„DIUNA: CZĘŚĆ DRUGA” (Dune: Part 2), USA /
Kanada 2024
Premiera kinowa: 29 lutego 2024
W kinach pojawił się jeden z najbardziej
oczekiwanych filmów roku – druga część spektakularnego widowiska z pogranicza
fantasy i science fiction – „Diuna. Część 2”, której reżyserem jest Denis
Villeneuve. Film już bije wszelkie rekordy popularności, a ja nie ukrywam, że także
czekałem na tę produkcję, bo pierwsza część niezwykle mnie urzekła i stała się
jednym z moich ulubionych obrazów 2021 roku.
Niestety, nie czytałem wizjonerskiej i
niezwykłej prozy Franka Herberta (poza krótkimi fragmentami, do których
zajrzałem z literackiej ciekawości), dlatego fabuła wydała mi się naprawdę
zawiła. Pozwolę sobie przywołać ją w wielkim skrócie.
Na początku akcja ukazuje pustynną
wędrówkę Paula Atrydy (Timothee Chalamet) i jego matki, Lady Jessiki (Rebecca
Herguson) do Siczy Tabr na planecie Arrakis wraz z Fremenami i ich przywódcą, Stilgarem
(Javier Barden). Coraz więcej Fremenów uważa, że Paul jest prorokiem,
Mesjaszem, Mahdim. Po wypiciu „wody życia” Lady Jessica zostaje Matką Wielebną Bene
Gesserit i zyskuje umiejętność komunikowania się ze swoją nienarodzoną córką.
Paul uświadamia sobie, że kocha Chani (Zandaya) i w udany sposób przechodzi rytuały
Fremenów, jak choćby ujeżdżanie czerwu.
W międzyczasie Baron Harkonnen (Stellan
Skarsgard w niesamowitej charakteryzacji) ustanawia swojego bezwzględnego psychopatycznego
bratanka Feyd-Rautha (znakomita rola Austina Butlera) władcą Arrakis.
Twa podróż Fremenów, Paula i Lady Jessiki
na Południe, wizja świętej wojny staje się coraz bardziej realna, a w tle pozostaje
kontrola pól drogocennych przypraw…
„Diuna: Część Druga” to zapierające dech
w piersiach, niezwykłe widowisko. Nawet jeśli nie jest się wielbicielem gatunku,
nie sposób nie docenić efektów specjalnych, technicznych rozwiązań,
przepięknych zdjęć, monumentalnej muzyki Hansa Zimmera i bardzo udanej gry aktorskiej.
Chalamet jako Paul jest jeszcze lepszy niż w części pierwszej, ma więcej do
pokazania, ciekawie wypada podczas szokujących choreograficznie scen walki. Ciekawa
jest jego wewnętrzna przemiana w coraz silniejszego wojnika. Bardzo dobrą rolę
ma w filmie Javier Barden jako Stilgar – niezwykle pozytywna postać. Tak jak
poprzednio świetny jest Stellan Skarsgard jako okrutny i odrażający Harkonnen.
Nie przemawia do mnie natomiast Zendaya – nie cenię jej roli w „Diunie”. Najjaśniej
błyszczącą nową gwiazdą „Diuny” jest jednak znany z roli Elvisa Presleya w
filmie Buza Luhrmana Austin Butler jako Feyd-Rautha Harkonnen. Z powodu charakteryzacji
i totalnej przemiany wizerunkowej wielu widzów nie rozpoznaje aktora. Jest w tej
roli niesamowity – waleczny, okrutny, perfidny i nikczemny.
Na uwagę zasługuje także cały szereg ról
drugoplanowych: Josha Brolina (jako Gurney Halleck), Florence Pugh (jako
księżniczka Irulana Corrino), Christophera Walkena (Imperator Szaddam), boskiej Lea
Seydoux (Lady Margot Fenring) oraz niezawodnej Charlotte Rampling (w roli Matki
Wielebnej Gaius Helen Mohiam).
To, co mogę zarzucić filmowi i co aż w takim
stopniu nie towarzyszyło części pierwszej, to niezwykła intensywność,
przebodźcowanie. Film jest bardzo długi, akcja toczy się szybko, poznajemy
bardzo wielu bohaterów i jeśli nie jest się wielbicielem uniwersum Diuny i nie
zna się prozy Herberta, można się zagubić w mnogości obecnych na ekranie bohaterów,
rodów, militarnych działań.
Film jest swoistą alegorią współczesności
i można w nim odnaleźć wiele, być może niezamierzonych, nawiązań do bieżących
czasów, w których nadal toczą się wojny, a władza, pieniądze i kontrola zasobów
planety to priorytety wielu możnowładców.
Niestety, „Diuna: Część Druga” nie
wprowadziła mnie w aż taką kinematograficzną ekscytację jak część pierwsza.
Mimo to doceniam kunszt i wyjątkowość filmu i oczywiście go wszystkim polecam.
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz