„KLEKS I WYNALAZEK FILIPA GOLARZA”, Polska 2024
Premiera kinowa: 10 stycznia 2025
Jednym z pierwszych filmów, które zobaczyłem w ubiegłym roku
była nowa wersja „Akademii Pana Kleksa” w reżyserii Macieja Kawulskiego, nowoczesny
remake filmowego klasyka dla dzieci z roku 1984. Film potwornie mnie
rozczarował i napisałem na jego temat krytyczną opinię, za co spotkało mnie
napiętnowanie i dużo srogich komentarzy ze strony wielbicieli najnowszej
adaptacji: że nie rozumiem psychologii i potrzeb współczesnego dziecka, że nie
dostrzegłem wielu walorów obrazu, jak choćby jego inkluzywność, że zamknąłem
się sentymentalnie i nostalgicznie w latach 80-tych.
No cóż, pochyliłem głowę, przeanalizowałem komentarze i
krytyczne opinie na temat mojej recenzji, ale opinii o filmie nie zmieniłem.
Nie przekonała mnie też do siebie druga część adaptacji Kawulskiego „Kleks i
wynalazek Filipa Golarza”.
Główna bohaterka filmu, Ada Niezgódka (Antonina Litwiniak)
zaprasza do Akademii swojego nowego przyjaciela, Alberta (Konrad Repiński).
Dzięki czarom wróżki z bajki o Pinokiu (zabawna rola Kasi Nosowskiej) chłopiec
z mechanicznej lalki staje się prawdziwym człowiekiem z uczuciami i emocjami.
Tymczasem Pan Kleks (Tomasz Kot) opuszcza kierowaną przez siebie placówkę i
udaje się na Daleką Północ w poszukiwaniu Aleksa, ojca Ady. Znajduje tam
swojego byłego przyjaciela, ale też odwiecznego wroga – Filipa Golarza (dobra
rola niezawodnego Janusza Chabiora). Okazuje się, że Filip jest twórcą Alberta
oraz atrakcyjnego humanoida Xeli (Monika Brodka). Stworzył także aplikację,
która niszczy świat bajek i dziecięcej wyobraźni.
Film wydaje się być szalenie chaotyczny. Przeskoki w akcji
od podróżującego po świecie Pana Kleksa do zaprzyjaźnionych Alberta i Ady
czynią akcję zagmatwaną. Nie mogę też zrozumieć, dlaczego pojawia się aż tak
wiele odstępstw od genialnego wręcz tekstu Jana Brzechwy. Rozumiem, że młodzi
widzowie wychowani na sadze o Harry’m Potterze mają inne oczekiwania od filmów
o świecie magii niż „Akademia Pana Kleksa” z 84 roku, ale modernizacja filmu
jest dla mnie działaniem na siłę i niepotrzebnym aż w takim wymiarze. OK,
akceptuję, że w filmie Pan Kleks odkrywa Internet – to jedna z niewielu
zabawnych scen, ale momenty na lotnisku, afery z aplikacją Golarza Filipa są,
moim zdaniem, mocno przesadzone.
Chyba najlepsze, co można znaleźć w filmie, to trzy baśniowe
czarownice grane przez Małgorzatę Ostrowską (to chyba ukłon w stronę królowej
Aby z „Podróży Pana Kleksa”), Katarzynę Figurę i Agatę Wątróbską.
Film ma też swoje atuty. Wydaje mi się, że dzieci grają
lepiej niż w pierwszej części. Twórcy starali się dotrzeć do podwójnego
adresata – dziecka i dorosłego (tak jak powinno być w prawdziwej dobrej baśni).
Ciekawe jest zatrudnienie gwiazd sceny muzycznej, typu Ostrowska, Nosowska, czy
Brodka. Jest kolorowo i niektóre efekty specjalne są interesujące (jak choćby
Ada wędrująca do wnętrza głowy Alberta i kontrolująca jego emocji – scena chyba
lekko zainspirowana przez kreskówkę „W głowie się nie mieści”).
No cóż, nadal pozostaję niepoprawnym fanatykiem lat 80-tych
i pierwotnej wersji „Akademii Pana Kleksa” ze wspaniałym Piotrem Fronczewskim
jako Profesorem Ambrożym Kleksem i niezrównanym, niezastąpionym Leonem
Niemczykiem jako Golarzem Filipem. Proszę jednak pamiętać, że mój numer PESEL
rozpoczyna się od magicznej cyfry „7”.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz