sobota, 30 listopada 2024

 

MAŁGORZATA LEBDA „ŁAKOME”, Wydawnictwo Znak 2023


Dawno już nie pisałem o literaturze, nieomal kompletnie oddając się filmowi, najwyższa zatem pora na post literacki, a w nim o jednej z najważniejszych książek, jakie przeczytałem w 2024 roku.

Małgorzata Lebda to przede wszystkim uznana poetka. Nic zatem dziwnego, że jej prozatorski debiut, wyróżniana przez cały rok powieść „Łakome, przesycona jest poetyckością.

Główna bohaterka powraca po latach nieobecności do rodzinnej wsi – Maj. Głównym motywem jej powrotu jest poważna choroba babki, która odegrała w życiu bohaterki niebagatelną rolę – przejęła opiekę i wychowanie nad dziewczynką, która w nieszczęśliwym wypadku straciła obydwoje rodziców. Bohaterka – narratorka przywozi ze sobą swoją przyjaciółkę / partnerkę, Ann, i razem towarzyszą babce w jej ostatnich dniach.

Dni we wsi mijają leniwie, babka rozpaczliwie trzyma się życia i nie chce odejść, a wszystko to odbywa się na tle pięknej wiejskiej przyrody – lasów, rzeki, pól, kwiatów. Od tych niezwykłych poetyckich obrazów pisarka przechodzi do realistyczno-naturalistycznych opisów miejscowej rzeźni. Poznajemy też całą galerię postaci – mieszkańców Maja i okolicznych wiosek. Ludzie ci mają do naszej bohaterki wiele szacunku, pamiętają ją z jej dzieciństwa, mają świadomość, że w mieście wiele osiągnęła i niby jest jedną z nich, ale jest jednak inna.

Ciekawym bohaterem jest też dziadek, który bezgranicznie kocha babkę, mimo że wcześniej nie do końca potrafił jej to okazać. W obliczu choroby i zbliżającej się śmierci całkowicie zmienia swoje życie, przekształca też dom i jego okolicę, żeby ułatwić babce życie w chorobie.

Wolno tocząca się akcja prowadzi czytelnika ku nieoczekiwanemu zakończeniu. Książka jest podzielona na krótkie fragmenty – obrazy, które dają czytającemu pełen wizerunek wsi, jej mieszkańców – zarówno ludzi, jak zwierząt, jej okolicy, a przede wszystkim rodziny – głównej bohaterki, Ann i jej dziadków. W powieści widzimy wiele miłości, oddania, poświęcenia, walki o życie i o godność.

Książkę czyta się w niesamowity sposób – jej poetyckość i obrazowość zostają z czytelnikiem na długo. Z pozoru krótka i prosta, wolno tocząca się historia jest niezwykle zajmująca i przejmująca i mówi dużo o nas, współczesnych Polakach. Opisy kontrastu między przybyłymi do Maja kobietami a mieszkańcami wsi budzą wiele refleksji.

„Łakome” Małgorzaty Lebdy to piękne współczesne polskie dzieło. Cieszę się, że miałem szansę do niej dotrzeć. Książka jako jedyna powieść w tym roku bardzo zasłużenie znalazła się w finałowej siódemce nagrody Nike. Bardzo tę pozycję polecam, choć nie jest to łatwa i sympatyczna w odbiorze lektura.

Moja ocena: 9/10

 

„KONKLAWE” (Conclave), Wielka Brytania / USA, 2024

Premiera kinowa: 8 listopada 2024


Umiera papież. Do Watykanu z całego świata przybywają kardynałowie, aby wybrać jego następcę. Rozpoczyna się długie głosowanie, by wyselekcjonować najlepszą nową głowę Kościoła. Cóż ciekawego może się wydarzyć za zamkniętymi drzwiami konklawe? Jak na ten temat może powstać intrygujący i trzymający w napięciu film?

Jeśli za kamerą staje Edward Berger, twórca wyróżnionego Oscarem „Na Zachodzie bez zmian” , jeśli scenariusz powstaje na podstawie powieści Roberta Harrisa – mistrza thrillera politycznego i jeśli w obsadzie znajdujemy Rapha Fiennesa, Stanleya Tucci, Johna Lithgowa oraz Isabellę Rossellini, powstały film może być prawdziwym arcydziełem.

Fiennes wciela się w rolę kardynała Lawrence’a – dziekana Kolegium Kardynalskiego, odpowiedzialnego za sprawny wybór nowego papieża. Pełni tę funkcję po części wbrew swojej woli, bo jest zmęczony kwestiami administracyjnymi Kościoła i przeżywa kryzys wiary. To bardzo mocna rola, jedna z najważniejszych męskich kreacji tego sezonu i wszystko wskazuje na to, że Fiennes ponownie po długiej przerwie znajdzie się wśród nominowanych do Oscara.

Od samego początku konklawe bezlitośnie obnaża słabość współczesnego Kościoła. Przybyli do Watykanu kardynałowie to w większości zgnuśniali tetrycy, zatwardziali konserwatyści, z których każdy marzy z głębi serca o zajęciu tronu Piotrowego. Nie wszyscy się nawet znają, dlatego tworzą hermetycznie zamknięte grupki i kliki. Prawdziwą sensacją jest przybycie do Kaplicy Sykstyńskiej nikomu nieznanego kardynała Beniteza z Filipin.

Pośród purpuratów szybko pojawia się giełda potencjalnych zwycięzców, ale kolejne kandydatury przepadają z powodu różnego rodzaju afer, które nagle w tajemniczy sposób zostają ujawnione za zamkniętymi drzwiami. Czy ostatecznie uda się wybrać nowego, godnego piastowanego stanowiska papieża? Czy nad Kaplicą Sykstyńską pojawi się jasny dym – symbol wyboru głowy Kościoła?

W filmie pozornie niewiele się dzieje, ale kolejne ujawniane afery i skandale sprawnie posuwają akcję ku zaskakującemu punktowi kulminacyjnemu. To bardzo duża sztuka stworzyć tak emocjonujące kino, w którym nie ma spektakularnych wydarzeń, obowiązuje niemal jedność miejsca i akcji, a mino to film ogląda się z zapartym tchem.

‘Konklawe” to mocne, dobre kino, które gorąco polecam, choć mam świadomość, choćby z rozmów z innymi kinomaniakami, że nie jest to film dla każdego. Dla mnie – to zdecydowanie jedna z najważniejszych pozycji Anno Domini 2024 i czekam niecierpliwie , jak film poradzi sobie w sezonie nagród kinowych.

Moja ocena: 8/10

piątek, 29 listopada 2024

 

„SIMONA KOSSAK”, Polska 2024

Premiera kinowa: 22 listopada 2024


Jak się czuje dziewczyna, która pochodzi z artystycznego klanu, ale zamiast malowaniem, pasjonuje się biologią, zwierzętami i puszczą, młoda kobieta, o której matka mówi „Nie jesteś ani ładna, ani zdolna”, a mimo to z sukcesem pisze przełomową pracę doktorską na temat diety saren? O takiej dziewczynie – Simonie Kossak – córce Jerzego Kossaka, wnuczce Wojciecha Kossaka i prawnuczce Juliusza Kossaka – jednych z najważniejszych polskich malarzy wszech czasów – opowiada fabularna produkcja w reżyserii Adriana Panka? Czy narodziny w takiej rodzinie stały się dla Simony przekleństwem, czy błogosławieństwem?

Simonę (naprawdę wspaniała Sandra Drzymalska) poznajemy w roku 1970, kiedy pisząc pracę magisterską, prowadzi badani na temat dźwięków wydawanych przez ryby. Ma złe relacje ze swoja starszą ekscentryczną siostrą, Glorią (Mariannaa Zydek) i jeszcze gorsze z matką, Elżbietą (kolejna rola-perła w karierze Agaty Kuleszy), dla której wychowanie w kulcie pamięci o rodzinie, kindersztuba i bezwzględne posłuszeństwo są ważniejsze niż matczyna miłość i inne uczucia.

Po skończeniu studiów na wydziale biologii Simona postanawia opuścić rodzinny Kraków i wbrew woli matki zamieszkuje w rozpadającym się domku pośrodku Puszczy Białowieskiej i rozpoczyna badania nad lokalna populacja saren. Jej działania naukowe są zlecone przez leśniczego Baturę (dobry drugoplanowy Borys Szyc). Okazuje się, że w leśnym domku mieszka także fotograf przyrody, Leszek Wilczek (Jakub Gierszał), z którym Simona nawiązuje płomienny romans. Problem w tym, że w badania Simony zaczyna ingerować władza ludowa – badaczka – wbrew faktycznemu stanowi rzeczy - ma wykazać, że sarny niszczą świeże sadzonki drzew. Jak w zaistniałej sytuacji zachowa się bezkompromisowa kobieta? Jaką cenę będzie musiała zapłacić za niesubordynację i czy znane nazwisko ją uratuje?

„Simona Kossak” to piękny, magiczny film z cudownymi obrazami puszczy, zwierząt, natury. To film mądry, pokazujący jak ingerencja człowieka w życie lasu zakłóca ekosystem i powoduje nieodwracalne zmiany. A wszystkiego tego dowiadujemy się dzięki Simonie, głównej bohaterce, nietuzinkowej, przebojowej kobiecie, która w puszczy znalazła to, czego nie mógł jej dać rodzinny dom – spokój, spełnienie, oddanie i wierność zwierząt, którymi się opiekowała. Wzruszające są sceny, kiedy za Simoną podąża stadko saren, którymi badaczka się zajmuje.

Sandra Drzymalska tworzy kolejną, zapadającą w pamięć wybitną kreację. Nie ukrywam, że na początku nie przekonywały mnie jej role, ale „IO”, „Biała odwaga” i teraz „Simona Kossak” to już aktorskie strzały prosto w dziesiątkę. Drzymalska wydaje się być teraz najważniejszą aktorka swojego pokolenia. Jako Simona jest rewelacyjna - naturalna, przyciągająca uwagę, przekonująca. Świetne role tworzą także Agata Kulesza – jako Elżbieta – bezwzględna matka Simony oraz Marianna Zydek jako Gloria – filmowa siostra tytułowej bohaterki.

Wielkim walorem filmu są zdjęcia autorstwa Jakuba Stołeckiego, które w piękny, niezwykły sposób pokazują puszczę, zwierzęta, grę świateł wśród drzew. Film ogląda się chwilami jak baśń o zaczarowanej kniei, gdzie pośród tysiącletnich drzew mieszka wyjątkowa kobieta.

Film polecam wszystkim, bo to dobre, interesujące polskie kino i kolejna inspirująca biografia wyłamującej się ze schematów kobiety.

Moja ocena: 8/10

niedziela, 17 listopada 2024

 

„LISTY DO M. POŻEGNANIA I POWROTY”, Polska 2024

Premiera kinowa: 7 listopada 2024


Sale kinowe ponownie wypełniły się po brzegi, odkąd odbyła się premiera szóstej już odsłony sagi „Listy do M” o tajemniczo brzmiącym podtytule: „Pożegnania i powroty” w reżyserii Łukasza Jaworskiego. Na ekranie ponownie pojawia się plejada gwiazd znanych z wcześniejszych części: Stuhr, Adamczyk, Karolak, Dygant, Malajkat, świetny Chabior, Walach, Gąsiorowska, Celińska.

Fabuła filmu – jak w przypadku wcześniejszych odcinków – ma strukturę mozaikową. Śledzimy losy kilku rodzin w wigilijny poranek i wieczór. Najzabawniejsze są chyba losy Melchiora (Karolak), który półlegalnie prowadzi świąteczne przedsiębiorstwo, w którym można wynająć Mikołaja lub kolędników. Problem w tym, że Grzegorz (Kirył Pietruczuk), który ma być Mikołajem dla dzieci, woli tete-a-tete z ich atrakcyjnymi mamami, a jego dziewczyna Emilka (Ina Sobala – prywatnie córka Małgorzaty Pieńkowskiej) za chwilę zacznie rodzić, zaś kolędnicy: Borygo (Czesław Mozil), Ludwiczak (Sławomir Pacek) i Pataszon (niezastąpiony Jacek Borusiński) mają już w żyłach po kiika promili.

W rodzinie państwa Lisieckich – Szczepana (Adamczyk) i Kariny (Dygant) - w Święta nic nie może przebiegać normalnie – tym razem psuje się rura w kuchni i woda zalewa mieszkanie. Przybycie Lucka (Chabior), który ma naprawić hydrauliczną usterkę, prowadzi do wielu nieoczekiwanych perypetii. Część z nich jest związana z nieoczekiwaną wizytą rzekomego kuzyna z Japonii, Józka (zabawny Hiroaki Murakami).

Jest jeszcze Ignaś, syn Doris (Gąsiorowska) i Mikołaja (Stuhr), który przez całą Wigilię poszukuje paczki z zamówioną pod choinkę węglarką. W filmie pojawia się także poważniejszy, bardziej dramatyczny wątek – samotnego pisarza (Malajkat), który w samolocie z Londynu poznaje także samotną rudowłosą  piękność, Ewę (Walach).

Oczywiście, wszystko się pięknie kończy i widzowie wybiegają po projekcji w znakomitych, przedświątecznych nastrojach. I bardzo dobrze. Właśnie te nastroje i 1. miejsce na szczycie polskiego box-officu oznaczają, że „Listy do M’ są nam nadal potrzebne. Otrzymujemy w miarę zabawny, cukierkowy produkt z ładnymi postaciami, mieniący się różnymi barwami z urokliwą świąteczną muzyką. Filmowi jest jednak, niestety, daleko do takich produkcji, jak brytyjskie świąteczne komedie romantyczne, takie jak ‘To tylko miłość” Richarda Curtisa, czy „Holiday” Nancy Meyers. „Listom…” brakuje tej lekkości, finezji i gracji, ale Polacy pokochali już głównych bohaterów i zżyli się z nimi.

Co zatem oznacza podtytuł; ‘Pożegnania i powroty”? Czy to zapowiedź końca serii? Najprawdopodobniej nie. Decydentami w takich kwestiach są zazwyczaj widzowie, a ci tłumnie pobiegli do kina, zatem – in my humble opinion – w 2026 roku możemy spodziewać się siódmej części Listów do M”.

Mnie do końca film nie przekonał, ale jeśli podobały Wam się poprzednie odcinki i chcecie się nieco zrelaksować i wprowadzić w świąteczny nastrój, zapraszam do kin.

Moja ocena: 5/10

sobota, 16 listopada 2024

 
„PRAWDZIWY BÓL” (A Real Pain), USA 2024

Premiera kinowa: 8 listopada 2024


W kinach właśnie pojawił się jeden z pierwszych poważnych pretendentów do oscarowych nominacji, drugi film wyreżyserowany przez amerykańskiego aktora, Jesse’go Eisenberga „Prawdziwy ból”. Film może okazać się o tyle ciekawy dla polskiego odbiorcy, że jego akcja rozgrywa się prawie w całości w Polsce, dotyczy polskiej tematyki i polskiego pochodzenia głównych bohaterów.

David (Eisenberg) i Benji (Kieran Culkin – brat słynnego Macaulaya) to dwaj młodzi amerykańcy Żydzi, bliscy kuzyni, którzy właśnie stracili ukochaną babcię Dory – imigrantkę z Polski, która cudem przeżyła piekło obozów koncentracyjnych. Wolą polskiej babci było, by David i Beji po jej śmierci udali się do jej ojczyzny i poznali swoje korzenie.

Bohaterowie, choć łączą ich więzy krwi i pochodzenie, są zupełnie inni. Zrównoważony David ma atrakcyjną żonę i dziecko, dobrze zarabia pracując w reklamie. Benji to outsider, chłopak z przeszłością. Nadal mieszka w domu rodziców – w piwnicy, ma problem z ułożeniem sobie dorosłego życia. Rozpiera go energia. Obaj są dość neurotyczni i widoczne jest, że piekło Holokaustu, przez które przeszła ich rodzina, wywarło ogromny wpływ na ich życie, poglądy, psychikę.

W Polsce, w Warszawie, młodzi Amerykanie dołączają do grupy z wycieczki, gdzie dominują amerykańscy Żydzi, wśród nich atrakcyjna rozwódka Marcia (powracającą na duży ekran Jennifer Grey – pamiętna Baby z „Dirty Dancing”) i ocalały z ludobójczej wojny w Rwandzie Eloge (Kurt Egylawan). Przewodnikiem grupy jest mieszkający w Polsce Anglik, James (Will Sharpe). Cała grupa tworzy wybuchową mieszankę, co prowadzi do chwilami komicznych, chwilami wzruszających momentów. Uczestnicy wycieczki zwiedzają Warszawę i poznają jej żydowską przeszłość, by potem udać się do Lublina i zwiedzić miasto oraz znajdujący się nieopodal obóz koncentracyjny na Majdanku.

Podróż wywiera ogromne wrażenie na uczestnikach wycieczki, ale dla Davida i Bejji’ego ma jeszcze dodatkowy wymiar. Młodzi bohaterowie odłączają się od grupy, by znaleźć mieszkanie, w którym przed wojną zamieszkiwała ich babka. Choć widok małej kamienicy jest nieco rozczarowujący, a spotkanie z mieszkającymi tam Polakami nie do końca udane, dla bohaterów miejsce to ma ogromną wartość symboliczną, jest momentem kształtowania tożsamości i rozrachunku z przeszłością.

Eisenberg pokazał wiele delikatnych kwestii w subtelny, intymny i ciekawy sposób. Jego rozdygotany wewnętrznie bohater przypomina nieco kreacje Woody’ego Allena z jego wczesnych filmów. Sposób prowadzenia filmowej narracji także przywodzi na myśl twórczość Allena. Film „skradł” mu jednak świetny Kieran Culkin – jako pogubiony, nie pogodzony z losem młody człowiek, który nie radzi sobie z emocjami i nie wie, jak uporządkować swoje życie. I nic dziwnego, że wielu ekspertów wieszczy nominację za rolę drugoplanową dla aktora.

Film jest mądry i ciekawie zrealizowany. Jako Polak sam dowiedziałem się czegoś nowego o Polsce i Polakach oraz o tym, jak cudzoziemcy mogą postrzegać nasz kraj – a jest to postrzeganie na wskroś pozytywne. Interesujące jest spojrzeć na Polskę ‘obcymi” oczyma – oczyma twórców zza Oceanu. Gorąco ten film polecam.

Moja ocena: 8/10