EUROWIZJA 2023 – ECHA I WRAŻENIA
W sobotę mieliśmy okazję obejrzeć najnowszą odsłonę Festiwalu
Piosenki Eurowizji, z udziałem naszej reprezentantki. Nie miałem czasu oglądać
bardzo uważnie koncertu finałowego, ale obejrzałem wszystkie występy online i podzielę
się dziś swoimi obserwacjami i wnioskami.
Pierwszy festiwal Eurowizji, który pamiętam, odbył się w
1983 roku. Niewiele miałem wtedy lat, ale pamiętam, że z wypiekami śledziłem
procedurę oddawania głosów i kibicowałem pięknej, jasnookiej reprezentantce
Luksemburga, Corinne Hermes, która ostatecznie zwyciężyła. W tamtych czasach
liczyły się dwa typy nagrań i to one miały szanse wygrać festiwal: piękne,
dobrze zaśpiewane dramatyczne ballady, jak choćby piosenki Celine Dion, czy
Johnny’ego Logana, albo chwytliwe, szybko wpadające w ucho piosenki, często z
zabawną choreografią, jak hity Abby, chłopaków z grupy Herreys, czy
brytyjskiego Bucks Fizz. Festiwal Piosenki Eurowizji to było dla mnie coś
niesamowitego, powiew Zachodu, emocje.
Potem od czasu do czasu pojawiało się coś wyjątkowego,
wartego pamięci, ale dominował słaby repertuar i coraz dziwniejsi artyści. Nie
inaczej było i w tym roku. Konkurs był bardzo eklektyczny, można było usłyszeć
wzruszające ballady, rap, typowe disco, nagrania z elementami folku i muzyki
etnicznej, mocniejsze rockowe kompozycje ale trudno jest wyłonić piosenki i artystów,
których warto pamiętać.
Uczę się akceptować zwycięską piosenkę Loreen „Tattoo”.
Wiem, że to dobrze zaśpiewane, mocne nagranie, ale trudno mi się do niego przekonać,
tak jak nigdy nie przekonałem się do poprzedniego zwycięskiego nagrania Szwedki
„Euphoria” z 2012 roku. W ogóle uważam, że dany artysta powinien reprezentować
swój kraj jednokrotnie, by dać szansę zaistnieć innym wykonawcom.
Będę kaprysił dalej – faworyt publiczności, Fin Kaarija ze
swoim przebojem „Cha cha cha” w ogóle nie skradł mojego muzycznego serca,
nagranie i wykonanie po prostu mi się nie spodobały. Z pierwszej trójki
najwyżej cenię reprezentantkę Izraela Noę Kirel, która dobrze zaśpiewała
nagranie „Unicorn”. Nie przypadły mi do gustu piosenki zwykle bardzo mocnych
reprezentantów – Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Niemiec (stylizująca
się muzycznie na Rammstein grupa Lord of the Lost wypadła fatalnie).
A moi faworyci? Przepadli. Moje ulubione nagranie – ballada
„Stay’ Moniki Linkyte z Litwy zajęła ostatecznie 11 miejsce, nieco lepiej
wypadła Estonia (Alika „Bridges”) – 8 miejsce, Izrael (Noa Kirel „Unicorn”) – 3
miejsce, Norwegia (Alessanda „Queen of Kings”) – 5 miejsce oraz Australia (Voyager
„Promise”) – 9 miejsce.
A jak wypadła Blanka – nasza urocza reprezentantka, zwana
pieszczotliwie Bejbą, określona przez europejskie media jako „Britney Spears
dla ubogich”? Blanka to całkowicie nie moja bajka, choć doceniam pracowitość i
upór młodej wokalistki, obdarzonej niewątpliwie urodą i umiejętnościami
tanecznymi, a nie do końca talentem wokalnym. „Solo” to stylizowana nieco na
Rihannę piosenka z potencjałem na wakacyjny przebój, ale nie do końca nagranie,
które mogło zaistnieć na Eurowizji. Obawiam się, że Blanka pozostanie
gwiazdeczką jednego, może dwóch przebojów, a potem szybko o niej zapomnimy i
Eurowizja z jej 19. miejscem nie będzie dla młodej piosenkarki trampoliną do
sukcesu.
Blanca poległa w głosowaniu profesjonalnych jury i po pierwszym
głosowaniu zajmowała 24. – trzecie od końca miejsce. 6 punktów przyznali Blance
jurorzy z Ukrainy, po 2 – z Belgii i Izraela i po 1 punkcie z Rumunii i
Armenii, razem 12 punktów. I nie ma się czemu dziwić, bo z pewnością nie jest to
kompozycja wybitna. Dużo lepiej polska wokalistka wypadła w głosowaniu
publiczności, zdobywając razem 81 punktów (co w tej kategorii dawało jej 8.
miejsce). Na Blankę głosowały następujące kraje – Ukraina – 12 punktów, Litwa,
Wielka Brytania i Irlandia – po 8 punktów, Islandia – 7, Norwegia – 6, Armenia
i Dania – 5, Belgia, Mołdawia i Niemcy – 4, Estonia – 3, Cypr i Holandia – 2
oraz Słowenia, San Marino i Albania po 1 punkcie. Wokalistka zdobyła łącznie 93
punkty, co pozwoliło jej zająć jedynie 19. miejsce, choć swego rodzaju sukcesem
był już awans do finału.
Miłym akcentem tegorocznej edycji były brytyjskie hity w
interpretacji poprzednich zwycięzców. Mnie najbardziej urzekł Duncan Laurence
swoją wersją przeboju „You’ll never walk alone” z repertuaru grupy Gerry and
the Pacemakers.
Podsumowując, nie była to pod żadnym względem wyjątkowa
edycja festiwalu, choć miałem nadzieję, że tegoroczni, nieoczekiwani gospodarze
będą starali się stworzyć naprawdę niezapomniany show. Jeśli dominują tanie,
proste produkcje lub takie potworki, jak piosenka reprezentująca Chorwację,
nawet Brytyjczycy nie mogą uratować poziomu i honoru konkursu. Być może za rok
my, widzowie, będziemy mieli więcej szczęścia i konkurs wyłoni zwycięzcę na
miarę Abby lub Celine Dion. Oby…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz