„Aida” (Quo vadis, Aida?), Austria / Francja / Holandia / Niemcy / Norwegia / Polska / Turcja / Rumunia / Afganistan / Bośnia i Hercegowina 2020
Polska premiera: 17 września 2021
Ostatnio urządziłem sobie filmowy seans katorgi i
emocjonalnego wyczerpania: „Wesele”, „Żeby nie było śladu”, a teraz dodałem
jeszcze porażający obraz bośniackiej reżyserki Jasmili Žbanić – „Aida”.
Jest lipiec 1995 roku. Dobiega końca tocząca się od trzech
lat wojna na Bałkanach, będąca następstwem rozpadu Jugosławii. Akcja filmu
rozgrywa się w okolicach miasta Srebrenica, w strefie bezpieczeństwa
kontrolowanej przez Holendrów, reprezentujących siły zbrojne ONZ. Po upadku
miasta do obozu przybywają tysiące mieszkańców, poszukujących azylu
muzułmańskich Bośniaków.
Główną bohaterką jest Aida, dojrzała kobieta, nauczycielka,
która w strefie ONZ pełni rolę tłumaczki. W wybitną rolę swojego życia wciela
się serbska aktorka Jasna Djuricic.
Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że aktorka w tym filmie nie gra, ona po
prostu staje się Aidą. Kobieta stara się pomagać wszystkim, tłumaczy i
przekazuje niełatwe komunikaty żołnierzy ONZ. Do obozu trafiają jej mąż i dwaj
młodzi synowie. Sadystyczny przywódca Serbów, generał Ratko Mladić, ma jednak
plany wobec koczujących w obozie i jego okolicy Bośniaków. Rozpoczyna się
masakra w Sebrenicy…
Aida robi wszystko, żeby uratować swoich najbliższych. Film
jest niezwykle przejmujący, to 104 minuty emocji, przykrych przeżyć i nadziei.
W filmie znajduje się wiele symbolicznych scen, momentów sprzed wojny, które
ukazują wspólne życie Bośniaków i Serbów – wesele, bawiące się dzieci,
rozmawiających sąsiadów. Wojna niszczy przeszłość i teraźniejszość. Sąsiedzi
zostają wrogami, przyjaciele – wzajemnie niszczącymi się katami. Tu, w naszej
Europie, zaledwie dwadzieścia lat temu, ma miejsce największe ludobójstwo od
czasów drugiej wojny światowej, a my – jako widzowie – jesteśmy tego świadkami.
Film jest z całą pewnością wybitny i niezwykle potrzebny.
Mimo całego tragizmu daje też cienką nić nadziei. Kiedy Aida wraca do miasta po
zakończeniu wojny, wchodzi do swojego domu jako osoba przegrana, pod olbrzymim
ciężarem wojennych doświadczeń, ale wychodzi z dużo większą siłą – to tu
dochodzi do przemiany bohaterki. To scena chwytająca za gardło. Niezwykle
poruszające są także sceny identyfikacji zwłok przez muzułmańskie kobiety.
„Aida” to film, o którym trudno zapomnieć, to pełen
dramatyzmu i ludzkiej tragedii fragment niedawnej historii, to przestroga przed
wojną, niepotrzebnymi i niezrozumiałymi konfliktami, to przestroga dla ludzkości,
by wystrzegać się wykluczenia, reżimu, despotów i psychopatycznych tyranów. To
ostrzeżenie dla nas wszystkich. Na oczach całego świata więcej nie może
dochodzić do takich szokujących wydarzeń.
Film walczył o Oscara dla najlepszego filmu międzynarodowego,
ale przegrał z duńską produkcją „Na rauszu”. Czy słusznie? Polecam „Aidę”, to
film wielki, ważny i otwierający nasze oczy na jedną z największych tragedii
naszego kontynentu ostatnich 25 lat. Natomiast nie można ukrywać, że to kolejny
obraz, który czyni u widza emocjonalne spustoszenie, nie pozwala oderwać myśli
od losów bohaterów, boli, dokucza. To obraz wojny, jakiego nie znamy, wizja
przedstawiona oczami kobiety. Chyba zobaczyłem ostatnio zbyt wiele tak ciężkich
obrazów. Teraz pora na komedię romantyczną, albo „Venoma”.
Moja ocena filmu: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz