„SPENCER” (Spencer), Niemcy / Wielka Brytania / Chile 2021
Polska premiera: 5 listopada 2021
Wyznam, że księżna Diana zawsze była moją ulubienicą, a moja
sympatia do Niej rosła wraz z zainteresowaniem językiem angielskim i kulturą
brytyjską. Stała się dla mnie symbolem odejścia od angielskiego konserwatyzmu i
skostniałych zasad rodziny królewskiej, a jej działalność na rzecz
potrzebujących zawsze zasługiwała na podziw i szacunek. Pamiętam moment, kiedy
włączyłem radio rankiem 31 sierpnia 1997 roku i usłyszałem wiadomość o Jej
śmierci. Byłem wstrząśnięty.
Od lat śledzę doniesienia medialne o Dianie, zbieram
literaturę dotyczącą Jej życia i – naturalnie – oglądam dokumenty i produkcje
filmowe dotyczące tej barwnej i intrygującej postaci. Najnowszy film o księżnej
Walii, „Spencer”, który właśnie pojawił się na ekranach polskich kin, był dla
mnie – obok „Domu Gucci” – najważniejszą premierą filmową bieżącego sezonu i od
debiutu filmu na festiwalu w Wenecji bardzo na możliwość obejrzenia tej
produkcji czekałem. Czy było warto?
Chyba tak, choć oczekiwałem nieco innego obrazu. „Spencer”
nie jest typową biografią, to raczej wycinek z życia Diany w święta Bożego Narodzenia
1991 roku, które księżna spędziła z rodziną w królewskiej posiadłości
Sandringham House nieopodal jej domu rodzinnego. Te trzy dni stanowią moment przełomu
– Diana podejmuje wewnętrzną decyzję o rozwodzie i opuszczeniu rodziny
królewskiej, czego symbolicznym staje się wyjazd z rezydencji 26 grudnia.
„Spencer” przedstawia nam obraz Diany jako kobiety z krwi i
kości, miotanej emocjami, zdradzanej, nieakceptowanej i będącej na skraju
mentalnego załamania. Diana doświadcza ostracyzmu ze strony rodziny
królewskiej, ma lepsze relacje z przedstawicielami służby, zwłaszcza
garderobianą Maggie (Sally Hawkins), niż ze swoim mężem, czy teściową. Jest
potwornie zmęczona wieloletnim tkwieniem w konserwatywnych konwenansach, jest
śledzona przez wszechobecnych fotoreporterów, jest bezwolna, nie może nawet
wybrać własnej garderoby na rodzinne święta. Dodatkowo zmaga się z zaburzeniami
odżywiania i samookaleczeniami.
Diana jest u kresu emocjonalnej wytrzymałości, nie otrzymuje
od nikogo żadnego wsparcia i pomocy. Jedyną nadzieją pozostają dla niej dzieci –
książęta William i Harry. Królowa wydaje się być serdeczniejsza dla swoich psów
niż dla wnucząt i synowej. Dodatkowo Diana musi poradzić sobie ze wspomnieniami
z dzieciństwa i śmiercią ojca.
Reżyser filmu, Pablo Larrai, znany choćby z niesamowitej i
przejmującej ekranizacji biografii Jackie Kennedy w obliczu zabójstwa
prezydenta, nazwał swoją najnowszą produkcję „baśnią, która wydarzyła się
naprawdę”. Twórca filmu wprowadza do obrazu baśniowe elementy, sceny oniryczne
przeplatają się tu z rzeczywistymi, a księżną Dianę nawiedza duch Anny Boleyn,
zabitej żony Henryka VIII. Ciekawym symbolem reżyser czyni naszyjnik z pereł Diany
– to nie tylko atrybut zdrady, ale symboliczne rozerwanie naszyjnika oznacza
także ostateczny rozrachunek z przeszłością, również dzieciństwem. Diana
opuszcza Sandringham House jako inna kobieta – kobieta wolna, bardziej świadoma
siebie, dawna Diana. Stąd w fast-foodzie podaje swoje panieńskie nazwisko.
Niewątpliwie najważniejszym elementem filmu staje się
aktorka grająca główną rolę – Kristen Stewart. To z pewnością jedna z
najważniejszych życiowych ról aktorki, która przeszła ogromny artystyczny
rozwój od roli Belli, narzeczonej wampira, w ekranizacji „Zmierzchu”, by zacząć
grać coraz częściej w niezależnych produkcjach i wreszcie otrzymać tę
przełomową rolę w dramacie „Spencer”. Stewart na te 111 minut filmu staje się
Dianą, tak samo, mówi, chodzi, gestykuluje. Fantastycznie przedstawia rozterki
bohaterki, nieco irytować może jedynie nadmierna emfaza, z jaką mówi filmowa
Diana. Opinie krytyków i bukmacherów są jednoznaczne – Kristen Stewart powalczy
w tym roku o Oscara, a nominację dla najlepszej aktorki ma praktycznie
zapewnioną.
Film jest o niebo lepszy od zapowiadanego jako wielki
przebój dramatu „Diana” z 2013 roku z Naomi Watts w tytułowej roli. Pablo
Larrain stworzył film koncepcyjnie pełny, ciekawy i niezwykle prawdziwy. Dzięki
niemu możemy zbliżyć się do prawdy o Dianie – ofierze brytyjskiego
konserwatyzmu i wieloletniej rojalistycznej tradycji.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz