sobota, 30 września 2023

 

DZIŚ 400. POST NA POPKULTURALNYM MANIAKU – O MOIM ULUBIONYM ZAGRANICZNYM PISARZU


Dziś kolejny mały jubileusz mojego bloga – post numer 400. Wprowadziłem tradycję, że każdy co pięćdziesiąty wpis jest szczególny i mówi o jakimś najistotniejszym aspekcie mojej popkulturowej fascynacji. Było już o książce mojego dzieciństwa, książce życia, ulubionym reżyserze, polskim i zagranicznym filmie wszech czasów, ulubionej polskiej wokalistce, a dziś wpis o – moim zdaniem – najlepszym pisarzu zagranicznym.

Od czasów studiów filologicznych fascynuję się literaturą brytyjską, jej rozwojem, niezwykłymi osiągnięciami, niepowtarzalnością. Jest coś w brytyjskiej powieści, co bardzo do mnie przemawia, a nie znalazłem tego w wyśmienitej przecież literaturze amerykańskiej. Na studiach bez wahania zapisałem się na seminarium z powieści angielskiej i z tej dyscypliny pisałem swoją pracę magisterską. Nic zatem dziwnego, że właśnie z tego kręgu kulturowego wybrałem swojego ulubionego pisarza. Kandydatów było dwóch: noblista Kazuo Ishiguro, którego wielbię i kocham czytać od momentu lektury „Okruchów dnia” oraz Ian McEwan. And THE WINNER is … the latter one: Ian McEwan.

McEwan to obecnie 75-letni pisarz angielski, zdobywca wielu nagród, w tym najbardziej przeze mnie cenionej Nagrody Bookera. Z twórczością pisarza po raz pierwszy zetknąłem się dopiero w 2002 roku. Podczas pobytu w Londynie moje zainteresowanie przyciągnęła książka z intrygującym zdjęciem dziecka na okładce. Powieść była eksponowana na wystawach większości sklepów, reklamy pojawiały się na billboardach, pisano o niej jako o literackim wydarzeniu i była jednym z najgorętszych tytułów i najpoważniejszym kandydatem do Booker Prize tego roku (książka ostatecznie przegrała z „Prawdziwą historią gangu Kelly’ego” Australijczyka Petera Careya). Była to „Atonement”, czyli „Pokuta” – jedna z najważniejszych i najpiękniejszych powieści XXI wieku. Książka urzekła mnie językiem, swoją epickością, dbałością o szczegóły i tym, że każde, najdrobniejsze wydarzenie, ma swoje konsekwencje w późniejszej postawie bohaterów. Bardzo podobał mi się monumentalny film oparty na powieści, ale nie zbliżył się nawet do jakości literackiego pierwowzoru.

I tak zacząłem odkrywać prozę McEwana – sięgnąłem po jego wcześniejsze teksty, z których chciałbym wyróżnić „Amsterdam” i „Dziecko w czasie”, a potem z niecierpliwością czekałem na nowe pozycje w twórczym dorobku autora. Pokochałem niepokojącą „Sobotę”, subtelną „Na plaży w Chesil”, nowatorskie „Maszyny jak my”, poruszające „W imię dziecka”, trzymającą w napięciu jak powieść szpiegowska „Słodką przynętę”. Uwielbiam czytać taką prozę.

Często nawet bardzo dobrzy pisarze powtarzają się w swojej twórczości, powielają utrwalone schematy, posługują się podobnymi zabiegami literackimi. Nie ma tego u McEwana – każda powieść pisarza jest inna, świeża, zaskakująca i inaczej zbudowana, co nie oznacza, że bezkrytycznie akceptuję jego wszystkie dokonania. Autor nie przekonał mnie do końca swoją wczesną twórczością, nie przepadam też za powieścią „W skorupce orzecha”, McEwan nie ujął mnie „Czarnymi psami”, ale pozostałe pozycje po prostu uwielbiam. Autor zachwyca mnie swoim językiem, przemyślanym, bogatym, ale nie pełnym niepotrzebnych ozdobników. Jest bardzo sugestywny i cenię go za tę umiejętność.

Ian McEwan cichutko i nieśmiało pojawia się na listach potencjalnych kandydatów do Nagrody Nobla. Bukmacherzy i eksperci dają mu na razie niewielkie szanse, brytyjskim faworytem wydaje się być obecnie Salman Rushdie, a poza tym literacki powędrował do Brytyjczyka stosunkowo niedawno – w 2017 nagrodę otrzymał Kazuo Ishiguro. Było to wtedy całkowicie nieoczekiwane i głęboko wierzę, że któregoś roku przeczytam wiadomość, że laureatem literackiego Nobla został właśnie Ian McEwan – mój ulubiony pisarz.

Pozostaje mi jedynie zachęcić wszystkich do twórczości McEwana, jeśli jeszcze jej nie znacie. Koniecznie zacznijcie od „Pokuty”, a już nigdy nie uwolnicie się od literackiego świata tego wybitnego angielskiego pisarza.


Źródło grafiki: https://literariness.org/2022/07/24/analysis-of-ian-mcewans-first-love-last-rites/

 

„TEŚCIOWIE 2”, Polska 2023

Polska premiera: 15 września 2023

Czy pamiętacie film „Teściowie” z 2021 roku, w którym w eleganckim hotelu ma odbyć się wesele Łukasza (Ignacy Martusewicz) i Weroniki (Katarzyna Chojnacka)? Do ślubu ostatecznie nie dochodzi, ale film pozwala nam poznać rodzinę niedoszłych państwa młodych. Łukasz pochodzi z zamożnej i wykształconej rodziny z wielkiego miasta. Jego dystyngowana mama Małgorzata (Maja Ostaszewska) to wybitny lekarz-okulista i pracownik naukowy, zaś ojciec Andrzej (Marcin Dorociński) prowadzi przynoszący krocie biznes rodzinny. Zupełnie inny społeczny background ma Weronika: pochodzi z prowincji z niezamożnej rodziny, jej ojciec Tadeusz (Adam Woronowicz) cieszy się z etatu w lokalnej mleczarni, a mama Wanda (Izabela Kuna) jest gospodynią domową. Zetknięcie tych dwóch światów prowadzi do nieoczekiwanych zwrotów akcji i przezabawnych perypetii.

Mija kilka lat i Łukasz postanawia jednak poślubić Weronikę – ślub ma odbyć się na plaży (ku rozpaczy rodziców panny młodej - nie w kościele), a rodzina i goście zostają zakwaterowani w eleganckim nadbałtyckim spa. Co ciekawe Małgorzata nie przybywa na uroczystość z Andrzejem, który porzucił ją spektakularnie dla innej, lecz z młodszym partnerem – Janem (Eryk Kulm Jr). Okazuje się to być grą pozorów, gdyż mężczyzna jest jej doktorantem, zaproszonym na ślub jedynie do towarzystwa. Wandzia i Tadeusz też nie przybywają sami – zabierają ze sobą uroczego yorczka – Mirelkę, który biega po hotelu w ślicznym różowym kubraczku. Czy tym razem dojdzie ostatecznie do szczęśliwych zaślubin?

„Teściowie 2” to naprawdę zabawna, skrząca się komicznymi i groteskowymi dialogami komedia. To także popis aktorstwa na najwyższym poziomie. Świetna jest Izabela Kuna – jej odkrywająca swoją kobiecość i seksualność Wanda to kobieta z krwi i kości. Kroku dotrzymuje jej Maja Ostaszewska, która pod maską wyrafinowania i pewności siebie skrywa samotność i zagubienie. Królem filmu jest bez wątpienia Adam Woronowicz – doskonały w roli małomiasteczkowego, nieobytego towarzysko i nieco zagubionego ojca panny młodej. Pewnym mankamentem jest brak w obsadzie Marcina Dorocińskiego i choć Eryk Kulm robi wszystko, żeby go godnie zastąpić, odstaje nieco od doświadczonych kolegów. To z całą pewnością wybitny aktor, jego rolę w filmie „Filip” uważam za jedną z najważniejszych (jeśli nie najważniejszą) pierwszoplanową kreację męską tego roku, jednak w „Teściach 2” nieco rozczarowuje. Pierwszorzędna jest natomiast Ewa Dałkowska jako babcia Łukasza.

Film w doskonały sposób ukazuje nasze przywary – złośliwość, tendencję do plotek i oceniania innych, brak tolerancji, przywiązanie do patriarchatu i ksenofobię – i naprawdę bawi. Bardzo wysoko oceniam ponownie popularne ostatnio komedie, w których seria wydarzeń prowadzi do szokującej kulminacji na końcu filmu. Renesans  zapoczątkowały niesamowite argentyńskie „Dzikie historie”, a w Polsce gatunek wykorzystał choćby film „Atak paniki”, a potem „Teściowe”. Część pierwsza cyklu o pechowym weselu Łukasza i Weroniki wydaje mi się jednak lepsza, ciekawsza scenariuszowo. Obawiam się, że w „Teściach 2” przekroczony został lekko poziom szyderstwa, czy wręcz „szydery”.

Film płocczanki Kamili Alabrudzińskiej jest dobry, rozrywkowy, można go zdecydowanie obejrzeć, ale od sugerowanej na końcu trzeciej części oczekiwałbym nieco więcej finezji.

Moja ocena: 7/10  

wtorek, 26 września 2023

 

„STRZĘPY”, Polska 2022


Premiera kinowa: 22 września 2023

Właśnie skończyła się tegoroczna edycja Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, a do kin trafił dopiero teraz obraz nagrodzony podczas ubiegłorocznego festiwalu – film „Strzępy” Beaty Dzianowicz – porażający i przytłaczający obraz rodziny dotkniętej chorobą Alzheimera – rodziny, bo choć na zaburzenie cierpi dziadek Gerard, ofiarą tego stanu są wszyscy najbliżsi bohatera.

Gerard Paterok (naprawdę wybitna rola Grzegorza Przybyła) to 60-letni profesor Politechniki Warszawskiej, wybitny specjalista w zakresie budowy wiaduktów, intelektualista, człowiek wielkiego umysłu i wielu pasji. Poznajemy go w górach, kiedy z synem Adamem (Michał Żurawski) fotografuje naturę. Wraz z nimi mieszka Bogna, żona Adama (Agnieszka Radzikowska) oraz ich nastoletnia córka Zoja (Pola Król). Spokój rodziny zakłócają nawracające specyficzne zachowania Gerarda – zapomina, myli użycie przyborów, potrafi wkroczyć do sypialni syna w najbardziej intymnym momencie. Spotkanie z lekarzem kończy się jednoznaczną diagnozą – szybko postępująca dziedziczona choroba Alzheimera.  

Choroba rzuca cień na życie rodziny. To nie tylko ogromy problem Gerarda, który niemal z dnia na dzień traci pracę, samodzielność, pamięć, świadomość i normalne życie, ale także potworna obawa, że gen choroby odziedziczył Adam – nauczyciel historii. Życie rodziny powoli zmienia się w piekło, a miłość Adama do ojca nie pozwala mu oddać go do specjalistycznej placówki. Sytuacje, które zaczynają powtarzać się w rodzinie Pasternaków całkowicie wymykają się spod kontroli. Czy rodzina będzie w stanie podnieść się po traumie choroby?

„Strzępy” to film bardzo przykry, niepokojący, po którym bardzo trudno się otrząsnąć. Największa w tym zasługa Grzegorza Przybyła, który tworzy niesamowitą, wstrząsającą kreację człowieka, który traci siebie, a choroba odbiera mu godność. Ten znany aktor z potężnym dorobkiem artystycznym w „Strzępach” tworzy rolę życia – wybitną, przejmującą, paraliżująca. Niezwykła jest przemiana bohatera – z wesołego, błyskotliwego profesora w wrak człowieka – agresywną, nieprzewidywaną postać bez pamięci i świadomości. Wielką rolę tworzy także Michał Żurawski – mężczyzny, który miota się między synowską miłością do ojca i poświęceniem mu a oddaniem rodzinie i trosce o jej bezpieczeństwo. Bardzo dobra jest także Agnieszka Radzikowska – niezwykle sugestywna i prawdziwa jako Bogna.

Film „Strzępy” bardzo mnie poruszył i nie pozwolił mi przestać o nim myśleć przez wiele dni. Filmów o chorobie Alzheimera było już wiele, choćby „Motyl Still Alice” z niezwykłą i przejmującą rolą Juliette Moore, ale jeśli miałbym wybrać jeden z tych filmów, bez wahania wskazałbym „Strzępy”. Bardzo gorąco rekomenduję ten pełen emocji obraz, choć ostrzegam, że oglądanie filmu to niemal traumatyzujące doświadczenie.

Moja ocena: 9/10

niedziela, 17 września 2023

 

TOSHIKAZU KAWAGUCHI „Zanim wystygnie kawa”, Grupa Wydawnicza Relacja 2022


Dziś recenzja bodaj najchętniej kupowanej w Polsce w tym roku książki zagranicznej – „Zanim wystygnie kawa” japońskiego pisarza Toshikazu Kawaguchi. Bardzo się cieszę, że sięgnąłem po tę książkę i będę się dziś starał przekonać do tego czytelników dobrej literatury. Na pierwszej karcie książki widnieje motto – pytanie: „Gdybyś mógł cofnąć się w czasie, z kim chciałbyś się spotkać”. Niech was to jednak nie zniechęci, to nie jest powieść fantasy, choć obraz współczesnych Japończyków miesza się w książce z elementami realizmu magicznego.

„Zanim wystygnie kawa” to zestaw czterech opowiadań, które łączy miejsce akcji – stara tokijska kawiarnia, w której można podróżować w czasie. Każdej podróży towarzyszy jednak pięć zasad, których nie można złamać. Pierwsza zasada głosi, że „w przeszłości można się spotkać tylko z osobami, które odwiedziły kiedyś kawiarnię’. Po drugie: „choćby nie wiadomo jak się starać w przeszłości, nie można zmienić teraźniejszości”. Po trzecie: „żeby wrócić do przeszłości, trzeba usiąść na tym krześle i żadnym innym”. Zgodnie z czwartą regułą „podczas pobytu w przeszłości nie można się ruszyć z tego krzesła”, zaś zasada piąta mówi, że obowiązuje limit czasu” – do teraźniejszości trzeba wrócić, zanim wystygnie kawa.

Może się wydawać, że brzmi to nieco naiwnie, zbyt bajkowo i infantylnie, ale cztery opowiadania zebrane w tomiku „Zanim wystygnie kawa” to piękne, wzruszające historie, które powodują, że mocno trzymamy kciuki za bohaterów podróży w czasie i ich losy. W pierwszym opowiadaniu poznajemy młodą kobietę, Fumiko, która pragnie cofnąć czas, gdyż pod wpływem emocji pozwoliła swojemu ukochanemu na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W drugim chwytającym za serce opowiadaniu Kohtake chce wrócić do przeszłości, by raz jeszcze porozmawiać ze swoim mężem, który obecnie już jej nie rozpoznaje, gdyż cierpi na chorobę Alzheimera. Opowiadanie trzecie przynosi nam historię dwóch sióstr, z których jedna ginie w nieszczęśliwym wypadku, a druga pragnie choć raz jeszcze ją zobaczyć i naprawić wyrządzone krzywdy. Nieco inne jest opowiadanie czwarte, które mówi o podróży do przyszłości – oczekująca dziecka Kei ma świadomość, że nie przeżyje porodu, ale mimo to decyduje się je urodzić i chce zobaczyć swoją córkę zanim odejdzie.

Książka Kawaguchi wzbudza silne emocje – mówi o rzeczach niemożliwych, o niespełnionych pragnieniach, o tym, jak silnie jesteśmy uzależnieni od innych – naszych najbliższych, rodziny, przyjaciół, a wszystko odbywa się w niezwykłej, zabytkowej kawiarence, gdzieś w bocznej uliczce Tokio. Poza magią książka przynosi także odrobinę egzotyki – nieczęsto się zdarza, że sięgam po literaturę japońską, więc poznanie życia bohaterów, ich zwyczajów, zachowań przynosi nowe literackie doznania.

Bardzo serdecznie polecam wszystkim książkę Toshikazu Kawaguchi. To lektura szczególna, której warto poświęcić czytelniczą uwagę i – co bardzo istotne – to książka dla każdego.   

sobota, 16 września 2023

 

„ZAKONNICA 2” (The Nun II), USA 2023

Premiera kinowa: 8 września 2023


W kinach powiało grozą: na ekrany trafił horror „Zakonnica 2” Michaela Chavesa. To druga część spin-offu dość udanej serii „Obecność’, ale – niestety - część słaba i rozczarowująca.

Akcja filmu rozgrywa się we Francji, gdzie potwierdzono poważne paranormalne przypadki, głównie w katolickiej szkole dla dziewcząt. Wszystko wskazuje na to, że źródło zła pochodzi z Rumunii, a jego uosobieniem jest konserwator ze szkoły, Maurice (Jonas Bloquet). Władze kościelne po raz kolejny zwracają się o pomoc do odważnej siostry Irene (w tej roli urocza Taissa Farmiga, o 21 lat młodsza siostra Very Farmigi, która u boku Patricka Wilsona gra główną rolę w serii „Obecność”), a towarzyszy jej nieposłuszna i buntownicza siostra Debra (Storm Reid). Czy dwóm młodym zakonnicom uda się wygrać z szatanem w siedlisku zła, gdzie trup ściele się gęsto?

Plusem filmu jest umiejętnie budowana atmosfery grozy – typowa dla horroru tajemnicza muzyka, odpowiednia scenografia, długie, niepokojące sceny zanim stanie się coś złego, ciekawa charakteryzacja i kostiumy. Ukazująca się znienacka demoniczna Zakonnica naprawdę przeraża i powoduje przyspieszenie bicia serca, ale filmu za sukces uznać nie można. Dobre wrażenie psuje scenariusz – niespójny, chwilami groteskowo żałosny, co psuje całościowy odbiór filmu. Niektóre sceny są nieporadne i brakuje im sensownego rozwiązania, podczas gdy inne naprawdę powodują, że widz podskakuje na kinowym siedzeniu.

Horror nie należy do gatunków, które cenię i oglądam często, na pewno nie jestem koneserem i wielbicielem kina grozy, ale kiedy decyduję się na pójście do kina na horror, mam większe oczekiwania – pragnę otrzymać całościowo spójny produkt, który mnie przestraszy, ale przede wszystkim pozwoli śledzić ciekawą fabułę, prowadzącą do zaskakującego rozwiązania akcji. O ile te cechy można było dostrzec w pierwszej odsłonie „Zakonnicy”, druga część jest ich właściwie pozbawiona. Dobry scenariusz horroru zaprezentował ostatnio obraz „Demeter: Przebudzenie zła”, ale miał on swoje korzenie z znakomitym materiale literackim, jakim jest fantastyczny „Dracula” Brama Stokera, zaś „Zakonnica 2” oparta jest na scenariuszu oryginalnym.

„Zakonnica 2” to kolejny wyraz fascynacji filmowców i kinomanów złem, szatanem, demonami. Czekam na horror, który czymś zaskoczy, zachwyci, będzie oparty na nowym koncepcie. „Zakonnica2” jedynie powiela starsze, stereotypowe wzorce horroru.

Moja ocena: 5/10

sobota, 9 września 2023

 

„O PSIE, KTÓRY JEŹDZIŁ KOLEJĄ”, Polska 2023

Premiera kinowa: 25 sierpnia 2023


Kiedy byłem małym chłopcem i przeczytałem książkę Romana Pisarskiego „O psie, który jeździł koleją”, byłem bardzo zasmucony i poruszony historią psa Lampo. Jako pracę domową otrzymaliśmy zadanie od naszej ukochanej pani, aby napisać alternatywne zakończenie tej opowieści. W mojej (zresztą nie tylko w mojej) nowej wersji historii wszystko kończyło się dobrze.

40 lat później na podobny pomysł wpadła dwójka młodych scenarzystów -  Mojca Tirs i Marcin Siemiątkowski. Obecność Marcina wśród twórców filmu to dla mnie powód do dumy i wzruszenia, bo to płocczanin (a „lokalsi” muszą się wspierać), mój były uczeń i fantastyczny człowiek. Scenarzyści „odkopali” nieco już archaiczną lekturę szkolną i opowiedzieli ją na nowo, z happy endem.

„O psie, który jeździł koleją” nie jest wierną adaptacją opowiadania, a jedynie bardzo swobodną wersją, opartą luźno na motywach tekstu Pisarskiego. Akcja filmu zostaje przeniesiona do współczesności, a piękny pies Lampo uwielbia podróże z usytuowanej w polskich górach stacji Maritmska (co jest nawiązaniem do włoskiego dworca Marittima, na którym rozpoczyna się akcja oryginalnego opowiadania). Lampo jest psem szalonym, spędza dnie radośnie hasając po stacji i jej okolicy, a często wskakuje do zatrzymujących się tu pociągów i podróżuje po całym kraju. W mediach społecznościowych pojawia się nawet akcja #PKPies – podróżni robią sobie z Lampo zdjęcia i zamieszczają je w Internecie.

Psa nienawidzi Dyrektor kolei (znakomita i bardzo wyrazista rola Adama Woronowicza), ale kocha go nowa właścicielka – Zuzia (doskonała w tej roli Liliana Zajbert), córka kolejarza Piotra (Mateusz Damięcki) oraz miejscowej księgowej Małgorzaty (Monika Pikuła). Rodzinną sielankę z psem-podróżnikiem w tle przerywa wiadomość o śmiertelnej chorobie Zuzi. Rodzice muszą zdobyć milion złotych na kosztowną operację dziewczynki w amerykańskim Houston. Wydaje się to być przedsięwzięciem niemożliwym. Kto uratuje Zuzię?

Film „O psie, który jeździł koleją” to chwilami zabawna, chwilami wzruszająca do łez piękna rodzinna opowieść. W polskim kinie już dawno nie było tak mądrego i dobrego polskiego filmu familijnego (chyba od czasu „Za duży na bajki” z 2021 roku). Chociaż kinowa opowieść dobrze się kończy, film nie upraszcza rzeczywistości, uczy miłości do człowieka i zwierzęcia, pokazuje siłę rodziny oraz dowodzi, że nie można tracić nadziei nawet w najbardziej dramatycznych chwilach, bo – jak mówią bohaterowie filmu - „Jeśli wiara czyni cuda, trzeba wierzyć, że się uda”.

Niewątpliwymi gwiazdami filmu są dzieci i pies. Liliana Zybert jako Zuzia i Maksymilian Zieliński jako przechodzący metamorfozę syn Dyrektora grają brawurowo, naturalnie, bawią, kiedy trzeba, wzruszają w innych momentach. Pies jest fantastyczny, kocha się go od pierwszych kadrów.

Film jest spójny, zajmujący i ma z pewnością dwóch adresatów – dziecięcego i dorosłego. Bardzo zachęcam wszystkich rodziców, aby pokazali ten film swoim dzieciom, bo „O psie…” to dowód, że dobre filmy familijne kręci się także w Polsce, nie tylko u Disneya. Dorośli natomiast z przyjemnością przeżyją na nowo jedną z ulubionych historii dzieciństwa.

Brawa dla twórców filmu, aktorów, reżyserki Magdaleny Nieć i szczególne gratulacje dla Marcina Siemiątkowskiego. Bardzo się cieszę z sukcesu błyskotliwego debiutu  i czekam na kolejne produkcje, a wierzę, że będą! Kiedy na ekran wjechał wagonik z nazwiskiem scenarzystów, byłem dumny jak paw!

Pozostaje mi zaprosić wszystkich do kin! Nie będziecie żałować!

Moja ocena: 10/10 (wcale nie „po znajomości”)

sobota, 2 września 2023

 

„UKRYTA SIEĆ”, Polska 2023

Premiera kinowa: 1 września 2023


Wczoraj przedstawiłem entuzjastyczną recenzję książki Jakuba Szamałka „Cokolwiek wybierzesz” – pierwszego tomu cyklu „Ukryta prawda”, dziś moja rekomendacja filmowej adaptacji książki (w reżyserii Piotra Adamskiego), która wczoraj trafiła do kin. Krótko mówiąc, jest dobrze…

„Ukryta sieć” nie jest filmem łatwym i przyjemnym. Nie jest też wierną adaptacją. W nieco inny sposób przedstawiona jest główna bohaterka, wiele wątków pobocznych jest pominiętych, choć autorem scenariusza jest sam Szamałek (w kolaboracji z Łukaszem M. Maciejewskim).

Julita Wójcicka (w tej roli jedna z najzdolniejszych i najpiękniejszych aktorek młodego pokolenia, Magdalena Koleśnik) – przebojowa, zdeterminowana młoda dziennikarka pracująca dla serwisu plotkarskiego po tragicznej śmierci Gustawa Millera, znanego aktora i prezentera telewizyjnego, specjalizującego się w programach dla dzieci, zaczyna badać sprawę dramatycznego wypadku celebryty. Filmowa Julita ma w swojej zaciętości coś z potwora – bez skrupułów publikuje w sieci wstrząsające zdjęcia z miejsca wypadku, wbrew woli ojca, wybitnego dziennikarza (Andrzej Seweryn) zamierza przeprowadzić wywiad z wdową jeszcze na cmentarzu, tuż po ceremonii pogrzebowej. W całej sprawie jest jednak coś, co niepokoi Julitę. Młoda dziennikarka zaczyna drążyć, pytać, poszukiwać.

Okazuje się, że działalność Judyty komuś się bardzo nie podoba. Do sieci trafia filmik z jej erotycznymi igraszkami, dziewczyna traci pracę, wszyscy nakłaniają ją, by porzuciła sprawę Gustawa Millera. Co kryje się za tą tajemniczą śmiercią? Jaki sekret aktor zabrał ze sobą do grobu i dlaczego komuś tak bardzo zależy, aby prawda nie wyszła na jaw?

„Ukryta sieć” jest bardzo dobrym, sprawnie zrealizowanym thrillerem. Książkowa Jowita, ambitna, ale nieco nieśmiała dziewczyna, pochodząca z prowincjonalnego miasteczka, zamienia się w dobrze sytuowaną warszawiankę, córkę powszechnie szanowanego dziennikarza, Henryka Wójcickiego. Bohater ten wydaje się być wyposażony w cechy książkowego profesora Druckera, promotora pracy magisterskiej Julity i jej dziennikarskiego mentora. Koleśnik jest wprost stworzona do roli bezkompromisowej dziennikarski. Kroku nie ustępuje jej debiutujący na ekranie Błażej Dąbrowski w roli Janka – polsko-wietnamskiego internetowego eksperta. W małej, ale bardzo istotnej i wiarygodnej roli pojawia się Piotr Trojan (jak dobrze, że po latach kino upomniało się o tego aktora w filmie „25 lat niewinności”). Pragnę jeszcze wyróżnić epizodyczną rolę Aleksandry Justy jako Ewy Tomkiewicz – producentki programów Gustawa Millera oraz piękną Wiktorię Gorodeckaję jako Magdę, siostrę Julity.

Intrygującą cechą filmu jest stworzona w filmie atmosfera – ukazana Warszawa jest mroczna, zimna, brudna. Jowita cały czas biega po mieście w czarnej bluzie z kapturem i szerokich bojówkach. Znakomicie komponuje się z szarym tłem, a mroczna scenografia koresponduje z trudną i bolesną tematyką filmu. W obrazie odnajdziemy kilka drastycznych scen, a po projekcji trudno się uwolnić od pewnych kadrów ukazanych w filmie.

Dawno nie oglądaliśmy w polskich kinach tak dobrze skonstruowanego thrillera. To film dla widzów z mocnymi nerwami, ale gorąco tę pozycję polecam, podobnie jak jej literacki pierwowzór.  

Moja ocena: 8/10

piątek, 1 września 2023

 

JAKUB SZAMAŁEK „Cokolwiek wybierzesz – Ukryta sieć #1”, Wydawnictwo WAB 2019


Do sięgnięcia po prozę Jakuba Szamałka zachęcało mnie wiele osób, ale obawiałem się, że zatopię się bez reszty w twórczości kolejnego autora kryminałów, a tego chciałem uniknąć. Ostatecznie przekonał mnie fakt, że 1 września do kin trafia filmowa adaptacja pierwszej części cyklu „Ukryta prawda”, dlatego przeczytałem „Cokolwiek wybierzesz” i … Szamałek mnie zachwycił.

„Cokolwiek wybierzesz” rozpoczyna się od tragicznej śmierci Ryszarda Buczka, aktora, prezentera, gospodarza niezwykle popularnego i uwielbianego przez dzieci programu telewizyjnego „Niebieskie migdały”, w którym spełniane są marzenia najmłodszych widzów. Buczek ginie w wypadku samochodowym w centrum Warszawy.

Dla mediów wiadomość o śmierci aktora to, oczywiście, news dnia, a może nawet tygodnia. Portale plotkarskie zaczynają prześcigać się w publikacji lepiej i gorzej sprawdzonych informacji o wypadku. Wśród piszących o Buczku jest także Julita Wójcicka – młoda, atrakcyjna, aspirująca dziennikarka, która pracuje dla portalu „Meganewsy.pl”, ale marzy o prawdziwym dziennikarstwie i pracy w redakcji pisma pokroju „Newsweeka”, czy „Polityki”.

Ambitna i zdeterminowana dziewczyna zaczyna podejrzewać, że śmierć gwiazdy telewizji nie była dziełem przypadku. Bada sprawę, dociera do świadków, węszy… Sprowadza tym na siebie gniew tajemniczego hakera. Najpierw do sieci wyciekają nagie zdjęcia Julity, które swego czasu wysłała swojemu byłemu chłopakowi. A to jedynie preludium szeregu nieoczekiwanych dramatów. Dlaczego zginął Buczek? Czy Julita się podda?

„Cokolwiek wybierzesz” to jeden z najlepszych kryminałów, jakie czytałem przez ostatnich kilka lat. To książka, z lekturą której nie sposób się rozstać, aż pozna się rozwiązanie zagadek powieści. Szamałek umiejętnie prowadzi gęstą akcję, dba o szczegóły, widać, że jest erudytą, ma głęboką wiedzę z różnych zakresów, a przed przystąpieniem do pisania książki przeprowadził solidny research.

Książka dotyka niezwykle bolesnego problemu społecznego, którego nie zdradzę, gdyż byłby to niewybaczalny spoiler. „Cokolwiek wybierzesz” to również poważne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwami Internetu. Szamałek mówi dużo o bezpieczeństwie w sieci, o tym, jak łatwo stracić tożsamość i wiarygodność online, gdzie hakerzy umiejętnie wykorzystują naszą naiwność i niewiedzę.

„Cokolwiek wybierzesz” to również galeria ciekawych, realistycznych pierwszo- i drugoplanowych postaci. Julita Wójcicka, młoda dziewczyna z małego miasteczka, która marzy o karierze dziennikarki śledczej, natychmiast wzbudza naszą sympatię. Absorbującą postacią jest także Janek, ekspert komputerowy wietnamskiego pochodzenia, wspomagający Julitę w jej śledztwie.  

Jestem bardzo ciekawy ekranizacji powieści Szamałka, po obejrzeniu filmu niezwłocznie podzielę się moimi obserwacjami, a teraz pozostaje mi zachęcić wszystkich do lektury cyklu „Ukryta sieć”. Kiedy przeczytałem mojej przyjaciółce Marii kilka wybranych stron, natychmiast rozentuzjazmowana zakupiła i pochłonęła wszystkie trzy tomy. Niech to pozostanie najlepszą rekomendacją dla „Cokolwiek wybierzesz” Jakuba Szamałka.

Moja ocena: 9/10