sobota, 31 października 2020

 

DEBORAH LEVY „PŁYNĄC DO DOMU” (Swimming home), Kraków 2019

Polski przekład: Marcin Sieduszewski



Dawno nie pisałem o moich lekturach, pora zatem na post literacki. Z dużym zainteresowaniem sięgnąłem po wydaną niedawno w Polsce nakładem wydawnictwa Znak powieść brytyjskiej pisarki Deborah Levy „Płynąc do domu”. Książka otrzymała nominację do Nagrody Bookera w 2012 roku. Dużą zachętą była dla mnie poprzednia pozycja pisarki „Gorące mleko” – urzekająca językiem i atmosferą greckich wakacji i poruszająca wiele ważkich problemów, jak choćby relacje dorosłych dzieci z rodzicami. Tym razem autorka umiejscawia akcję powieści latem 1994 roku na południu Francji.

Pisarka tworzy całą gamę intrygujących bohaterów, których łączą wspólne wakacje w nadmorskiej willi z basenem. Na plan pierwszy wysuwa się rodzina Jacobsów – Joe (właściwie Józef Nowogrodzki) – polsko-brytyjski literat, żydowskiego pochodzenia), jego żona Isabel oraz czternastoletnia córka Nina. Równie zaskakującą i bodaj najbarwniejszą postacią jest Kitty Finch, zwana pieszczotliwie Kocią Kitty, młoda, atrakcyjna, wyzwolona seksualnie i neurotyczna Brytyjka, która okazuje się psychofanką Joe’go i wielbicielką jego twórczości. Sama marzy o karierze literackiej. Poznajemy ją, kiedy „brzuchem do dołu, z rękami rozpostartymi jak rozgwiazda i długimi włosami unoszącymi się na bokach niczym wodorosty” unosi się kompletnie naga na powierzchni basenu jak topielica. To ona jest modus operandi wielu postaw i zachowań bohaterów, głównie tracących dla niej głowę mężczyzn. To ona staje się czynnikiem inicjacyjnym, wprowadzającym nastoletnią Ninę w świat dorosłości.

Widoczne jest, że Deborah Levy jest świetną pisarką , bardzo swobodnie posługuje się znakomitym językiem (brawa za doskonały przekład dla Marcina Sieduszewskiego), najciekawszą stroną jej literatury jest kreacja nietuzinkowych, barwnych postaci. Mimo to powieści „Płynąc do domu” czegoś brakuje. W opisach rozleniwionego życia we francuskiej willi, przerywanego intrygami Koci Kitty, brakuje lekkości, która towarzyszyła książce „Gorące mleko”, szczególnie atmosfery poprzedniej powieści. Być może przeszkadza także zbyt liczna grupa bohaterów, których łączą skomplikowane relacje z przeszłości i teraźniejszości, którzy skrywają tajemnice i pojawiają się w nieoczekiwanych momentach akcji.

Podsumowując, Deborah Levy jest autorką godną uwagi i z pewnością sięgnę po kolejną pozycję jej autorstwa, ale „Płynąc do domu” moją ulubioną powieścią pisarki nie zostało.

Moja ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz