piątek, 22 grudnia 2023

 

„MAESTRO” (Maestro), USA 2023

Premiera kinowa: 8 grudnia 2023


Lubię czytać biografie, uwielbiam filmy biograficzne, nic zatem dziwnego, że z emocjami i wysokimi oczekiwaniami pobiegłem do kina na film „Maestro” – biografię Leonarda Bernsteina, wybitnego dyrygenta i jednego z największych muzyków amerykańskich XX wieku. Dodatkowym atutem był fakt, że reżyserem filmu i odtwórcą głównej roli jest Bradley Cooper, którego poprzedni film o tematyce muzycznej – jego reżyserska wersja „Narodzin gwiazdy” z Lady Gagą - okazał się strzałem w dziesiątkę i jednym z moich ulubionych filmów 2018 roku.

„Maestro” nie jest jednak filmem przede wszystkim o muzyce i muzyku. Powiedziałbym, że to raczej film o człowieku i miłości. Oczywiście muzyka Bernsteina pobrzmiewa w obrazie od pierwszych chwil, kiedy to młody jeszcze dyrygent i kompozytor dostaje ogromną szansę poprowadzenia prestiżowej orkiestry. Od tego momentu kariera Bersteina prężnie się rozwija, a niezwykle płodny i kreatywny artysta sięga po coraz to nowsze formy muzycznego wyrazu, tworząc muzykę do filmów, operę, musical i wreszcie monumentalną mszę.

Film pokazuje Bersteina jako wielkiego artystę, który nie do końca radzi sobie z codziennym ludzkim życiem. Niezwykle ważnym momentem jest dla muzyka poznanie amerykańskiej aktorki, Felicii Montealegre (wielka rola Carey Mulligan), w której się zakochuje i którą poślubia. Felicia w dużej mierze poświęca swoją karierę w imię rozwoju artystycznego męża, ale mimo ogromu wzajemnej miłości i narodzin trójki dzieci, małżeństwo nie jest w pełni szczęśliwe i spełnione, głównie ze względu na liczne romanse Leonarda, zarówno z kobietami, jak i mężczyznami.

„Maestro” przywodzi na pamięć wielkie, realizowane z rozmachem kino hollywoodzkie lat 50-tych i 60-tych. W pierwszej – czarnobiałej części filmu nawet gra aktorów wydaje się niewspółczesna, nieco anachroniczna; dopiero w drugiej – kolorowej części - pojawiają się sceny bardziej charakterystyczne dla nowoczesnego kina, a Cooper i Mulligan stają się bardziej współcześni. Cooper jest świetny, sceny, w których dyryguje, pokazują wielki kunszt tego aktora. Mulligan także tworzy jedną z ważniejszych i ciekawszych kreacji w swojej karierze, znakomicie ukazuje przejście od roli kobiety bezgranicznie zakochanej i zauroczonej mężem – wielkim artystą po moment znużenia stagnacją życia i bezsilności wobec kolejnych miłosnych eksperymentów Leonarda.

Muzykę się w filmie głównie słyszy, a zaskakująco mało się o niej rozmawia. Pojawiają się krótkie wzmianki o „West Side Story”, jedną z ważniejszych scen jest wykonanie mszy Bernsteina, ale nie ma informacji choćby o nominacji do Oscara za najlepszą muzykę do filmu „Na nabrzeżach” z Marlonem Brando. Cooper stawia na odbiór muzyki, a rezygnuje z faktografii życia kompozytora. W filmie piękne są także zdjęcia.

Nie wiem, czy „Maestro” jest filmem, którym zachwyci się każdy. Dla mnie poznawanie kolei życia Bensteina było z całą pewnością fascynujące. Myślę, że to naprawdę dobre, klasyczne kino, nietypowa, lecz poruszająca biografia, więc może warto poświęcić jej dwie godziny. Film jest nadal dostępny w kinach, a także na platformie Netflix.

Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz