„KRZYK” (Scream), USA 2022
Premiera kinowa: 14 stycznia 2022
Naprawdę pamiętam dzień, w którym wybrałem się do kina na „Krzyk” Wesa Craven. Było lato 1997 roku i wraz z moją przyjaciółką Madzią Nagajek dotarliśmy do płockiego kina Przedwiośnie na projekcję. To był dla mnie ważny rok – rok pełnego odkrycia kina. To wtedy zacząłem obsesyjnie często bywać w przybytku dziesiątej muzy. I choć nie byłem i nie jestem fanem horrorów, o „Krzyku” mówili wszyscy, film był dość dobrze oceniany, na planie spotkali się bardzo znani aktorzy, a pierwsza scena z Drew Barrymore, odbierającą telefon od seryjnego mordercy, na zawsze przeszła do historii kina. Zatem na film wybrałem się i ja…
Minęło 25 lat i w kinach pojawił się nowy „Krzyk”. Zdaniem Courtney Cox, która w filmie wciela
się w rolę prezenterki telewizyjnej Gale Weathers, "Nie jest to reboot,
nie jest to remake, to zupełnie nowy film”. I choć w filmie roi się od nawiązań
do serii „Krzyk” z lat 90-tych, to rzeczywiście nowy obraz.
Film łączy miejsce akcji - wracamy do amerykańskiego
miasteczka Woodsboro, którym 25 lat temu wstrząsnęła fala brutalnych zbrodni.
Identyczny jest także początek – nastolatka Tara Carpenter (Jenna Ortega)
podczas samodzielnego pobytu w domu odbiera telefon, tajemniczy nieznajomy wciąga
ją w grę pytań i odpowiedzi, by napaść dziewczynę i nożem zmasakrować jej
ciało. Tara cudem przeżywa napaść a w szpitalu pojawiają się jej najbliżsi
przyjaciela oraz siostra – Sam (Melissa Barrera), która po latach powraca do
rodzinnego miasta ze swoim chłopakiem Richiem (Jack Quaid).
Miasteczkiem wstrząsa seria makabrycznych morderstw. Zabójca
Ghostface powrócił… Okazuje się, że siostry Carpenter mają dużo wspólnego z
zabójcą sprzed 25 lat. Do akcji powracają także pogromczyni morderców Sidney
Prescott (nadal śliczna Neve Campbell), wspomniana już Gale Weathers (Courtney
Cox) i emerytowany obecnie szeryf Dewey Riley (David Arquette).
Nowy „Krzyk” to zabawa konwencją, dobry slasher i hołd
oddamy reżyserowi pierwszego „Krzyku” Wesowi Cravenowi, zmarłemu w 2015 roku
twórcy takich klasyków horroru, jak „Wzgórza mają oczy”, czy „Koszmar z ulicy
Wiązów”. To udana propozycja dla fanów gatunku. Twórcy nowej wersji często
„puszczają oko” w stronę widza, a na sali kinowej salwy śmiechu mieszają się z
nerwowymi podskokami w fotelu. Film ogląda się dobrze, mając na uwadze, na jaki
typ filmu widz się zdecydował. Krew tryska z ran zadanych przez mordercę z
Woodsboro, narażeni na niebezpieczeństwo bohaterowie popełniają klasyczne
błędy, a finał rozgrywa się w domu, w którym 25 lat temu wszystko się zaczęło.
Nie jestem fanem gatunku, film mnie zatem nie porwał i stąd
nieco niska ocena, ale nowa produkcja duetu Vanderbilt / Busick to naprawdę dobra
rozrywka.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz