„NOSFERATU” (Nosferatu), USA / Czechy / Wielka Brytania 2024
Premiera kinowa: 21 lutego 2025
Najnowsze wampiryczne dzieło „Nosferatu” w reżyserii Roberta
Eggersa szturmem podbiło kina. Czy podbiło też (osikowym kołkiem) moje serce?
Film swobodnie nawiązuje do powieści Brama Stockera „Dracula”
i do wcześniejszych filmowych adaptacji książki. Eggers, który już wcześniej –
choćby filmem „Lighthouse” - dał się poznać jako bardzo dobry reżyser, tworzy
film niezwykle klimatyczny, sensualny, chwilami makabryczny, z bardzo dobrze obsadzonymi
rolami.
Młody prawnik Thomas Hutter (Nicholas Hoult – dla tych,
którzy nie wiedzą – to odtwórca dziecięcej roli z filmu „Był sobie chłopiec” z
Hugh Grantem) zostaje wysłany przez swego pracodawcę z Wisburga do tajemniczego
zamku w Transylwanii, położonego u podnóży Karpat, by dopełnić procedury zakupu
posiadłości przez ekscentrycznego Hrabiego Orloka (Bill Skarsgard). Udaje się tam
wbrew błaganiom swojej ślicznej, świeżo zaślubionej żony, Ellen (Lily
Rose-Deep), którą trawią złe przeczucia i nocne koszmary. Thomas pozostawia
jednak żonę pod opieką pary przyjaciół – Friedricha Hardinga (Aaron
Taylor-Johnson) i jego małżonki Anny (Emma Corrin). Kiedy młody Hutter dociera
do zamczyska, zaczynają się dziać nadprzyrodzone rzeczy, z powodu których życie Thomasa i jego
pięknej żony już nigdy nie będzie takie samo…
Film jest dobry, chwilami naprawdę intrygujący, chwilami
przerażający, akcja mogłaby jednak rozwijać się nieco szybciej.
Niekwestionowaną gwiazdą filmu jest Lily Rose-Depp (prywatnie córka Vanessy Paradis
i Johnny’ego Deppa) – jest powabna, niezwykle sensualna, w czarujący sposób
ulega wpływom krwiożerczego, obsesyjnego Nosferatu. Dużą zaletą filmu jest poświęcenie
dużej uwagi kwestii kobiecości, co nie zdarza się często w kinematografii
wampirycznej i horrorach gotyckich. Rose-Depp jest naprawdę bardzo dobra –
piękna, zmysłowa, bezbronna, zagubiona i samotna. Nie dziwię się, że wielu
krytyków z rozczarowaniem przyjęło brak nominacji do Oscara dla Lily jako
aktorki drugoplanowej. Drugą centralną postacią jest sam wampir Nosferatu,
którego fantastycznie kreuje młody Skarsgard (syn wielkiego Stellana) – jest mroczny,
przerażający, prawdziwy. Walorem filmu są kostiumy oraz rewelacyjna
charakteryzacja.
Choć w filmie nie brakuje straszliwych i makabrycznych scen,
jest w nim także wiele subtelności, a scena, w której Nosferatu atakuje Ellen,
ma w sobie wiele romantyczności i zmysłowości. Scenografia, kostiumy, muzyka i make-up
budują w filmie niezwykły nastrój – grozy i zadziwienia, strachu i
zainteresowania. Ciekawe jest to, że niektóre sceny są bardzo otwarte, pełne
krwi, wręcz okrutne, gdy inne pozostają zawoalowane, subtelne i nieoczywiste. To
na pewno film ważny…
A jednak nieco mnie rozczarował – być może tym wolnym tempem
(można odnieść wrażenie, że Thomas wędruje przez Karpaty do zamku Orloka przez
pół filmu), powracającymi motywami, a może po prostu tym, że jest to znana
historia i od początku wiemy, czego od fabuły oczekiwać.
Dodam tylko, że dokładnie tydzień temu miałem przyjemność
odwiedzić Rumunię, gdzie udałem się do Transylwanii, by zobaczyć zamek Bran,
znany także jako zamek Drakuli, zatem projekcja filmu w tym nieoczekiwanym
kontekście miała dla mnie szczególne znaczenie.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz