piątek, 31 lipca 2020

“Matthias i Maxime” (Matthias & Maxime), Kanada 2019

Polska premiera: 20 lutego 2020


Filmowe “enfant terrible” kanadyjskiego kina, 31-letni obecnie Xavier Dolan, wraca do kina jako reżyser i główny aktor swojego najnowszego filmu „Matthia i Maxime”. Od reżyserskiego debiutu Dolana z 2009 roku, kiedy to jako dziewiętnastolatek bez żadnego filmowego zaplecza, szturmem wszedł na kinowego ekrany całego świata i wywołał prawdziwą furorę na Festiwalu w Cannes swoją produkcją „Zabiłem moja matkę” minęło nieomal 11 lat. Dolan jest z pewnością dojrzalszy, bardziej doświadczony, ale czy tworzy lepsze kino?

Matthias i Maxime są prawdziwymi przyjaciółmi od wczesnego dzieciństwa, choć ich losy potoczyły się całkowicie odmiennie. Matthias (Gabriel D'Almeida Freitas) odnosi sukcesy jako obiecujący prawnik i jest w szczęśliwym, ustabilizowanym związku. Maxime (w tej roli sam Dolan) pracuje dorywczo w barze, musi zajmować się wychodzącą z nałogu schorowaną matką, próbuje nawiązać relację z koleżanką z pracy, ale ta widząc jego niedojrzałość i niezdecydowanie, nie chce wchodzić w głębszą relację z chłopakiem. Dlatego Maxime podejmuje decyzję o wyjeździe do Australii na dwa lata, czym wszystkich absolutnie zaskakuje.

Podczas jednej z ostatnich wspólnych imprez, siostra jednego z przyjaciół nakłania Matta i Maxa do zagrania małych rólek w jej etiudzie filmowej, którą tworzy na swoją uczelnie. Przyjaciele mają zagrać w krótkiej scence i namiętnie się pocałować. Pocałunek ten bardzo wiele zmienia w ich życiu…

Najnowszy obraz Dolana podzielił krytyków – jedni są filmem zachwyceni, dostrzegają subtelnie i wrażliwie podane wątki autobiograficzne (Dolan tym razem zrezygnował z zatrudniania gwiazd i większość ról w filmie grają jego najbliżsi przyjaciele, co pozwalało na stworzenie bardziej intymnej, osobistej atmosfery), podkreślają grę symboli i doskonale zaprezentowany proces szukania tożsamości przez głównych bohaterów. Inni – nie dostrzegają w filmie żadnego nowatorstwa – ani w fabule (oskarżanej nieomal o banał i cliche), ani formie.

Film jest z pewnością bardzo atrakcyjny wizualnie i estetycznie – Dolan – jak zwykle – dba o piękne ujęcia, grę barw. Nie można się nie zgodzić, że w ciekawy sposób ukazuje bohaterów przez pryzmat obserwowania ich z daleka – w lustrzanym odbiciu, przez okno. Cała historia jednak rzeczywiście do końca mnie nie przekonała. W filmie brakowało mi naprawdę głębokich emocji – takie, jakie Dolan pokazał chociażby w dwóch poprzednich filmach „To tylko koniec świata”, a zwłaszcza w fantastycznej „Mamie”.  Może to celowy zabieg reżysera, który chciał nakręcić film nieco bardziej subtelny i spokojny?

Czekajmy zatem, jak będzie rozwijała się kariera tego z pewnością utalentowanego i nietuzinkowego twórcy.

Moja ocena: 7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz