„KOS”, Polska 2023
Premiera kinowa: 26 stycznia 2024
W kinach pojawił się wreszcie nagrodzony Złotymi Lwami na ubiegłorocznym Festiwalu Polskich
Filmów Fabularnych w Gdyni film „Kos” w reżyserii Pawła Maślony, świeżo upieczonego
laureata Paszportu Polityki.
Jest rok 1794, Polska ostatnimi resztkami sił broni się
przed kolejnym rozbiorem. Do kraju ze Stanów Zjednoczonych powraca Kos -
Tadeusz Kościuszko (dobry Jacek Braciak) wraz ze swoim czarnoskórym
amerykańskim przyjacielem, byłym niewolnikiem Domingo (Jason Mitchell, aktor
znany m.in. z przebojowego „Straight Outta Compton”). W głowie genialnego
przywódcy rodzi się pomysł insurekcji – zbrojnego wystąpienia narodu –
szlachty, chłopstwa, żołnierzy – przeciw Rosjanom.
Ale to nie o Kościuszce i jego powstaniu tak naprawdę jest
film „Kos”. Na pierwszy plan wysuwa się rola Ignaca (znakomity Bartosz
Bielenia) – ubogiego, wiejskiego chłopaka, syna z nieprawego loża umierającego
właśnie szlachcica Duchnowskiego (Andrzej Seweryn). Na łożu śmierci ojciec uwzględnia
go w testamencie, ale Ignac będzie musiał podjąć walkę, by przyznano mu to, co
mu się należy.
„Kos” to film historyczny, którego ambicją nie jest
odtwarzanie historii i życia Tadeusza Kościuszki, ale pokazanie nas, Polaków, w
dramatycznym momencie rozbiorów. A nie jest to obraz optymistyczny i budujący.
Szlachta to bezrefleksyjne warcholstwo, gardzące niżej urodzonymi i niezdolne
do odparcia ataków zaborców. Tę warstwę społeczną najlepiej reprezentuje
bezmyślny i okrutny Wąsowski w doskonałej interpretacji Łukasza Simlata oraz
młody Duchnowski (znakomity Piotr Pacek), jak się okazuje – przyrodni brat
Ignaca. Chłopstwo to grupa ciemiężona, żyjąca na skraju nędzy, niewolniczo
wykorzystywana przez swoich panów. Nawet militarny geniusz, jakim jest
Kościuszko, nie jest w stanie wykorzystać potencjału tej grupy.
Nic dziwnego, że Rosjanie panoszą się na skrawku nadal
wolnej Polski. Ich przywódcą w filmie jest bezwzględny rotmistrz Iwan Dunin
(bodaj najlepszy aktorsko w filmie Robert Więckiewicz). Z listem gończym w
dłoni, przemierza polskie ziemie, poszukując Kościuszki i okrutnie traktując
napotkanych Polaków. Dociera wreszcie do dworku Pułkownikowej Giżyńkiej (Agnieszka
Grochowska) i zaczynają się tam dziać niezwykłe rzeczy…
Ogromną wartością filmu jest jego eklektyzm i otwarcie
reżysera Pawła Maślony na różne gatunki filmowe. W „Kosie” odnajdziemy elementy
filmu historycznego, kina drogi, westernu, obrazu przygodowego i
łotrzykowskiego, a nawet kina akcji i horroru. Wśród swoich reżyserskich inspiracji
Maślona często wskazuje Quentina Tarantino i „Kos” jest właśnie taki nieco
Tarantinowski, przywodzi na myśl film „Django Unchained”. A wszystko - mimo
powagi sytuacji i historycznych tarapatów Polski – pokazane jest z
inteligentnym przymrużeniem oka, co jest wielką zasługą Maślony.
Mieszane uczucia – to chyba najwłaściwsze podsumowanie mojej recepcji filmu „Kos”. Z jednej strony doceniam artyzm obrazu, kunszt reżysera i popis aktorskich możliwości naszych wybitnych gwiazd ekranu, z drugiej zaś strony okazuje się, że jestem w przypadku filmów biograficznych konserwatystą, wolałbym dowiedzieć się więcej o Kościuszce, jego działaniach, motywach, psychologii bohatera i jego życiowych doświadczeniach. Artystyczna wizja twórców filmu była jednak odmienna od moich oczekiwań, co, oczywiście, nie umniejsza wartości filmu w żaden sposób.
Po projekcji dzięki uprzejmości MSCDN Wydział w Płocku i Pań
Małgorzaty Gasik i Joanny Zarzyckiej miałem możliwość uczestniczyć w niezwykle
ciekawym spotkaniu autorskim z reżyserem – Pawłem Maśloną – bardzo sympatycznym,
normalnym człowiekiem, który opowiedział o swojej pracy twórczej, inspiracjach,
tworzeniu filmu „Kos”. Spotkanie było bardzo udane i prawdziwie pasjonujące.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz