sobota, 18 września 2021

 

„Teściowie”, Polska 2021

Polska premiera: 10 września 2021


Sezon na dobre polskie filmy trwa. Dziś pora na recenzję głośnego już filmu Jakuba Michalczuka „Teściowie”. To słodko-gorzka tragikomedia, w której jak w lustrze odbijają się wszystkie przywary współczesnego polskiego społeczeństwa.

Łukaszek i Weroniczka po czterech latach narzeczeństwa postanawiają się pobrać. On pochodzi z bogatego, inteligenckiego domu, jego ojciec (Marcin Dorociński) jest właścicielem świetnie prosperującej firmy, a matka (Maja Ostaszewska) to ordynator na oddziale okulistyki jednego z warszawskich szpitali. Weronika pochodzi z Sochaczewa ze znacznie prostszej i uboższej rodziny. Ojciec (Adam Woronowicz) pracuje od lat w mleczarni, matka (Izabela Kuna) zajmuje się domem, a wcześniej jej zajęciem było wychowanie trzech córek – wszystkie skończyły studia. Co ciekawe, choć o Łukaszku i Weronce bardzo wiele się dowiadujemy, nie poznajemy ich w filmie. Natomiast ich rodziców i teściów poznajemy aż nazbyt dobrze, a dochodzi do tego na weselu, na które państwo młodzi nie docierają, bo tuż przed wejściem do Kościoła rezygnują ze ślubu.

Wesele jednak musi się odbyć – w ekskluzywnym hotelu w centrum Warszawy wszystko zostało opłacone i to z portfela ojca pana młodego. Zabawa trwa zatem na całego, ale teściowie nie bawią się zbyt dobrze. Czy Weronika pasowała do Łukasza jak „pięść do oka” – co zauważyła babcia chłopaka (fantastyczna Ewa Dałkowska)? Zaczyna się poszukiwanie winnych, wzajemne oskarżenia, publiczne pranie brudów, bo każda rodzina ma jakieś skrywane głęboko tajemnice („każda chatka to zagadka”), pojawia się wypominanie sytuacji finansowej obu rodzin, nakładów na wesele i podróż poślubną na Bali, alkohol leje się strumieniami i przez cały czas obserwujemy eskalację nastrojów i wzajemnych waśni. Do czego to wszystko doprowadzi? Napiszę tylko, że niektórych scen nie powstydziłby się sam mistrz Quentin Tarantino. W tle jest jeszcze piesek rodziców Weroniki – śliczna Mirelka z Sochaczewa – „pół-wiewiórka, pół-nietoperz”.

Film „Teściowie” w idealny sposób pokazuje, jacy my, Polacy, jesteśmy w sytuacji kryzysowej, jak – zamiast rozmawiać i rozwiązywać problem – rzucamy się sobie do gardeł, szukamy winnych, z satysfakcją epatujemy lekceważeniem i nienawiścią wobec drugiej strony konfliktu. Szybko zapominamy o tym, co dobre i co nas połączyło, by w złości wykrzyczeć wszystko, co dotychczas stanowiło dla nas problem.

Ogromnym plusem filmu, poza fantastyczną muzyką, jest także aktorstwo. Gdyby film „Teściowie” był produkcją amerykańską, cała główna czwórka aktorów zgarnęłaby oscarowe nominacje, a akademicy głowiliby się potem komu przyznać główne wyróżnienia. Błyskotliwe dialogi, szybkie riposty, gesty i wiele mówiący język ciała i mimika twarzy czynią z filmu aktorski majstersztyk. Co jedynie martwi i przeszkadza w optymistycznym przyjęciu filmu, to fakt, że film mówi o nas wiele gorzkich prawd, bo może tak ekstremalnych sytuacji jak ucieczka przed samym ślubem nie pojawia się dużo, ale takich Łukaszów i Weronik, których łączy miłość, choć pochodzą z różnych światów, jest bardzo dużo i nie czują się do końca szczęśliwi, kiedy ich rodzice zaczynają porównania rodzin.

Temat wesela wkrótce powróci w najnowszym filmie Wojtka Smarzowskiego, który po siedemnastu latach nakręcił kolejny film zatytułowany „Wesele”. Aż strach pomyśleć, jaki obraz współczesnych Polaków pokaże nam ta produkcja…

Moja ocena filmu: 8/10

1 komentarz:

  1. Pysznie brzmi ta recenzja , choć film słodko - gorzki to zapowiada się znakomicie. Nie pozostaje mi nic innego jak zaplanować wyjście do kina .

    OdpowiedzUsuń