niedziela, 15 listopada 2020

 

MADONNA Confessions on a dance floor, 2005



Dokładnie 15 lat temu ukazała się jedna z najlepszych i najważniejszych płyt Madonny „Confessions on a Dance Floor” – pełen niesamowitej energii i tętniący dyskotekowymi brzmieniami dziesiąty album w dyskografii gwiazdy. Pozycja niezmiennie znajduje się w TOP 3 moich ulubionych płyt Madonny (zaraz po „Like a Prayer”, a przed „True Blue” i „Ray of Light”). Produkcją płyty zajęli się Stuart Price oraz  Mirwais, a efekty ich współpracy z Madonną są niesamowite.

Pamiętam, że udało mi się zdobyć ten album nie w pełni legalnie na dwa dni przed oficjalną premierą. To była sobota i wiedziałem, że płyty są już na pewno w sklepie, gotowe na poniedziałkową wielką premierę. Udało mi się przekonać panią sprzedawczynię, by pozwoliła mi kupić płytę od razu, a wprowadziła transakcję do systemu dopiero w poniedziałek. Byłem na tyle skuteczny, że płyta znalazła się w moim posiadaniu, a wraz z tym rozpoczęła się moja podróż na światowe parkiety wraz z moją ulubioną wokalistką.

Od początku do końca płyta pulsuje tanecznymi rytmami lat 70-tych i 80-tych w znakomitej współczesnej aranżacji. Płytę otwiera genialne nagranie „Hung Up”, którym Madonna promowała wydawnictwo. To energetyczny, fantastyczny numer, który nie pozwala – tak jak cała płyta – usiedzieć w miejscu. W nagraniu można odnaleźć sample wielkiego hitu Abby z 1979 roku „Gimme! Gimme! Gimme!”.  Madonna uzyskała oficjalną zgodę od Björna Ulvaeusa i Benny’ego Anderssona – twórców muzyki zespołu – na wykorzystanie tego chwytliwego fragmentu. Piosence towarzyszyło bardzo dobre video, w którym Madonna – a wygląda tu przewspaniale – najpierw ćwiczy formę w sali do fitnessu, by z kolei pokazać swoje taneczne możliwości w klubie. Jest znakomita.

„Hung Up”płynnie przechodzi na albumie w nieco spokojniejszy utwór „ Get Together”, który został wydany jako trzeci singiel z płyty. Nagranie jest odrobinę wolniejsze, ale daleko mu do ballady, to nadal dyskotekowo-transowy rytm, który artystka utrzymuje do końca albumu. Następnie wracamy do jeszcze intensywniejszego tempa wraz z hite „Sorry”, w którym Madonna szepcze słowo „przepraszam” w wielu językami, także w języku polskim. „Sorry” zostało drugim singlem z płyty. Szkoda, że Madonna nie zdecydowała się na jeszcze szerszą promocję, wydając na singlu choćby następny numer z płyty – świetne „Future Lovers”, czy piosenkę numer 5 – rewelacyjne „I Love New York”, gdzie Madonna oddaje hołd miastu, które otworzyło jej ogromną karierę i choć czuje się dobrze w wielu miejscach, to właśnie Nowy Jork jest geograficzną miłością jej życia. Nagranie jest tak zachęcające i porywające, że aż chce się wyruszyć na podbój stolicy świata, tak jak zrobiła to Madonna na początku lat 80-tych.

Nie wytracamy tempa przy następnym nagraniu – „Let It Will Be” – to kolejne taneczne, świetnie wyprodukowane nagranie w duchu lat 70-tych. Nuty z tej dekady słyszymy też w nieco wolniejszym, choć nadal bardzo energetycznym nagraniu „Forbidden Love”. W kolejnych minutach albumu ponownie zwiększamy tempo przy pulsującym czwartym singlu z „Confessions” – „Jump” ze znakomitym, przygotowanym w Japonii teledysku. Lata 80-te pobrzmiewają w rewelacyjnej piosence „High How” – jest to, moim zdaniem, jedno z najatrakcyjniejszych i najmądrzejszych nagrań na albumie.

W kolejnym fragmencie płyty robi się nieomal mistycznie. Wraz z nagraniem „ Isaac” Madonna przenosi nas w estetykę Wschodu. W piosence pobrzmiewają echa pieśni żydowskiego kantora „Im Nin’alu”. Egzotyczne rytmy słychać tez wyraźnie w nagraniu „Push”. Płytę kończy monumentalne „Like It or Not”.

Płyta przekonała do siebie nie tylko miłośników twórczości Madonny, ale też krytyków. Okazała się ogromnym sukcesem komercyjnym, docierając do pierwszego miejsca list przebojów dosłownie na całym świecie.

Na albumie nie ma słabszych utworów, Madonnie i innym twórcom nagrań udało się stworzyć niesamowitą, niepowtarzalną atmosferę, Z pierwszej, dyskotekowej części artystka przechodzi do drugiej, bardziej mistycznej, spirytualnej. Bardzo intrygującym zabiegiem jest połączenie wszystkich utworów w spójną, choć eklektyczną całość – nagrania płynnie przechodzą w siebie bez przerw między nimi. Płyta jest nadal bardzo świeża, motywująca, dająca ogromną dozę energii. Przesłuchałem ją ponownie po raz kolejny i utwierdziłem się raz jeszcze w jej genialności i unikatowości. Zatem i wy posłuchajcie „Wyznań na parkiecie”.

Moja ocena: 10/10 (no cóż, nie mogło być inaczej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz