„KULEJ. DWIE STRONY MEDALU”, Polska 2024
Premiera kinowa: 11 października 2024
Bardzo cenię biografie – jako filmy, książki, dokumenty. Z
dużą przyjemnością wybrałem się zatem na film „Kulej. Dwie strony medalu” w
reżyserii Xawerego Żuławskiego, choć nie lubię sportu i nie przepadam za reżyserem.
Trzeba jednak przyznać, że „Kulej” – moim zdaniem – to najlepsza produkcja w
reżyserskim dorobku Żuławskiego od czasu „Wojny polsko-ruskiej”. Znając twórcę „Mowy
ptaków” i „Apokawixy” nieco się obawiałem, że film będzie udziwniony i
ultranowoczesny, a otrzymaliśmy dość klasyczną w formie i naprawdę zajmującą
historię życia Jerzego Kuleja – z pewnością najwybitniejszego pięściarza i
jednego z największych polskich sportowców wszech czasów.
Film nie ukazuje całego życia Kuleja (fantastyczny, wprost
stworzony do tej roli Tomasz Włosok). Wprawdzie z króciutkich retrospekcji i
wspomnień dowiadujemy się o ciężkim dzieciństwie bohatera i pierwszych sportowych
sukcesach, ale akcja obrazu rozpoczyna się w roku 1964 podczas igrzysk
olimpijskich w Tokio, gdzie 24-letni Kulej zdobywa swój pierwszy złoty medal,
zaś kończy się igrzyskami w Meksyku, gdzie Kulej sięga po kolejne złoto. Te cztery
ukazane lata to pasmo niekończących się sukcesów, prób wykorzystania sportowej
kariery do poprawienia warunków życia rodziny – żony Heleny (wspaniała rola
olśniewającej Michaliny Olszańskiej) i małego synka oraz matki (Ewa Domańska),
ale też rozlicznych upadków. Kulej wolno i stopniowo, ale niezwykle skutecznie
buduje swoją legendę.
Film pokazuje Kuleja jako postać niejednoznaczną – z jednej
strony sympatycznego chłopaka z Częstochowy, którego nie sposób nie lubić,
duszę towarzystwa i człowieka, który nigdy się nie poddaje, z drugiej strony –
niepoprawnego bon vivanta, bawidamka, który zdradza żonę i nie stroni od „bitki
i wypitki” i umie układać się z komunistyczną władzą, bo taką niejednoznaczną
postacią Kulej chyba po prostu był.
Bardzo ważną postacią w filmie jest piękna Helena – młoda żona
Kuleja. Widoczny jest ogromny wpływ, który kobieta wywiera na męża, ale też jej
bezradność w obliczu zdrad i afer alkoholowych męża, dla którego boks wydaje
się ważniejszy niż rodzina. Michalina Olszańska tworzy zapadającą w pamięć i
intrygującą postać, uwikłaną we współpracę z Bezpieką i zakochanym w niej bez
pamięci pułkownikiem Sikorskim (Tomasz Kot).
Narratorem w filmie jest kolejna legenda polskiego boksu i
trener Kuleja – słynny Feliks Stamm (Andrzej Chyra). To dla młodego boksera
jedyny autorytet w życiu i jedyna postać, która jest w stanie wpłynąć na jego
postępowanie. Świetne role drugoplanowe tworzą też koledzy Kuleja – Wituś (Bartosz
Gelner), a zwłaszcza Aluś (znakomity Konrad Eleryk). Ciekawą postacią jest też
dziewczyna Witusia – piękna Żorżeta (Monika Mikołajczak), która w 68 jest
zmuszona do opuszczenia kraju jako osoba pochodzenia żydowskiego. Świetnym
Gomułką jest Ryszard Kluge, a uświetniające różne filmowe uroczystości występy
piosenkarek (Cerekwicka, Flinta, Rusowicz, Marika, Kleszcz, Przemyk) są także
ważnym atutem produkcji.
Film jest bardzo dobrym dokumentem epoki – W obrazie nie
brakuje znakomitych scen – uwiecznionych medalowych walk bokserskich, tańca
Jerzego i Heleny na balach mistrzów sportu, czy komicznego momentu, kiedy Kulej
przegrywa tytuł Sportowca Roku z Sobieslawem Zasadą. Żuławski ciekawie pokazuje
realia lat 60-tych – z jednej strony ponurych, komunistycznych, szarych, z
drugiej strony – pełnych nadziei na zmianę.
Niekwestionowaną gwiazdą numer 1 filmu jest Tomasz Włosok.
Po jego rolach w „Piosenkach o miłości” i „Zielonej granicy” ciekawiło mnie, jak
aktor poradzi sobie z całkowicie inną rolą, odmienną kreacją, nieomal wbrew
własnemu emploi. Włosok jest genialny – „kicając” na ringu, tańcząc z Heleną, opowiadając
swoje historie najważniejszym dygnitarzom w państwie na rautach i balach,
upijając się do nieprzytomności z kolegami. Tak buduje swoją rolę, że każdy
widz go kocha od początku filmu, nawet kiedy pije i zdradza. Czekam na kolejne
aktorskie wcielenia tego zdolnego chłopaka.
Nie wszystkie filmowe biografie są udane (już wkrótce
napiszę o kolejnej), ale „Kulej. Dwie strony medalu” to dobre, polskie kino i
przypomnienie sylwetki sportowca, o którym nie powinno się zapomnieć. Polecam
gorąco.
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz