„SEZONY”, Polska 2024
Premiera kinowa: 18 października 2024
Czy łatwo jest się rozstać parze aktorów pracujących w tym
samym teatrze, dwójce ludzi, którzy każdego wieczora spotykają się na scenie,
często grając kochanków i przyjaciół?
Taką niecodzienną sytuację przedstawia najnowszy film Michała
Grzybowskiego. On – Marcin (Łukasz Simlat) to skupiony na sobie egocentryk,
pochodzący z aktorskiej rodziny (jego ojciec Tadeusz (przezabawny, a chwilami
refleksyjny Andrzej Grabowski) też pracuje w tym samym teatrze). Jest
przekonany o swoim scenicznym geniuszu – podczas jednej z kłótni twierdzi „Bo
ja na scenie daję z siebie wszystko”). Kiedy wpada w furię, stanowi „zagrożenie
dla spektaklu”, używając słów inspicjenta. Nic dziwnego, że Ona – Ola (Agnieszka
Dulęba-Kasza), ma go po prostu dość, chce odejść i rozpocząć nowy rozdział
swojego życia bez ekscentrycznego i egotycznego męża u boku. Jest bardzo
atrakcyjna i może się podobać, o czym świadczy krótki romans z teatralnym
kolegą, Ziemowitem (Dobromir Zimecki). Ma świadomość, że w jej związku coś nie
wyszło, coś się nie udało…
Na tle trzech sezonów teatralnych wyznaczanych przez kolejne
premiery: „Piotrusia Pana” Barrie’ego, „Domu lalki” Ibsena i „Snu nocy letniej” Shakespeare’a
obserwujemy postępujący upadek udanego niegdyś związku. A wszystko to odbywa się
w niesamowitej i pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji atmosferze absurdu,
przypominającej nieco sytuacje, które znamy z „Czarnego potoku” Michała Grzybowskiego,
„Ataku paniki” Pawła Maślony, czy argentyńskich „Dzikich historii”. Film co chwila zaskakuje, momentami rozbawia do
rozpuku, momentami wzrusza (tak jak w scenie między Oberonem a Tytanią podczas
premiery „Snu nocy letniej”.
Aktorstwo w filmie jest niesamowite. Simlat jest świetnym
scenicznym cholerykiem, który nie potrafi zaakceptować zaistniałej sytuacji, bo
w głębi serca nadal bardzo kocha Olę. Filmowym odkryciem jest dla mnie
Agnieszka Dulęba-Kasza – chwilami krucha i bezbronna, ale świadoma, że
potrzebuje zmiany i zdecydowanie do tej zmiany dążąca. Nie zrobiła na mnie aż
takiego wrażenia jako Kasia w „Czarnym potoku”, bo tam film „skradła” jej Julia
Wyszyńska. W „Sezonach” dzielnie partneruje Simlatowi i błyszczy w każdej
scenie, zarówno podczas spektakli, jak w życiu prywatnym. Świetny jest
Grabowski, ale również Andrzej Seweryn jako dyrektor teatru – safanduła.
Film mówi wiele prawd o życiu, o budowaniu relacji, o
konieczności poskromienia własnego ego dla dobra związku, o obowiązku dbania o
bliskich i umiejętności znajdowania priorytetów w życiu. „Sezony” ogląda się
bardzo dobrze i to prawdziwa szkoda, że film przeszedł niezauważalnie przez
ekrany kin, bo to jedna z ciekawszych i lepszych polskich produkcji tego roku,
dlatego ją bardzo polecam.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz