„BRZYDKA SIOSTRA” (Den stygge stesosteren), Norwegia / Polska / Dania / Rumunia / Szwecja 2025
Premiera kinowa: 4 lipca 2025
Jeśli lubicie body-horrors z odrobiną komedii i parodii, „Brzydka
siostra” - norwesko-polska koprodukcja jest dla Was wymarzonym filmem.
Elvira (Lea Myren) – dość nieatrakcyjna i niepokrzesana
młoda dama - wraz z siostrą i matką - Rekekką (Ane Dahl Torp) wprowadza się do
domu świeżo poślubionego wybranka matki. Traf sprawia, że ojczym w tajemniczych
okolicznościach wkrótce kończy swój żywot i Elvira wraz z siostrą zostaje z
Rebekką w bogatej posiadłości. Jest jednak jeden problem – a ten problem to
piękna córka ojczyma – Agnes (Thea Sofie Loch Naess).
I tu pojawia się jeszcze większy problem: Książę ogłasza
bal, na którym wybierze wybrankę swego serca i przyszłą żonę. Rozpoczynają się
intensywne i pełne zwrotów akcji przygotowania. Cele są trzy: pozbyć się
urodziwej przyrodniej siostry Agnes, zmienić się na bóstwo z pomocą salonu estetyki
kosmetologicznej i zdobyć miłość Księcia.
Film jest potwornie naturalistyczny – wiele scen, choćby
zabieg korekty nosa Elviry, widok rozkładających się zwłok ojca Agnes, które
Rebekka ze skąpstwa odmawia pochować podczas oficjalnego pogrzebu, czy próby
odchudzenia Elviry terapią z tasiemca – budzi potworne obrzydzenie, a piszę to
ja – wielbiciel obrazu „Substancja” z Demi Moore. Zresztą między wspomnianym
filmem a „Brzydką siostrą” można zauważyć wiele analogii.
Film jest swoistą wariacją bajki o Kopciuszku – z nieco odwróconymi
rolami. W obrazie pojawiają się elementy magiczne, że wspomnę pojawienie się nieżyjącej
matki Agnes, która – jak bajkowa Matka Chrzestna – zapewnia jej transport na
bal, czy pędraki, które naprawiają zniszczoną przez wściekłą Elvirę piękną
suknię Agnes.
Film ma zaskakująco mądre przesłanie związane z akceptacją
własnego działa i bezgranicznym dążeniem do perfekcyjnego wizerunku. Elvira pod
wpływem matki jest gotowa na wszystko – ból, cierpienie, zniewagę, aby tylko wyglądać
lepiej, atrakcyjniej i aby zostać wybranką Księcia. Do czego to prowadzi,
zobaczycie sami. Z filmu, jak z bajki, wypływa jeszcze jeden morał – kiedy wszyscy
cię zawiodą, nieoczekiwanie możesz liczyć na tych, od których nigdy nie
oczekiwałbyś wsparcia i pomocy.
Mimo całej jego ohydności, film ogląda się dobrze, bo jest
ciekawy i dobrze zrealizowany. Duża w tym zasługa polskich twórców, w tym aktorki
- Katarzyny Herman, która wciela się w rolę instruktorki tańca, przygotowującej
lokalne piękności do balu w zamku Księcia.
Czy polecam? Jedynie widzom, którzy lubią dużo obrzydliwości
na wielkim ekranie i mają odrobinę poczucia humoru.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz