wtorek, 23 lipca 2024

 

„ZABIERZ MNIE NA KSIĘŻYC” (Fly me to the moon), USA / Wielka Brytania 2024

Premiera kinowa:12 lipca 2024


55. rocznica lądowania człowieka na Księżycu zbiegła się z premierą amerykańskiej komedii romantycznej „Zabierz mnie za Księżyc” ze Scarlett Johansson i Channingiem Tatumem w rolach głównych.

Jesteśmy w Ameryce schyłku lat 60-tych. W ramach zimnej wojny i walki o światowe przywództwo Stany Zjednoczone przygotowują się do misji załogowej na Księżyc. Za operację Apollo 11 odpowiedzialny jest astronauta Cole Davis (Tatum), który sam nie może polecieć na Srebrny Glob z powodu problemów z sercem. Bardzo zależy mu na sukcesie przełomowego lotu, przez jego pomyślny przebieg Cole chce zmazać winy związane z klęską misji Apollo 1, w której śmierć poniosła trójka jego przyjaciół.

Aby pozyskać więcej funduszy i poprawić wizerunek NASA tajemniczy szef służb specjalnych Moe Berkus (Woody Harrelson) zatrudnia specjalistkę od reklamy i public relations Kelly Jones (znakomita Johansson) wraz z asystentką Ruby (Anna Garcia) . Kelly to przebiegła atrakcyjna kobieta, która uwielbia intrygi i stosuje różne, często zabawne manipulacje, by zjednać sympatię kolegów z NASA, ale przede wszystkim wspierać projekt Apollo. A że misja lądowania na Księżycu nie może zakończyć się fiaskiem, Kelly zostaje powierzone zadanie kierowania projektem Artemis – stworzenia filmowej wersji lądowania na Księżycu w studiu, która zostanie wyemitowana w telewizji na wypadek niepowodzenia prawdziwej misji Apollo 11.

Do reżyserii inscenizacji Kelly zaprasza ekscentrycznego i egzaltowanego Lance’a Vespertine’a (zabawna rola Jima Rasha, NB zdobywcę Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany za film „Spadkobiercy” George’a Clooneya). Przygotowanie alternatywnej wersji lądowania na Księżycu wiąże się z wieloma zabawnymi perypetiami. Czy taki projekt ma szansę powodzenia? Czy piękna Kelly może być lekarstwem dla chorego serca Cole’a?

Film jest udaną i zabawną produkcją, nawiązującą do sztandarowych przebojów hollywoodzkich lat 60-tych. Widać, że ekipa, reżyser Greg Berlanti i aktorzy dobrze bawili się podczas realizacji filmu. Niektóre sceny są naprawdę komiczne. Ciekawa jest postać Henry’ego Smallsa, jednego z szefów projektu (bardzo ciekawa kreacja Raya Romano). Nie brakuje też momentów wzruszeń, a sceny startowania i lądowania rakiet są na bardzo wysokim poziomie.

Największym atutem filmu jest jednak Scarlett Johansson – aktorka pokazuje, że znakomicie odnalazła się w tej konwencji, niezwykle szybko zmienia nastroje, mówi z różnymi akcentami, rozśmiesza, wzrusza, jest znakomita. Zasługuje na nominację do Oscara i Złotego Globu – bardzo mi się w tej roli podobała. I wygląda bosko.

„Zabierz mnie na Księżyc” to przyzwoite amerykańskie kino, które można zobaczyć bez żadnych obaw. Zapraszam do kina.

Moja ocena: 7/10

 TOP 60 MOON SONGS

Ostatnio celebrowaliśmy 55. rocznicę lądowania człowieka na księżycu, księżyc był w pięknej koźlej pełni, co zainspirowało mnie do przygotowania TOP 60 nagrań ze słowem “MOON” w tytule. Zaskoczyło mnie jak wiele piosenek o księżycu powstało I dla jak wielu artystów  Srebrny Glob jest siłą sprawczą przy twórczej pracy. Wszak „Dark side of the moon” to tytuł jednej z najważniejszych płyt w historii muzyki. Zwycięża Mike Oldfield w uroczym, letnim duecie z Maggie Reilly „Moonlight Shadow” – mam do tego nagrania wiele sympatii i wiąże się z cudownymi wspomnieniami z arkadyjskiej krainy dzieciństwa. Zapraszam na mój subiektywny zestaw TOP 60 piosenek z księżycem w tle i w tytule. Enjoy!  

Dla zainteresowanych link do playlisty MOON SONGS na Spotify:
https://open.spotify.com/playlist/4DiyMqnta8lY9a3W7YQCjj?si=8813f5991c144d16

60. SAVAGE GARDEN To the moon and back
59. SHOWADDYWADDY Under the moon of love
58. GORILLAZ Three hearts, seven seas, twelve moon
57. T. REX By the light of a magical moon
56. U2 Hawkmoon 269
55. THE BEATLES Mr Moonlight
54. NOEL GALLAGHER’S HIGH FLYING BIRDS The man who built the moon
53. THIN LIZZY Dancing in the moonlight
52. ARIANA GRANDE Moonlight
51. OZZY OSBOURNE Bark at the moon
50. ELVIS PRESLEY Blue moon
49. ELLA FITZGERALD How high the moon
48. VAN MORRISON Once in a blue moon
47. DAVID BOWIE Moonage daydream
46. JONI MITCHELL Moon at the window
45. FRANK OCEAN Moon river
44. KID CUDI & EMINEM The adventures of Moon Man and Slim Shady
43. FEIST My moon my man
42. CREEDEMCE CLEARWATER REVIVAL Bad moon rising
41. VOICE OF THE BEEHIVE Man in the moon
40. SADE The moon and the sky
39. BRUNO MARS Talking to the moon
38. KID CUDI Man on the moon
37. PRINCE Under the Cherry Moon
36. THE CULT Brother wolf, sister moon
35. FOO FIGHTERS Virginia moon
34. CAT STEVENS Moonshadow
33. STING Sister moon
32. FRANK SINATRA Fly me to the moon
31. ROBBIE ROBERTSON Sonny got caught in the moonlight
30. GEORGE BENSON Kisses in the moonlight
29. BRANDY Full moon
28. KANYE WEST, KID CUDI & DAN TOLIVER Moon
27. BON IVER 21 Moon water
26. NOEL GALLAGHER’S HIGH FLYING BIRDS Blue moon rising
25. TOPLOADER Dancing in the moonlight
24. BECK Blue moon
23. TINA ARENA Sorrento moon
22. KALI UCHIS Moonlight
21. NEIL YOUNG Harvest moon
20. ECHO AND THE BUNNYMAN The killing moon
19. RADIOHEAD Sail to the moon
18. ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA Ticker to the moon
17. JAMIROQUAI Everybody’s going to the moon
16. STING Moon over Bourbon Street|
15. HENRY MANCINI / AUDREY HEPBURN Moon river
14. RAH BAND Clouds across the moon
13. POLICE Walking on the moon
12. CORINE BAILEY RAE Been to the moon
11. BIPOLAR SUNSHINE Deck chairs on the moon
10. KAREN O & EZRA KOENING The moon song
9. NORAH JONES Shoot the moon
8. SHAKESPEAR’S SISTER Moonchild
7. R.E.M. Man on the moon
6. DURAN DURAN New moon on Monday
5. ENYA Shepherd moon
4. WATERBOYS The whole of the moon
3. CLAIRE HAMILL The moon is a powerful lover
2. COLOURBOX The moon is blue
1. MIKE OLDFIELD & MAGGIE REILLY Moonlight shadow



poniedziałek, 22 lipca 2024

 

MAŁGORZATA OLIWIA SOBCZAK „Kolory zła. Czerwień”, Wydawnictwo W.A.B. 2021


Jeśli macie ochotę przeczytać thriller trzymający w napięciu od pierwszej po ostatnią stronę, polecam pierwszy tom tetralogii „Kolory zła” Małgorzaty Oliwii Sobczak – „Czerwień”. Jestem po wakacyjnej lekturze tej pozycji i pozostaję pod jej ogromnym wrażeniem. Książka została właśnie zekranizowana, czego efekty można oglądać na platformie Netflix (ja jeszcze filmowej adaptacji nie widziałem).

Wszystko rozgrywa się w Trójmieście. Krystyna Dumska podczas rutynowego porannego spaceru po plaży z psem odnajduje zwłoki młodej dziewczyny. Podczas oględzin policji okazuje się, że ofiara ma wycięte usta, czy, jak to jest profesjonalnie nazywane w książce, czerwień wargową. Okazuje się, że denatką jest pracownica sklepu jubilerskiego, Martyna Kaleta. Sprawę prowadzi młody, zdolny, przystojny prokurator Leopold Bilski wraz ze swoją atrakcyjną asystentką, Anną Górską.

Zabójstwo Martyny Kalety niepokojąco przypomina historię sprzed 17 lat, jeszcze z lat 90-tych, kiedy w Trójmieście brutalnie zabito Monikę Bogucką, córkę sędzi Heleny Boguckiej. Ciało atrakcyjnej licealistki również zostało odnalezione z wyciętymi ustami. Czy to powrót seryjnego mordercy po nieomal dwóch dekadach? Retrospekcje pozwalają nam wrócić do Gdańska, Gdyni i Sopotu końca XX wieku, przypomnieć sobie Polskę po postkomunistycznej transformacji i uświadomić sobie, jak niebezpiecznym, zarządzanym przez mafię miejscem było wówczas Trójmiasto.

Czy zaangażowany prokurator rozwiąże zagadkę okrutnych mordów? Czy obie sprawy coś lub ktoś łączy?

Małgorzata Oliwia Sobczak tworzy niezwykle sprawną i wciągającą historię, od której trudno się uwolnić. Postaci są bardzo wiarygodne i interesujące, nawet pozbawieni skrupułów mafiozi. Opowieść podana jest w jasny, intrygujący i utrzymujący tempo sposób. Pisarka posługuje się ładnym, bogatym językiem, co nie jest oczywiste w przypadku kryminałów (i ogólnie – współczesnej literatury). Atrakcyjne jest odtworzenie w retrospekcjach realiów życia lat 90-tych, okresu, który wydarzył się tak niedawno, ale tak łatwo jest zapomnieć pewne szczegóły, które wydarzyły się blisko 30 lat temu. Książka jest dobra i po prostu inteligentna.

Moim ubiegłorocznym odkryciem kryminalnym był Jakub Szamałek z trylogią „Ukryta prawda”. W tym roku tę pozycję zajmuje Małgorzata Oliwia Sobczak z cyklem czterech powieści „Kolory zła”. Przede mną jeszcze „Czerń”, „Biel” i „Żółć”.

Bardzo gorąco polecam „Czerwień” wielbicielom ciekawych kryminałów. Zwłaszcza mieszkańcy i admiratorzy Trójmiasta świetnie odnajdą się w opisywanych przez autorkę niebezpiecznych nadbałtyckich meandrach. Gwarantuję rozrywkę na wysokim poziomie.

Moja ocena: 9/10

niedziela, 21 lipca 2024

 

„DO USŁUG SZANOWNEJ PANI” (Completement crame), Luksemburg / Francja 2023


Premiera kinowa: 7 czerwca 2024

W kinie francuskim jest coś szczególnego, magicznego. Może to kwestia wrażliwości francuskich twórców, może piękno języka? Czy tej magii i uroku nie zabrakło w romantycznej produkcji „Do usług szanownej pani” w reżyserii Gillesa Legardiniera?

Andrew Blake (zabawny John Malkovich) jest człowiekiem sukcesu, właścicielem świetnie prosperującej firmy, właśnie ma odebrać nagrodę Człowieka Roku, kiedy nagle decyduje, że nie pojawi się na ceremonii i opuszcza Londyn. Udaje się do tajemniczego pałacyku we Francji, gdzie przed laty poznał swoją żonę – Francuzkę, którą niedawno stracił. Na skutek nieoczekiwanego zbiegu okoliczności, zamiast zatrzymać się tam w pokoju dla gości, przyjmuje pracę lokaja. Jego przełożoną zostaje apodyktyczna Odile (Emilie Dequenne), która pod przykrywką dyscypliny skrywa dobre, samotne serce. W posiadłości pracuje również ogrodnik i złota rączka Magnier (Philippe Bas) oraz Manon (Eugenie Anselin), która ma duży problem, bo jest w nieplanowanej ciąży z nieodpowiednim partnerem. I, oczywiście, jest jeszcze piękna właścicielka dworku – Nathalie (cudowna Fanny Ardant) – wdowa cierpiąca po utracie męża.

Pojawienie się w pałacu angielskiego lokaja daje posiadłości nowe życie i wprowadza wiele zabawnych i pozytywnych zmian. Niestety, finansowa sytuacja posiadłości nie jest najlepsza i być może Nathalie będzie musiała rozstać się z rodzinną siedzibą i zwolnić służbę. Jak w tej sytuacji zachowa się Andrew – bogaty filantrop w przebraniu dystyngowanego majordomusa?

Cała historia ma w sobie wprawdzie wiele uroku i w filmie pojawia się dużo zabawnych i wzruszających scen, ale cały obraz wydaje się … nieszczery, nieco sztuczny, nieprawdziwy. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w jak najlepszym porządku – udany scenariusz, fantastyczni aktorzy z Ardant i niezastąpionym Malkovichem na czele, ładne zdjęcia w ciekawej lokalizacji, ale twórcom nie udało się odtworzyć atmosfery, którą znamy z francuskiego kina, choćby z doskonałych „Ośmiu kobiet” Francoisa Ozona. Jeśli przy oglądaniu filmu, pojawiają się ckliwe, lekko żenujące momenty, nie można tego dzieła do końca uznać za udane.

Mimo wszystko, dałbym szansę filmowi „Do usług szanownej pani” , choćby za rolę Johna Malkovicha, za wybuchową mieszankę charakterów głównych postaci oraz za cudowne domki dla jeży, które budował Magnier.

Moja ocena: 6/10

 

WSPOMNIENIE O SERIALU „BEVERLY HILLS 90210”


Mija tydzień od śmierci Shannen Doherty – aktorki grającej rolę Brendy Walsh w przebojowym serialu „Beverly Hills 90210” i chciałbym napisać dziś kilka słów na temat znaczenia tej produkcji dla świata popkultury i choć często powtarzam, że jestem absolutnie „nieserialowy”, dawno, dawno temu, kiedy telewizja była jeszcze najważniejszym medium dla ludzi, chętnie seriale oglądałem, a przez kilka sezonów nie opuszczałem żadnego odcinka „90210” – i myślę, że było to doświadczenie pokoleniowe większości dzieciaków urodzonych w latach 70-tych i 80-tych.

Dlaczego serial był takim hitem i tak mocno przyjął się w Polsce? Chyba od początku wiadomo było, że nie pokazuje prawdziwego obrazu Ameryki, że dzieciaki z Beverly Hills są megabogate i uprzywilejowane, że mają wysoko postawionych rodziców, że żyją innym życiem niż my. Emisja „90210” przypadła na czasy postkomunistycznej transformacji w naszym kraju i ten serial paradoksalnie pomógł nam, młodym wówczas ludziom, mentalnie w tej transformacji. Nagle zobaczyliśmy naszych rówieśników w innym – bajecznie kolorowym, zamożnym świecie, do którego było nam bardzo daleko, ale okazało się, że te amerykańskie dzieciaki są do nas w jakiś sposób podobne – mają takie same problemy z rodzicami, ze szkołą, popadają ze sobą w konflikty, by później szybko i spektakularnie się pogodzić, przeżywają pierwsze miłości, pierwsze sukcesy i upadki. Dodatkowo pomagał fakt, że główni bohaterowie – bliźnięta Brenda (Shannen Doherty) i Brendon (Jason Priestley) byli tacy troszkę inni od reszty dzieciaków, byli tacy trochę jak my – do Kalifornii przeprowadzili się z prowincjonalnej Minnesoty i musieli walczyć o akceptację, ale byli w tym niezwykle skuteczni. To dawało nam poczucie, że może nam też się uda dogonić resztę bogatego zachodniego świata i zostaniemy tam przyjęci – tak jak Welshowie.

Serial opowiadał historię paczki przyjaciół, którą tworzyli wspomniani już Brenda i Brendon oraz Kelly (Jennie Garth), jej chłopak Dylan (Luke Perry), Donna (Tori Spelling – córka producenta serialu), początkujący muzyk David (Brian Austin Green), Steve (Ian Ziering) oraz trochę przemądrzała Andrea (Gabrielle Carteris). Wszyscy aktorzy byli atrakcyjni, świetnie ubrani i spełniali swoje marzenia. Mieli wiele problemów, ale wszystkie prędzej czy później udawało się rozwiązać. Nie sposób było ich nie pokochać.

Przeciwnicy produkcji podkreślali, że serial nie oddaje prawdy o współczesnej Ameryce, że główni bohaterowie to prowadzący ekskluzywne życie białe dzieciaki i nie ma wśród nich choćby jednego bohatera czarnoskórego. Między innymi dlatego w obsadzie pojawił się Latynos Mark Damon Espinoza jako Jesse i zaczęto eksponować wątek Andrei jako osoby pochodzenia żydowskiego. Mimo tych mankamentów serial był oglądany na całym świecie i zdobył fenomenalną popularność. Przez co najmniej cztery sezony „Beverly Hills 90210” kochałem i ja.

Kiedy tydzień temu w niedzielę dotarła do nas przykra wiadomość o śmierci serialowej Brendy, zrobiło mi się naprawdę smutno. Wprawdzie wcześniej odszedł inny ważny aktor z obsady serialu – Luke Perry, grający w filmie przystojnego Dylana, ale to śmierć Shannen Doherty tak bardzo mnie poruszyła, może dlatego, że wolałem Brendę jako bohaterkę, a może dlatego, że śledziłem walkę aktorki z chorobą nowotworową, walkę przegraną. Nie znam innych pozycji z filmografii Doherty, nie oglądałem jej drugiego przebojowego serialu „Czarodziejki”, ale jako Brendy tak po prostu, po ludzku, będzie mi jej brakować.

Myślę, że moje przemyślenia związane z serialem mogą być doświadczeniem wielu przedstawicieli mojego pokolenia, ludzi, którzy dorastali w latach 90-tych i obserwowali na ekranach telewizyjnych losy młodych Walshów i ich przyjaciół. Chętnie wróciłbym do „Beverly Hills 90210”, a jeszcze bardziej do moich lat młodzieńczych…

wtorek, 16 lipca 2024

 
RELACJA Z KONCERTU EDA SHEERANA
W GDAŃSKU


W ubiegłą sobotę – 13 lipca – wraz z 60 tysiącami fanów w Polsat Plus Arenie w Gdańsku miałem niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w koncercie jednego z najpopularniejszych współczesnych artystów – Eda Sheerana w ramach jego trasy „+ - =  ÷ x”. Od razu wyznam, że nie jestem wielkim wielbicielem muzyka. Lubię kilka jego piosenek, mam wybrane płyty, ale nie jestem admiratorem jego twórczości. Bardziej doceniam Sheerana jako zjawisko muzyczne – jak to się stało, że taki zwykły angielski chłopak rzucił na kolana cały świat i sprzedał miliony płyt. Jakość koncertu i stworzona przez wokalistę atmosfera zdecydowanie przerosły moje oczekiwania.  

Zaczęło się bardzo dobrze od występu artysty wspomagającego, a był nim Calum Scott – finalista edycji Britain’s Got Talent z 2015 roku. Scott pokazał, że ma świetny wokal. Zaprezentował hity z obu swoich płyt z największym przebojem – piękną interpretacją „Dancing on my own” z repertuaru Robyn na czele, ale też świeżutkim singlem „Roots”, który zaledwie dzień wcześniej trafił do serwisów streamingowych. Był bardzo sympatyczny, otwarty, ale zaskoczył brakiem wykonania jednego z największych przebojów – „You are the reason”.

Po kilku minutach sceną zawładnął sam Ed Sheeran – wulkan pozytywnej energii, bardzo zdolny gitarzysta i wokalista i, jak się okazało, niezwykle sympatyczny i skromny człowiek. Ubrany był w prosty, czarny T-shirt z kolorowym napisem GDAŃSK, co było przemiłym ukłonem w stronę fanów. Pod koniec koncertu przebrał się w koszulkę piłkarską. Ciekawostkę stanowił fakt, że był na okrągłej, obrotowej scenie zupełnie sam, a jego muzycy zostali umiejscowieni na platformach niedaleko sceny. Telebimy miały kształt kostek do gitary, a od każdej z platform odchodziła w górę okrągła konstrukcja, na której wyświetlane były efekty specjalne. Było to naprawdę spektakularne.

Ed Sheeran wykonał większość swoich największych przebojów pochodzących z płyt nazywanych z matematyczną obsesją: „+” z 2011 roku, „x” z 2014, „÷” z 2017, „=” z 2021 oraz „-”  z 2023. Koncert rozpoczęło przebojowe i nieco nostalgiczne nagranie „Castle on the hill”, a potem pojawiały się kolejne hity – te szybkie, energetyzujące, jak „Sing”, czy „Galway girl”, czy balladowe, jak „Perfect”, czy „Photograph”. Co ciekawe, te nieco mdłe, nudnawe nagrania, jak „Thinking out loud”, na koncercie w nowych aranżacjach nabrały nowego wyrazu i stały się w ten sposób atrakcyjniejsze. Nie zabrakło poruszającego utworu „A Team”, który otworzył Sheeranowi drzwi do ogromnej kariery. W środku koncertu Sheeran zaśpiewał też wiązankę przebojów z albumu „No.6 Collaborations Project” – „River”, które w oryginale śpiewał z Eminemem, „Peru” – utwór z Fireboyem DML, „Beautiful people” znane z duetu z Khalidem oraz „I don’t care” – wielki przebój wykonany na płycie z Justinem Bieberem.  W trakcie koncertu wyjaśniła się zagadka, dlaczego w secie Caluma Scotta zabrakło „You are the reason” – artyści znakomicie wykonali nagranie wspólnie. Sheeran zaskoczył, wykonując także swoja wersję współtworzonego przez siebie przeboju Justina Biebera „Lose yourself”, a w myśl zasady Save the best for last na bis zostawił trzy „You need me I don’t need you”, fantastyczne „Shape of you” (mój ulubiony fragment koncertu) i „Bad habits”.

Najlepsze momenty? Dla mnie, jak już wspomniałem „Shape of you”, „Give me love” oraz „Sing”. Czy czegoś zabrakło? Bardzo cenię nagranie „I see fire” ze scieżki dźwiękowej do filmu „Hobbit: Pustkowie Smauga”, ale tej piosenki Sheeran nie wykonał.

Wielkie wrażenie robiła oprawa techniczna koncertu: bardzo dobra jakość dźwięku oraz niezwykłe efekty specjalne, niesamowite wizualizacje, efekty pirotechniczne i pokazy fajerwerków, ale elementem koncertu, który najbardziej zaskoczył i sprawił, że koncert z trasy  „+ - =  ÷ x” pozostanie niezapomnianym był sam Ed Sheeran. Artysta przez dwie godziny dawał z siebie wszystko – grał, śpiewał, biegał, skakał, nawiązał fantastyczny kontakt z publicznością i opowiadał o tournée, o procesie twórczym, o swojej historii oraz blaskach i cieniach bycia gwiazdą. To nie płyty Eda Sheerana przekonały mnie do wokalisty, ale właśnie ten koncert i jego ogromne zaangażowanie. Dokładnie rok temu miałem okazję uczestniczyć w koncercie innego brytyjskiego wokalisty - megagwiazdy, Harry’ego Stylesa  i o ile wolę twórczość Stylesa, na koncercie Sheeran wypadł o wiele lepiej. Teraz na pewno pełniej rozumiem fenomen tego młodego Anglika, który jest na czwartym miejscu najchętniej oglądanych artystów wszech czasów na youtube (po Bad Bunny’m, BTS i Justinie Bieberze) i szóstym najczęściej słuchanym wykonawcą na Spotify (po Drake’u, Taylor Swift, Bad Bunny’m, The Weekend i Justinie Bieberze).

Kłamałbym, gdybym powiedział, że Ed Sheeran nagle stał się moim ulubionym piosenkarzem, ale jego koncert z cała pewnością zbliżył mnie do jego twórczości i jeśli będziecie kiedyś mieli szansę na udział w koncercie (choćby za rok we Wrocławiu), polecam gorąco!




poniedziałek, 15 lipca 2024

 

„HORYZONT. ROZDZIAŁ 1” (Horizon: An American Saga – Chapter 1), USA 2024

Premiera kinowa: 28 czerwca 2024


Dzieło Kevina Costnera z 1990 roku, obsypana Oscarami monumentalna epopeja „Tańczący z wilkami”, bez wątpienia należy do najwybitniejszych filmów w historii kina. Po blisko 35 latach Costner – aktor i reżyser – wraca do tematyki podboju Dzikiego Zachodu i relacji białych przybyszów na amerykański kontynent z rdzennymi mieszkańcami ziem, czego owocem staje się :Horyzont”. Czy Costnerowi udało się stworzyć podobny i równie udany obraz?

Trailer zapowiadał „Horyzont” jako epickie, wielowątkowe dzieło z plejadą gwiazd, niezwykłymi ujęciami, wartką akcją i pasjonującą fabułą. Chciało się czekać na ten film, ale czy było warto?

W teorii film posiada prawie wszystko, czego moglibyśmy wymagać od dobrego westernu – są piękne widoki, dobry reżyser, nieźli aktorzy, Indianie, źli i dobrzy Amerykanie, wojna secesyjna w tle, nieprzewidywane śmierci i romantyczne miłości, ale tego wszystkiego jest w filmie Costnera po prostu za dużo. Mamy wątek rodziny Kittredge, która traci ojca i syna podczas ataku Indian na wioskę osadników, a ocalała z masakry Franes  (Sienna Miller) wraz z córką Elizabeth zostaje uratowana przez żołnierzy i nawiązuje płomienny romans z przystojnym porucznikiem Trentem Gephartem (Sam Worthington). W tym samym czasie prostytutka Marigold (Abbey Lee) ucieka wraz z dzieckiem swojej przyjaciółki Ellen (Jena Malone), którą za postrzelenie ich ojca prześladuje rodzina okrutnych Sykesów. Marigold otrzymuje nieoczekiwaną pomoc od Hayesa Ellisona (w tej roli sam Kevin Costner). Równolegle śledzimy losy irytującej brytyjskiej pary Juliette (Ella Hunt) i Hugh (Tom Payne), którzy wędrują wraz z innymi osadnikami do miasteczka Horizon i mimo angielskich manier, łamią wszelkie konwencje obowiązujące na szlaku. Od czasu do czasu poznajemy realia z perspektywy różnych indiańskich plemion.

Zgubiliście się już trochę? Pewnie tak. Wątków i postaci jest naprawdę dużo, w dodatku scenariusz przenosi akcję filmu z jednego stanu do kolejnego, a niektóre sceny dzieli kilka lat, czasami nawet cztery. Powoduje to, że film jest chaotyczny, mało konkretny i przez to robi się po prostu nudny. Trwa 180 minut i podczas projekcji naprawdę czekałem na koniec. Jedyny wątek, który rzeczywiście przykuł moją uwagę była kwestia ucieczki Marigold z małym Samem.

Najmocniejszą stroną filmu są przepiękne ujęcia – Costner doskonale wiedział, gdzie w Ameryce wybrać miejsca na najlepsze plenery. Urzeka także muzyka autorstwa Johna Debneya.

„Horyzont” to zmarnowana szansa na wybitne kino gatunkowe, epicką sagę ukazującą początki amerykańskiej państwowości. Zamiast tego otrzymujemy zlepek luźno związanych ze sobą historii, które do niczego nie prowadzą i wydają się niewiarygodne. Może to problem sagi – poznaliśmy przecież dopiero pierwszą część. Film jednak rozczarowuje, nie zaciekawia i trudno jest mi zachęcać kogokolwiek do seansu.

Wieść gminna głosi, że w związku z klęska finansową (głównie w amerykańskich kinach) i artystyczną kolejne części „Horyzontu” nie wejdą na ekrany kin. Poczekamy, zobaczymy…

Moja ocena: 4/10

piątek, 12 lipca 2024

 
„DO GRANIC” (Upon entry / La llegada), Hiszpania 2022

Premiera kinowa: 14 czerwca 2024


Jeśli chcecie zobaczyć niezły, trzymający w napięciu thriller, polecam hiszpańską produkcję „Na granicy”, która trafiła do polskich kin.

Elena i Diego właśnie wylądowali na lotnisku w Nowym Jorku i śpieszą się na lot do Miami. Ona jest Hiszpanką, on – pochodzi z Wenezueli, ale od kilku lat mieszka w Europie i jest w związku cywilnym z Eleną. Podczas rutynowej kontroli bohaterowie zostają zatrzymani na kontrolę osobistą. Rozpoczyna się przesłuchanie, które pochłania większą część filmu. Zmieniają się przesłuchujący, pytania odchodzą i powracają, stają się coraz bardziej osobiste i wyraźnie zaczynają przekraczać społeczne normy. Momentami Diego odpowiada na pytania indywidualnie, następnie Elena zostaje sama w pokoju przesłuchań. Na światło dzienne wychodzą tajemnice z przeszłości.

Film ogląda się w dużym dyskomforcie, bo nie wiadomo, do czego prowadzi przesłuchanie i z czym będą musieli zmierzyć się główni bohaterowie i czy ostatecznie zostaną w Ameryce, a zakończenie filmu jest prawdziwie zaskakujące… ”Do granic” przypomina tu nieco ubiegłoroczny przebój kina niezależnego „Reality”. Dużą zasługą atmosfery stworzonej w filmie są bardzo dobre role Alberto Ammanna jako Diego i Bruny Cusi jako Eleny – bohaterowie są kompletnie zagubieni, zdezorientowani, nie mają pojęcia, dlaczego zostali zatrzymani i nie mogą kontynuować podróży. Sytuację komplikuje fakt, że Elena jest diabetyczką i czuje się coraz gorzej, czego wyraźnie nie rozumieją oficerowie imigracyjni, zaś na Diego przed budynkiem lotniska czeka jego przyrodni brat.

Intrygujące i wieloznaczne jest polskie tłumaczenie tytułu filmu: Diego i Elena dotarli do granicy, ale do jakich granic są w stanie doprowadzić ich urzędnicy emigracyjni?

Film jest po prostu dobry – prosty, stosunkowo krótki i utrzymujący tempo, mimo jedności miejsca i czasu, bo większość akcji rozgrywa się w lotniskowej sali przesłuchań.

Ten film powinni zobaczyć polscy prawicowcy, biali katolicy, przeciwnicy imigracji. Film pokazuje bowiem, że nie musisz pochodzić z Afryki, czy Azji, by nagle utknąć gdzieś na granicy, bez prawa wstępu do jakiegoś kraju, nawet jeśli jesteś Europejczykiem, a Twój kraj jest w Unii Europejskiej, co stało się przypadkiem Eleny.

Nie jest to sympatyczna wakacyjna propozycja, choć wiąże się tak mocno z podróżowaniem. Film mi się zwyczajnie spodobał i chciałbym go Państwu polecić.

Moja ocena: 8/10

 TOP 60 SUZANNE VEGA

Wczorajszą solenizantką była niezwykła amerykańska piosenkarka – Suzanne Vega. Świat pokochał ją w 1987 roku, kiedy wydała przepiękną, choć arcysmutną piosenkę, „Luka”, a remix nagrania  a capella „Tom’s Diner” zrobił z Suzanne gwiazdę. Suzanne Vega imponuje mi tym, że jest po prostu dziewczyną z gitarą, staje na scenie i pięknie śpiewa mądre teksty do prostych melodii. Nie ma fajerwerków, nie ma efektów specjalnych, ale jest magia, dzięki której chce się słuchać płyt Artystki. Z Suzanne Vegą związane są dwie anegdoty z mojego życia. Kiedyś na Liście Trójki Pan Marek prowadził konkurs „Siedem pytań”. Podczas jednej z edycji pytania były naprawdę trudne i przyszły tylko dwie poprawne odpowiedzi i Pan Marek wraz z Marią długo się na ten temat rozwodzili, rzekomo losując zwycięzcę. Ostatecznie zwycięzców było dwoje, a jednym z nich – ja. Jedno z pytań dotyczyło tytułu najnowszej wówczas płyty Vegi, a był to album „Days of Open Hand”. Z kolei na ustnej maturze z angielskiego wylosowałem artykuł o fenomenie Suzanne Vegi w Stanach Zjednoczonych. Ja już wówczas byłem chart freakiem i z lubością, referując tekst, przytaczałem tytuły albumów i singli i ich pozycje na liście Billboardu. Pamiętam, że pytająca mnie Pani Bożenka (potem wieloletnia koleżanka z pracy) powiedziała nagle: „A możesz to powtórzyć”, więc bez problemu to uczyniłem, a anglistka skomentowała: „Naprawdę dużo zapamiętałeś z tego artykułu”. I jak tu nie lubić Suzanne Vegi? Przedstawiam mój subiektywny TOP 60. Enjoy!


60. Harper Lee
59. Wooden horse (Caspar Hauser’s song)
58. Neighborhood g
irls
57. Pilgrimage
56. Cracking
55. Woman in the tier (I’ll see you through)
54. Institution green
53. Language
52. Headshots
51. Small blue thing
50. Knight moves
49. Birthday (love made real)
48. Blood sings
47. Those whole girls (Run in grace)
46. Predictions
45. Rock in this pocket (Song od David)
44. Freeze tag
43. Straight lines
42. Some journey
41. Calypso
40. Rusted pipe
39. Penitent
38. Men in a war
37. Ludlow street
36. I never wear white
35. In the eye
34. If you were in my movie
33. The widow’s walk
32. Gypsy
31. Room off the street
30. Pornographer’s dream
29. The queen and the soldier
28. Night vision
27. Unbound
26. Undertow
25. Last year’s trouble
24. No cheap thrills
23. Big space
22. We of me
21. (I’ll never be) Your Maggie May
20. Fool’s complaint
19. In Liverpool
18. Fifty-fifty chance
17. Frank and Ava|
16. World before Columbus
15. 99.9 F
14. Ironbound / Fancy Poultry
13. Tired of sleeping
12. Marlene on the wall
11. Rosemary (Remember me)
10. Book and cover
9. Tom’s diner
8. Book of dreams
7. Caramel
6. Left of center (& JOE JACKSON)
5. When heroes go down
4. Blood makes noise
3. Solitude standing
2. Tom’s diner (& DNA)
1. Luka 



czwartek, 4 lipca 2024

 

TOP 60 LISTA PRZEBOJÓW TRÓJKI – ROK 1993 – MOJE PODSUMOWANIE

Dziś kolejna odsłona mojego cyklu. Systematycznie  prezentuję podsumowania roczne Listy Trójki (TOP 60) widziane moimi oczami – moja wizja kolejności tych sześćdziesięciu najważniejszych nagrań roku. Dziś rok 1993.

To dla mnie dość spokojny rok. Kończę pierwszy rok studiów i dochodzę do wniosku, że ta anglistyka chyba jednak jest dla mnie (podczas pierwszego roku miałem co do tego wiele wątpliwości). Oglądam dużo MTV i fascynuję się brytyjską listą przebojów i, oczywiście, słucham Trójki.

Muzycznie zakochałem się w Bjork i jej pierwszym solowym albumie po odejściu z grupy Sugarcubes. Jej muzyka była dla mnie czymś niesamowitym i w wakacje ’93 wysłuchałem kasety Bjork chyba ze 100 razy. Swój najlepszy album w historii wydali Duran Duran – zespół, który zawsze ceniłem.  „Duran Duran”, czy „The Wedding Album” jak nazywali go niektórzy, był to perfekcyjny gitarowy pop, a „Ordinary world” do dziś uważam za jedną z najładniejszych piosenek wszech czasów. I wreszcie zespół Blur wydał rewelacyjny britpopowy album „Modern life is rubbish” - był doskonały, a była to dopiero zapowiedź tego, co miało się wydarzyć. Moim polskim hitem był „King” T.Love – nagranie idealne – tekstowo i muzycznie. Dużo słuchałem tego zespołu w 93. Powoli odkrywałem grupę Hey, ale ich debiutancka płyta wydawała mi się nierówna – obok doskonałego „Dreams” pojawiał się przeciętny „Teksański”. Moja miłość do zespołu i bezgraniczne oddanie Kaśce Nosowskiej miały dopiero nadejść.

Oto mój subiektywny obraz podsumowania Listy Przebojów Trójki w roku 1993. W nawiasie zamieszczam pozycję z oficjalnego podsumowania LP3. Enjoy! 

60. IRA Sex (53)
59. GUNS’N’ROSES Civil war (20)
58. WILKI N’Avoie (44)
57. BON JOVI Bed of roses (14)
56. MICHAEL JACKSON Will you be there (40)
55. MR. Bifg To be with you (43)
54.
METALLICA Sad but true (46)
53. FREDDIE MERCURY In my defence (18)
52. MAREK JACKOWSKI wżyciu trzeba zawsze wolnym być (26)
51. MICHAEL JACKSON Heal the world (13)
50.
FREDDIE MERCURY Livin’ on my own (34)
49. DE MONO Statki na niebie (32)
48. CHŁOPCY Z PLACU BRONI Kocham Cię ’93 (60)
47. WILKI Nie zabiję nocy (48)
46. DE MONO znów jesteś ze mną (48)
45. KOBRANOCKA Hipisówka (17)
44. 4 NON BLONDES What’s up (10)
42. BRYAN ADAMS Please forgive me (45)
42. UGLY KID JOE Cats in the cradle (31)
41. AEROSMITH Cryin’ (11)
40. AEROSMITH Livin’ on the edge (34)
39. IRA Wiara (1)
38. SOUL ASYLUM Runaway train (4)
37. GOLDEN LIFE Oprócz (35)
36. U2 Numb (36)
35. KAZIK Celina (35)
34. ELTON JOHN The last song (38)
33. MICHAEL JACKSON Give it to me (2)
32. DEPECHE MODE I feel you (22)
31. MEAT LOAF I’d do anything for you (but I won’t do that) (57)
30. INXS Beautiful girl (39)
29. VANGELIS Conquest of Paradise (56)
28. PEARL JAM Crazy Mary (23)
27. FAITH NO MORE Easy (27)
26. UB 40 (I can’t help) Falling in love with you (58)
25.
HEY Teksański (8)
24. DE MONO Ostatni pocałunek (25)
23. T.LOVE stany (50)
22. WILKI Eli Lama Sabachtani (5)
21. EROS RAMAZZOTTI Cose della vita (49)
20. STING Shape of my heart (52)
19. BAJM Płomień z nieba (19)
18. R.E.M. Man on the moon (15)
17.
STING Fields of gold (37)
16. KULT Baranek (41)
15. HEY & EDYTA BARTOSIEWICZ Moja i twoja nadzieja (12)
14. DEPECHE MODE walking in my shoes (29)
13. GOLDEN LIFE wszystko to co mam (7)
12. JANET JACKSON That’s the way love goes (51)
11.
BEVERLEY CRAVEN Love scenes (33)
10. ZIYO Magiczne słowa (30)
9. T.LOVE Dzikość serca (59)
8. MAANAM Bez ciebie umieram (42)
7. DURAN DURAN Come undone (21)
6. R.E.M. Everybody hurts (2)
5. ANNIE LENNOX Love song for a vampire (47)
4. HEY Dreams (6)
3. T.LOVE King (16)
2. DURAN DURAN Ordinary world (24)
1. WHITNEY HOUSTON I will always love you (9)




 

 

„W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI 2” (Inside Out 2), USA 2024


Premiera kinowa: 12 czerwca 2024

Czy pamiętacie przygody małej dziewczynki Riley z filmu „W głowie się nie mieści” z 2015 roku? Dzięki tej nowatorskiej produkcji studia Disney – Pixar można się było dowiedzieć , czym w życiu małego dziecka są emocje i co dzieje się w głowie takiego brzdąca. Równolegle z akcją filmu w jasny, sugestywny sposób pokazany był mózg dziecka, gdzie rolę podstawowych emocji, takich jak Radość, Złość, czy Smutek – zagrały animowane postaci obdarzone imionami – nazwami tych emocji.

Film okazał się ogromnym przebojem, wszyscy podkreślali jego urok i edukacyjną wartość i aż dziwne, że na drugą część filmu musieliśmy czekać długie dziewięć lat. To obecnie największy hit w kinach całego świata, bijący wszelkie rekordy popularności.

Riley jest już nastolatką – właśnie obchodziła swoje 13=ste urodziny i obok znanych nam już, zaprzyjaźnionych z dziewczynką i z widzem emocji, w jej głowie pojawiają się całkowicie nowe odczucia – Niepewność, Odraza, Zazdrość, Nuda, Wstyd. Ku ogromnemu zaskoczeniu Radości i jej przyjaciół nowe postaci bezceremonialnie wprowadzają się do mózgu Riley. Pojawia się tam także hałaśliwa ekipa budowlana, która ma przygotować grunt pod emocjonalne dojrzewanie Riley.

A dziewczynka jest w trudnym dla siebie okresie, ma częste wahania nastroju. Zbliża się koniec szkoły podstawowej, a Riley dowiaduje się, że jej najbliższe przyjaciółki wybrały inne liceum. W dodatku marzy, aby dostać się do licealnej drużyny hokejowej dziewcząt. Dlatego jedzie na wakacyjny obóz szkoleniowy, gdzie poznaje licealistki i bardzo się nimi fascynuje. Na obozie z Riley dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, co cały czas widzimy, obserwując zmagające się ze sobą nowe i stare emocje w jej głowie.

„W głowie się nie mieści 2” to niezwykle udana i fantastycznie zrealizowana kontynuacja przeboju sprzed lat. Pomysł, na ukazanie tego, co dzieje się w głowie nastolatki poprzez animację, jest genialny i bardzo sugestywny. Film na pewno pozwoli młodym widzom nieco inaczej spojrzeć na to, co dzieje się z ich uczuciami i emocjami. W filmie jest dużo humoru. Animowane emocje, nawet te z pozoru negatywne, budzą wiele sympatii i pokazują, że też są potrzebne. Film w dobry sposób obrazuje też rolę pasji w życiu młodego człowieka i podkreśla, że hobby i wola zwycięstwa nie powinny stać się czyjąś obsesją.

Dodatkowym walorem filmu są świetne tłumaczenie i znakomity polski dubbing.

Ten film to „MUST” dla dzieciaków i nastolatków, choć jestem przekonany, że niejeden dorosły odnajdzie w nim wiele ciekawostek i dziecięcej radości. Polecam.

Moja ocena: 8,5/10

 

BARBARA KINGSOLVER „Demon Copperhead” Wydawnictwo Filia 2023


Barbara Kingsolver jest jedną z najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych współczesnych pisarek amerykańskich i wszystko wskazuje na to, że właśnie stworzyła swoje opus magnum – nagrodzoną Pulitzerem 2023 oraz jedną z moich ulubionych literackich nagród Women’s Prize for Fiction 2023 – „Demon Copperhead”. To z całą pewnością najlepsza książka, jaką przeczytałem w pierwszym półroczu ’24 i nie sądzę, żeby jakakolwiek pozycja zagroziła temu tekstowi w zdobyciu tytułu mojej książki roku. Od razu zwrócę uwagę na magiczność polskiego przekładu książki, autorstwa niezrównaej Kai Gucio.

„Demon Copperhead” – czy tytuł nie budzi jakichś skojarzeń? „David Copperfield” Charlesa Dickensa? Bingo! „David Copperfield” był jedną z moich ulubionych lektur na seminarium z powieści brytyjskiej. To wielowarstwowe, prezentujące wielu bohaterów arcydzieło prozy wiktoriańskiej o chłopcu, który wbrew przeciwnościom losu osiąga sukces w życiu, stało się inspiracją dla Kingsolver – w historii Demona możemy odnaleźć ślady życia Davida, a wśród bogatej galerii postaci łatwo zidentyfikować te inspirowane powieścią Dickensa.

Barbara Kinsolver przenosi jednak akcję z XIX-wiecznej Anglii do Ameryki lat 90-tych ubiegłego stulecia, ale nie jest to Ameryka, jaką znamy z filmów ukazujących słoneczne Los Angeles, czy wielkomiejski Nowy Jork. Autorka prezentuje nam biedną prowincję, którą rzadko widać w serialach czy filmach, biedę i przestępczość prowincji, wiecznie zaćpane dzieciaki, które nie mogą uciec od patologii swoich rodziców, jeśli ich w ogóle posiadają.

Demon nie ma tego szczęścia, jego ojciec ginie w wypadku jeszcze przed narodzinami chłopca, a matka przedawkowuje narkotyki, kiedy dziecko nie ma jeszcze 10 lat. Żyje w ubogim, rolniczym hrabstwie Lee u podnóża Appalachów. Jako dziecko doznaje wiele okrucieństwa ze strony Stonera – swojego ojczyma, ale prawdziwa gehenna dziecka zaczyna się po śmierci matki. Wbrew przekonaniom, że rodziną zastępczą dla chłopca staną się Peggotowie – zaprzyjaźnieni sąsiedzi, chłopiec trafia do kolejnych domów, gdzie poznaje gorycz życia. Najpierw trafia na farmę tytoniu Creaky’ego, gdzie w nieludzkich warunkach musi pracować na plantacji. Następnie jest adoptowany przez ubogą rodzinę McCobbsów, która traktuje Demona jako maszynkę do zarabiania pieniędzy i wysyła chłopca do pracy na stacji benzynowej, która okazuje się nielegalną fabryką amfetaminy.

Szansa na zmianę w życiu pojawia się, kiedy młody Copperhead ucieka od McCobbsów i cudem odnajduje swoją babkę, która znajduje mu prawdziwą rodzinę zastępczą u zamożnego trenera futbolu amerykańskiego – pana Winfielda i jego lekko ekscentrycznej córki Angus. Trener szybko odkrywa sportowy talent Demona. Czy chłopak wykorzysta tę ogromną szansę od losu, czy tak jak jego ojciec i matka zginie młodo staczając się coraz bardziej w patologiczną otchłań ubóstwa, narkotyków i alkoholu, tak jak większość jego przyjaciół i kolegów?

„Demon Copperhead” to poruszająca historia dziecka wychowanego w skrajnej biedzie w paradoksalnie najbogatszym kraju na świecie. Barbara Kingsolver detalicznie odtwarza realia współczesnej amerykańskiej prowincji, miejsc, gdzie brakuje pracy, zajęć dla młodych ludzi, a bieda jest dziedziczona z pokolenia na pokolenie. To epicka i absorbująca opowieść o życiu w piekle i niemocy młodego człowieka, pozbawionego podstawowych praw. Chociaż młody Copperhead popełnia mnóstwo błędów i cały czas balansuje na granicy życia i śmierci, nie można nie pokochać tego „miedzianowłosego” chłopca i nie sympatyzować z nim przez całą powieść.

Barbarze Kinsolver udało się dokonać niezwykle intrygującego i udanego „remake’u” powieści Dickensa. Ciekawe jest, że problemy społecznej niesprawiedliwości, które tak mocno sygnalizował Dickens przeszło 150 lat temu, są nadal obecne we współczesnym świecie, choć wydają się jeszcze ostrzejsze i bardziej uwydatnione.

„Demon Copperhead” to bardzo klasyczna, choć nowatorska powieść z głównym bohaterem jako narratorem. Po rozpoczęciu lektury, trudno ją przerwać i z ciężkim sercem i ogromnym współczuciem dla bohaterów śledzi się losy Demona i jego najbliższych.

Bardzo polecam tę książkę amatorom długich, nietuzinkowych powieści, którzy chcą poznać inny świat – świat bez wielkich pieniędzy i przywilejów, bez sukcesów i radości, świat, w którym rządzi bieda, patologia, brak przyszłości, narkotyki, nastoletnie ciąże i zło, świat, w którym jest jednak odrobina nadziei.

Moja ocena: 10/10