„W tenisie love znaczy zero” (Love Means Zero), USA 2017

Wyznam, że bardzo cenię sobie pojawiające się w polskich
kinach filmy dokumentalne. Pamiętam, że byłem zachwycony filmem „Sugar Man”, w
ubiegłym roku moją uwagę przyciągnął fil „Maiden” o pierwszej żeńskiej drużynie
okrążającej kulę ziemską jachtem, jest też wiele znakomitych dokumentalnych
pozycji biograficznych. Wczoraj w ramach cyklu Filmoterapia z Sensem w naszym
lokalnym Novym Kinie Przedwiośnie dość nieoczekiwanie trafiłem na dokument
psychologiczno-sportowy – film „W tenisie love znaczy zero”.
Dokument w reżyserii Jasona Kohna opowiada o stworzonej na
przełomie lat 70-tych i 80-tych, odnoszącej ogromne sukcesy, szkole tenisowej dla
młodzieży, założonej i prowadzonej przez Amerykanina włoskiego pochodzenia,
Nicka Bollettieri. Choć Nick paradoksalnie nigdy nie był ekspertem w dziedzinie
tenisa, można śmiało powiedzieć, że zrewolucjonizował profesjonalny świat tej
dyscypliny, doprowadził do pojawienia się wielkoszlemowych turniejach coraz
młodszych zawodników, a wychowankami jego szkoły były takie sportowe osobowości
i gwiazdy, jak Andre Agassi, Boris Becker, czy Monica Seles.
Film jest skonstruowany na zasadzie wywiadu reżysera z osiemdziesięcioośmioletnim
obecnie Bollettierim, przerywanego scenami archiwalnymi z wywiadami jego podopiecznych
oraz fragmentami najważniejszych meczy, także z takich prestiżowych turniejów,
jak Wimbledon, French Open, czy US Open. Słyszymy też byłe gwiazdy
wypowiadające się o szkole i o trenerze z perspektywy lat (co ciekawe,
najwybitniejszy uczeń Nicka, Andre Agassi, odmówił udziału w projekcie).
Dokument to psychologiczne stadium człowieka bezrefleksyjnie
opętanego żądzą sukcesu, bezwzględnego tyrana, który tak potrafi wpłynąć na
młodych tenisistów (by nie rzec – zmanipulować ich), że – mimo morderczych
treningów, ciężkiej pracy w szkole i w internacie i ciągłej rywalizacji –
prawie wszyscy kochali swojego trenera, bezgranicznie mu ufali i traktowali jak
ojca. Bollettieri, doprowadzając swoich zawodników na sam szczyt, często
rujnował ich psychikę i poczucie rzeczywistości.
Film jest kolejnym ciekawym spojrzeniem na świat tenisa,
zwłaszcza po dwóch fabułach dotyczących tego sportu, które stosunkowo niedawno
gościły na ekranach naszych kin: „Wojna płci” z 2017 roku z emmą Stone i Steve’m
Carellem oraz „Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem” z tego samego roku ze
świetnymi rolami Sverrira Gudnasona i Shia LaBeoufa. To produkcja nie tylko dla
zagorzałych wielbicieli tenisa i sportu w ogóle, ale dla wszystkich, których
interesuje psychologia człowieka i wpływ jednostki na drugą osobę.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz