niedziela, 4 września 2022

 

MÓJ ULUBIONY REŻYSER


Staram się, aby wszystkie „okrągłe” posty na Popkulturalnym Maniaku były szczególne i mówiły o czymś ważnym, najlepszym i dla mnie wyjątkowym. Dziś pora na mojego ulubionego reżysera.

Pamiętam pewien upalny dzień w lipcu 1997 roku – to był czas, kiedy moja obsesja na punkcie kina osiągnęła apogeum i udałem się do Warszawy, aby zobaczyć dwa filmy w kinie Muranów. Oba obrazy wycieńczyły mnie psychicznie: pierwszym był australijski obraz „Historia Liliany” w reżyserii Jerzego Domaradzkiego – rozgrywająca się na granicy rzeczywistości i chorej wyobraźni opowieść o opuszczającej szpital psychiatryczny kloszardce Lilianie z Sydney, która na ulicach miasta i w miejscowych taksówkach recytowała z pamięci ogromne fragmenty dramatów Szekspira – w główną rolę wcieliły się dwie wybitne australijskie aktorki – Toni Colette – młoda Lilian oraz Ruth Cracknell – jako dojrzała Lilian, drugim zaś obraz „Sekrety i kłamstwa” brytyjskiego reżysera Mike’a Leigh. Wówczas nic o tym reżyserze nie wiedziałem.

„Sekrety i kłamstwa” to historia ubogiej i niewykształconej Cynthii (najwybitniejsza, wyróżniona Złotym Globem i nominacją do Oscara kreacja wspaniałej Brendy Blethyn), która poznaje swoją dorosłą, oddaną tuż po urodzeniu do adopcji córkę Hortense (Marianne Jean-Baptiste), która okazuje się czarnoskóra. Film wywarł na mnie piorunujące wrażenie – konstrukcją scenariusza, wybitnymi, zapadającymi w pamięć kreacjami aktorów, metodą tworzenia filmu oraz obrazem współczesnego brytyjskiego społeczeństwa – jakże odległego od tego, który znamy z uroczych brytyjskich komedii romantycznych w stylu „Czterech wesel i pogrzebu”.

„Sekrety i kłamstwa” z miejsca zostały jednym z najważniejszych filmów mojego życia, myślę, że do dziś utrzymują zaszczytne miejsce w TOP 10 moich filmów wszech czasów i podczas tego pokazu rozpoczęła się trwająca do dziś moja wielka fascynacja osobą Mike’a Leigh. Po „Sekretach i kłamstwach” obejrzałem jeszcze „Życie jest słodkie”, „Nagich”, dramatyczne „Współlokatorki”, „Wszystko albo nic”, doskonałą „Verę Drake” z porażającą rolą Imeldy Staunton, przeprowadzającej nielegalne aborcje w Londynie w latach 50-tych, niezwykłe „Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia” z rolą życia Sally Hawkins, nieco bardziej optymistyczny „Kolejny rok” i wreszcie „Pana Turnera” – niesamowitą biografię Williama Turnera, jednego z najwybitniejszych angielskich malarzy, z Timothy’m Spallem w roli tytułowej.

Filmy Mike’a Leigh to kwintesencja brytyjskości, to często depresyjne i pełne dramatyzmu obrazy ludzi odrzuconych, innych, niezrozumianych, których życie pełne jest problemów. To filmy trudne, nierzadko przykre, do bólu prawdziwe, pokazujące życie takim, jakie naprawdę jest. Wraz z filmem „Happy-Go-Lucky” zauważa się jednak nieco bardziej optymistyczną tendencję w pracy reżysera. Dzięki Mike’owi Leigh wielu brytyjskich aktorów zdobyło potem ogromną popularność na Wyspach Brytyjskich, ale także za Oceanem. Sam reżyser był siedmiokrotnie nominowany do Oscara: dwukrotnie za reżyserię – za moje ukochane „Sekrety i kłamstwa” oraz „Verę Drake” i pięciokrotnie za scenariusz oryginalny. Nagrody dotychczas nie zdobył, ale myślę, że nie powiedział jeszcze swojego ostatniego artystycznego słowa.

Bardzo mnie raduje, że nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też w Polsce Mike Leigh na status reżysera kultowego. Jeśli nie znacie jeszcze twórczości filmowej Mike’a Leigh, bardzo gorąco zachęcam do nadrobienia zaległości. Proponuję, aby zacząć od „Sekretów i kłamstw”.

Źródło zdjęcia: https://www.filmweb.pl/person/Mike+Leigh-192


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz