czwartek, 31 października 2024

 

„REAGAN” (Reagan), USA 2024

Premiera kinowa: 27 września 2024


Niedawno gościliśmy w kinach biografię jednego z najpopularniejszych amerykańskich prezydentów, Ronalda Reagana, w reżyserii Seana McNamara. Nie jest to kino wybitne, ale może warto obejrzeć ten film w kontekście niedawnych amerykańskich wyborów…

„Reagan” to dość sztampowa, choć interesująca biografia człowieka, który porzucił karierę aktorską, by zostać amerykańskim prezydentem. Rola Reagana przypadła Dennisowi Quaidowi, zaś jego nieprzejednaną i zdecydowaną żonę Nancy gra bardzo dobrze Penelope Ann Miller. Klamrą spajającą film jest zamach na Reagana w 1981 roku, kiedy prezydent ledwo uszedł z życiem. Następnie śledzimy koleje dwóch burzliwych kadencji prezydentury Reagana, a dzięki retrospekcjom dowiadujemy się o jego młodości i początkach nie do końca udanej kariery w Hollywood. Ciekawe są spotkania prezydenta z głowami państw, zwłaszcza Margaret Thatcher (Lesley-Anne Down), czy Michaiłem Gorbaczowem (świetny Olek Krupa).

Film na szczęście nie jest panegirykiem. Pokazuje Reagana jako przywódcę, który zmienił obraz świata i w znacznej mierze przyczynił się do upadku komunizmu, ale też człowieka chwilami apodyktycznego, nieprzejednanego, konserwatywnego i upartego. Filmowy Reagan to nie znoszący sprzeciwu ryzykant, który dzięki swojej determinacji i przekonaniu o własnej nieomylności osiąga większość zamierzonych celów. Film jest hołdem dla prezydenta, ale widoczna sympatia reżysera dla Reagana nie jest nachalna i nie psuje ogólnego wrażenia.

Akcja filmu toczy się do roku 1989, kiedy Reagan musi wyprowadzić się z Białego Domu, ale w szybkim skrócie poznajemy dalsze losy amerykańskiego przywódcy, śledzimy walkę z chorobą aż do śmierci Reagana. Produkcja skupia się jednak głównie na latach 80-tych – najważniejszym momencie politycznej kariery – moich ulubionych latach, zatem projekcji filmu towarzyszyło wiele wspomnień, wzruszeń i dziecięcych reminiscencji.

Tym, co nieco przeszkadzało mi podczas projekcji, był fakt, że 70-letni obecnie Dennis Quaid (notabene bardzo dobry aktor) grał zarówno Reagana 40-letniego, jak 80-letniego. Mimo charakteryzacji, nie wyglądało to dobrze. Na szczęście podczas młodzieńczych retrospekcji w rolę młodego przyszłego prezydenta wcielił się David Henrie, bo Quaid już by chyba tego nie uniósł.

Film ogląda się dobrze, bo jest po prostu zajmujący, choć przeszkadzała mi nieco „telewizyjność’ tego obrazu – film został nakręcony w taki sposób, jakby miano go pokazać w telewizji, a nie na wielkim ekranie w kinie. Nie wiem, czy jest tak w przypadku wszystkich kopii, ale w wersji, którą miałem dane obejrzeć, napisy zostały zastąpione … głosem lektora. Nie było to dobre posunięcie.

Podsumowując, ciekawie było przypomnieć sobie koleje życia amerykańskiego prezydenta i jego niewątpliwą klasę polityczną oraz przypomnieć sobie, jak wyglądał świat w dobie Zimnej Wojny.

Moja ocena: 6/10

niedziela, 27 października 2024

 

„KULEJ. DWIE STRONY MEDALU”, Polska 2024

Premiera kinowa: 11 października 2024


Bardzo cenię biografie – jako filmy, książki, dokumenty. Z dużą przyjemnością wybrałem się zatem na film „Kulej. Dwie strony medalu” w reżyserii Xawerego Żuławskiego, choć nie lubię sportu i nie przepadam za reżyserem. Trzeba jednak przyznać, że „Kulej” – moim zdaniem – to najlepsza produkcja w reżyserskim dorobku Żuławskiego od czasu „Wojny polsko-ruskiej”. Znając twórcę „Mowy ptaków” i „Apokawixy” nieco się obawiałem, że film będzie udziwniony i ultranowoczesny, a otrzymaliśmy dość klasyczną w formie i naprawdę zajmującą historię życia Jerzego Kuleja – z pewnością najwybitniejszego pięściarza i jednego z największych polskich sportowców wszech czasów.

Film nie ukazuje całego życia Kuleja (fantastyczny, wprost stworzony do tej roli Tomasz Włosok). Wprawdzie z króciutkich retrospekcji i wspomnień dowiadujemy się o ciężkim dzieciństwie bohatera i pierwszych sportowych sukcesach, ale akcja obrazu rozpoczyna się w roku 1964 podczas igrzysk olimpijskich w Tokio, gdzie 24-letni Kulej zdobywa swój pierwszy złoty medal, zaś kończy się igrzyskami w Meksyku, gdzie Kulej sięga po kolejne złoto. Te cztery ukazane lata to pasmo niekończących się sukcesów, prób wykorzystania sportowej kariery do poprawienia warunków życia rodziny – żony Heleny (wspaniała rola olśniewającej Michaliny Olszańskiej) i małego synka oraz matki (Ewa Domańska), ale też rozlicznych upadków. Kulej wolno i stopniowo, ale niezwykle skutecznie buduje swoją legendę.

Film pokazuje Kuleja jako postać niejednoznaczną – z jednej strony sympatycznego chłopaka z Częstochowy, którego nie sposób nie lubić, duszę towarzystwa i człowieka, który nigdy się nie poddaje, z drugiej strony – niepoprawnego bon vivanta, bawidamka, który zdradza żonę i nie stroni od „bitki i wypitki” i umie układać się z komunistyczną władzą, bo taką niejednoznaczną postacią Kulej chyba po prostu był.

Bardzo ważną postacią w filmie jest piękna Helena – młoda żona Kuleja. Widoczny jest ogromny wpływ, który kobieta wywiera na męża, ale też jej bezradność w obliczu zdrad i afer alkoholowych męża, dla którego boks wydaje się ważniejszy niż rodzina. Michalina Olszańska tworzy zapadającą w pamięć i intrygującą postać, uwikłaną we współpracę z Bezpieką i zakochanym w niej bez pamięci pułkownikiem Sikorskim (Tomasz Kot).

Narratorem w filmie jest kolejna legenda polskiego boksu i trener Kuleja – słynny Feliks Stamm (Andrzej Chyra). To dla młodego boksera jedyny autorytet w życiu i jedyna postać, która jest w stanie wpłynąć na jego postępowanie. Świetne role drugoplanowe tworzą też koledzy Kuleja – Wituś (Bartosz Gelner), a zwłaszcza Aluś (znakomity Konrad Eleryk). Ciekawą postacią jest też dziewczyna Witusia – piękna Żorżeta (Monika Mikołajczak), która w 68 jest zmuszona do opuszczenia kraju jako osoba pochodzenia żydowskiego. Świetnym Gomułką jest Ryszard Kluge, a uświetniające różne filmowe uroczystości występy piosenkarek (Cerekwicka, Flinta, Rusowicz, Marika, Kleszcz, Przemyk) są także ważnym atutem produkcji.

Film jest bardzo dobrym dokumentem epoki – W obrazie nie brakuje znakomitych scen – uwiecznionych medalowych walk bokserskich, tańca Jerzego i Heleny na balach mistrzów sportu, czy komicznego momentu, kiedy Kulej przegrywa tytuł Sportowca Roku z Sobieslawem Zasadą. Żuławski ciekawie pokazuje realia lat 60-tych – z jednej strony ponurych, komunistycznych, szarych, z drugiej strony – pełnych nadziei na zmianę.

Niekwestionowaną gwiazdą numer 1 filmu jest Tomasz Włosok. Po jego rolach w „Piosenkach o miłości” i „Zielonej granicy” ciekawiło mnie, jak aktor poradzi sobie z całkowicie inną rolą, odmienną kreacją, nieomal wbrew własnemu emploi. Włosok jest genialny – „kicając” na ringu, tańcząc z Heleną, opowiadając swoje historie najważniejszym dygnitarzom w państwie na rautach i balach, upijając się do nieprzytomności z kolegami. Tak buduje swoją rolę, że każdy widz go kocha od początku filmu, nawet kiedy pije i zdradza. Czekam na kolejne aktorskie wcielenia tego zdolnego chłopaka.

Nie wszystkie filmowe biografie są udane (już wkrótce napiszę o kolejnej), ale „Kulej. Dwie strony medalu” to dobre, polskie kino i przypomnienie sylwetki sportowca, o którym nie powinno się zapomnieć. Polecam gorąco.

Moja ocena: 9/10

niedziela, 20 października 2024

 

„JOKER: FOLIE A DEUX” (Joker: Folie a deux), USA 2024

Premiera kinowa: 4 października 2024


Kiedy Todd Phillips nakręcił “Jokera” w 2019 roku, film z miejsca stał się blockbusterem, to porażające stadium psychiki człowieka o rozdwojonej jaźni – Arthura Flecka, który przeistacza się w Jokera – poruszyło widzów na całym świecie, a odgrywającemu główną rolę Joaquinowi Phoenixowi przyniosło zasłużonego Oscara. Byłem filmem zachwycony, mimo jego mrocznego wydźwięku i apoteozy przemocy.

Minęło pięć lat i kinomanów zelektryzowała wiadomość, że Phillips kręci „Jokera 2”. I tak oto doczekaliśmy się filmu „Joker: Folie a deux”. A czy było warto czekać?

Film rozpoczyna się od ciekawej animowanej sekwencji, w której przypomniane są pokrótce losy Jokera. Arthur Fleck aka Joker przebywa obecnie w stanowym szpitalu psychiatrycznym Arkham, gdzie jest ofiarą sadystycznego strażnika więziennego Sullivana (świetny Brendan Gleeson). Zbliża się termin rozprawy sądowej Jokera i wielu amerykanów widzi już go na krześle elektrycznym za brutalne morderstwa, których się dopuścił. Jego obrony podejmuje się ambitna prawniczka Maryanne (dawno niewidziana w dużym projekcie Catherine Keener). Linią obrony stać się ma niepoczytalność bohatera – tytułowa folie a deux – paranoja udzielona. W szpitalu Arthur poznaje młodą atrakcyjną doktor psychiatrii, Harleen Quinzel (Lady Gaga). Lekarka zręcznie manipuluje Jokerem i skłania go do ucieczki ze szpitala. Sprawy powoli wymykają się spod kontroli …

I mogłoby się wydawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku – ciekawa fabuła, doskonała obsada, intrygująca ścieżka dźwiękowa – a jednak film potwornie rozczarowuje. Jest niespójny, chaotyczny, pozostaje kalką pierwszej części. Phoenix jako Joker jest, oczywiście, bardzo dobry, ale zakres jego aktorskich możliwości pozostaje ten sam i Phoenix nie wnosi nic nowego do swojej kreacji Ciekawą postacią jest też Harleen Quinzel aka Harley Quinn w interpretacji Lady Gagi – psychiatra, która sama potrzebuje wsparcia psychiatrycznego: świetnie wygląda, dobrze śpiewa, ale rola w „jokerze” nie będzie dla niej drugimi „Narodzinami gwiazdy”.

Film nieoczekiwanie przyjmuje konwencję musicalu i Harleen wraz z Jokerem wykonują całą serię amerykańskich standardów. Niektóre sceny muzyczne Phoenixa i Gagi są piękne, ale co wnoszą do jakości thrillera o bezwzględnym mordercy z rozdwojoną jaźnią?

Film jest zaskakującą artystyczną i komercyjną porażką. Ludzie nie chcą go oglądać, odstrasza musicalowa konwencja. To chyba nieco zmarnowana szansa na stworzenie kolejnego wybitnego sequela. Wydaje się, że ktoś po prostu przedobrzył i przekombinował.

„Jokera 2” nie ogląda się dobrze, film nie wpływa tak mocno na psychikę jak cześć pierwsza z 2019 roku, by nie rzec, że pozostawia widza obojętnym. Obraz jest chwilami po prostu nudny i czeka się na jego zakończenie, a „Joker 2” to potężne 138 minut projekcji. Jeśli podobała Wam się pierwsza część, spróbujcie obejrzeć też drugą, ale na swoją odpowiedzialność.

Moja ocena: 5/10