„ENNIO” (Ennio: The Maestro), Włochy / Belgia / Holandia / Japonia 2021
Premiera kinowa: 6 lipca 2022
Na początku lat 90-tych obejrzałem film „Cinema Paradiso” w
reżyserii Giuseppe Tornatore z przepiękną muzyką Ennio Morricone. Ta historia
Salvatore – małego sycylijskiego chłopca zafascynowanego kinem – wzruszyła mnie
i poruszyła, a film do dziś pozostaje w TOP 10 najważniejszych filmów mojego
życia.
Minęło ponad 30 lat, mistrz Morricone odszedł w 2020 roku, a
Giuseppe Tornatore – wówczas młody reżyser, któremu Ennio Morricone dał niepowtarzalną
szansę na współpracę przy „Cinema Paradiso, dziś dojrzały już i uznany twórca
tworzy wyjątkowy dokument – hołd dla wybitnego kompozytora. Dokument możemy
oglądać obecnie na ekranach naszych kin.
„Ennio” to dość klasyczny dokument biograficzny, ukazujący
życie i twórczość Ennio Morricone, jednego z największych i najwybitniejszych
twórców współczesnej muzyki filmowej. Film składa się głownie z wypowiedzi
kompozytora, przerywanych opiniami wielu światowej sławy muzyków, kompozytorów,
reżyserów i znajomych Morricone. Dokument ma strukturę klasyczną - poznajemy
dzieciństwo muzyka, jego drogę do muzycznej perfekcji i studia w konserwatorium
w klasie kompozycji, związek z Marią, który przetrwał do śmierci wielkiego
Włocha, znakomity epizod z pisaniem muzyki rozrywkowej, początki współpracy z
twórcami filmu, głównie reżyserem spaghetti westernów, Sergio Leone oraz
dotarcie na szczyt sławy i współpracę przy realizacji bardzo znanych produkcji
hollywoodzkich.
Ennio Morricone jawi się jako geniusz – artysta niezwykle
płodny, kreatywny, potrafiący łączyć ze sobą gatunki muzyczne, których nikt
wcześniej nie łączyć, aranżować utwory w taki sposób, jak nie robił tego żaden
muzyk. Reżyserzy z zachwytem mówią, z jaką lekkością i jak szybko tworzył
zapadające w pamięć ścieżki dźwiękowej, zainspirowany zaledwie fragmentem filmu
lub wybraną sceną, a nawet samym scenariuszem. Tworzył niezwykle szybko i
zapisywał nuty sprawniej niż litery. W samym 1969 roku stworzył muzykę do 21
filmów. Długo czekał na docenienie, marzył o Oscarze, otrzymał sześć nominacji:
za „Niebiańskie dni” (1979) „Misję” (1986), „Nietykalnych” (1987), „Bugsy’ego”
(1991), „Malenę” (2000) i „Nienawistną ósemkę” (2015), ale dopiero ostatnia nominacja
– za film Tarantino – zamieniła się w nagrodę (wcześniej w 2007 roku otrzymał
Oscara specjalnego – nagrodę honorową za wkład w rozwój kinematografii i muzyki
filmowej). Bardzo przeżył porażkę z 1986 roku, kiedy przegrał Oscara za „Misję”
z Herbie’m Hancockiem i filmem „Około północy”. Uważał muzykę do „Misji” za
najważniejsze dzieło swojego życia.
Był człowiekiem niezwykle skromnym, skłonnym do wzruszeń,
zamkniętym i do pewnego stopnia niedostępnym. Przez długie lata zmagał się z
decyzją, czy – jako absolwent konserwatorium muzycznego – powinien tworzyć
muzykę poważną, czy może „zniżyć się” do komponowania muzyki filmowej, uważanej
przez świat muzycznej elity za kulturę niską. Po latach odnalazł kompromis i
zgodę w sobie – obok ścieżek dźwiękowych komponował także uznane kompozycje
klasyczne, dzieła symfoniczne, orkiestrowe, choćby w hołdzie ofiarom ataku na World
Trade Center „Voci di silenzio”.
Dokument trwa blisko 150 minut, a ja przez cały czas
słuchałem wypowiedzi Maestro i jego współpracowników i przyjaciół z zapartym
tchem, oglądałem fragmenty klasyków, do których stworzył muzykę, a przede
wszystkim przysłuchiwałem się tym wyjątkowym kompozycjom, często z zaskoczeniem
odkrywając, że ten znany motyw jest też autorstwa Morricone.
Piękny, ciepły i bardzo interesujący obraz, prezentujący
naprawdę wyjątkową postać. – wielkiego Artystę i dobrego Człowieka. Pora biec
do kina na „Ennio” w reżyserii Giuseppe Tornatore.
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz