niedziela, 17 listopada 2024

 

„LISTY DO M. POŻEGNANIA I POWROTY”, Polska 2024

Premiera kinowa: 7 listopada 2024


Sale kinowe ponownie wypełniły się po brzegi, odkąd odbyła się premiera szóstej już odsłony sagi „Listy do M” o tajemniczo brzmiącym podtytule: „Pożegnania i powroty” w reżyserii Łukasza Jaworskiego. Na ekranie ponownie pojawia się plejada gwiazd znanych z wcześniejszych części: Stuhr, Adamczyk, Karolak, Dygant, Malajkat, świetny Chabior, Walach, Gąsiorowska, Celińska.

Fabuła filmu – jak w przypadku wcześniejszych odcinków – ma strukturę mozaikową. Śledzimy losy kilku rodzin w wigilijny poranek i wieczór. Najzabawniejsze są chyba losy Melchiora (Karolak), który półlegalnie prowadzi świąteczne przedsiębiorstwo, w którym można wynająć Mikołaja lub kolędników. Problem w tym, że Grzegorz (Kirył Pietruczuk), który ma być Mikołajem dla dzieci, woli tete-a-tete z ich atrakcyjnymi mamami, a jego dziewczyna Emilka (Ina Sobala – prywatnie córka Małgorzaty Pieńkowskiej) za chwilę zacznie rodzić, zaś kolędnicy: Borygo (Czesław Mozil), Ludwiczak (Sławomir Pacek) i Pataszon (niezastąpiony Jacek Borusiński) mają już w żyłach po kiika promili.

W rodzinie państwa Lisieckich – Szczepana (Adamczyk) i Kariny (Dygant) - w Święta nic nie może przebiegać normalnie – tym razem psuje się rura w kuchni i woda zalewa mieszkanie. Przybycie Lucka (Chabior), który ma naprawić hydrauliczną usterkę, prowadzi do wielu nieoczekiwanych perypetii. Część z nich jest związana z nieoczekiwaną wizytą rzekomego kuzyna z Japonii, Józka (zabawny Hiroaki Murakami).

Jest jeszcze Ignaś, syn Doris (Gąsiorowska) i Mikołaja (Stuhr), który przez całą Wigilię poszukuje paczki z zamówioną pod choinkę węglarką. W filmie pojawia się także poważniejszy, bardziej dramatyczny wątek – samotnego pisarza (Malajkat), który w samolocie z Londynu poznaje także samotną rudowłosą  piękność, Ewę (Walach).

Oczywiście, wszystko się pięknie kończy i widzowie wybiegają po projekcji w znakomitych, przedświątecznych nastrojach. I bardzo dobrze. Właśnie te nastroje i 1. miejsce na szczycie polskiego box-officu oznaczają, że „Listy do M’ są nam nadal potrzebne. Otrzymujemy w miarę zabawny, cukierkowy produkt z ładnymi postaciami, mieniący się różnymi barwami z urokliwą świąteczną muzyką. Filmowi jest jednak, niestety, daleko do takich produkcji, jak brytyjskie świąteczne komedie romantyczne, takie jak ‘To tylko miłość” Richarda Curtisa, czy „Holiday” Nancy Meyers. „Listom…” brakuje tej lekkości, finezji i gracji, ale Polacy pokochali już głównych bohaterów i zżyli się z nimi.

Co zatem oznacza podtytuł; ‘Pożegnania i powroty”? Czy to zapowiedź końca serii? Najprawdopodobniej nie. Decydentami w takich kwestiach są zazwyczaj widzowie, a ci tłumnie pobiegli do kina, zatem – in my humble opinion – w 2026 roku możemy spodziewać się siódmej części Listów do M”.

Mnie do końca film nie przekonał, ale jeśli podobały Wam się poprzednie odcinki i chcecie się nieco zrelaksować i wprowadzić w świąteczny nastrój, zapraszam do kin.

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz