„NAPOLEON” (Napoleon), Wielka Brytania / USA, 2023
Premiera
kinowa: 24 listopada 2023
Francja…
Armia… Józefina…
Wielki
Ridley Scott (twórca tak ważnych filmów jak „Thelma i Louise”, „Gladiator”, „Łowca
androidów”, czy „Dom Gucci”) powraca. I to w wielkim stylu. W kinach można już
oglądać jego najnowsze dzieło – monumentalną, epicką i robiącą na widzu ogromne
wrażenie biografię Napoleona Bonapartego.
Głównego
bohatera poznajemy jako zwykłego żołnierza, który dzięki swojej odwadze i strategicznemu
zmysłowi szybko awansuje i pnie się po kolejnych szczeblach polityczno-militarnej
kariery. Wygrywa kolejne bitwy, a jego nieograniczona ambicja każe mu dokonać
zamachu stanu, by ostatecznie zyskać tytuł cesarza i sięgnąć po władzę absolutną.
Napoleon staje się największym przywódcą na ziemi, a w budowaniu potęgi
dzielnie towarzyszy mu ukochana Józefina. Dokąd doprowadzi Bonapartego niczym
nieposkromiona wola bycia największym i najważniejszym?
W rolę
genialnego stratega wciela się Joaquin Phoenix, który jest aktorem wybitnym (co
udowodnił chociażby w „Jokerze”, „Mistrzu”, czy „Nigdy cię tu nie było”), ale w
„Napoleonie” nie tworzy aż tak wybitnej kreacji. Owszem, jest bardzo dobry, w
wielu scenach doskonale ukazuje emocje, ale brakuje mu napoleońskiej charyzmy i
magii największego człowieka swoich czasów. Fantastyczna jest natomiast Vanessa
Kirby jako niewierna Józefina, intrygująca intrygantka, miłość życia Napoleona.
Jest coś hipnotyzującego w tej aktorce, że potrafi skraść całą scenę i trudno
jest oderwać od niej wzrok, kiedy pojawia się na ekranie. Chyba szykuje się
kolejna oscarowa nominacja dla zdolnej Brytyjki – tym razem za rolę
drugoplanową. Spośród aktorów chciałbym jeszcze wyróżnić dwie role: generała
Wellingtona w interpretacji Ruperta Everetta oraz Tahara Rahima jako Paula
Barrasa – kochanka Józefiny.
Zaskakująco,
to nie aktorstwo jest w filmie najważniejsze, ale sceny wojny. „Napoleon” już
przeszedł do historii kinematografii dzięki spektakularnym, fenomenalnym scenom
batalistycznym. Obrazy znanych z historii bitew zapadają w pamięć dzięki swemu
realizmowi i naturalizmowi, są wyjątkowe. Największe bodaj wrażenie wywołuje tocząca
się zimą na jeziorze scena bitwy pod Austerlitz. Sceny walk czynią „Napoleona”
filmem niezwykle widowiskowym, ogólnie, sceny zbiorowe są w obrazie na
najwyższym poziomie. Do tego dochodzi charakterystyczna dla reżysera dbałość o
detale.
Nie jestem
historykiem, więc nie wiem jak wiernym odbiciem prawdziwego życia genialnego przywódcy
jest najnowszy film Ridleya Scotta, ale ukazany w filmie obraz Francji z
przełomu XVIII i XIX wieku wydaje się być bardzo autentyczny i z pewnością
cieszy oko widza.
Czy zachęcę
czytelników Popkulturalnego Maniaka do pójścia na seans „Napoleona”?
Zdecydowanie tak. To wspaniałe i porywające widowisko ze scenami
oszałamiającymi rozmachem, wizualnością i wiarygodnością. Film jest długi – 158
minut, ale dla wielbicieli historycznego kina na najwyższym poziomie ze spektakularnymi
obrazami bitew, „Napoleon” będzie prawdziwą filmową ucztą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz