„F1” (F1), USA 2025
Premiera kinowa: 27 czerwca 2025
„Top Gun” na torze wyścigowym. Przebój lata. Brad Pitt
zamiast Toma Cruise’a. Młodość walczy z doświadczeniem – takie nagłówki
towarzyszyły premierze jednego z największych przebojów kinowych tego lata –
filmu „F1” w reżyserii Josepha Kosinskiego.
Skąd porównania do „Top Gun”? Otóż Kosinski jest reżyserem
wielkiego hitu „Top Gun: Maverick” z 2022 roku, kontynuacji jednego z
najbardziej rozpoznawalnych obrazów z lat 80-tych. Tym razem pas startowy
myśliwców zostaje zastąpiony przez tor wyścigowy Formuły 1, a zamiast największej
gwiazdy „Top Gun” – Toma Cruise’a – na ekranie spotykamy kolejną aktorską
legendę – Brada Pitta.
Ruben (bardzo przekonujący Javier Bardem), od dawna związany
z wyścigami samochodowymi, prowadzi podupadającą drużynę APXGP. Ma w niej
wprawdzie prawdziwego asa – młodego, zdolnego i mocno zdeterminowanego Joshuę
(Damson Idris), ale potrzebuje silnego wsparcia. Na horyzoncie pojawia się
Sonny Hayes (Pitt) – nieco zapomniana gwiazda Formuły 1 z lat 90-tych, obecnie już
weteran, którego z wyścigów wyeliminowała poważna i dramatyczna kontuzja. Obaj
zawodnicy tworzą wybuchową mieszankę temperamentów, wygórowanych ambicji,
brawury i walki o dominację. Czy będą w stanie przywrócić świetność drużyny
Rubena i raz jeszcze zaistnieć w F1?
Nie jestem fanem Formuły 1, nie śledzę wyścigów, spośród zawodowych
kierowców kojarzę jedynie Brytyjczyka Lewisa Hamiltona (notabene współproducenta
filmu, który ma w „F1” swoje cameo appearance) – a to tylko dlatego, że swego
czasu zakupiłem … buty z zaprojektowanej przez niego kolekcji. Mimo to muszę
przyznać, że film trzyma w napięciu od początku do końca, sceny wyścigów są
niezwykle widowiskowe i cały obraz ogląda się bardzo dobrze. Jak na tego typu
produkcję przystało, jest też płomienny romans między Sonny’m a uroczą i
arcymądrą Kate (znana z „Duchów Inisherin” Kerry Condon) – dyrektorem technicznym
drużyny.
Znakomitym uzupełnieniem filmu jest doskonała muzyka Hansa
Zimmera, przeplatana świetnymi nowoczesnymi przebojami, między innymi RAYE i
Madison Beer. Mix klasyki Zimmera z nowoczesną muzyką elektroniczną tworzy
wspaniałe uzupełnienie filmu.
„F1” nie jest filmem, który zmieni historię kina i Twoje
życie, ale to bardzo przyzwoicie opowiedziana i dobrze zagrana historia, którą
można obejrzeć w wakacyjne popołudnie, podziwiając efekty specjalne na dużym
ekranie. Może jedynie lokowania produktów mogłoby być nieco mniej…
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz