środa, 30 listopada 2022

 

„CZARNA PANTERA: WAKANDA W MOIM SERCU” (Black Panther: Wakanda Forever), USA 2022


Premierowa kinowa: 11 listopada 2022  

W cztery lata po sukcesie „Czarnej Pantery” i przedwczesnej śmierci grającego główną rolę Chadwicka Bosemana Marvel powraca z drugą odsłoną komiksu – „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu”. Twórcy filmu stanęli przed nie lada wyzwaniem – jak zastąpić granego przez Bosemana księcia T‘Challę, który natychmiast po premierze stał się postacią kultową i ikoną popkultury. Marvel, chyba właściwie, zrezygnował ze znalezienia nowego aktora, który zastąpiłby Chadwicka. Pojawia się zatem nowe wcielenie Czarnej Pantery – siostra księcia T’Challi – księżniczka Shuri (Letitia Wright).

Akcja toczy się wokół kwestii utrzymania przez afrykańskie mocarstwo Wakandę kontroli nad vibranium – niezwykle trwałym metalem, z którego zbudowana jest choćby tarcza Kapitana Ameryki. O dostęp do cennego surowca walczą wszystkie najważniejsze państwa na świecie, a dołącza do nich  Namor (świetny Tenoch Huerta), władca podwodnego królestwa Talokan. Jaką postawę w obliczu niebezpieczeństwa przyjmą księżniczka Shuri oraz królowa Ramonda (bardzo dobra Angela Bassett), nadal pogrążone w żałobie po śmierci księcia T’Challi?

„Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” to bardzo zgrabnie zrealizowane przygodowo-sensacyjne kino spod znaku Marvela. Efekty specjalne naprawdę robią niesamowite wrażenie, choć niektóre sceny z niebieskoskórymi napastnikami z królestwa Talokan budzą natychmiastowe skojarzenia z serią „Avatar”. Wszystko dzieje się szybko, wiele scen zapiera dech w piersiach, jest kolorowo i wizualnie ekscytująco, a mimo to film należy do przeciętnych i jest wyraźnie mniej udany od pierwszej części. Jest przede wszystkim zbyt długi – 161 minut można by bez problemu skrócić do dwóch godzin, scenariusz drugiej części nie jest już tak pasjonujący jak „Czarnej Pantery” sprzed czterech lat.

Brakuje też ciekawych postaci. Na plan pierwszy wysuwa się kreacja Angeli Bassett jako zdruzgotanej utratą syna i zmuszonej do wojny z potężnymi mocarstwami królowej Ramondy. To rola ważna i zapadająca w pamięć. Drugą ciekawą postacią jest z całą pewnością król Namor z podwodnego Talokanu. Meksykański aktor Tenoch Huera tworzy postać wyrazistą, intrygującą i zdecydowaną. A nowa Czarna Panera? Przy całej mojej sympatii do młodej aktorki Letitii Wright (można ją też zobaczyć w filmie „Silent Twins” Agnieszki Smoczyńskiej), wydaje mi się, że nie sprostała roli, brakowało jej warsztatu i charyzmy Chadwicka Bosemana, nie do końca uniosła tę rolę. Pewne zastrzeżenia budzi także scenariusz, nieco niespójny, chaotyczny, chwilami nudnawy.

Kino o superbohaterach to nie do końca moja para kaloszy, ale lubię czasami obejrzeć tego typu produkcję. Mino spektakularnych efektów specjalnych i wielu ciekawych rozwiązań „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” nie należy do najlepszych filmów Marvela. Film odniósł jednak sukces komercyjny i należy się spodziewać kolejnej odsłony, miejmy nadzieję, nieco lepszej od części drugiej.

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz