„BELFAST” (Belfast), Wielka Brytania 2021
Premiera kinowa: 25 lutego 2022
Dziś recenzja jednego z najważniejszych pretendentów do
Oscara za najlepszy film 2021 roku – pięknego, wzruszającego i pouczającego
obrazu „Belfast” w reżyserii Kennetha Branagha. Film otrzymał 7 nominacji, w
tym dla najlepszego filmu i reżysera. Czy zdoła zagrozić znakomitym „Psim
pazurom”?
„Belfast” to kameralna, choć niezwykle emocjonalna, opowieść
o losach irlandzkiej rodziny, zamieszkałej w robotniczej dzielnicy Belfastu. Jest
rok 1969. Film rozpoczyna się od spokojnego, sielankowego obrazu ulicy, na
której toczy się szybkie, lecz spokojne życie: piesi wędrują chodnikami,
niektórzy mieszkańcy siedzą lub stoją przed swoimi domami, widać bawiące się dzieci.
Nagle spokój ulicy zakłóca ogromna grupa młodych ludzi, którzy palą i niszczą
wszystko, co napotykają na swojej drodze. To narastający konflikt między
protestantami i katolikami w kraju. Katolicy mają wynieść się z protestanckich
ulic. Ich domostwa zostają zniszczone i splądrowane.
Choć rodzina głównych bohaterów – rodzice (cudowna Caitriona
Balfie i Jamie Dorman), dziadkowie (Judi Dench i Ciaran Hinds) oraz dwójka
synów (dziewięcioletni Buddy – fenomenalny Jude Hill oraz nastoletni Will –
Lewis McAskie) to protestanci, wrogowie pracującego w Anglii ojca prześladują
rodzinę. Na ulicach coraz częściej dochodzi do zamieszek i niebezpiecznych
starć, życie w Belfaście staje się nie do zniesienia. Rodzina staje przed
koniecznością podjęcia dramatycznej decyzji.
Ta na pozór prosta historia to ważne ostrzeżenie – film pokazuje,
do czego może prowadzić podział społeczeństwa, bez względu na to, czy dotyczy kwestii
religijnych, społecznych, czy politycznych. Branagh ukazuje dramaty bohaterów
zmuszonych przez brak zrozumienia i tolerancji do najtrudniejszych decyzji i
zmian w życiu. Dlatego „Belfast” to film, który powinni zobaczyć Polacy, może
sztuka filmowa pozwoli lepiej dotrzeć do istoty problemu społecznego podziału i
ukazać jego konsekwencje.
Kenneth Branagh oparł scenariusz filmu na swoich własnych doświadczeniach
i to właśnie samego reżysera możemy dopatrywać się w uroczej postaci Buddiego.
Chłopiec nie może pogodzić się z tym, co dzieje się na ulicach dotychczas
spokojnego miasta, jest ambitny, bardzo dobrze się uczy, przeżywa swoje
pierwsze zauroczenie koleżanką z klasy, jest bardzo przywiązany do babci i
dziadka, tęskni za ojcem, który – z powodu złej sytuacji ekonomicznej w
Irlandii Północnej - podjął pracę w Anglii i odwiedza rodzinę jedynie w wybrane
weekendy. Jude Hill tworzy wybitną dziecięcą kreację w filmie.
Aktorstwo w filmie jest doborowe. Na pierwszym planie jest,
oczywiście, dziecięcy aktor, grający brawurowo rolę Buddiego, ale mimo
aktorskich nominacji oscarowych dla babci i dziadka (Dench i Hinds), to
rodzice, zwłaszcza znakomita Caitriona Balfie, zasługują na szczególne wyróżnienie.
Balfie świetnie gra matkę, zmuszoną do samodzielnego wychowywania dorastających
synów we wstrząsanym zamieszkami Belfaście. Dobry jest Jamie Dorman, który
wolno, ale efektywnie i skutecznie, rola po roli, zmywa z siebie piętno gry w „Pięćdziesięciu
twarzach Greya” i zaczyna być postrzegany jako poważny aktor.
Choć sam nie zagrał w filmie, Kenneth Branagh otrzymał trzy
nominacje do Nagrody Akademii Filmowej – za najlepszy film, reżyserię i
scenariusz oryginalny. Ten wielki aktor i twórca filmowy dostał się w ten
sposób do bardzo wąskiej elity filmowców, którzy otrzymali nominację w większej
niż jedna kategorii. Wcześniej Branagh był już nominowany jako aktor
drugoplanowy za „Mój tydzień z Marilyn” (2012), aktor pierwszoplanowy za „Henryka
V” (1989), za najlepszy scenariusz adaptowany („Henryk V”) oraz krótkometrażowy
film aktorski „Swan Song” (1992). Filmem „Belfast” po raz kolejny dowiódł
swojej wszechstronności i ogromnego talentu.
Piękne czarnobiałe zdjęcia, niezwykły klimat, prosty, lecz
przemawiający do serca i niezwykle osobisty scenariusz oraz wybitni aktorzy,
czynią „Belfast” filmem bardzo ważnym, może nawet wybitnym. Cieszę się, że
udało mi się zobaczyć film przedpremierowe i zachęcam do obejrzenia „Belfastu”.
Po prostu warto.
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz