„DUCHY INISHERIN” (The Banshees of Inisherin), Irlandia / USA / Wielka Brytania 2022
Premiera kinowa: 20 stycznia 2023
W polskich kinach można już oglądać najnowszy film Martina McDonagha
„Duchy Inisherin”. To jeden z najgłośniejszych tytułów sezonu i zdecydowany
faworyt do tegorocznych Oscarów – z dziewięcioma nominacjami. Poprzedni film tego
brytyjskiego twórcy – „Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri” został moim
ulubionym filmem 2018 roku, zatem z ogromnymi oczekiwaniami pobiegłem na projekcję
najnowszej produkcji. I nie zawiodłem się, choć filmy są całkowicie różne.
Rzecz dzieje się w nadmorskiej wiosce w Irlandii w 1929 roku
podczas wojny domowej, ale wojna stanowi jedynie dalekie tło wydarzeń. Na
pierwszy plan wysuwa się przyjaźń dwóch mieszkańców wioski: Padraica (Colin
Farrell) i Colma (Brendon Gleeson), a właściwie kryzys tej przyjaźni.
Padraic to spokojny miłośnik natury i swojego osiołka,
mieszkający ze swoją siostrą (Kerry Condon). W pewnym sensie pełni rolę
wiejskiego mędrka - lubi rozprawiać o życiu i ludziach, potrzebuje kontaktu z
innymi i z przyrodą, żeby dobrze funkcjonować. Colm jest jego przeciwieństwem,
jest skryty, małomówny, ma duszę artysty i tworzy muzykę. Mieszka sam przy
nadmorskich skałach, a jego jedynym towarzyszem jest pies. Wszyscy wiedzą, że
Padraic i Colm to wieloletni i oddani przyjaciele, którzy prawie każde
popołudnie spędzają w lokalnym pubie nad kuflem piwa. Pewnego dnia Colm odmawia
jednak spędzenia wolnego czasu z przyjacielem. Ogłasza koniec ich przyjaźni. Do
czego może doprowadzić taka decyzja? Do czego zdolni są mężczyźni z urażonym
honorem i męską dumą?
Colin Farrell i Brendon Gleeson tworzą dwie wielkie kreacje
– mężczyzn uwikłanych w niepotrzebny wyniszczający konflikt, gotowych nawet na
okrucieństwo, by postawić na swoim. Farrell kolejny raz udowadnia, że jest utalentowanym,
ważnym aktorem, z każdą rolą widać jego artystyczny rozwój, a jego filmowe
dokonania są coraz częściej doceniane. Bardzo ciekawą kreację drugoplanową
tworzy także nominowany do Oscara młody irlandzki aktor Barry Keoghan, który
gra rolę dziwnego wiejskiego chłopaka, pozostającego w konflikcie ze swoim
ojcem, chłopaka na pozór ograniczonego, ale posiadającego dużą wiedzę na temat
człowieka.
Klimat filmu budują piękne zdjęcia, ukazujące surowy urok
wyspy, ale przede wszystkim niezwykła, inspirowana irlandzkim folklorem muzyka,
autorstwa Cartera Burwella.
Film jest dogłębnie smutny, ale bardzo prawdziwy. Pokazuje,
że od przyjaźni i szacunku jest tylko krok do nienawiści. Obraz uwypukla także,
jak ciężko jest zaakceptować odrzucenie,
Film już przeszedł do historii, choćby dlatego, że otrzymał
aż cztery aktorskie nominacje, co zdarza się niezmiernie rzadko (choć w tym
roku wydarzyło się dwukrotnie: obok „Duchów Inisherin” cztery aktorskie
nominacje otrzymała także szalona produkcja „Wszystko wszędzie naraz”). Od roku
1980 tylko siedmiu nominowanym filmom udało się zdobyć cztery nominacje za role
aktorskie, a były to: „Czerwoni”, moje ukochane „Czułe słówka”, „Chicago”,
„Wątpliwość”, „Poradnik pozytywnego myślenia”, „American Hustle” i ubiegłoroczne
„Psie pazury”.
„Duchy Inisherin” mają w tym roku dużą filmową konkurencję,
ale wierzę, że film zostanie dostrzeżony podczas tegorocznej edycji rozdania
Oscarów, bo – choć o kino osobliwe – jest zdecydowanie godne uwagi.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz