sobota, 22 kwietnia 2023

 

„IMPERIUM ŚWIATŁA” (Empire of Light), Wielka Brytania / USA 2022

Premiera kinowa: 3 marca 2023


Moje ukochane lata 80-te, moja ukochana Anglia i magia kina w kinie – już te trzy elementy czynią „Imperium światła” filmem szczególnym. Jeśli do tego dołożymy wyjątkową obsadę, piękne zdjęcia, fantastyczną muzykę i niepowtarzalny klimat, otrzymujemy kino doskonałe.

Większość akcji filmu rozgrywa się w kinie, które dla jego pracowników jest nie tylko miejscem zatrudnienia, pięknie usytuowanym nad morzem,  ale świątynią kultury, Poznajemy pracowników kina: nieco zagubioną i wycofaną Hilary (kolejna wybitna rola Olivii Colman), kierownika kina – Pana Ellisa (Colin Firth, który nie jest tu do końca kryształową postacią), operatora Normana (przesympatyczny Toby Jones), zabawną parę bileterów – Janine (Hannah Onslow) oraz Neila (Tom Brooke). Ludzie ci są dla siebie jak rodzina, a dodatkowo traktują kino jako miejsce szczególnej rangi i kultury wysokiej.

Dużo zamieszania w kinie „Empire” wprowadza pojawienie się nowego pracownika – przystojnego, ciemnoskórego Stephena (znakomita rola drugoplanowa Michaela Warda). Mimo różnicy wieku, rasy i życiowego doświadczenia, między Hilary i Stephenem, dwójką samotnych outsiderów, rodzi się gorąca namiętność. Czy to uczucie ma szansę przetrwać w nękanej atakami rasistowskimi Wielkiej Brytanii?

Kameralne, prowincjonalne kino otrzymuje od losu ogromną szansę. To tu ma się odbyć premiera uznawanego za arcydzieło filmu „Rydwany ognia” Hugh Hudsona. Wydarzenie to ma przyciągnąć do kina całą londyńską śmietankę towarzyską, ludzi ze świata kultury i polityki, wyższe sfery. Czy małe nadmorskie kino zdoła podołać temu wyzwaniu?

Film urzekł mnie niezwykłymi emocjami, niesamowitymi kreacjami aktorskimi, pięknymi zdjęciami i nietuzinkowym obrazem miłości – nietypowej, wbrew konwenansom i znakom czasu, miłości subtelnej, nienachalnej, pięknej, choć zdecydowanej i prawdziwej. Wspaniały jest także motyw kina w kinie, który znamy z wielu filmowym obrazów, z „Cinema Paradiso” na czele. Film, który mógłby być jedynie ckliwym melodramatem, dzięki reżyserowi i aktorom oraz świetnemu scenariuszowi staje się małym, wysmakowanym, artystycznym arcydziełem.

„Imperium światła” to obok „1917” najlepszy film Sama Mendesa od czasu wyśmienitego „American Beauty”. Zaskakuje mnie stosunkowo niewielka popularność filmu na świecie oraz że film przepadł w sezonie filmowych nagród, mimo kilku nominacji do prestiżowych nagród. Zarówno Colman, jak i Ward, zasłużyli na oscarowe nominacje aktorskie, Mendes powinien był otrzymać nominację za reżyserię, i to ogromna szkoda, że film nie znalazł się w dziesiątce nominowanych najlepszych filmów ubiegłego roku.

Bardzo gorąco polecam ten film prawdziwym wielbicielom kina, którzy będą się nim delektować, odkrywać aluzje i zapożyczenia z innych obrazów filmowych, doceniać niezwykłą grę aktorską, przeżywać emocje i  cieszyć się tym filmem. Dawno nie widziałem czegoś równie magnetyzującego.

Moja ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz