niedziela, 27 października 2024

 

„KULEJ. DWIE STRONY MEDALU”, Polska 2024

Premiera kinowa: 11 października 2024


Bardzo cenię biografie – jako filmy, książki, dokumenty. Z dużą przyjemnością wybrałem się zatem na film „Kulej. Dwie strony medalu” w reżyserii Xawerego Żuławskiego, choć nie lubię sportu i nie przepadam za reżyserem. Trzeba jednak przyznać, że „Kulej” – moim zdaniem – to najlepsza produkcja w reżyserskim dorobku Żuławskiego od czasu „Wojny polsko-ruskiej”. Znając twórcę „Mowy ptaków” i „Apokawixy” nieco się obawiałem, że film będzie udziwniony i ultranowoczesny, a otrzymaliśmy dość klasyczną w formie i naprawdę zajmującą historię życia Jerzego Kuleja – z pewnością najwybitniejszego pięściarza i jednego z największych polskich sportowców wszech czasów.

Film nie ukazuje całego życia Kuleja (fantastyczny, wprost stworzony do tej roli Tomasz Włosok). Wprawdzie z króciutkich retrospekcji i wspomnień dowiadujemy się o ciężkim dzieciństwie bohatera i pierwszych sportowych sukcesach, ale akcja obrazu rozpoczyna się w roku 1964 podczas igrzysk olimpijskich w Tokio, gdzie 24-letni Kulej zdobywa swój pierwszy złoty medal, zaś kończy się igrzyskami w Meksyku, gdzie Kulej sięga po kolejne złoto. Te cztery ukazane lata to pasmo niekończących się sukcesów, prób wykorzystania sportowej kariery do poprawienia warunków życia rodziny – żony Heleny (wspaniała rola olśniewającej Michaliny Olszańskiej) i małego synka oraz matki (Ewa Domańska), ale też rozlicznych upadków. Kulej wolno i stopniowo, ale niezwykle skutecznie buduje swoją legendę.

Film pokazuje Kuleja jako postać niejednoznaczną – z jednej strony sympatycznego chłopaka z Częstochowy, którego nie sposób nie lubić, duszę towarzystwa i człowieka, który nigdy się nie poddaje, z drugiej strony – niepoprawnego bon vivanta, bawidamka, który zdradza żonę i nie stroni od „bitki i wypitki” i umie układać się z komunistyczną władzą, bo taką niejednoznaczną postacią Kulej chyba po prostu był.

Bardzo ważną postacią w filmie jest piękna Helena – młoda żona Kuleja. Widoczny jest ogromny wpływ, który kobieta wywiera na męża, ale też jej bezradność w obliczu zdrad i afer alkoholowych męża, dla którego boks wydaje się ważniejszy niż rodzina. Michalina Olszańska tworzy zapadającą w pamięć i intrygującą postać, uwikłaną we współpracę z Bezpieką i zakochanym w niej bez pamięci pułkownikiem Sikorskim (Tomasz Kot).

Narratorem w filmie jest kolejna legenda polskiego boksu i trener Kuleja – słynny Feliks Stamm (Andrzej Chyra). To dla młodego boksera jedyny autorytet w życiu i jedyna postać, która jest w stanie wpłynąć na jego postępowanie. Świetne role drugoplanowe tworzą też koledzy Kuleja – Wituś (Bartosz Gelner), a zwłaszcza Aluś (znakomity Konrad Eleryk). Ciekawą postacią jest też dziewczyna Witusia – piękna Żorżeta (Monika Mikołajczak), która w 68 jest zmuszona do opuszczenia kraju jako osoba pochodzenia żydowskiego. Świetnym Gomułką jest Ryszard Kluge, a uświetniające różne filmowe uroczystości występy piosenkarek (Cerekwicka, Flinta, Rusowicz, Marika, Kleszcz, Przemyk) są także ważnym atutem produkcji.

Film jest bardzo dobrym dokumentem epoki – W obrazie nie brakuje znakomitych scen – uwiecznionych medalowych walk bokserskich, tańca Jerzego i Heleny na balach mistrzów sportu, czy komicznego momentu, kiedy Kulej przegrywa tytuł Sportowca Roku z Sobieslawem Zasadą. Żuławski ciekawie pokazuje realia lat 60-tych – z jednej strony ponurych, komunistycznych, szarych, z drugiej strony – pełnych nadziei na zmianę.

Niekwestionowaną gwiazdą numer 1 filmu jest Tomasz Włosok. Po jego rolach w „Piosenkach o miłości” i „Zielonej granicy” ciekawiło mnie, jak aktor poradzi sobie z całkowicie inną rolą, odmienną kreacją, nieomal wbrew własnemu emploi. Włosok jest genialny – „kicając” na ringu, tańcząc z Heleną, opowiadając swoje historie najważniejszym dygnitarzom w państwie na rautach i balach, upijając się do nieprzytomności z kolegami. Tak buduje swoją rolę, że każdy widz go kocha od początku filmu, nawet kiedy pije i zdradza. Czekam na kolejne aktorskie wcielenia tego zdolnego chłopaka.

Nie wszystkie filmowe biografie są udane (już wkrótce napiszę o kolejnej), ale „Kulej. Dwie strony medalu” to dobre, polskie kino i przypomnienie sylwetki sportowca, o którym nie powinno się zapomnieć. Polecam gorąco.

Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz