COLLEEN HOOVER „It Ends with Us” Atria Paperback 2016
Colleen Hoover jest gwiazdą amerykańskiej literatury young
adult. Podczas lektury książek z tego kręgu już kilkukrotnie się sparzyłem, ale
ogromny sukces filmowej adaptacji powieści „It Ends with Us” skłonił mnie po
sięgnięcia po tę pozycję.
I po raz kolejny przekonałem się, że literatura young adult
po prostu jest nie dla mnie i nie ja jestem jej odbiorcą – nie jestem wszak
młodą Amerykanką, urodzoną po roku 2000, która właśnie kończy college i szuka
perfekcyjnego kandydata na męża – niestety, nie spełniam żadnego z tych
kryteriów.
Książka „It Ends with Us” nie jest dobra, ale nie jest też
słaba. Trzeba ją pochwalić za dość wciągającą fabułę.
Lily Bloom jest atrakcyjną 23-letnią Amerykanką, która
właśnie wróciła do domu po pogrzebie ojca. Chce pobyć sama i pewne kwestie
sobie przemyśleć, dlatego udaje się na dach jednego z bostońskich wieżowców, by
popodziwiać spektakularne widoki. Dość nieoczekiwanie spotyka tam Ryle’a –
młodego, atrakcyjnego neurochirurga. Obydwoje wpadają sobie w oko, ale wszystko
wskazuje, że było to jednorazowe spotkanie, ale kiedy Lily zatrudnia w swojej
kwiaciarni przesympatyczną Allysę, okazuje się, że Ryle jest jej … bratem.
W wolnych chwilach Lily przybliża nam nieco swoją przeszłość
podczas czytania pamiętnika pisanego, kiedy miała 15 lat. Pomogła wtedy bardzo
bezdomnemu chłopcu, Atlasowi, w którym się bezgranicznie i z wzajemnością
zakochała. Dowiadujemy się także, że Lily pochodzi z przemocowego domu – jej
ojciec fizycznie maltretuje jej matkę. Ciekawostką jest, że pamiętnik Lily nie
jest typowym dziennikiem, to zbiór listów, które dziewczynka kieruje do Ellen
DeGeneres – swojej ulubionej gwiazdy telewizyjnej.
Czy to możliwe, że Ryle okaże się kopią ojca Lily i młoda
kobieta z przemocowej rodziny uwikła się w przemocowy związek? Czy na jej
drodze raz jeszcze pojawi się Atlas? Jaką tajemniczą historię sprzed lat ukrywa
rodzina Ryle’a?
Drugą istotną kwestią poza fabułą, za którą powieść Hoover można
pochwalić, jest tematyka przemocy w rodzinie, którą w „It Ends with Us” zajęła
się autorka. Ciekawe jest inne spojrzenie na kwestię agresywnego partnera
widziane oczami Lily i jej matki. Hoover nie serwuje tanich rozwiązań, pochyla
się nad problemem, obrazowo go przedstawia i prezentuje dwa stanowiska w tej
kwestii oraz konsekwencje wyboru jednego z nich. Pokazuje także, że kwestia
przemocy w rodzinie dotyka nie tylko rodziny biedne, patologiczne, ale też
lokalnych polityków, biznesmenów, lekarzy. Ten problem istnieje i wiele rodzin
musi sobie z nim radzić.
Co mnie w takim razie zraziło do powieści? Liczne opisy,
fragmenty, dialogi są, niestety, nieco infantylne, wprowadzające w zakłopotanie,
nieprzekonujące. Zaskoczył mnie bardzo prosty język tekstu (czytałem książkę w
oryginale, wiedziałem, że nie powinienem oczekiwać zabiegów stylistycznych z
książek spod znaku Bookera, czy Pulitzera, ale język Hoover jest naprawdę mało
literacki, bardzo kolokwialny). Popularność książek autorki pokazuje jednak, że
taka literatura jest po prostu potrzebna.
Moja ocena: 5/10
„IT ENDS WITH US” (It Ends with Us), USA 2024
Premiera
kinowa: 9 sierpnia 2024
Pora zatem za recenzję filmu.
Adaptacja jest dość wierna powieści i bardzo atrakcyjna
wizualnie. W rolę Lily wciela się bardzo urodziwa amerykańska aktorka, Blake
Lively – to zdecydowanie obok „Wieku Adelaine” i „183 metrów strachu’ najważniejszy
film w jej karierze, może w ogóle to ten najistotniejszy. Jej filmowymi
partnerami są Justin Baldoni jako Ryle (to także reżyser filmu) oraz Brandon
Sklenar jako Atlas. Bardzo dobrze wypadają młodzi aktorzy, ukazujący losy
bohaterów w retrospekcjach, głównie urocza Isabela Ferrer, tak łudząco
przypominająca Blake Lively, że przez chwilę zastanawiałem się, czy to inna
aktorka czy charakteryzacja. Ciekawe i sympatyczne role mają też Jenny Slate
jako Allysa, siostra Ryle’a oraz Hasan Minhaj jako Marshall, mąż Allysy.
Rolę pamiętnikowych wspomnień Lily przejęły sceny retrospektywne,
bardzo uaktrakcyjniające film. Obraz jest ładnie nakręcony, pięknie pokazuje
Boston, aktorzy dobrze czują się w atrakcyjnych wnętrzach.
Blake Lively – główna bohaterka i gwiazda filmu – wygląda w
produkcji olśniewająco, ale nie mogę ocenić jej kreacji bardzo wysoko. Lively
nie przekonała mnie jako kobieta, która jest ofiarą przemocy i której wymarzony
piękny świat runął w jednej chwili. Podczas projekcji zastanawiałem się, jak w tej
roli 20-30 lat temu wypadłyby aktorki pokroju Julii Roberts, czy Michelle
Pfeiffer i obawiam się, że przekaz emocji byłby jednak zupełnie inny. Książkowa
Lily jest zrównoważona, lecz jedna bardzo emocjonalna, u Lively tych emocji po
prostu mi zabrakło – było zbyt wiele powściągliwości.
Temat przemocy został w filmie bardzo dobrze przedstawiony.
Sceny agresji bohaterów pokazane są subtelnie, bez epatowania seksualnością i
okrucieństwem. To z pewnością przewaga filmu nad książką.
Film jest długi – 130 minut (to chyba już rutyna
współczesnej kinematografii), ale absolutnie nie jest nużący. Akcja dzieje się
wartko, widz z pewnością sympatyzuje z Lily i wspiera ją w jej dramatycznych
życiowych rozterkach.
To niezbyt częsty przypadek, ale film wygrywa z książką. Tekst
Hoover nieco mnie rozczarował, podczas gdy film Baldoniego jest przyzwoitą
pozycją melodramatyczną, którą warto obejrzeć, co pokazali widzowie na całym
świecie, tłumnie oglądając produkcję w kinach.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz