DEBORAH LEVY „PŁYNĄC DO DOMU” (Swimming home), Kraków 2019
Polski przekład: Marcin Sieduszewski
Dawno nie pisałem o moich lekturach, pora zatem na post
literacki. Z dużym zainteresowaniem sięgnąłem po wydaną niedawno w Polsce
nakładem wydawnictwa Znak powieść brytyjskiej pisarki Deborah Levy „Płynąc do
domu”. Książka otrzymała nominację do Nagrody Bookera w 2012 roku. Dużą zachętą
była dla mnie poprzednia pozycja pisarki „Gorące mleko” – urzekająca językiem i
atmosferą greckich wakacji i poruszająca wiele ważkich problemów, jak choćby
relacje dorosłych dzieci z rodzicami. Tym razem autorka umiejscawia akcję
powieści latem 1994 roku na południu Francji.
Pisarka tworzy całą gamę intrygujących bohaterów, których
łączą wspólne wakacje w nadmorskiej willi z basenem. Na plan pierwszy wysuwa
się rodzina Jacobsów – Joe (właściwie Józef Nowogrodzki) – polsko-brytyjski
literat, żydowskiego pochodzenia), jego żona Isabel oraz czternastoletnia córka
Nina. Równie zaskakującą i bodaj najbarwniejszą postacią jest Kitty Finch,
zwana pieszczotliwie Kocią Kitty, młoda, atrakcyjna, wyzwolona seksualnie i
neurotyczna Brytyjka, która okazuje się psychofanką Joe’go i wielbicielką jego
twórczości. Sama marzy o karierze literackiej. Poznajemy ją, kiedy „brzuchem do
dołu, z rękami rozpostartymi jak rozgwiazda i długimi włosami unoszącymi się na
bokach niczym wodorosty” unosi się kompletnie naga na powierzchni basenu jak
topielica. To ona jest modus operandi wielu postaw i zachowań bohaterów,
głównie tracących dla niej głowę mężczyzn. To ona staje się czynnikiem
inicjacyjnym, wprowadzającym nastoletnią Ninę w świat dorosłości.
Widoczne jest, że Deborah Levy jest świetną pisarką , bardzo
swobodnie posługuje się znakomitym językiem (brawa za doskonały przekład dla
Marcina Sieduszewskiego), najciekawszą stroną jej literatury jest kreacja
nietuzinkowych, barwnych postaci. Mimo to powieści „Płynąc do domu” czegoś
brakuje. W opisach rozleniwionego życia we francuskiej willi, przerywanego
intrygami Koci Kitty, brakuje lekkości, która towarzyszyła książce „Gorące
mleko”, szczególnie atmosfery poprzedniej powieści. Być może przeszkadza także zbyt
liczna grupa bohaterów, których łączą skomplikowane relacje z przeszłości i
teraźniejszości, którzy skrywają tajemnice i pojawiają się w nieoczekiwanych
momentach akcji.
Podsumowując, Deborah Levy jest autorką godną uwagi i z
pewnością sięgnę po kolejną pozycję jej autorstwa, ale „Płynąc do domu” moją
ulubioną powieścią pisarki nie zostało.
Moja ocena: 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz