„C’MON C’MON” (C’mon C’mon), USA 2021
Premiera kinowa: 21 stycznia 2022
Wczoraj miałem prawdziwą przyjemność zobaczyć najnowszy film
znanego z obrazu „Debiutanci” Mike’a Millsa „C’mon C’mon”. To spokojny,
kameralny i refleksyjny obraz, wolno przesuwające się po ekranie kadry i interesujące,
skłaniające do refleksji dialogi, a przede wszystkim dużo obserwacji o życiu,
ludzkich uczuciach i odczuciach.
W filmie poznajemy rodzeństwo: Johnny’ego (Joaquin Phoenix)
i Viv (fenomenalna Gaby Hoffmann – bardzo wyraźna i zapadająca w pamięć rola
drugoplanowa). Obydwoje są po czterdziestce, on mieszka samotnie w Nowym Jorku,
jest reporterem radiowym i próbuje ułożyć sobie codzienność po rozstaniu z
ukochaną dziewczyną, ona mieszka w Los Angeles z 9-letnim synem Jesse’m (rewelacyjny
Woody Norman), jest wykładowcą uniwersyteckim i z trudem radzi sobie z
problemami psychicznymi męża. Johnny postanawia wspomóc siostrę i zaopiekować
się jej synkiem. Prowadzi to dużych zmian w życiu obu bohaterów.
Niezwykle interesującym aspektem filmu są sceny dotyczące
pracy Johnny’ego – nagrywania wywiadów z młodymi Amerykanami w różnych miastach
Stanów Zjednoczonych – Detroit, Nowym Jorku, Nowym Orleanie. To dzieci i młodzież o
różnej tożsamości, często potomkowie imigrantów. Mówią o swoim życiu, o innych
ludziach, o planach, nadziejach i lękach. Te proste, a tak bogate w treść
wypowiedzi, uczą nas bardzo wiele o młodych ludziach – ich potrzebach,
percepcji świata, spełnieniu i niespełnieniu. Fragmenty te są niezwykle wzruszające
i poruszające. Bez ich obecności film Millsa
bardzo wiele by stracił.
„C’mon c’mon” nie jest filmem wybitnym, który przejdzie do
historii kina, ale ta prosta monochromatyczna opowieść jest niezwykle ważna dla
nas – widzów kina pandemii, która nieco przewartościowała świat idei i
relacji, pozwoliła nam spojrzeć na życie z nieco innej perspektywy. Film Millsa
jest dla nas swoistą terapią, pokazuje życie takim, jakie jest naprawdę –
prostym, ale pełnym zawiłości, szczęśliwym, ale pełnym chwil samotności i
zwątpienia, spokojnym, ale często przerywanym ciężkimi do opanowania emocjami.
Film będzie mi się kojarzył z prostotą i prawdziwością. Prostotę
wzmagają czarnobiałe przepiękne zdjęcia Stanów Zjednoczonych i bohaterów, urokliwa
muzyka, pozornie błahe dialogi, które pozwalają nam na nowo odkryć to, co w
życiu ważne, brak spektakularnych zwrotów akcji i fajerwerków. Prawdziwość w
filmie – to sposób ukazania człowieka z jego siłą i chwilami słabości, z
potrzebą bliskości i miłości, z koniecznością podtrzymywania interpersonalnych relacji.
Prawdziwość to rodząca się bliskość między Johnny’m i jego siostrzeńcem, to
odkrywanie na nowo potrzeby relacji między rodzeństwem, to rozpacz i żałoba po
utracie matki, to bezradność wobec choroby i cierpienia najbliższych.
Nie mam żadnych wątpliwości, polecając ten film wszystkim –
młodszym i starszym, wielbicielom kina i tym, którzy oglądają w kinie jeden
film na rok, licealistom i emerytom, słowem, wszystkim, bo „C’mon c’mon” to
uniwersalny film o nas.
Bardzo dziękuję Paniom – Annie Dymek i Annie Równy – za cenne
spotkanie interpretacyjne i rozmowę z widzami po projekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz