MADONNA Confessions on a dance floor, 2005
Dokładnie 15 lat temu ukazała się jedna z najlepszych i
najważniejszych płyt Madonny „Confessions on a Dance Floor” – pełen
niesamowitej energii i tętniący dyskotekowymi brzmieniami dziesiąty album w
dyskografii gwiazdy. Pozycja niezmiennie znajduje się w TOP 3 moich ulubionych
płyt Madonny (zaraz po „Like a Prayer”, a przed „True Blue” i „Ray of Light”).
Produkcją płyty zajęli się Stuart Price oraz Mirwais, a efekty ich współpracy z Madonną są
niesamowite.
Pamiętam, że udało mi się zdobyć ten album nie w pełni
legalnie na dwa dni przed oficjalną premierą. To była sobota i wiedziałem, że
płyty są już na pewno w sklepie, gotowe na poniedziałkową wielką premierę. Udało
mi się przekonać panią sprzedawczynię, by pozwoliła mi kupić płytę od razu, a
wprowadziła transakcję do systemu dopiero w poniedziałek. Byłem na tyle skuteczny,
że płyta znalazła się w moim posiadaniu, a wraz z tym rozpoczęła się moja
podróż na światowe parkiety wraz z moją ulubioną wokalistką.
Od początku do końca płyta pulsuje tanecznymi rytmami lat 70-tych
i 80-tych w znakomitej współczesnej aranżacji. Płytę otwiera genialne nagranie „Hung
Up”, którym Madonna promowała wydawnictwo. To energetyczny, fantastyczny numer,
który nie pozwala – tak jak cała płyta – usiedzieć w miejscu. W nagraniu można
odnaleźć sample wielkiego hitu Abby z 1979 roku „Gimme! Gimme! Gimme!”. Madonna uzyskała oficjalną zgodę od Björna
Ulvaeusa i Benny’ego Anderssona – twórców muzyki zespołu – na wykorzystanie
tego chwytliwego fragmentu. Piosence towarzyszyło bardzo dobre video, w którym
Madonna – a wygląda tu przewspaniale – najpierw ćwiczy formę w sali do
fitnessu, by z kolei pokazać swoje taneczne możliwości w klubie. Jest
znakomita.
„Hung Up”płynnie przechodzi na albumie w nieco spokojniejszy
utwór „ Get Together”, który został wydany jako trzeci singiel z płyty.
Nagranie jest odrobinę wolniejsze, ale daleko mu do ballady, to nadal
dyskotekowo-transowy rytm, który artystka utrzymuje do końca albumu. Następnie
wracamy do jeszcze intensywniejszego tempa wraz z hite „Sorry”, w którym
Madonna szepcze słowo „przepraszam” w wielu językami, także w języku polskim. „Sorry”
zostało drugim singlem z płyty. Szkoda, że Madonna nie zdecydowała się na
jeszcze szerszą promocję, wydając na singlu choćby następny numer z płyty –
świetne „Future Lovers”, czy piosenkę numer 5 – rewelacyjne „I Love New York”,
gdzie Madonna oddaje hołd miastu, które otworzyło jej ogromną karierę i choć
czuje się dobrze w wielu miejscach, to właśnie Nowy Jork jest geograficzną
miłością jej życia. Nagranie jest tak zachęcające i porywające, że aż chce się
wyruszyć na podbój stolicy świata, tak jak zrobiła to Madonna na początku lat
80-tych.
Nie wytracamy tempa przy następnym nagraniu – „Let It Will
Be” – to kolejne taneczne, świetnie wyprodukowane nagranie w duchu lat 70-tych.
Nuty z tej dekady słyszymy też w nieco wolniejszym, choć nadal bardzo
energetycznym nagraniu „Forbidden Love”. W kolejnych minutach albumu ponownie
zwiększamy tempo przy pulsującym czwartym singlu z „Confessions” – „Jump” ze
znakomitym, przygotowanym w Japonii teledysku. Lata 80-te pobrzmiewają w rewelacyjnej
piosence „High How” – jest to, moim zdaniem, jedno z najatrakcyjniejszych i
najmądrzejszych nagrań na albumie.
W kolejnym fragmencie płyty robi się nieomal mistycznie.
Wraz z nagraniem „ Isaac” Madonna przenosi nas w estetykę Wschodu. W piosence
pobrzmiewają echa pieśni żydowskiego kantora „Im Nin’alu”. Egzotyczne rytmy
słychać tez wyraźnie w nagraniu „Push”. Płytę kończy monumentalne „Like It or
Not”.
Płyta przekonała do siebie nie tylko miłośników twórczości
Madonny, ale też krytyków. Okazała się ogromnym sukcesem komercyjnym,
docierając do pierwszego miejsca list przebojów dosłownie na całym świecie.
Na albumie nie ma słabszych utworów, Madonnie i innym
twórcom nagrań udało się stworzyć niesamowitą, niepowtarzalną atmosferę, Z
pierwszej, dyskotekowej części artystka przechodzi do drugiej, bardziej
mistycznej, spirytualnej. Bardzo intrygującym zabiegiem jest połączenie
wszystkich utworów w spójną, choć eklektyczną całość – nagrania płynnie
przechodzą w siebie bez przerw między nimi. Płyta jest nadal bardzo świeża,
motywująca, dająca ogromną dozę energii. Przesłuchałem ją ponownie po raz
kolejny i utwierdziłem się raz jeszcze w jej genialności i unikatowości. Zatem
i wy posłuchajcie „Wyznań na parkiecie”.
Moja ocena: 10/10 (no cóż, nie mogło być inaczej)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz