środa, 20 lipca 2022

 

„INFINITE STORM” (Infinite Storm), Australia / Wielka Brytania / Polska 2022


Premiera kinowa: 27 maja

Dopiero wczoraj, z dość dużym opóźnieniem, obejrzałem najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej – „Infinite Storm” i już spieszę z moją opinią i oceną obrazu, a nie ukrywam, będzie to opinia dobra i ocena wysoka.

Z filmami Szumowskiej mam tak, że albo mnie zachwycają i poruszają, tak jak „33 sceny z życia”, „Body/Ciało”, czy „Śniegu już nigdy nie będzie”, albo rozczarowują, jak „W imię…”, „Twarz”, a zwłaszcza „Sponsoring”. „Infinite Storm’ to film mocny, bardzo solidny, surowy i zajmujący. To pierwsza produkcja reżyserki, w której grają tylko zagraniczni aktorzy i dość duży sukces komercyjno-artystyczny (film zajrzał nawet na chwilę do pierwszej dziesiątki amerykańskiego box office’u). Dużym sukcesem było pozyskanie do obsady fantastycznej australijskiej aktorki, Naomi Watts, dwukrotnie nominowanej do Oscara – za „21 gramów” i „Niemożliwe”, jednej z muz Davida Lyncha.

Głowna bohaterka filmu, Pam (Naomi Watts), jest pielęgniarką i ratowniczką górską. Wbrew ostrzeżeniom przyjaciela i niesprzyjającym prognozom pogody decyduje się spędzić dzień w górach. To dla niej rocznica traumy, z którą musi się zmagać od lat, a wędrówka w górach jest jej zdaniem najlepszą formą terapii. Pogoda rzeczywiście zmienia się w pewnej chwili, rozpoczyna się burza śnieżna i gwałtownie spada temperatura. Choć Pam jest doświadczonym piechurem musi zmagać się z szalejącą nawałnicą. Nagle dostrzega ślady letniego obuwia sportowego na śniegu i od razu zdaje sobie sprawę, że ktoś noszący takie buty podczas burzy śnieżnej musi być w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wkrótce odnajduje młodego mężczyznę, który jest już w tak złej kondycji, że trudno nawet nawiązać z nim kontakt. Rozpoczyna się walka z czasem, z żywiołem, z naturą, z przeciwnościami losu, bo Pam postanawia uratować życie chłopaka, którego nazywa John (Billy Howle).

Ogromną siłą filmu jest mała ilość dialogów i ukazanie prawdziwej i nierównej walki człowieka z przyrodą. Potęga gór, śniegu wysokości jest tak wielka, że nawet tak doskonale przygotowana wędrowniczka jak Pam, zmuszona jest do podjęcia walki o życie – swoje i drugiego człowieka. Film cały czas trzyma w napięciu, a natura ukazana jest tak fizycznie, że nieomal czuje się chłód bijący z ekranu.

Film jest przepięknie sfotografowany przez Michała Englerta. Zimowe widoki New Hampshire i okolicy Góry Waszyngtona zapierają dech w piersiach. Wieszczę, że Englert otrzyma kiedyś oscarową nominację za swoją pracę. Piękna i niepokojąca jest też muzyka autorstwa Lorne’a Balfe oraz piosenka wykonywana przez Eliot Sumner (prywatnie – muzycznie uzdolnione dziecko Stinga).

Największą wartością filmu jest jednak to, w jak delikatny i subtelny sposób porusza temat śmierci, jak ogromną stratą i emocjonalną katastrofą jest dla nas utrata najbliższych i jak z tą utratą musimy sobie radzić. Tytułowa „bezgraniczna burza” może odnosić się do śnieżycy, na którą w górach natknęli się Pam i John, do urody świata – jak w pięknych słowach mówi o tym główna bohaterka, ale też do naszych odczuć i przeżyć związanych z odejściem najbliższych i ważnych dla nas osób.

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz