„PRISCILLA” (Priscilla), USA 2023
Premiera kinowa: 9 lutego 2024
Dwa lata temu moim filmem roku została błyskotliwie
zrealizowana i zagrana biografia Elvisa Presleya w reżyserii Buza Luhrmana.
Jednym z zarzutów, które stawiano wówczas filmowi było marginalne potraktowanie
Priscilli, żony Elvisa. Czy piękna żona
Króla Rock’n’Rolla zasłużyła na osobną filmową monografię?
Okazuje się, że tak, bo ekranowa historia jednego z
najsłynniejszych romansów świata – miłości Elvisa Presleya do ślicznej nastolatki
z Texasu – Priscilli Beaulieu – okazała się filmem wdzięcznym, ciekawym i po
prostu udanym, a Sofia Coppola po raz kolejny udowodniła, że potrafi robić
filmy subtelne, pełne wrażliwości i bardzo dobre aktorsko.
Priscillę (wspaniała i przepiękna Cailee Spaeny) poznajemy w
filmie w roku 1959 jako czternastolatkę, która z powodu obowiązków zawodowych ojca-wojskowego trafia
do amerykańskiej bazy militarnej w Wisbaden w Niemczech. Trał sprawia, że w tym
samym czasie przebywa tam najpopularniejszy na świecie artysta – Elvis Presley
(Jacob Elordi). Priscilla i muzyk poznają się na przyjęciu w domu Elvisa i z
miejsca wybucha między nimi płomienne uczucie. Kiedy Elvis wraca do Memphis,
Priscilla tak mocno naciska na rodziców (Ari Cohen i Dagmara Domińczyk – aktorka
polskiego pochodzenia), by mogła wrócić do Ameryki i zamieszkać w Graceland, że
ci wreszcie ulegają. Dziewczyna – wówczas już szesnastolatka – trafia do katolickiej
szkoły i prowadzi bogate życie u boku ukochanego, a kiedy ma 22 lata Elvis
oświadcza się jej, a po ślubie rodzi się ich jedyne dziecko – Lisa-Marie.
Film w zajmujący sposób ukazuje przemianę urokliwego nastoletniego
kaczątka w piękną dojrzałą kobietę, świadomą swoich praw i własnej kobiecości.
Spaeny bardzo dobrze ukazuje tę przemianę. Świetne są sceny, kiedy Elvis
próbuje ją sobie podporządkować, ale dziewczyna umie pokazać swój temperament i
charakter, dzięki czemu nie zawsze mu ulega. Elvis jest starszy od swej
wybranki aż o 10 lat. Coppola portretuje ich relację w sposób dyskretny, delikatny,
unikający szmiry i sensacji. 26-letnia obecnie Spaeny ciekawie przedstawia
Priscillę jako niewinną dziewczynkę, ale też kobietę, która w 1973 roku musi
podjąć życiową decyzję, dotyczącą przyszłości własnej i swojego jedynego
dziecka.
Tak jak zupełnie inny jest film Coppoli od filmu Luhrmana i
zupełnie inaczej ustawiony jest środek ciężkości obu obrazów, tak całkowicie
odmienny jest wizerunek Elvisa w obu produkcjach. Austin Butler w filmie z 2022
roku po prostu stał się Elvisem – był genialny, film zawierał wiele scen
muzycznych i koncertowych, zaś Coppola ukazała bardziej duchową, wewnętrzną stronę
Elvisa. Elordi – też dobry jako Presley – jest bardziej uduchowiony, religijny,
to z rozpaczy po śmierci matki rodzi się jego potrzeba odnalezienia bratniej
duszy w osobie Priscilli. O karierze muzyka w filmie Coppoli bardziej się mówi,
niż ją się pokazuje, ale przecież to Priscilla ma być w centrum uwagi – i tak
właśnie się dzieje.
Cieszę się, że ten film powstał. Oparto go na podstawie
biografii Priscilli „Elvis i ja”, co pozwala wierzyć, że jest to w miarę
prawdziwy obraz bohaterki i jej relacji z amerykańskim bożyszczem tłumów.
Ciekawe jest, co urzekło Elvisa w tej młodej, niepozornej osóbce i czy dziś
rodzice dziewczyny też ulegliby presji córki i pozwolili jej zamieszkać z o 10
lat starszym najsłynniejszym artystą na świecie.
Film urzeka także muzyką i – co ciekawe – w zdecydowanej
większości nie jest to twórczość Elvisa, zaś scena, w której wykorzystane jest
nagranie „I will always love you” Dolly Parton, wprost rozdziera serce.
Polecam ten film gorąco – to udana i ambitna produkcja,
rzucająca nowe światło na życie Priscilli i Elvisa, a przed grającymi główne
role Spaney i Elordim (choć większą sławę przyniosło mu chyba „Saltburn”) otwiera
się szansa na błyskotliwą karierę. Takie filmy po prostu z przyjemnością się
ogląda.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz