Miejsce akcji i ukazanie pozycji kobiety w patriarchalnym i fanatycznym społeczeństwie arabskim czyni film wyjątkowym.

Akcja obrazu „Holy Spider” toczy się dwutorowo, a obraz posiada dwoje głównych bohaterów. Protagonistką jest Rahimi (świetna, nagrodzona Złotą Palmą rola Zar Amir-Ebrahimi) – młoda  zdolna dziennikarka z Teheranu, która przyjeżdża jako reporterka do Meszhedu w celu rozwiązania zagadki notorycznego mordercy. Jest odważna, zdecydowana i bezkompromisowa, znakomicie radzi sobie w zdominowanej przez konserwatywnych mężczyzn lokalnej społeczności. Antagonistą jest natomiast Saeed (wybitną kreację stworzył Mehdi Bajestani) – „prawy” obywatel, robotnik, ojciec rodziny, który w imię ideałów społeczno-religijnych z zimną krwią „oczyszcza” miasto ze złego elementu i systematycznie zabija kobiety.

Reżyserowi udało się stworzyć w filmie niesamowity nastrój grozy. Duża  w tym zasługa poruszającej i niepokojącej muzyki autorstwa Martina Dirkova. Film jest chwilami niezwykle brutalny, pokazuje pełne przemocy sceny morderstw pracownic seksualnych. Największą wartością filmu jest jednak obraz współczesnego społeczeństwa irańskiego – na początku XXI wieku. Wszystkie morderstwa zostają popełnione za cichym przyzwoleniem, by nie rzecz z aprobatą, zarówno władz państwowych, jak i religijnych. Kat staje się bohaterem w oczach wielu mężczyzn i kobiet, porażające są sceny, kiedy nastoletni syn mordercy mówi o podziwie dla ojca i woli kontynuowania jego dzieła. Nikt nie zastanawia się, co zmusiło zamordowane kobiety, by wyszły zarabiać na ulicach świętego miasta. Nikt nie wini mężczyzn, którzy korzystają z ich usług.

To dobrze, że ten film powstał. „Holy Spider” otwiera nam oczy na kwestię traktowania kobiet w kulturze islamu, pokazuje przedmiotowe podejście wobec kobiet, bez względu na to, czy są żonami, matkami, uznanymi dziennikarkami, czy prostytutkami. Jako niezamężna kobieta Rahimi od pierwszych chwil jest traktowana w Meszhedzie z podejrzliwością i dezaprobatą. Prawie nikt nie traktuje jej poważnie. Z akredytacją dziennikarską w dłoni walczy o siebie i prawa kobiet.

Nie jestem wielbicielem kina arabskiego, klimaty i tematy związane z tym kręgiem kulturowym są mi obce i nie budzą mojego zainteresowania. Nie przemówiło do mnie nawet głośne „Rozstanie”. „Holy Spider” to jednak film wyjątkowy, niezwykły, wybitny, stawiający wiele ważnych pytań i dlatego bardzo gorąco go polecam.

Moja ocena: 10/10