niedziela, 26 września 2021

 VIDEO POST #7 - JESIENNY TBR

Dziś powracam wreszcie do prezentacji video postów. Przepraszam za dość długą przerwę. Omawiam najciekawsze pozycje książkowe, które chciałbym przeczytać tej jesieni:

1. GASTON DORREN "Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata",

2. MICK HERRON "Kulawe konie",

3. ALEX SCHULMAN "Daleko, coraz bliżej",

4. KATE ELIZABETH RUSSELL "Moja mroczna Vanesso",

5. ANN PATCHETT "Dom Holendrów",

6. ANNA GACEK Ekstaza. Lata 90",

7. REGINA PORTER "Podróżni".

Serdecznie zapraszam do obejrzenia filmiku, subskrypcji kanału youtube oraz obserwowania bloga Popkulturalny Maniak.  Pozdrawiamy wraz z Miłką.

https://www.youtube.com/watch?v=LXFG8XyrHWc&t=37s





 

„Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”, Polska 2021

Polska premiera: 17 września 2021


Polskie kino zaczyna odczuwać nostalgię – powraca do lat 80-tych. Na przestrzeni miesiąca na ekranach pojawiły się trzy produkcje dedykowane tej minionej dekadzie – dwie komedie; „Zupa nic” i „Najmro” oraz oparty na faktach dramat „Żeby nie było śladów”. Dziś pora na recenzję drugiego spośród wspomnianych filmów – uroczej i fantastycznie zrealizowanej komedii sensacyjnej „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”.

Czy pamiętacie Zdzisława Najmrodzkiego – króla polskich złodziei, jednego z najbardziej poszukiwanych ludzi u schyłku PRL-u, nadwiślańskiego Robin Hooda, który okradał bogatych, by potem sprzedać łupy biedniejszym i bardziej potrzebującym? Najnowszy film Mateusza Rakowicza przedstawia sylwetkę i niebanalne życie tego niezwykle błyskotliwego i przebiegłego złoczyńcy, który przez lata wodził za nos Milicję Obywatelską i organizował najbardziej nieprzewidziane ucieczki z więzienia, aresztu i miejsca kradzieży.

W rolę Najmrodzkiego wciela się Dawid Ogrodnik, bodaj najbardziej wszechstronny i utalentowany aktor swojego pokolenia, który potrafi zagrać wszystko i każdego. Jako Najmro jest niezwykle inteligentny, czarujący, ujmujący, ale też silny i zdecydowany. To on jest głową i przywódcą w swojej ekipie – to on opracowuje plany napadów na sklepy Peweksu (dla niewtajemniczonych: to peerelowskie sklepy z ekskluzywnymi zachodnimi towarami, za które trzeba było płacić dewizami), a potem organizuje akcję kradzieży polonezów i sprzedaży ich na samochodowej giełdzie. Jego największym wrogiem jest funkcjonariusz milicji Barski (jak zwykle bardzo dobry Robert Więckiewicz), który stawia na szali całą swoją karierę, by schwytać i ukarać Najmrodzkiego.

Poza Ogrodnikiem i Więckiewiczem w obrazie pojawia się cała plejada świetnych aktorów w rewelacyjnych rolach. Znakomita (jak zwykle) jest Dorota Kolak jako matka Najmrodzkiego. Bardzo dobrze wypada młoda aktorka Marta Węgrocka (dotychczas specjalizująca się w dubbingu) – jako dziewczyna Zdzisława wypada autentycznie i autentycznie. Jako czarny charakter idealnie wypada Jakub Gierszał.

Twórcom filmu błyskotliwie udało się oddać estetykę przełomu lat 80-tych i 90-tych. Nawet sposób realizacji niektórych scen przypomina filmy i seriale z tej dekady. Niezwykle istotną rolę w filmie odgrywa muzyka, skomponowana przez Andrzeja Smolika. Przywodzi na myśl kompozycje, które znamy i pamiętamy z wielu produkcji sprzed 40 lat, choćby wspomnianej w „Najmro” „Klątwy Doliny Węży”. Utwory Smolika przeplatane są wielkimi polskimi przebojami lat 80-tych z repertuaru Andrzeja Zauchy, Zdzisławy Sośnickiej, Urszuli, Bajmu, czy Maanamu.

Podsumowując, „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”, to półtorej godziny znakomitej rozrywki, z bardzo wartką akcją, fantastycznym aktorstwem i możliwością szybkiego przeniesienia się do minionej epoki. Sądzę, że każdy odnajdzie przyjemność w śledzeniu brawurowych ucieczek Najmrodzkiego i obserwacji bezradności służb specjalnych wobec jego zręczności i bystrości umysłu. Kochani, zapraszam do kin!

Moja ocena: 8/10

wtorek, 21 września 2021

 

„Old” (Old), USA, 2021

Polska premiera: 30 lipca 2021



M. Night Shymalan, amerykański reżyser hinduskiego pochodzenia, na przełomie XX i XXI wieku zaistniał na rynku filmowym produkcją „Szósty zmysł” jako genialne dziecko Hollywoodu, wizjoner i przyszłość kina. O znakomitym obrazie o dziecku, które widzi umarłych z Brucem Willisem i świetnym Hayleyem Joelem Osmentem mówili dosłownie wszyscy. Potem były jeszcze „Znaki”, „Osada”, a potem było już znacznie gorzej, posypały się nominacje do Złotych Malin.

Na szczęście Shymalan powrócił do nieco lepszej formy swoimi trzema najnowszymi produkcjami: „Split”, „Glass” i właśnie najnowszym filmem „Old”, choć do poziomu „Szóstego zmysłu” reżyserowi i scenarzyście dużo jeszcze zabrakło.

„Old” przedstawia wakacyjny wyjazd rodziny na wymarzone wakacje na tropikalną wyspę. Guy (w tej roli najbardziej znany współczesny meksykański aktor Gael Garcia Bernal) i Prisca (Vicky Crips, z pewnością zapamiętana jako partnerka Daniela Day-Lewisa w niesamowitej „Nici widmo”) z parą małych dzieci trafiają do prawdziwego raju. Wszystko jest tu wyjątkowe: hotel, widoki, obsługa, atrakcje, ale Guy i Prisca dostają jeszcze lepszą propozycję – wraz z grupą wybrańców mogą spędzić dzień na najpiękniejszej plaży w zatoce. Seria zaskakujących wydarzeń szybko uświadamia bohaterom, że nie jest to zwykła plaża: czas płynie tam znacznie szybciej, co na początku najszybciej uwidacznia się u dzieci i najstarszych uczestników ekspedycji. W dodatku nikt nie odbiera zdruzgotanych plażowiczów o wyznaczonej porze. Czas płynie, godziny zmieniają się w lata, dzieci w dorosłych, tajemnicza plaża prowadzi niektórych do śmierci, innych – do szaleństwa. Czy istnieje droga ucieczki z tego przeklętego miejsca?

Filmowi właściwie niczego nie brakuje – są dobrzy aktorzy, jest pomysł, pojawia się napięcie, ale produkcja jako całość nie tworzy spójnego, dobrego obrazu. Reżyser zaczyna prześcigać się z pomysłami na coraz bardziej absurdalną śmierć poszczególnych bohaterów, widza szybko przestają dziwić cuda, które pojawiają się na wyspie. Przestajemy też kibicować postaciom z plaży w nadziei na ich ratunek.

Film Shymalana można zobaczyć, ale równie dobrze można zostać w domu i odnaleźć coś bardziej wartościowego na platformach streamingowych.

Moja ocena: 5/10

 

Wojciech Chmielarz „Wilkołak”, Marginesy 2021



Muszę wyznać, że Wojciech Chmielarz jest obecnie (obok fantastycznego płocczanina Jacka Ostrowskiego) moim ulubionym polskim autorem powieści kryminalnych: jego książki są niebanalne, napisane bardzo interesującym językiem, każda jest inna i nieschematyczna. Zachwyciłem się „Żmijowiskiem”, „Wyrwą” i „Raną”, a moją najnowszą lekturą Chmielarza była książka „Wilkołak”, którą chciałbym gorąco polecić.

„Wilkołak” to trzecia i – jak się zarzeka autor - ostatnia część trylogii o detektywie Dawidzie Wolskim i jego przyjacielu, zawieszonym prokuratorze Adamie Górniku. Znajomość wcześniejszych tomów cyklu gliwickiego („Wampir” i „Zombie”) nie jest niezbędna, żeby odnaleźć przyjemność w lekturze „Wilkołaka”.

Na pogrzebie ojca Dawid dostrzega swoją nieżyjącą od lat narzeczoną, Igę. Przecież to niemożliwe, Górnik przekonuje go, że to złudzenie. Przekonanie Dawida jest jednak tak silne, że przyjaciele decydują się na nielegalną ekshumację grobu Igi. Ku ogromnemu zaskoczeniu i przerażeniu Dawida i Adama, okazuje się, że w grobie rzeczywiście znajdują się zwłoki innej kobiety. Dochodzenie obu mężczyzn, dziesiątki wizyt u znajomych sprzed lat i nieznajomych, przewertowanie setek dokumentów i prasowych wycinków oraz materiały z kancelarii prawnej ojca Dawida pozwalają na nieoczekiwane odkrycia. Czy Dawid dotrze do ukochanej sprzed lat? Kim jest kobieta, która spoczęła w grobie zamiast Igi? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdujemy na kartach powieści Chmielarza.

„Wilkołak” to bardzo przyzwoita pozycja na rynku wydawniczym krajowych kryminałów. Książka jest spójna, wciągająca, logicznie prowadzi czytelnika do zaskakującego rozwiązania sprawy, wszystkie wątki poboczne okazują się pomocne w zrozumieniu zaprezentowanego w powieści problemu. To kolejna bardzo udana pozycja w dorobku Wojciecha Chmielarza. Tajemnicze morderstwa, zaginięcia, zbrodnie sprzed lat, a obok wiele ciekawostek z życia Dawida, który po śmierci ojca próbuje na nowo ułożyć sobie relacje z rodziną oraz Adama, który przechodzi poważny kryzys małżeński po zdradzeniu żony.

Wojciech Chmielarz wyrósł na mistrza kryminału, każda jego pozycja ma wartką akcję, jest sprawnie skonstruowana i po prostu dobra, dlatego już czekam na jego najnowszą pozycję – „Dług honorowy”, która ukaże się już w październiku, a „Wilkołaka” gorąco polecam.

Moja ocena: 8/10

sobota, 18 września 2021

 

„Teściowie”, Polska 2021

Polska premiera: 10 września 2021


Sezon na dobre polskie filmy trwa. Dziś pora na recenzję głośnego już filmu Jakuba Michalczuka „Teściowie”. To słodko-gorzka tragikomedia, w której jak w lustrze odbijają się wszystkie przywary współczesnego polskiego społeczeństwa.

Łukaszek i Weroniczka po czterech latach narzeczeństwa postanawiają się pobrać. On pochodzi z bogatego, inteligenckiego domu, jego ojciec (Marcin Dorociński) jest właścicielem świetnie prosperującej firmy, a matka (Maja Ostaszewska) to ordynator na oddziale okulistyki jednego z warszawskich szpitali. Weronika pochodzi z Sochaczewa ze znacznie prostszej i uboższej rodziny. Ojciec (Adam Woronowicz) pracuje od lat w mleczarni, matka (Izabela Kuna) zajmuje się domem, a wcześniej jej zajęciem było wychowanie trzech córek – wszystkie skończyły studia. Co ciekawe, choć o Łukaszku i Weronce bardzo wiele się dowiadujemy, nie poznajemy ich w filmie. Natomiast ich rodziców i teściów poznajemy aż nazbyt dobrze, a dochodzi do tego na weselu, na które państwo młodzi nie docierają, bo tuż przed wejściem do Kościoła rezygnują ze ślubu.

Wesele jednak musi się odbyć – w ekskluzywnym hotelu w centrum Warszawy wszystko zostało opłacone i to z portfela ojca pana młodego. Zabawa trwa zatem na całego, ale teściowie nie bawią się zbyt dobrze. Czy Weronika pasowała do Łukasza jak „pięść do oka” – co zauważyła babcia chłopaka (fantastyczna Ewa Dałkowska)? Zaczyna się poszukiwanie winnych, wzajemne oskarżenia, publiczne pranie brudów, bo każda rodzina ma jakieś skrywane głęboko tajemnice („każda chatka to zagadka”), pojawia się wypominanie sytuacji finansowej obu rodzin, nakładów na wesele i podróż poślubną na Bali, alkohol leje się strumieniami i przez cały czas obserwujemy eskalację nastrojów i wzajemnych waśni. Do czego to wszystko doprowadzi? Napiszę tylko, że niektórych scen nie powstydziłby się sam mistrz Quentin Tarantino. W tle jest jeszcze piesek rodziców Weroniki – śliczna Mirelka z Sochaczewa – „pół-wiewiórka, pół-nietoperz”.

Film „Teściowie” w idealny sposób pokazuje, jacy my, Polacy, jesteśmy w sytuacji kryzysowej, jak – zamiast rozmawiać i rozwiązywać problem – rzucamy się sobie do gardeł, szukamy winnych, z satysfakcją epatujemy lekceważeniem i nienawiścią wobec drugiej strony konfliktu. Szybko zapominamy o tym, co dobre i co nas połączyło, by w złości wykrzyczeć wszystko, co dotychczas stanowiło dla nas problem.

Ogromnym plusem filmu, poza fantastyczną muzyką, jest także aktorstwo. Gdyby film „Teściowie” był produkcją amerykańską, cała główna czwórka aktorów zgarnęłaby oscarowe nominacje, a akademicy głowiliby się potem komu przyznać główne wyróżnienia. Błyskotliwe dialogi, szybkie riposty, gesty i wiele mówiący język ciała i mimika twarzy czynią z filmu aktorski majstersztyk. Co jedynie martwi i przeszkadza w optymistycznym przyjęciu filmu, to fakt, że film mówi o nas wiele gorzkich prawd, bo może tak ekstremalnych sytuacji jak ucieczka przed samym ślubem nie pojawia się dużo, ale takich Łukaszów i Weronik, których łączy miłość, choć pochodzą z różnych światów, jest bardzo dużo i nie czują się do końca szczęśliwi, kiedy ich rodzice zaczynają porównania rodzin.

Temat wesela wkrótce powróci w najnowszym filmie Wojtka Smarzowskiego, który po siedemnastu latach nakręcił kolejny film zatytułowany „Wesele”. Aż strach pomyśleć, jaki obraz współczesnych Polaków pokaże nam ta produkcja…

Moja ocena filmu: 8/10

 
„Polański, Horovitz. Hometown”, Polska 2021

Polska premiera: 20 sierpnia 2021 roku


„Polański, Horovitz. Homeland” to doskonały dokument w reżyserii Mateusza Kudły i Anny Kokoszki-Romer. To obraz pięknej, wieloletniej przyjaźni dwóch wybitnych Polaków – Romana Polańskiego (jednego z najważniejszych reżyserów w historii polskiej (i nie tylko) kinematografii) oraz Ryszarda Horovitza (światowej sławy artysty-fotografika). To także hołd oddany ich rodzinnemu miastu - Krakowowi. Obaj twórcy spędzili dzieciństwo w Krakowie, tu rozpoczął się dla nich koszmar II wojny światowej, tu ukończyli Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych i tu rozpoczęła się ich głęboka przyjaźń.

Polański (dziś już osiemdziesięcioośmiolatek) i Horovitz (osiemdziesięciodwulatek) spotykają się w Krakowie po raz pierwszy od czasu wczesnej młodości, choć potem spotykali się w różnych miejscach na całym świecie, między innymi w Nowym Jorku i Paryżu. Panowie odbywają sentymentalny spacer po współczesnym Krakowie, pełen retrospekcji i wspomnień, także tych najboleśniejszych. W czasie wojny obaj trafili do krakowskiego getta, skąd młodemu Polańskiemu udało się uciec – przyszły reżyser został ocalony dzięki wsparciu mieszkającej w podkrakowskiej wsi Wysoka rodziny Jana i Stefanii Buchałów. Dokument pokazuje moment nadania potomkom Państwa Buchałów tytułu Sprawiedliwych wśród narodów świata.

Horovitzowi także udało się przetrwać piekło wojny, ale jako pięciolatek trafił do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Był najmłodszym dzieckiem uratowanym z obozu przez niemieckiego przedsiębiorcę Oscara Schindlera. Powrót do Krakowa i wizyta w byłym domu rodzinnym są dla fotografik szczególnie bolesne.

W filmie nie brakuje także elementów humoru, kiedy dwaj bohaterowie wspominają zabawne chwile lub spierają się, który z nich lepiej zapamiętał fakty z przeszłości. Są bardzo ludzcy, naturalni, normalni, nie ma tu patosu lub blichtru gwiazdorstwa, jest podróż do miasta dzieciństwa i wspomnienia – te piękne i pogodne oraz te przykre i tragiczne.

Film ogląda się z ogromnym zainteresowaniem i wzruszeniem. Ja sam dowiedziałem się bardzo dużo na temat Ryszarda Horovitza, dotychczas wiedziałem jedynie o jego karierze jako autora zdjęć. Sylwetki twórców przedstawione są w nieco innej formule niż są zwykle prezentowane w filmach dokumentalnych – nie ma tu typowej biografii, chronologii, wywiadu-rzeki, to bardziej opowieść o przeszłości i przyjaźni, wspomnienia, także te bardzo intymne.

Cieszę się, że miałem szansę obejrzeć ten z pewnością ważny dokument. Każdy widz powinien odnaleźć w filmie coś wartościowego.

Moja ocena: 8,5/10

czwartek, 16 września 2021

 TOP 60 BEATA I BAJM

Dziś zamieściłem na blogu recenzję autobiografii Beaty Kozidrak „Beata. Gorąca krew”. Z tej okazji przypominam mój subiektywny TOP 60 ulubionych artystki i jej zespołu BAJM. Enjoy!

60. BAJM Wiosna w Paryżu
59. BAJM Ameryka
58. BAJM Lola Lola
57. BAJM Święte miasto
56. BAJM Być z tobą
55. BAJM Po prostu stało się
54. BEATA Upiłam się tobą
53. BAJM Blondynka
52. BAJM Wielka inwazja
51. BAJM Belle Ami
50. BAJM Ucz się, ucz się
49. BAJM Ściany mają uszy, uszy znakomite
48. BAJM Open your heart
47. BAJM PS. Zabierz mnie stąd
46. BEATA Teraz płynę
45. BAJM Rzeka marzeń
44. BAJM Chroń mnie od złego
43. BAJM Czary mary
42. BEATA wieczna zima
41. BAJM Za… za… za…
40. BEATA KOZIDRAK & KATARZYNA PIETRAS Stara baśń
39. BAJM Łąki pełne snów
38. BAJM Dziesięć przykazań
37. BAJM Miłość nie umiera
36. BAJM Krótka historia
35. BAJM Zielono mi
34. BAJM Męski świat
33. BAJM OK OK Nic nie wiem
32. BAJM O Tobie
31. BAJM Piramidy na niby
30. BAJM Diabelski krąg
29. BEATA Żal mi tamtych nocy i dni
28. BEATA Dakota
27. BAJM Miłość i ja
26. BAJM Żal prostych słów
25. BAJM Ja
24. BAJM Kraina miłości
23. BAJM Płomień z nieba
22. BAJM U stóp szklanych gór
21. BAJM Piechotą do lata
20. BAJM Myśli i słowa
19. BAJM Plama na ścianie
18. BAJM W drodze do jej serca
17. BAJM Diament i sól
16. BAJM Modlitwa o złoty deszcz
15. BAJM Nagie skały
14. BAJM Różowa kula
13. BAJM Szklanka wody
12. BEATA Siedzę i myślę
11. BAJM Ta sama chwila
10. BAJM Józek, nie daruję ci tej nocy
9. BAJM Płynie w nas gorąca krew
8. BAJM Biała armia
7. BAJM Nie ma wody na pustyni
6. BEATA Taka Warszawa
5. BAJM Co mi Panie dasz
4. BAJM Małpa i ja
3. BAJM Prorocy świata
2. BAJM Jezioro szczęścia
1. BAJM Dwa serca, dwa smutki



piątek, 10 września 2021

 

Beata Kozidrak „Beata. Gorąca krew” Wydawnictwo Agora 2021


Niedawno Beata Kozidrak trafiła do wszystkich serwisów informacyjnych z powodu przykrego i niewybaczalnego incydentu alkoholowego. Celem dzisiejszego wpisu nie jest jednak sąd nad Beatą i publiczne jej napiętnowanie, a zaprezentowanie nowej biografii artystki: „Beata. Gorąca krew”.

Książka Beaty nie jest typową biografią – tekst jest przedstawiony dwutorowo – pierwsza płaszczyzna to zaprezentowane chronologicznie losy Beaty – od wczesnego dzieciństwa spędzonego w Lublinie, przez niełatwe początki Bajmu, lata 80-te i apogeum sukcesu w latach 90-tych i na początku XXI wieku, druga przestrzeń dotyczy dnia rozwodu artystki z wieloletnim mężem i artystycznym partnerem, Andrzejem Pietrasem – to podróż Beaty z Warszawy do Lublina na rozprawę rozwodową.

Obie części przeplatają się w książce i są umiejętnie połączone – np. w części rozwodowej czytamy: „Wróciłam do pokoju, zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Pomyślałam z dumą: „Jestem teraz wolną kobietą. Wybucham, kiedy chcę. Jak ETNA”, podczas gdy część retrospektywna zaczyna się od słów „ETNA – taki tytuł nosiła nasza siódma płyta”, czy „Moja przyjaciółka dostała zamówione, w końcu solidne danie. Ja poprosiłam tylko o SZKLANKĘ WODY” czytamy w opowieści o rozwodzie oraz „Po sukcesie mojej solowej płyty przyszedł czas na SZKLANKĘ WODY” Beata pisze we fragmencie historyczno-biograficznym.

W swojej opowieści Beata wydaje się być szczera i prawdziwa. Pisze o swoim życiu w Lublinie, fascynacją starszym i popularnym już Andrzejem Pietrasem, o początkach kariery, festiwalu w Opolu, pierwszych przebojach, recitalu „Bajm na dachu” (pamiętam ten program ze swego wczesnego dzieciństwa, byłem nim zahipnotyzowany), o radzeniu sobie z sukcesem, wczesnym i dojrzałym macierzyństwie, kompleksach, rodzinie i przyjaciołach.

Nie sposób nie lubić książkowej Beaty – to dziewczyna z sąsiedztwa, normalna kobieta, borykająca się z licznymi problemami, pełna marzeń i energii do ich realizacji. To z jednej strony jedna z największych gwiazd polskiej estrady, świadoma swojej siły i talentu, z drugiej zaś krucha istota potrzebująca miłości, opieki, akceptacji. Jest taka sama, jak my wszyscy.

W biografii zamieszczonych jest też wiele tekstów piosenek Beaty – często w kontekście przedstawionych okoliczności powstania lub po interpretacji autorki nabierają nowego wyrazu. W książce pojawia się także wiele fotosów – pokazujących różne oblicza piosenkarki w różnych dekadach. Beata opisuje chwile dramatyczne, rozstania z najbliższymi, ale w książce nie brakuje dozy poczucia humoru autorki. Mnie najbardziej zapadła w pamięci anegdota z pobytu w Stanach Zjednoczonych, gdzie wszyscy pytali Beatę, czy zna „Medana” i czy się z nią porównuje. Kim jest ta tajemnicza „Medana”? – myślała Kozidrak. Dopiero po powrocie do Polski okazało się, że to zdobywająca coraz większą popularność Madonna.

„Beata. Gorąca krew” nie jest wybitną lekturą, która trafi do kanonu obowiązkowo czytanych książek biograficzny, ale to przyjemne wspomnienie muzyczno-obyczajowe z czterech ubiegłych dekad – bo właśnie mija 40 lat od początków kariery Bajmu i Beaty. Dlatego mogę tę pozycję śmiało polecić nie tylko wielkim fanom muzyki zespołu. Książka z pewnością pomaga zrozumieć fenomen Bajmu, a może też to, co wydarzyło się kilkanaście dni temu…

Moja ocena: 6/10

środa, 1 września 2021

 

MISTRZ, Polska 2021

Premiera kinowa: 27 sierpnia 2021



Dziś rocznica wybuchu II wojny światowej. To dobry moment, by podzielić się obserwacjami i wnioskami po seansie filmu „Mistrz” w reżyserii Macieja Barczewskiego, gdyż film ten tematyki wojny bardzo mocno dotyka.

„Mistrz” to historia wybitnego przedwojennego pięściarza, Tadeusza „Teddy’ego” Pietrzykowskiego, który w jednym z pierwszych transportów trafił do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu jako więzień z numerem 77. Właśnie od przybycia boksera do obozu zagłady rozpoczyna się akcja tego przejmującego filmu. Tadeusz musi morderczo ciężko pracować w obozie, jest świadkiem bestialskich mordów i nieludzkiego traktowania innych ludzi. Jego sytuacja zmienia się, kiedy trafia na obozowego kapo, Niemca, boksera – mistrza Hamburga, który rozpoznaje Teddy’ego. Władze obozu postanawiają zorganizować walkę między zawodnikami. Zwycięstwo pozwala Polakowi na zdobycie łatwiejszej pracy w stajni obozowej, a kolejne walki pozwalają na pozyskiwanie jedzenia, lekarstw i innych form pomocy dla współwięźniów. Tadeusz ratuje wielu ludzi od śmierci i głodu. Staje się bohaterem nie tylko jako wybitny sportowiec, ale przede wszystkim wielki człowiek – humanista, który służy dobru innych.

Niewątpliwie najjaśniejszą stroną obrazu jest grający główną i tytułową rolę Piotr Głowacki. Aktor tworzy wybitną, zapadającą w pamięć kreację, ukazując przy tym, że jest twórcą wszechstronnym i fenomenalnym. Głowacki, którego tak często widujemy na ekranach, często w rolach intelektualistów, czasem dziwaków, otrzymał rolę jak gdyby wbrew własnemu emploi. Jako bokser okazuje się jednak niezwykle wiarygodny, prawdziwy i magnetyzujący. Jest świetny.

Nie można przyczepić się też do scenariusza – historia Tadeusza Pietrzykowskiego jest oparta na faktach biograficznych, a twórcy filmu starali się odtworzyć prawdę historyczną.

Mówi się, że najlepsze filmy wojenne robią Amerykanie, Rosjanie i Polacy. Nie wiem, czy mogę w pełni zgodzić się z tym stwierdzeniem. „Mistrz” to film dobry, ale nie wybitny. Autorom nie udało się uniknąć patosu, nieco przejaskrawionych scen i dialogów. To film ciężki, ale z pewnością, mimo pewnych mankamentów, godny naszej uwagi.

Moja ocena; 7/10 (ale 10/10 dla Piotra Głowackiego)