MADONNA „Ray of Light”, 1998
2 marca 1998 roku ukazała się płyta „Ray of Light” – jedno z
najwybitniejszych wydawnictw w twórczym dorobku Madonny. Artystka wspięła się
tutaj na wyżyny swoich artystycznych możliwości, a w tworzeniu niesamowitego
ambientu płyty z pewnością pomogła produkcja wybitnego brytyjskiego realizatora,
Williama Orbita. Płyta do dziś pozostaje jednym z najwyżej ocenianych albumów Artystki,
zarówno przez wielbicieli jej twórczości, jak i krytyków muzycznych.
Podczas nagrywania płyty Madonna była w znakomitej formie
artystycznej po narodzinach swojej córki, Lourdes. To jej dedykuje pierwszą na
albumie kompozycję „Drowned World/Substitute for Love” – to spokojne, błyskotliwie
zrealizowane nagranie jest próbą rozrachunku z własnym życiem i wyboru
najważniejszych wartości. W powolnym klimacie muzycznym utrzymane jest także kolejne
nagranie na płycie - „Swim”.
Płyta przyśpiesza, doprowadzającym do szaleństwa tytułowym
nagraniem. ”Ray of Light” rozpoczyna się spokojnym intro gitarowym, by nagle
przyśpieszyć i wkroczyć w mocną fazę elektroniczną. Madonna zachwyca swoim wokalem, nowatorstwem
brzmienia i koncepcją. „Faster than a ray of light she is flying, Trying to
remember where it all began”, śpiewa Artystka. “Ray of light” przechodzi
w dużo spokojniejsze, intrygujące nagranie “ Candy Perfume Girl”, którego
dźwięki leniwie doprowadzają do kolejnej perełki na albumie – bardzo dobrego utworu
„Skin” – „Kiss me, I’m dying, Put your hands on my skin” – Madonna tworzy na
wydawnictwie interesujące, porywające teksty.
Na płycie pojawia się teraz kolejny singiel „Nothing Really
Matters” – wyznam, chyba najmniej lubiane przeze mnie nagranie z albumu, choć
spójne brzmieniowo i kompozycyjnie z całością płyty. Dużo ciekawiej brzmi
kolejny utwór, „Sky Fits Heaven” – mieszanka popu i elektro, szybka,
fascynująca piosenka, której chce się słuchać bez przerwy. W nagraniu „Shanti/Ashtangi”
Madonna zabiera nas do Indii i stwarza niesamowitą atmosferę. Jak wyczytałem na
stronie groove.pl, słowa piosenki pochodzą z tradycyjnych pism wedyjskich oraz
z zaadaptowanego tekstu „Yoga Taravali”.
W tym momencie następuje kulminacja – pojawia się pilotujące
płytę fantastyczne nagranie „Frozen”, jedno z najwybitniejszych nagrań w całym
twórczym dorobku Madonny, dodatkowo ozdobione niesamowitym video clipem.
Mroczne, tajemnicze nagranie o miłości wydaje się być najjaśniejszym punktem
płyty „Ray of Light”. Wybitne jest także piękne kolejne nagranie „The Power of
Good-Bye”. „There’s no greater power than the power of good-bye” – wyraża swe
przekonanie artystka w tej pięknej, poruszającej i nie dającej się zapomnieć
balladzie.
Płytę zamykają trzy udane kompozycje: „To Have and not to
Hold”, intrygujące i pełne miłości do dziecka przepiękne nagranie „Little Star”
oraz spokojne, pożegnalne, wprost wyrażone szeptem „Mer Girl”.
Płyta zaskakuje świeżością i pokazuje całkowicie nową
Madonnę, choć pewne zapowiedzi „Ray of Light” i fascynację muzyką elektroniczną
można było usłyszeć już na płycie „Bedtime Stories”. Album intryguje i zachwyca
rozbudowanymi kompozycjami, zaskakującymi rozwiązaniami muzycznymi i
sprawnością wokalną artystki. Tak dobrą formę Madonny zobaczyliśmy potem już
tylko na płycie „Confessions on the Dance Floor”. Marzy mi się, żeby Madonna
wróciła do takiej elektronicznej odsłony u boku producentów takich jak Orbit,
czy Morwais, i po raz kolejny rzuciła cały muzyczny świat na kolana w obliczu
swego talentu, reinwencji i artystycznej kreatywności.
„Ray of Light” pozostaje wybitnym, fantastycznym albumem,
którego chce się słuchać, za którym się tęskni. To jedno z najważniejszych
wydawnictw dekady lat 90-tych i z pewnością jedna z ciekawszych i najwspanialszych
płyt Madonny.
Moja ocena: 10/10 (nie mogło być inaczej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz