„ZIELONA GRANICA”, Polska / Czechy / Francja / Belgia 2023
Premiera kinowa: 22 września 2023
Obawiałem się tego seansu. Kryzys uchodźczy nie należy do
tematów łatwych, ale wiedziałem, że „Zielona granica” jest filmem, który
zobaczyć trzeba, żeby wyrobić sobie swoje własne zdanie, nie na podstawie nic
nie mówiących fragmentów bez szerszego kontekstu i opinii innych, ale na
podstawie całości. A zrecenzowanie najnowszego filmu Agnieszki Holland jest
niezwykle trudne.
Dla mnie to przede wszystkim film o ofiarach.
Ofiarami są przede wszystkim uchodźcy – ludzie, którzy inwestują
wszystkie oszczędności i narażają życie, by otrzymać przepustkę do białego,
uprzywilejowanego świata, którym podli i wyrafinowani oszuści obiecali transfer
z Białorusi przez Polskę do bogatych krajów europejskiego Zachodu, którzy
nieświadomie dostali się w pułapkę, bo chcieli żyć inaczej, ale nie mogą
realizować swoich marzeń, bo mają ciemną skórę i reprezentują inny krąg
kulturowy.
Ofiarami są żołnierze pogranicza, często rozdarci między
lojalnością wobec przełożonych a zwykłymi, ludzkimi odruchami, zagubieni,
żyjący w ciągłym napięciu, narażeni na niebezpieczeństwo, reagujący agresją i
szukający zapomnienia.
Ofiarami są aktywiści, osoby niosące humanitarną pomoc, jak
choćby grana przez Maję Ostaszewską psycholożka Julia, pogubieni, cierpiący w
niemocy, obawiający się złamania prawa i przekroczenia pewnych zasad.
W filmie padają oskarżenia – wobec Unii Europejskiej i ekip
rządzących, także w naszym kraju. I słusznie, bo ludzie u władzy nie radzą
sobie z tym problemem humanitarnym, zarówno w Polsce, jak i w większości, by
nie rzec we wszystkich krajach europejskich.
Nie rozumiem oskarżeń, że film jest rzekomo antypolski –
„Zielona granica” w monochromatycznych barwach pokazuje, że świat nie jest
jednolity, że zarówno wśród uchodźców, jak i pograniczników, członków zespołów
niosących charytatywną pomoc, jak i u zwykłych mieszkańców przedstawionej w
filmie części naszego kraju są ludzie
dobrzy, szczerzy, prawdziwi, ale zdarzają się też łotrzy i kanalie, tak też
jest w świecie lekarzy, prawników, nauczycieli, choć o tym już film Agnieszki
Holland nie mówi. Nie ma w tym nic obraźliwego, złego, antypolskiego, reżyserka
po prostu ukazuje różne oblicza świata, także różne twarze Polaków.
„Zielona granica” to dwie i pół godziny wielkich emocji,
smutku, niepokoju. Przykro tylko, że w kraju, z którego przez ostatnie 100 lat
emigrowały miliony ludzi – do Stanów, do Niemiec, do Wielkiej Brytanii i
Irlandii i do wszelkich innych zakątków świata – z powodu wojen, represji, czy
wreszcie za chlebem, za lepszym życiem – zrozumienie problemu uchodźctwa jest
tak niskie.
Nie wylewajcie na mnie pomyj nienawiści, że wypowiadam się o
tym filmie pozytywnie, nie nazywajcie mnie świnią, która siedzi w kinie –
kocham kino i chcę oglądać filmy różne, te przyjemne i familijne, ale też te
trudne i bolesne. Idźcie do kina, aby zobaczyć „Zieloną granicę” i więcej
zrozumieć, sprawdzić, dlaczego film wzbudza tyle emocji i ukształtować własną,
autonomiczną opinię o tym obrazie. Dlatego idźcie do kina, po prostu.
A oceny dziś nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz