„Coś się kończy, coś zaczyna” (Endings, Beginnings), USA 2019
Polska premiera: 3 lipca 2020
Daphne (Shailene Woodley – pamiętna Hazel z „Gwiazd naszych
wina” i Alexandra ze świetnych „Spadkobiercach” – wierzę, że ta aktorka
odbierze kiedyś statuetkę Oscara) – młoda, atrakcyjna dziewczyna – nagle i
niespodziewanie porzuca pracę, którą ceni i lubi, rozstaje się z Adrianem –
wieloletnim kochającym i kochanym partnerem i wprowadza się do domku przy basenie
swojej siostry. Jest zagubiona i wyraźnie nie radzi sobie ze swoim życiem. I tu
do akcji wkracza dwóch bohaterów i pojawia się motyw znany w kinie i
literaturze od zawsze : ich dwóch, ona jedna.
Na basenowej imprezie sylwestrowej u swojej siostry Daphne
poznaje dwóch chłopaków – jeden z nich to Jack – wrażliwy pisarz i
uniwersytecki pracownik naukowy (w tej roli – Jamie Dornan – tak, tak, słynny
Christian Grey o 50 twarzach) i Frank (Sebastian Stan) – niebieski ptak, który
hedonistycznie korzysta z życia. Oczywiście, obaj zakochują się w Daphne, a
Daphne zakochuje się w obu mężczyznach. Na domiar złego Jack i Frank są od lat
najlepszymi przyjaciółmi. Czy trudna sytuacja pozwoli zakochanym w Daphne chłopakom
utrzymać wieloletnią męską przyjaźń?
Jakie traumatyczne wydarzenia wpłynęły na rozchwianie emocjonalne głównej
bohaterki?
„Coś się kończy, coś zaczyna” nie jest filmem złym, ale nie
jest na pewno propozycją znakomitą. To ciekawe spojrzenie na kwestię miłosnego
trójkąta, reżyser próbuje nadać problemowi głębię, aktorzy grają dobrze, ale
film nie tworzy spójnej i przekonującej całości. Czegoś do zachwytu brakuje…
Film można zobaczyć, ale z całą pewnością można bez niego
żyć, bo nie wnosi do historii kina, ani obserwacji człowieka nic nowego, czy
spektakularnego. Na wyróżnienie zasługuje natomiast świetna ścieżka dźwiękowa
oraz ciekawy i dowcipny sposób ukazywania inteligentnych dyskusji tekstowych
między Daphne i Frankiem.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz