„Nie czas umierać” (No Time To Die), USA/Wielka Brytania 2021
Polska premiera: 1 października 2021
Na ekranach polskich kin wreszcie, z ogromnym opóźnieniem,
pojawiła się premiera najnowszej odsłony przygód agenta Jego Królewskiej Mości,
najsłynniejszego szpiega w historii, słynnego
007, Jamesa Bonda. Dwudziesty czwarty odcinek franczyzy nosi tytuł „Nie czas
umierać” i – choć na planie poprzednich części dochodziło do nieprzewidzianych
trudności i wypadków – chyba jeszcze żadnemu filmowi z serii nie towarzyszyło
tak długie opóźnienie między zakończeniem produkcji a dotarciem do kin. Czy
zwiększy to szanse obrazu w reżyserii Cary’ego Joji Fukunagi na sukces?
James Bond jest już na oficjalnej emeryturze z MI6 i wiedzie,
chciałoby się powiedzieć, spokojne życie emeryta u boku ukochanej Madeleine
(urocza Lea Seydoux), kiedy w Londynie dochodzi do spektakularnego porwania
rosyjskiego naukowca, który ma dostęp do broni biologicznej. Wieloletni
przyjaciel Bonda, Felix Leiter z CIA, prosi o interwencję w tej sprawie.
Okazuje się, że za aferą stoi współpracujący z Rosjanami niezwykle
niebezpieczny przestępca Lyutsifer Safin (kolejna świetna rola Ramiego Malika),
którego przeszłość wiąże się z losami Madeleine. Czy w obliczu zagłady świata i
śmierci większości osób związanych ze Spectre MI5 zdecyduje się przywrócić do
pracy swojego najwybitniejszego agenta? Do czego odnosi się tajemniczy tytuł
filmu?
Film na pewno trzeba zobaczyć. To błyskotliwa i perfekcyjnie
zrealizowana produkcja z fantastycznymi efektami specjalnymi (jak zwykle),
wartką, choć zagmatwaną akcją, trzymającą widza w napięciu, nieomal przez całe
163 minuty filmu. Aktorzy są te bardzo dobrzy. Widać, że Daniel Craig, mimo
upływu czasu, nadal znakomicie radzi sobie z rolą Agenta 007. Oczywiście,
świetny jest Ralph Fiiennes (jeden z moich ulubionych brytyjskich aktorów) jako
M. U boku Jamesa Bonda pojawiają się, naturalnie, piękne kobiety, z których na
wyróżnienie zasługuje śliczna i zabawna Paloma (Ana De Armas znana z „Na noże”).
Czyli wszystko jest w porządku, jest tak, jak drzewiej
bywało. A jednak filmowi brakuje czaru, klasy i napięcia, które pamiętamy z lat
sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, czy nawet dziewięćdziesiątych.
Twórcy filmu za wszelką cenę starają się wykorzystać potencjał aktorów i wysoki
budżet serii, a jednak filmowi „Nie czas umierać” czegoś brakuje – film nie
zachwyca. Może przyszłe lata pokażą, że to kwestia nostalgii: przecież wszystkie
odsłony serii stają się klasykami, choć w momencie premiery są często
krytykowane, a każdy nowy odtwórca głównej roli wydaje się być gorszy od swojego
poprzednika. Być może muszę film obejrzeć raz jeszcze, by w pełni docenić jego
walory, ale na tę chwilę po prostu do końca mnie nie przekonuje.
Nie jestem wybitnym bondologiem i jamesoznawcą, film mogę
polecić, ale obawiam się, że nie znajdzie się w czołówce moich ulubionych
produkcji filmowych AD 2021.
Moja ocena: 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz