„PRZYJACIÓŁKI” (Trois amies), Francja 2024
Premiera kinowa: 22 sierpnia 2025
Cenię francuskie kino, ma w sobie coś szczególnego, wyróżniającego
w porównaniu z innymi europejskimi kinematografiami. Z zainteresowaniem udałem
się zatem na pokaz nowej francuskiej produkcji – filmu „Przyjaciółki” w reżyserii
Emanuela Moureta, który właśnie pojawił się na ekranach polskich kin.
„Przyjaciółki” to opowieść o losach trzech bardzo bliskich
sobie kobiet, które łączy mocna, wieloletnia więź. Joan (India Hair), mama
ośmioletniej Niny, to pracująca w liceum anglistka, czująca się nieszczęśliwa w
związku ze swoim partnerem, ojcem córeczki, Victorem (Vincent Maccaigne).
Podejmuje decyzję o rozstaniu, co kończy się prawdziwą tragedią. Alice (Camille
Cottin) pracuje w tej samej szkole i pozornie czuje się spełniona u boku męża,
ale jej życie diametralnie się zmienia pod wpływem snu. A śni jej się numer
telefonu, pod który dzwoni po przebudzeniu i nawiązuje znajomość, szybko
przechodzącą w romans, z uznanym malarzem. Rebecca (Sara Forestier) – także nauczycielka
- plastyki, wiecznie poszukująca pracy trzpiotka, poszukuje także miłości i niespodziewanie
znajduje ją w ramionach męża Alice, swojej najbliższej przyjaciółki. Jak w
obliczu tych wszystkich kryzysów i zwrotów akcji, wirów emocji i relacji,
nieoczekiwanych wyzwań potoczą się losy kobiet, które łączyła ponoć
bezwarunkowa przyjaźń?
Film nie jest do końca udany. Zwłaszcza w pierwszej części reżyser
kładzie duży nacisk na ukazanie losów Joan, która nie jest postacią budzącą
sympatię. Choć zmaga się z wieloma problemami, trudno jest wzbudzić w sobie
współczucie dla bohaterki. Dużo ciekawiej przedstawia się historia kochającej
dwóch mężczyzn Alice, zmuszonej do dokonania właściwego wyboru, a
nieoczekiwanie najciekawszy okazuje się zaakcentowany głównie w trzeciej części
filmu wątek szalonej Rebecci, która świadomie, choć nie bez wyrzutów sumienia,
decyduje się na romans z żonatym mężczyzną, a do tego mężem tak bliskiej osoby.
„Przyjaciółki” to kino bardzo kobiece – z trzema udanymi
rolami dobrych aktorek. Z zaskoczeniem odkryłem, że reżyserem filmu jest
mężczyzna, bo film cechuje bardzo silny pierwiastek żeński. Historia ma w sobie
potencjał, ale toczy się zbyt wolno, głównie sprawa problemów i rozterek Joan wydaje
się być zaprezentowana w przydługi i przez to nieco nużący, czy wprost
irytujący sposób. Dlatego film można obejrzeć w kinie, ale można też spokojnie
poczekać aż pojawi się na platformach streamingowych.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz