„Tár” (Tár), USA 2022
Premiera kinowa: 24 lutego 2023
Pośród tegorocznych oscarowych propozycji „Tár” w reżyserii
amerykańskiego aktora i reżysera Todda Fielda zasługuje na szczególne
wyróżnienie, głównie za sprawą wyjątkowej kreacji Cate Blanchett, moim zdaniem,
najlepszej w dotychczasowej karierze aktorki.
Lydia Tár jest uznawana za najważniejszą dyrygentkę w
dziejach muzyki. Właśnie objęła kierownictwo nad najlepszą i największą orkiestrą
na świecie – Berlin Philharmonic. Na czym polega sukces Lydii? To przede
wszystkim jej talent, doskonałe wykształcenie, nieziemska wprost muzykalność,
oddanie i pracowitość, ale też bezkompromisowość, despotyzm, przekonanie o
własnej nieomylności i częste stawianie się w roli demiurga, brak szacunku dla
innych. Lydia tworzy udany związek z Sharon (bardzo dobra rola znanej z filmu „Barbara”
niemieckiej aktorki Niny Hoss), z którą wspólnie wychowuje kilkuletnią córkę.
Tár ma jednak jedną słabość – słabość do młodych,
atrakcyjnych kobiet – ślicznej rosyjskiej wiolonczelistki Olgi (Sophie Kauer),
swojej asystentki Francesci (znana z „Portretu kobiety w ogniu” Noemie
Merlant), czy studentki dyrygentury Kristy (Sylvia Flote). Jej słabością jest także
roszczenie sobie prawa do wykorzystywania swojej pozycji. Sytuacja znacznie się
komplikuje, kiedy Krista popełnia samobójstwo, a w mediach pojawiają się
informacje o jej relacjach z Lydią Tár.
Cate Blanchett jest w kadrze od pierwszej po ostatnią chwilę
filmu. Jest znakomita, kiedy dyryguje, kiedy udziela wywiadu, kiedy jest matką
i partnerką i kiedy flirtuje z młodymi dziennikarkami i artystkami z kierowanej
przez siebie orkiestry. Jako Lydia Tár jest magnetyzująca, trudno oderwać od
niej wzrok. Można się nie zgadzać z jej poglądami, potępiać jej postawę, ale
nie sposób oderwać wzroku od jej hipnotyzującej gry. Kiedy dyryguje na scenie,
staje się muzyką, gra każdą częścią swojego ciała. Jest niezwykła i wyjątkowa.
Będę niezwykle zawiedzony, jeśli nie odbierze jutro swojego trzeciego Oscara,
choć nie widziałem jeszcze innej nominowanej, ponoć niesamowitej roli Andrei
Riseborough.
Jedną z najistotniejszych scen z filmu jest moment zajęć
Lydii Tár dla młodych adeptów dyrygentury w prestiżowym konserwatorium Julliard.
Kiedy bohaterka prosi młodego, ciemnoskórego chłopca, żeby zagrał Bacha, ten
odmawia, uważając, że jako niepewny swojej seksualności przedstawiciel innej
rasy ma prawo odrzucać twórczość muzyka, który był białym człowiekiem o nie do
końca właściwym prowadzeniu się. Dzięki tej scenie poznałem związane z poprawnością
polityczną zjawisko cancel culture – odrzucania pewnych trendów, gdyż neguje się
ich twórców. Jest to na tyle fascynujący, ale i niebezpieczny fenomen, że
postaram się poświęcić mu oddzielny post na Popkulturalnym Maniaku.
Film wywarł na mnie bardzo duże wrażenie, choć jest
specyficzny i z pewnością nie spodoba się każdemu widzowi. Jest to jednak film
ważny, który zadaje wiele istotnych pytań – do jakich granic może posunąć się
twórca, w jakim stopniu wolno nam wykorzystywać władzę, którą posiadamy, gdzie
kończą się przywileje osób szczególnych, specjalnych, posiadających autorytet i
rozliczne talenty.
„Tár” to ponad dwie godziny inteligentnego, refleksyjnego
kina, kina bardzo kobiecego, opowiadającego o niezwykle silnej kobiecie, choć
stworzonego przez mężczyznę. Todd Field już wcześniej pokazał swoimi
produkcjami „Za drzwiami sypialni” i „Małe dzieci”, że jest reżyserem bardzo
wrażliwym, wnikliwym, który potrafi poruszać ważne tematy i zaangażować się w
dyskusję z widzem. A Cate Blanchett jest fenomenalna – choć jej bohaterka jest
postacią fikcyjną, rys biograficzny jest tak realistyczny, a stworzona persona
tak autentyczna, że ma się wrażenie, że film opowiada o prawdziwej osobie.
Gorąco polecam i czekam na Oscara dla Blanchett,
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz