środa, 3 marca 2021

 

MADONNA „Ray of Light”, 1998



2 marca 1998 roku ukazała się płyta „Ray of Light” – jedno z najwybitniejszych wydawnictw w twórczym dorobku Madonny. Artystka wspięła się tutaj na wyżyny swoich artystycznych możliwości, a w tworzeniu niesamowitego ambientu płyty z pewnością pomogła produkcja wybitnego brytyjskiego realizatora, Williama Orbita. Płyta do dziś pozostaje jednym z najwyżej ocenianych albumów Artystki, zarówno przez wielbicieli jej twórczości, jak i krytyków muzycznych.

Podczas nagrywania płyty Madonna była w znakomitej formie artystycznej po narodzinach swojej córki, Lourdes. To jej dedykuje pierwszą na albumie kompozycję „Drowned World/Substitute for Love” – to spokojne, błyskotliwie zrealizowane nagranie jest próbą rozrachunku z własnym życiem i wyboru najważniejszych wartości. W powolnym klimacie muzycznym utrzymane jest także kolejne nagranie na płycie - „Swim”.

Płyta przyśpiesza, doprowadzającym do szaleństwa tytułowym nagraniem. ”Ray of Light” rozpoczyna się spokojnym intro gitarowym, by nagle przyśpieszyć i wkroczyć w mocną fazę elektroniczną. Madonna zachwyca swoim wokalem, nowatorstwem brzmienia i koncepcją. „Faster than a ray of light she is flying, Trying to remember where it all began”, śpiewa Artystka. “Ray of light” przechodzi w dużo spokojniejsze, intrygujące nagranie “ Candy Perfume Girl”, którego dźwięki leniwie doprowadzają do kolejnej perełki na albumie – bardzo dobrego utworu „Skin” – „Kiss me, I’m dying, Put your hands on my skin” – Madonna tworzy na wydawnictwie interesujące, porywające teksty.

Na płycie pojawia się teraz kolejny singiel „Nothing Really Matters” – wyznam, chyba najmniej lubiane przeze mnie nagranie z albumu, choć spójne brzmieniowo i kompozycyjnie z całością płyty. Dużo ciekawiej brzmi kolejny utwór, „Sky Fits Heaven” – mieszanka popu i elektro, szybka, fascynująca piosenka, której chce się słuchać bez przerwy. W nagraniu „Shanti/Ashtangi” Madonna zabiera nas do Indii i stwarza niesamowitą atmosferę. Jak wyczytałem na stronie groove.pl, słowa piosenki pochodzą z tradycyjnych pism wedyjskich oraz z zaadaptowanego tekstu „Yoga Taravali”.

W tym momencie następuje kulminacja – pojawia się pilotujące płytę fantastyczne nagranie „Frozen”, jedno z najwybitniejszych nagrań w całym twórczym dorobku Madonny, dodatkowo ozdobione niesamowitym video clipem. Mroczne, tajemnicze nagranie o miłości wydaje się być najjaśniejszym punktem płyty „Ray of Light”. Wybitne jest także piękne kolejne nagranie „The Power of Good-Bye”. „There’s no greater power than the power of good-bye” – wyraża swe przekonanie artystka w tej pięknej, poruszającej i nie dającej się zapomnieć balladzie.

Płytę zamykają trzy udane kompozycje: „To Have and not to Hold”, intrygujące i pełne miłości do dziecka przepiękne nagranie „Little Star” oraz spokojne, pożegnalne, wprost wyrażone szeptem „Mer Girl”.

Płyta zaskakuje świeżością i pokazuje całkowicie nową Madonnę, choć pewne zapowiedzi „Ray of Light” i fascynację muzyką elektroniczną można było usłyszeć już na płycie „Bedtime Stories”. Album intryguje i zachwyca rozbudowanymi kompozycjami, zaskakującymi rozwiązaniami muzycznymi i sprawnością wokalną artystki. Tak dobrą formę Madonny zobaczyliśmy potem już tylko na płycie „Confessions on the Dance Floor”. Marzy mi się, żeby Madonna wróciła do takiej elektronicznej odsłony u boku producentów takich jak Orbit, czy Morwais, i po raz kolejny rzuciła cały muzyczny świat na kolana w obliczu swego talentu, reinwencji i artystycznej kreatywności.

„Ray of Light” pozostaje wybitnym, fantastycznym albumem, którego chce się słuchać, za którym się tęskni. To jedno z najważniejszych wydawnictw dekady lat 90-tych i z pewnością jedna z ciekawszych i najwspanialszych płyt Madonny.

Moja ocena: 10/10 (nie mogło być inaczej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz